poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział 22 - "Dlaczego on?"

Ten rozdział porył mi czachę. Tak, Laura znowu będzie płakać, to takie do niej niepodobne D: ech, Nathielu, tak bardzo ją zmieniasz. Przez ciebie staje się kluchą.
Długie. Długie coś. Nie chciało mi się tego jakoś zbytnio poprawiać. Dramaty, dramaty wszędzie. 

POPRAWIONE [10.12.2017]
***
Nie ruszałam się z domu. Leżałam w łóżku, lecząc rany i próbując zbić gorączkę, która dręczyła mnie od kilku dni – nie miałam pojęcia, czy była efektem ciężkich ran zadanych mi przez Gabrielle, czy po prostu przypadkiem, gdzieś po drodze załapałam jakąś niechcianą grypę. Nie przeszkadzało mi to. Choroba udowadniała, że mimo wszystko jestem człowiekiem, a nie bladym kosmitą z nieznanej nikomu planety, którego ciało pozostaje nieczułe na wszelakie bakterie, doprowadzające do niegroźnych infekcji. Odkąd pamiętałam, bardzo rzadko chorowałam. 
Leżąc w łóżku już któryś dzień z kolei, spojrzałam na jedyną w pokoju ramkę, która spoczywała na szafce nocnej. Gdyby nie Amy, nie mielibyśmy żadnego wspólnego zdjęcia z Deanielem, a tak mógł się do mnie uśmiechać przynajmniej stąd.
Scena odbywająca się pomiędzy naszą trójką wyglądała zabawnie. Amy machała w stronę aparatu z szerokim uśmiechem na twarzy, Deaniel klepał mnie po głowie, szczerząc się jak ostatni wariat na Ziemi, a ja stałam nachmurzona, spoglądając gdzieś w bok, jakbym chciała zabić własnych przyjaciół. Nienawidziłam zdjęć, ale nie żałowałam tego, które stało na mojej szafce. To była w końcu jedyna pamiątka po Deanielu, która mi o nim przypominała.
Pchnęłam ramkę – wylądowała z głuchym trzaskiem na drewnianej płycie. Na szczęście szkło nie uległo uszkodzeniu.
Naprawdę mi go brakowało. Zdążyłam już nawet zapomnieć o tym, co złego wcześniej uczynił. Wybaczyłam mu wszystkie błędy i złe decyzje, bo w sumie jaki sens miałoby denerwowanie się na kogoś, kogo już więcej nie ujrzę? Wszystko, co złe przysłoniło jego poświęcenie, które przypłacił własnym życiem. Świadomość tego czynu kłuła mnie nieprzyjemnie w serce. Kiedy ktoś oddawał ci to, co było dla niego najcenniejsze, zaczynałeś czuć się zobowiązany do zachowania tego daru. Gdyby coś mi się stało i podzieliłabym los Deaniela, zmarnowałabym tym samym jego życie – w chwili śmierci myślałabym tylko i wyłącznie o tym, jak bardzo czułby się zawiedziony, gdyby wiedział o moim przedwczesnym upadku.
Nie było na świecie nic gorszego, niż myśl, że to z twojej winy zginął ktoś bliski twojemu sercu. 
Amy byłam zmuszona przekazać wiadomość, że nasz przyjaciel nagle się przeprowadził. Oczywiście nie miałam pojęcia do jakiego miasta, ponieważ zostawił mi tylko i wyłącznie SMS-a, którego ze złości od razu usunęłam. Była zdziwiona jego domniemanym zachowaniem i pytała, czy uważam, że to, co zrobił jest w porządku. Ledwo potrząsnęłam głową. Na szczęście moja przyjaciółka dostrzegła, że nie jest to temat, który chcę dalej ciągnąć. Wiedziała, że jego zniknięcie mnie ubodło.
Nim moje oczy zaszły łzami, zmieniłam tor myśli.
Po ostatniej demonicznej przygodzie Hugh zapytał mnie, czy chcę zostać łowcą. Przez dłuższą chwilę nie byłam w stanie odpowiedzieć na jego pytanie, w końcu jednak zdecydowałam, że to nie jest coś, co chciałabym robić i czemu się poświęcać. To naprawdę niebezpieczny zawód, wymagający nie byle jakich zdolności. Nie czułam się na siłach, aby zabijać demony, tym bardziej, że byłam tylko i wyłącznie tchórzem, który nie potrafił sobie radzić z przeciwnościami losu. Jak miałabym walczyć z demonami podobnymi do Gabrielle? Już sama myśl o niej wywoływała u mnie gęsią skórkę.
Grzecznie podziękowałam i powiedziałam, że muszę się nad tym zastanowić. Kto wie, może jeszcze kiedyś wrócę do tego myślami i podejmę drastyczną decyzję o zostaniu łowcą cienia? Nie, to zabawna perspektywa. Nie byłam Nathielem, który wręcz kipiał odwagą i szaloną żądzą zabijania demonów. To była fucha dla niego, nie dla mnie.
Przewróciłam się na plecy i spojrzałam w sufit.
„To dobry chłopak, ale mimo wszystko powinnaś na niego uważać. Z pewnością nie jest kimś odpowiednim dla ciebie” – to właśnie powiedział Hugh, gdy temat zszedł na zaprzyjaźnionego ze mną łowcę. Kiedy ujrzałam jego znaczące spojrzenie, mało nie wybuchłam śmiechem. On naprawdę sądził, że mamy się ku sobie. To głupie. Nie byłabym w stanie zakochać się w kimś tak skrajnie różniącym się ode mnie. Dlaczego każdy, kto na nas patrzył, dopowiadał sobie nieadekwatne do prawdziwego stanu rzeczy fakty? Łączyła nas tylko ironia i umiejętność długiego kłócenia się połączona z wymyślnymi wyzwiskami.
Doskonale wiedziałam, że Nathiel nie był dla mnie odpowiedni. Żyliśmy w dwóch różnych światach, różniliśmy się między sobą jak ogień i woda, jak deszcz i słońce, jak pies i kot, jak… blada dupa albinosa od szalonego, demonicznego łowcy. Widziałam nas tylko w relacjach typowo przyjacielskich, choć i to byłoby zapewne trudne do zrealizowania z naszymi porażającymi charakterami.
Przekręciłam się na lewy bok i chwyciłam za książkę od fizyki, leżącą pod poduszką. Chciałam zająć czymś swoje myśli, choć wiedziałam, że nie będzie to zbyt łatwe. Nawet głupia energia potencjalna kojarzyła mi się teraz z czymś zupełnie innym niż z fizyką.
Drzwi uchyliły się delikatnie z cichym skrzypnięciem. Do środka zajrzała moja troskliwa rodzicielka. Przychodziła tu co kilkadziesiąt minut, zupełnie jakby się bała, że zastanie mnie tutaj martwą lub po prostu nieobecną. Była przewrażliwiona, ale to w żaden sposób mnie nie dziwiło. Byłam jej jedynym dzieckiem, jedyną osobą, z którą mieszkała. Beze mnie zostałaby sama.
– Jak się czujesz, kochanie? – spytała troskliwie.
– Już dobrze, naprawdę – zapewniłam ją, obdarzając delikatnym uśmiechem.
– Przynieść ci coś?
Potrząsnęłam głową.
Gdy zamknęła z westchnięciem drzwi, przypomniałam sobie scenę, która odegrała się kilka dni temu, gdy po północy w towarzystwie Nathiela dotarłam do domu. Moja matka widząc mnie od razu wybuchła płaczem. Bała się nawet spytać, co mi się przydarzyło – jej nerwy przez ostatnie godziny były tak napięte, że kiedy wreszcie uległy postrzępieniu, nawet nie mogła wydusić z siebie słowa. Dopiero mój zielonooki demoniczny towarzysz oznajmił jej, że zostałam zaatakowana przez jakiegoś szalonego i niezrównoważonego nastolatka, kiedy wracałam do domu po płomiennej kłótni z Deanielem. Akurat był w pobliżu, więc mi pomógł. Nie miałam mu za złe, że wymyślił tę mało wiarygodną historyjkę. Była wygodna, a moja matka i tak naiwnie wierzyła we wszystko, co słyszała. Za bardzo ufała ludziom, szczególnie tym obcym. Gdyby tylko wiedziała, co tak naprawdę spotkało mnie tamtej nocy…
Odłożyłam książkę na bok, nie widząc sensu w ciągłym, tępym wpatrywaniu się w nią. Byłam osłabiona i zmęczona własnymi myślami. Mimo wczesnej pory oczy same mi się zamykały. Z powodu choroby i odniesionych ran byłam pozbawiona energii. Zapewne trochę czasu minie, nim całkowicie ją odzyskam.
Nathiel. Po ostatnim razie stwierdził, że będzie miał na mnie oko, bo zdawał sobie sprawę z tego, że Gabrielle może wrócić, żeby się na mnie zemścić. Może to dosyć dziwny wniosek, ale odnosiłam wrażenie, że los specjalnie pchał moją osobę w jego stronę. Zupełnie tak, jakbyśmy byli sobie przeznaczenie. Nie jako kochankowie, a jako... kto? Towarzysze? Przyjaciele? Sama tego nie wiedziałam i na razie wolałam o tym nie myśleć. Lubiłam go, choć w dalszym ciągu niesamowicie mnie irytował. Często zachowywał się tak, jakby coś wessało mu mózg w otchłań podczas jednej z niebezpiecznych misji, kiedy polował na demony. Auvrey był nachalnym idiotą, którego powinno teraz gonić stado lekarzy w białych kitlach. Mimo wszystko, zawsze mnie ratował i byłam mu za to wdzięczna, choć... musiałam przyznać, że wolałabym być bezpieczna, niż ratowana przez niego z każdej opresji. To irytujące i zarazem zawstydzające. Nie lubiłam być od kogoś zależna.
Wtuliłam głowę w poduszkę.
Przez to senne otępienie zaczynałam myśleć o głupotach. I po co? Po co w ogóle o nim myślałam? To źle, że jego osoba bezczelnie stąpała po moim umyśle. Nie dostał do niego wstępu. Wdarł się tutaj siłą. Myślał, że jego charyzma wystarczy, aby odcisnąć piętno w kształcie jego irytującej gęby w moim mózgu? Nie mylił się. Z reguły irytujące osoby pamiętało się bardziej niż te, które były dla nas miłe i pomocne.
Koniec tych pustych rozważań. Wzywał mnie sen.
***
Pędziłam ile sił w nogach przez ciemny, niezmierzony korytarz. W oddali jaśniało blade światło, próbowałam sięgnąć po nie ręką – wydawało się być moim jedynym ratunkiem. Strach i przerażenie deptały mi po piętach. W głowie słyszałam głośny, szaleńczy śmiech nieznanej mi kobiety. Kiedy już myślałam, że nie dotrę do celu swojej podróży, jasność zaatakowała moje oczy. Była rażąca, nieprzyjemna i niepokojąca. Czyżby to nie była upragniona droga do wolności? Zostałam oszukana przez własną intuicję?
– Będę cię kochał już zawsze, nieważne gdzie się znajdę  – usłyszałam.
Gdy spojrzałam w bok, zobaczyłam uśmiechniętego Deaniela, który wyciągał w moją stronę dłoń. Był ubrany w białą koszulę i spodnie. Jaśniał niczym słońce. Kojarzył mi się z aniołem, którym nie mógł przecież być. To w końcu demon.
Chciałam go chwycić, ale nim to zrobiłam, rozpłynął się w powietrzu.
Ciemność zaczęła okrywać światło swoim nieskończenie długim płaszczem. Tunel, w którym wcześniej byłam, przypominał teraz otchłań, która próbowała mnie wciągnąć w swoje odmęty. Próbowałam się czegoś uchwycić, krzyczałam, wołałam o pomoc, jednak nikt nie odpowiadał. Tuż przed sobą ujrzałam przerażającą twarz Gabrielle, wykrzywioną w ironicznym uśmiechu. Triumfowała nad moim upadkiem.
– Twoje życie to nic nieznacząca dla ludzkości chwila – powiedziała mrocznym głosem, zanosząc się charakterystycznym dla siebie śmiechem, od którego przeszyły mnie dreszcze.
Nie miałam już sił. Puściłam się niewidzialnej i wątpliwej podpory, a potem wpadłam wprost w  ramiona otchłani. Leciałam w dół, krzycząc tak głośno, że sama nie byłam w stanie znieść swojego okrzyku. Mój głos odbijał się echem od niewidzialnych ścian umysłu, który przeszywał ból. Musiałam chwycić się za głowę i skulić w sobie, a jednak nawet to nie pomogło mi w odzyskaniu równowagi.
Mijałam po drodze ciemne maski, przypominające przerażone twarze ludzi, słyszałam nieludzkie jęki, które wtórowały mojemu krzykowi, czułam na sobie obślizgłe i przerażająco chłodne dłonie, które próbowały ściągnąć mnie na samo dno.
Czy właśnie tak wyglądała otchłań? Jak niekończące się piekło, próbujące siłą wyszarpać z mojego ciała duchową powłokę? Czułam, że dłużej tego nie zniosę.
Zamknęłam gwałtownie oczy. Dopiero wtedy wszystko ucichło, zupełnie jakby było tylko śmieszną iluzją wywołaną przez mój strach. Gdy uniosłam powieki do góry zobaczyłam swoje własne gołe stopy, trzymające się drewnianych paneli. Znajdowałam się w sali, która w dzieciństwie była mi dobrze znana. Teraz okrywała ją jednak niewyraźna mgła wspomnień.
Moją uwagę przykuła grupka dzieciaków, która otaczała małą, jasnowłosą dziewczynkę kulącą się pod ścianą. Serce zatrzepotało gwałtownie w mojej piersi. Poczułam ten sam strach, który przejął nade mną kontrolę, kiedy spadałam w otchłań.
Mimowolnie podeszłam bliżej. Chciałam się dowiedzieć, kto skrywał się za gradem dziecięcych słów i przedmiotów. Kto zakrywał dłońmi głowę w obawie przed tym, że całe zło tego świata spadnie prosto na niego.
– Wiedźma!
– Czarownica!
– Dziwadło!
Wiedziałam, kto kulił się w kącie przed rówieśnikami. Nie musiałam widzieć zapłakanej twarzy tej osoby, aby się tego dowiedzieć. Rzucane w pustą przestrzeń słowa były mi doskonale znane.
To byłam ja.
Mała Laura płakała, kryjąc się przed rzucanymi w nią przyborami szkolnymi. Chciałam jej pomóc, rozgromić grupę bezlitosnych dzieciaków, nakrzyczeć na nich, ale ktoś mnie uprzedził. W jej obronie stanęła mała i pulchna Amy, która krzyknęła walecznie:
– Zostawcie ją w spokoju!
Scena uległa zmianie.
 Teraz to ja byłam małą Laurą. Siedziałam na schodach, spoglądając ze łzami w oczach na kłócących się rodziców. Kurczowo trzymałam się drewnianych szczebli. Szybko zdałam sobie sprawę z tego, że ta sytuacja miała już kiedyś miejsce. Wspominałam ją późnymi nocami, kiedy szykowałam się do spania. Wciąż o tym nie zapomniałam.
– To piekielny bachor! Dziecko samego Szatana! Nie powinna tutaj być! – darł się ojciec. – Własnoręcznie zaprowadzę ją do domu dziecka! Nie chcę jej tutaj!
Matka płakała przejmująco, próbując uspokoić rozszalałego z wściekłości męża, który zdążył już stłuc wazon i zbić ramkę ze zdjęciem, która przedstawiała trójkę osób połączonych więzami rodzinnymi – najwyraźniej to niewiele dla niego znaczyło.
– Nie oddam nikomu Laury! To moje dziecko! – krzyknęła płaczliwie kobieta.
Ojciec nie wytrzymał i uderzył ją w twarz. Wtedy drobne rączki zacisnęły się mocniej na szczebelkach.
W moim sercu pojawiło się to pamiętne, gniewne uczucie, które było zbyt niepokojące jak na kilkuletnie dziecko, które bało się nawet własnego cienia.
Chciałam, żeby człowiek, który niszczył nasze życie, umarł. Chciałam, żeby odszedł z naszego domu raz na zawsze. To uczucie było tak silne, że paliło moje wnętrze niczym żywy ogień trawiący wszystko, co stało na jego drodze.
Drobne łezki toczyły się z wolna po bladych polikach, małe ręce zbielały od zbyt mocnego ściskania szczebelków. I wtedy, całkowicie znienacka, coś we mnie pękło.
Ojciec złapał się za serce, upadając na podłogę.
Nie wiedziałam, co się dzieje. Dalej były już tylko urywki zapomnianych obrazów. Dźwięk karetki, szpital, ostatnie chwile ojca, martwe, złowrogie spojrzenie i usta układające się w słowo: „potwór”.
Znowu byłam sobą. Stałam w ciemnym kącie i przypatrywałam się mniejszej wersji mnie, która przejmująca płakała, kuląc się na ziemi i kiwając na boki. Nie czułam jednak strachu, a jedynie żal z powodu osoby, która nie powinna cierpieć.
– Zabiłam go! Zabiłam! – krzyczała mała Laura.
Chciałam do niej podbiec, krzyknąć, że to nie jej wina, w końcu ojciec już wcześniej był chory, ale moje usta otwierały się milcząco, a nogi odmawiały posłuszeństwa.
Gdy biegłam w jej stronę, coraz bardziej się od niej oddalałam. Czarna pustka z początku mojego snu zaczęła mnie do siebie przyciągać, zakrzywiać się, spychać mnie w dół. Próbowałam uchwycić się czegoś, co pomogłoby mi utrzymać się w pionie, ale było już za późno. Zdążyłam wydać z siebie tylko ciche: „Ratunku”. Najwyraźniej ktoś wysłuchał moje błagania, bo chwycił mnie za dłoń i pociągnął w górę. Zobaczyłam parę znajomych, intensywnie zielonych oczu.
– Jestem tu. Nic ci nie grozi. Obudź się – usłyszałam uspokajający głos Nathiela.
Zerwałam się z łóżka z głośnym okrzykiem przerażenia. Łzy spływały mi po policzkach, niknąc w kołdrze, którą byłam przykryta. Byłam zlana potem, a serce biło mi jak oszalałe. Z trudem łapałam oddech.
Zaniepokojona rozglądnęłam się po pokoju. Nikogo tu jednak nie było. To tylko zły sen, niechciany koszmar, który zawładnął moim umysłem na tyle, że udało mu się sparaliżować moje poczucie rzeczywistości. Tak naprawdę nic mi nie groziło, poza niechcianymi wspomnieniami.
Ocierając wierzchem dłoni zapłakane oczy, podniosłam się z łóżka.
Rozpaczliwie potrzebowałam świeżego powietrza.
Chwyciłam za bluzę, która leżała na krześle, zarzuciłam ją na swoje wychłodzone ramiona i ruszyłam w stronę drzwi. Po cichu zeszłam ze schodów. Na szczęście mojej mamy nie zbudziły krzyki, miała twardy sen.
 Drżącymi dłońmi naciągnęłam na stopy stare trampki i po cichu, tak aby nie obudzić śpiącej i zmęczonej rodzicielki, otworzyłam drzwi wyjściowe. Moje płuca od razu napełniły się świeżym powietrzem. Wydawało mi się, że to pomoże i zaraz będę mogła wrócić do swojego pokoju, ale najwyraźniej się myliłam – wcale nie było lepiej. Byłam roztargniona. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić.
Co się ze mną działo?
Zamknęłam drzwi i zeszłam z ganku. Nogi same poniosły mnie w nieznanym kierunku. Poczułam, że robi mi się piekielnie zimno, nie wiedziałam jednak, czy z powodu zbyt lekkiego ubioru czy wewnętrznie ziejącego we mnie chłodu.
Drżąc, chwyciłam za komórkę. Chciałam sprawdzić, która już godzina. Była trzecia w nocy. Zapewne niedługo zacznie świtać. Dzwonienie do Amy nie wchodziło w rachubę, kiedy coś ją budziło w środku nocy, nawet nie wiedziała, co się wokół niej dzieje i kompletnie nic nie docierało do jej ospałego umysłu. Powinnam się po prostu przejść po parku, a potem wrócić do domu i spróbować usnąć. Zapewne za chwilę się uspokoję, to przecież nigdy nie trwało tak długo.
Otuliłam się porządnie bluzą i... nim się zorientowałam, miałam przy uchu telefon, w której brzmiał oddźwięk wykręcanego numeru.
Wstrzymałam dech.
Nie miałam pojęcia, co ja do cholery wyprawiam. Moje ręce były dziwnie niekompatybilne z resztą ciała i umysłem. Chyba zgłupiałam.
– Laura? – usłyszałam zaspany, męski głos.
                Otworzyłam usta, ale żadne słowo nie zostało przez nie wypowiedziane.  
                Dlaczego to zrobiłam? Czy to kwestia tego, że moje zmysły wciąż były uśpione? A może to moja podświadomość skierowała mnie do osoby, która uratowała mnie we śnie i jako jedyna dała mi poczucie bezpieczeństwa? To dlatego, że Nathiel kojarzył się mojej podświadomości z ciągłym ratunkiem? Co mną kierowało, gdy to zrobiłam? Po raz pierwszy nie byłam w stanie zrozumieć własnego postępowania.
                – Laura? Żyjesz? Nie możesz spać? – spytał głos. – Łał, nie mogę uwierzyć w to, że dzwonisz akurat do mnie. Chyba ci się w głowie poprzekręcało. – Dźwięczny śmiech zabrzęczał mi w uszach.
                Wciąż nie odpowiadałam. Byłam jak sparaliżowana.
                – Hej, to ty, czy to twoja komórka bawi się w nocne wydzwanianie?
                Milczałam. Dopiero po dłużej chwili udało mi się wydusić z siebie cokolwiek, był to jednak tylko i wyłącznie wstęp do czegoś, czego nie potrafiłam wyrazić słowami:
                – Ja...
                Nieświadomie pociągnęłam nosem, zdradzając tym samym stan, w jakim się znajdowałam.
                – Płaczesz? – spytał zdziwiony głos. – Co się dzieje?
                Tuż obok mnie przejechało auto. Zaspany mężczyzna w taksówce spojrzał na mnie znudzonym wzrokiem zza szyby. Zapewne zastanawiał się, czy nie potrzebuję pomocy, ostatecznie odjechał jednak, nawet nie pytając, czy gdzieś mnie podwieźć. Zapewne stwierdził, że samotnie spacerująca nocą dziewczyna nie miała przy sobie portfela, aby odpowiednio wynagrodzić mu tę przejażdżkę.
                – Jesteś na dworze? – zdziwił się rozmówca. – Ktoś ci coś zrobił? – zaczął wypytywać. Każde kolejne jego słowo, miało w sobie coraz więcej niepokojącego oddźwięku.
                – Nie wiem – wydusiłam z siebie. Kciuk bez mojej zgody nacisnął na czerwoną słuchawkę. Uklękłam na środku ulicy i zakryłam dłońmi twarz.
Co ja do cholery zrobiłam? Zadzwoniłam do Nathiela! Dlaczego akurat do niego? Czy byłam tak bardzo zdesperowana? Jak to możliwe, że jeden głupi koszmar sprawił, iż zaczęłam zachowywać się jak panikara, którą nigdy nie byłam? Dlaczego płakałam? Przecież wszystko było w porządku, prawda?
Nie mogłam znaleźć odpowiedzi na żadne dręczące mnie pytanie.
Czułam, że cała przeszłość do mnie wróciła. Znów byłam tą małą, płaczliwą Laurą niepotrafiącą się obronić – słabą, smutną, nieśmiałą dziewczynką. Myślałam, że już zapomniałam o tym, co spotkało mnie w dzieciństwie. Przecież to nie miało teraz najmniejszego znaczenia. Dręczący mnie rówieśnicy odeszli do innych szkół, ojciec zmarł, a ja żyłam spokojnie razem z matką. Jedynym moim problemem było teraz demoniczne zawirowanie, w którym przypadkowo się znalazłam.
                Ciche dźwięczenie telefonu oznajmiało, że istnieje ktoś, kto chce się w tym momencie do mnie dodzwonić. Wiedziałam, że to Nathiel, bałam się jednak odebrać. Co bym mu wtedy powiedziała? „Przepraszam, że dzwoniłam, to tak nieświadomie przez sen”? „Ja do ciebie dzwoniłam? Co ty gadasz, to pewnie jakiś dziwnie nierealny sen, idź spać i nie irytuj ludzi”? „Zadzwoniłam do ciebie, bo tylko ty potrafisz mnie obronić”?
                Jęknęłam z zawodem, kuląc się i obejmując ramionami kolana – ukryłam w nich twarz, chcąc się skryć przed całym złym światem, który przypominał mi o tym, co już dawno powinno zostać zapomniane.
                Takie przeżywanie było do mnie niepodobne, dlatego świadomie próbowałam siebie usprawiedliwić. Nieraz bywało tak, że kiedy budziliśmy się w środku nocy z krzykiem i byliśmy przejęci jakimś koszmarem, rankiem się z niego śmialiśmy. Gdy byłam mała, nieraz śnił mi się jakiś wyjątkowo realny koszmar, który przedstawiał pająki, próbujące dostać się do mojego gardła. Wtedy piekielnie się ich bałam i uciekałam do pokoju mamy. Rano śmiałam się z samej siebie, bo... przecież pająki nigdy nie zrobiły mi krzywdy, one bały się mnie tak samo, jak ja ich.
Zdecydowanie powinnam się uspokoić i przełączyć teraz swój umysł w poranny tryb świadomości, w końcu była już trzecia nad ranem.
Wdech i wydech.
                – Laura? – usłyszałam za plecami.
                Zdziwiona spojrzałam na zdyszanego Nathiela. Miał włosy w jeszcze większym nieładzie niż zwykle. Jego czarna koszulka z napisem: „Fuck this shit, I'm outta here!” przechylała się niechlujnie na prawe ramię, co tylko potwierdziło moje przypuszczenie, że ubierał się w biegu. Jego ubiór był znakomitym nocnym kamuflażem. Cały w czerni, jak przez większość naszej znajomości. Ten kolor nie pasował do jego szalonego i optymistycznego podejścia do życia.
                Chłopak podszedł gwałtownie do mojej oniemiałej osoby i nachylił się nade mną gwałtownie. Nie spodziewałam się, że położy ciepłe dłonie na moich chłodnych policzkach i spojrzy mi głęboko oczy. Jego twarz wyrażała niepokój.
                 – Co ci jest? – spytał. Dopiero po chwili dostrzegł to, czego nie zdołałam ukryć. – Beczysz? – Mało nie ogłuszył mnie tym pytaniem.
                Zdjęłam jego dłonie ze swojej twarzy. Nie odpowiedziałam na zadane pytanie. Nawet nie zdążyłam pomyśleć, co mogę odpowiedzieć. Niezrażony odtrąceniem Nathiel chwycił mnie za rękę i pociągnął w górę – w końcu wciąż kuliłam się na środku chodnika. Zadziwiająco troskliwy Auvrey zaprowadził mnie do pobliskiej ławeczki, gdzie posadził moją bladą osobą jak małe dziecko.
                – Co ty robisz o tej godzinie na dworze? Nie mów, że była tu Gabrielle – powiedział z pełną powagą. Oparł ręce na ławeczce po obu stronach moich ramion. Znów się nade mną nachylał, przez co czułam się osaczona. Spojrzałam w górę prosto w jego twarz, która zmieniła swój wyraz z zaniepokojonej na wstępnie zirytowaną.
                – Odezwij się w końcu! – powiedział podenerwowany moim milczeniem.
                Nerwy puściły i mi. Zapłakałam, pochylając się do przodu tak, że nieświadomie oparłam głowę na jego piersi. Chciałam się ukryć, choć wiedziałam, że to nie najlepsze ku temu miejsce. Przecież Nathiel i tak widział, że płaczę. Czy naprawdę byłam taka głupia? Do tej pory sądziłam, że jestem odrobinę bardziej inteligentna niż Auvrey.
                Demoniczna łowca milczał przez dłuższą chwilę, najwyraźniej nie wiedząc jak zareagować na moje przedziwne humory, aż w końcu, ku mojemu własnemu zdziwieniu, objął mnie delikatnie dłońmi i przycisnął moją głowę do swojej piersi. Choć byłam zszokowana i zawstydzona sytuacją, nie protestowałam. Dobrowolnie się w niego wtuliłam, jakbym chciała znaleźć w jego ramionach pocieszenie. Było mi głupio. Czułam się jak w skórze obcej osoby. Nigdy nie potrzebowałam czułości ani pocieszenia innych ludzi. Byłam samowystarczalna. Czy koszmar składający się z najgorszych wspomnień i myśli przelał czarę, która rozlała strach po moim ciele? Właśnie tak się czułam, jakby coś we mnie pękło. Jakaś tama, która budowana przez lata, teraz została przeciążona prawdą. 
                – To do ciebie niepodobne – powiedział cicho Nathiel, wprost do mojego ucha. – Płacząca Laura. Kto by pomyślał. – Oczekiwałam, że zacznie się śmiać, a jednak nic takiego nie zrobił. Chyba naprawdę był zdziwiony moim zachowaniem. – Wiesz co? W sumie to cieszę się, że to widzę. Przynajmniej wiem, że masz jakieś uczucia – powiedział z rozbawieniem. Sama nie wiedziałam, czy powiedział to nieświadomie, czy po to, aby mnie rozbawić. To nie było ważne.
                – Jesteś idiotą – mruknęłam, pociągając cicho nosem.
                – Może i jestem, ale to nie ja beczę teraz jak dziecko. – Chłopak zachichotał wrednie. Ścisnął moją głowę, przytulił ją mocniej do swojej klatki piersiowej. Poczochrał energicznie moje włosy, które i tak pewnie były już w ogromnym nieładzie. – A teraz grzeczna Laura opowie mi, co się stało?
                Kiedy odrobinę się uspokoiłam i byłam w stanie cokolwiek z siebie wydusić, postanowiłam, że odpowiem na to pytanie. Nie było potrzeby, aby go okłamywać, nawet jeżeli miałby mnie wyśmiać.
                – Miałam koszmar – burknęłam, nie patrząc mu w twarz. Wciąż ukrywałam głowę w jego ziejącej ciepłem piersi. Było mi tu zadziwiająco dobrze.
                Chłopak milczał. Czyżby uznał to za błahy powód na budzenie go w środku nocy? Zapewne tak właśnie było, zamiast pretensji usłyszałam jednak:
                – Rekin ludojad chciał cię zjeść?
                – To nie jest śmieszne – mruknęłam oburzona. – Śniło mi się coś, co wydarzyło się w przeszłości – dodałam ciszej. Nie chciałam się tym chwalić. To była dosyć osobista sprawa.
                Nathiel po chwili zastanawiającego milczenia odsunął się ode mnie i uklęknął przede mną, wbijając w moją zapłakaną twarz swoje zainteresowane spojrzenie. Ręce położył na moich kolanach. Poczułam się z tym źle. Po pierwsze lepiej mi było, kiedy na mnie nie patrzył, po drugie za bardzo się spoufalał. Wiedziałam, że był otwarty i nie istniało dla niego coś takiego, jak sfera intymna człowieka, ale nie byłam w stanie znieść jego ciepłych dłoni, które wspierały się na moich zmrożonych nocną porą kolanach.
                – Twoja przeszłość jest taka straszna, że powraca do ciebie w koszmarach? – spytał znacząco. – Opowiedz mi o niej – dodał szybko. Uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco i wzruszył ramionami, zupełnie jakby to nie było dla niego nic szczególnego.
                Spojrzałam na niego lekko zaskoczona.
                Nie wiedziałam, czy to przez wzniosłą chwilę, która rozbudowała we mnie ufność do tego irytującego demona, czy może to mój ospały stan umysłu łagodził sytuacyjną niechęć. Nagle zapragnęłam opowiedzieć mu o wszystkim, co spotkało mnie w przeszłości. Jeszcze nie wiedziałam, czy to dobre rozwiązanie, ale ze zdziwieniem musiałam przyznać, że łatwiej opowiadało się o sobie komuś, kto wzbudzał w nas poczucie bezpieczeństwa, a Nathiel był dla mnie właśnie taką osobą.
                Czas pokaże, czy pożałuję swojej niecodziennej wylewności.    

6 komentarzy:

  1. AAAAAAAAAAAAAAA! Nathiel wybawcą xd nie mogę czytać o objawiających uczuciach Laury bo ...bo łzy pojawiają mi się w oczach a gardło zaciska. Biedna Laura, no nie mogę

    OdpowiedzUsuń
  2. Ok, rozdział jedne z najlepszych. Zaserwowałaś mi cały wachlarz emocji :) Nowe oblicze Laury i nowe oblicze Nathiela... Teraz jeszcze bardziej go uwielbiam <3 :D
    Czekam na kolejny rozdział. Na reakcję Nathiela na opowieść Laury. No i mam nadzieję, że tą opowieść też dodasz :)
    Ciekawa też jestem, czy Laura okaże się nie być człowiekiem... To by moze nawet pasowało???
    Czekam na nn z niecierpliwością :D

    Dużo weny i żelków życzę
    Żelcio

    OdpowiedzUsuń
  3. Odrobinę zmęczona wczorajszym wypadem do kina i lekkim bólem głowy, przeczytałam tylko mangę i poszłam spać, nie zaglądając nawet na bloggera, dlatego dopiero teraz biorę się za czytanie.
    List dotarł!
    Rozwaliłaś mnie Lauriel w chmurce :D Nathiel: "Jestem boski", Laura: "Nie." :D :D EPIC!

    Teraz rozdział. Nie jest tak długi jak ostatnio, ale nie mam o to pretensji ;) Bo i tak jest dość długi :D
    Jak czytam komentarze nade mną, to nastawiam się na odrobinę romantyzmu i uśmiecham do monitora ^^ Ja od dawna wiem, że Laura nie jest tylko człowiekiem!
    Przeczytałam pierwsze 4 akapity, ale musiałam przestać, bo z radia leci "Can you feel the love tonight"!!! <3 Pamiętam, jak śpiewałam to na karaoke ^^ Aż sięgnęłam teraz po zeszyt, w którym mam tekst i śpiewam wraz z Eltonem ^^ Może nagram to i wrzucę na fejsa? Może ^^

    Okej, wracam do Nathiela.
    Szczerze? Mnie też brakuje Deaniela z tym jego tchórzostwem, wciąż podziwiam jego poświęcenie.
    " "To dobry, choć nieobliczalny chłopak. Mimo wszystko powinnaś na niego uważać. Z pewnością nie jest kim dla ciebie"" - czy mnie wzrok nie myli, czy Hugh już uważa, że Laura i Nathiel mogę mieć się ku sobie? Interesting.
    Oooo, to myślenie panny Collins o zielonookim jest urocze ^^

    Obstawiam, że w śnie wróciły wspomnienia. I coś mi mówiło, że ojciec Laury nie koniecznie jest jej biologicznym fatherem. Jest nim demon? W końcu te zielone oczy Laury wciąż nie dają mi spokoju, przecież mogła mieć brązowe lub niebieskie, szare bądź piwne, a ona ma akurat zielone. Pewnie nie tak zielone jak Nathiel czy Gabrielle, ale zielone. Może dlatego mają inny odcień, bo jest dzieckiem człowieka i demona? Strasznie mnie intryguje ta sprawa ze śmiercią ojca, choć jego samego nie jest mi szkoda. Mówić o dziecku (dziecku!), że jest potworem, to wyrządzanie mu niesamowicie ogromnego bólu.

    - Jestem tu, obudź się - usłyszałam uspokajający głos Nathiela." - och, no, rozpływam się ^^ Tylko on potrafi ją wyrwać z koszmaru, so sweet, nice and so romantic.
    "Ktoś ci coś zrobił?" - martwi się, aww *.*
    Nie jesteś zdesperowana, Laura, tylko przerażona tym, co się dzieje w twoim życiu. Nigdy nie słyszałaś, by innych spotkało kiedykolwiek to, co ty przeżywasz akurat teraz. Bądź silna. Trzymam kciuki.
    "czarną koszulkę z napisem: "Fuck this shit, I'm outta here!"" - uśmiechnęłam się, oj, uśmiechnęłam ;)
    Lauriel's HUG! I love it! <3
    I jest opowieść! Chcę o niej czytać, bardzo chcę!

    Kolejny rozpis. No ale kurde, u Ciebie się nie da inaczej! Za każdym razem, gdy pojawia się nowy rozdział, ma on w sobie tyle emocji albo jest tak beznamiętny, że muszę to skomentować.
    Ale pewnie nie jesteś zła za długość, prawda? ;)

    Czekam na nn ^^
    Przesyłam mil besos dla Lauriel :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Uf! Mam nadrabiania:) Jak widzę weny do tego opowiadania ci nie brakowało:)I bardzo dobrze,bo będę miała co czytać^^
    A tak, tak. Mam zamiar nadrobić wszystkie rozdziały,więc tylko czekaj na moje "mondre" wypowiedzi:)
    A tak w ogóle to ściskam cię serdecznie za komentarz u mnie!:) Poprawiłaś mi nim samopoczucie. Już myślałam, że opuszczona (i mój blog) zostałam:)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozpacz Laury rusza moje skamieniałe serce. Straciła przyjaciela, którego tak niedawno odzyskała. Pożegnała raz na zawsze brata, który w pewien sposób ją uratował. Płacz, Laura, płacz. Czas nie leczy ran, on tylko przyzwyczaja do bólu.
    Koszmar, który potrafi mieszać w psychice. Ale słowa Nathiela, które pozwoliły jej się uwolnić. To przeznaczenie. W końcu pomógł jej tyle razy, że nie czuje w nim już żadnego zagrożenia, chociaż widziała jego prawdziwą twarz. Demoniczną twarz.
    Otwarcie się przed kimś pomaga zrehabilitować myśli i serce. Wiem to z autopsji. Czasami wygadanie się działa jak założenie szwów.
    Nathiel Aniołem Stróżem. To miłe z jego strony, że jednak pomaga bladej jak dupa albinosa dziewczynie. Teraz on staje się jej przyjacielem. Może on nie jest Deanielem, jednak widzi w nim cząstkę tamtego. Obaj pochodzili z tego samego świata.
    Rany, zaczynam się rozczulać w tych komentarzach. To aż dziwne. Prawie zero dziwactw, tylko takie suche fakty. Houston, mamy problem! Zaczynam przejawiać jakiekolwiek uczucia!
    Pozdrawiam i życzę weny. :*
    PS. jestem w trakcie pisania próbnej wersji listu. Muszę jakoś opisać moją historię z pisaniem. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. "Spojrzałam na zdyszanego Nathiela z roztrzepanymi włosami na głowie, ubranego niedbale w pogniecioną, czarną koszulkę z napisem: "Fuck this shit, I'm outta here!" i czarne spodnie"- Fuck this shit, Im outta here zawsze spoko! Haru taki Nathielowy! Tak! Wreszcie mogę to stwierdzić, mwahhah.

    Powiem szczerze: sadystka ze mnie jedna i niespecjalnie mi brak Deaniela. >o<
    Sry stary, coś czuję, że króliki cię nie polubią.
    Awww, Lauuuriel hug! <3
    A JA GŁUPIA MYŚLAŁAM, ŻE TEN DZIEŃ NIE NADEJDZIE!
    Już ta mała cząsteczka przeszłości Laury wydaje się być strasznie ciekawa. Kiedyś chęć śmierci ojca, a jeszcze nie tak dawno chęć zaksztuszenia się ziemniakiem przez stołówkowiczów. No i proszę.
    Ah, lecę czytać kolejny rozdział. Poprzedni też przeczytany, tak, ale byłam zbyt leniwa, żeby napisać komentarz. Cudowna Cleo pobudziła mnie dopiero swoim WiP (nie, nie domestosem, choć on też mnie pobudził) i oto jestem! Chwała Cleo!

    OdpowiedzUsuń