niedziela, 9 sierpnia 2015

[TOM 2] Rozdział 2 - "Poradzimy sobie"

Jest i drugi rozdział. Może być lekko... zaskakujący. Ja wciąż nie rozumiem jak coś takiego mogło przytrafić się Laurielowi. Z serii: życiowe rozdziały. Będzie spokojnie do 4-tego. Od 5-tego powoli zaczyna się wprowadzanie w nową fabułę.

POPRAWIONE [17.06.2019]
***
Obudziłam się wczesnym porankiem, kiedy słońce nie wychylało się jeszcze zza horyzontu. Kręciłam się z boku na bok, próbując zasnąć, ale na próżno. Nathiel nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi. Spał jak zabity. Miał roztrzepane włosy i lekko rozwarte usta. Lewą rękę trzymał pod swoją głową, prawą na kołdrze. Cieszyłam się, że twardo spał, inaczej zacząłby podejrzewać, że dzieje się ze mną coś złego.
Spojrzałam w sufit i zamrugałam oczami. Straszliwie kręciło mi się w głowie. Czułam się jak w stanie nietrzeźwości i to nie pierwszy raz w ciągu ostatnich tygodni. Znane mi dobrze mdlące uczucie dało mi znać, że najwyższy czas podnieść się z łóżka.
Jeszcze raz spojrzałam na śpiącego Nathiela, który tylko zmarszczył przez sen czoło, a potem przewrócił się na drugi bok. Miałam ochotę pogłaskać go po głowie, wiedziałam jednak, że wtedy od razu zerwie się z łóżka. Może i miał twardy sen, ale gdy wyczuwał czyjś dotyk, natychmiastowo się budził. Zapewne gdyby nie miał do czynienia z demonami, byłby śpiącym kamieniem, a tymczasem życie nauczyło go, że powinien być zawsze czujny.
Podniosłam się z łóżka. Jeszcze przez chwilę musiałam stać w miejscu, próbując opanować ciemnienie w oczach, a także szalone bicie serca, które rozpaczliwie potrzebowało nowych pokładów tlenu. Nie był to na szczęście długotrwały proces. Już po chwili, z uczuciem bliskim jazdy na karuzeli, ruszyłam do łazienki. Miękki dywanik przywitał mnie na podłodze, kiedy uklęknęłam. Miejscem mojego wsparcia stał się sedes w delfiny, które wyjątkowo mnie nie bawiły. Dobrze mi znane ssące uczucie w żołądku podpowiadało, że jeszcze chwila i zwrócą całą swoją kolację, składającą się ze spaghetti i lodów bakaliowych. 
Kogo ja próbowałam oszukać? Nie byłam głupia, wiedziałam, co się ze mną działo. Zbyt długo siedziałam już z głową w książkach, aby nie umieć rozszyfrować swojego stanu. Przecież nawet idiota zorientowałaby się, co jest grane.
Oddychałam ciężko, przeżywając po raz kolejny efekty porannych mdłości. W oczach miałam łzy. Moja głowa chcąc nie chcąc spoczęła na delfinowym sedesie. Byłam zmęczona, zniechęcona i załamana. Nie mogłam uwierzyć, że to wydarzyło się akurat mnie. Nie byłam gotowa na takie wyzwanie. Próbowałam sobie wyobrazić moje przyszłe życie, ale nie potrafiłam. Miałam wrażenie, że wszystkie plany spłonęły w piekielnym ogniu i zostawiły po sobie kupkę rozdmuchanego przez wiatr popiołu. Nie lubiłam takich niespodzianek. Nie wtedy, kiedy wszystko musiało być po mojej myśli. Ta sytuacja nie była.
– Co jest? – Usłyszałam za sobą głos.
Spojrzałam w tył na zaspanego Nathiela stojącego drzwiach. Jego oczy były zmrużone jak u rozleniwionego kota. Nie miałam pewności, że wiedział, co się dzieje. Auvrey po przebudzeniu często był nie do życia. Mimo tego postanowiłam spróbować.
Wzięłam głęboki wdech.
– Jestem w ciąży – powiedziałam przyciszonym głosem.
Nathiel stał przez dłuższy czas w drzwiach, patrząc się na mnie tępawo, jakby do końca nie wiedział, o czym mówię. W końcu jednak ziewnął potężnie i odpowiedział: 
– Aha, to fajnie. – Po tych słowach jak gdyby nigdy nic wyszedł z łazienki. Sądząc po dźwięku opadającego na łóżko ciała, zapewne od razu poszedł spać. To mu się niestety często zdarzało. Zapewne kiedy za kilka godzin się obudzi, niczego nie będzie pamiętał.
Uśmiechnęłam się do siebie krzywo. Ciekawa byłam, jaka będzie jego prawdziwa reakcja, gdy dowie się, że w wieku dwudziestu czterech lat zostanie ojcem. Ucieknie od odpowiedzialności? Przywita ten fakt z radością? Znałam go, ale nie byłam w stanie odpowiedzieć na to pytanie. W końcu ani on, ani ja nie spodziewaliśmy się tego. 
Nie byłam gotowa na bycie matką, a Nathiel na bycie ojcem. Raczej sądziłam, że to Amy i Sorathiel będą prekursorami w tej dziedzinie życia, w końcu moja przyjaciółka bezustannie szczebiotała o „uroczych szkrabach, które ganiałyby po domu”. Dlaczego to jej ta sytuacja się nie przytrafiła? Oboje z Sorathielem byliby świetnymi rodzicami, czego nie mogłam powiedzieć o nas. Nie dość, że nigdy nie mieliśmy do czynienia z dziećmi, to jeszcze nieszczególnie za nimi przepadaliśmy. Jeżeli istniało coś, o czym w ogóle nie rozmawialiśmy w kontekście przyszłości, to na pewno byli to nasi domniemani potomkowie.  
Usiadłam po turecku na dywaniku i przejechałam dłońmi po twarzy. Czułam dziwną, niewyjaśnioną pustkę. Nie wiedziałam, czy miałam się cieszyć, płakać czy po prostu zacząć uciekać. Nigdy przyszłość nie przerażała mnie tak bardzo, jak teraz.
Spojrzałam w pobielany sufit z ulgą przyznając, że zawroty głowy i mdlące uczucie minęły. Pojawiła się też delikatna senność spowodowana zmęczeniem. To dobry znak. Być może organizm pozwoli mi na odrobinę dogodności, jakimi był sen. Ostatnio naprawdę źle sypiałam, to dlatego należał mi się odpoczynek. 
Podniosłam się ciężko z podłogi i ruszyłam w stronę kuchni. Od tego wszystkiego zaschło mi w gardle, dlatego potrzebowałam choć kilku kropel wody mineralnej.
Kiedy schodziłam po schodach, spojrzałam niechętnie w lustro. Byłam bledsza niż zwykle. Na dodatek miałam ogromne cienie pod oczami, a moja twarz wydawała się być szczuplejsza niż zwykle. To niezbyt dobra oznaka. Obawiałam się, że będę jedną z tych osób, której ciąża nie będzie służyć. 
Będąc w kuchni, chwyciłam za pierwszą lepszą szklankę, nalałam do niej wody i zasiadłam z nią przy stole. Mój wzrok od razu powędrował w stronę okna. Słońce powoli wychylało się zza horyzontu. Zegar ścienny pokazywał już piątą rano. Zazwyczaj wstawałam dwie godziny później, a potem szłam na zajęcia. Dziś obiecałam sobie jednak, że odpocznę. Jak wielkie będzie zdziwienie studentów, którzy nie dostrzegą w pierwszej ławce „bladego kujona”. Zapewne od razu posypią się dziwne komentarze. Raz, gdy byłam śpiąca i przysnęłam na zeszycie, zostałam upomniana przez wykładowcę. Za moimi plecami dosłyszałam wtedy: „pewnie walczyła w nocy z demonami”. Słowa te wywołały na moich ustach uśmiech, w końcu były prawdą. Przez chwilę pomyślałam, że ktoś mógł mnie widzieć, jednak szybko odrzuciłam od siebie tę myśl. Nikt nie musiał wiedzieć, że oprócz szarej dziewczyny, która ciągle siedzi nad książkami i nie rozmawia z ludźmi, byłam łowczynią demonów. Wnioskuję, że gdyby inni się o tym dowiedzieli, nie uwierzyliby w to, nawet widząc mnie podczas akcji – prędzej pomyśleliby, że to jakiś wyjątkowo realistyczny spektakl. 
Potężnie ziewnęłam. Wyjątkowo nie chciałam ruszać się z miejsca. Promienie słońca oświetlały leniwie moją twarz, a delikatny, chłodny wiatr przedzierający się przez rozszczelnione okno, owiewał moją skórę. Nic się nie stanie, jeżeli zamknę na chwilę oczy, prawda?
Położyłam głowę na stole i przymknęłam powieki. Nie mogłam uwolnić się od myśli na temat istoty, która niebawem miała pojawić się w moim życiu. Zastanawiało mnie, czy będę w stanie okazywać jej miłość, skoro dla wszystkich wkoło byłam chłodna. A może to dziecko będzie takie jak ja? Oby nie odziedziczyło charakteru Nathiela. Nie chciałam latającego wokół stołu szalonego demona, który będzie groził mi nożem, bo wciąż nie dostał obiadu. Nie sądziłam też, że posiadając mój charakter okaże się ideałem. Raczej wolałabym, żeby było otwarte na ludzi.
Zrobiłam się jeszcze bardziej senna niż wcześniej. Tylko zlepki dziwnych myśli na temat dziecka trzymały się mojej głowy. Nie chciałam usypiać na stole w kuchni, ale nie mogłam poradzić nic na to, że było mi tu ciepło i przyjemnie. To tylko chwila nic nieznaczącego snu. Niedługo przecież się obudzę.
***
Ciche stąpanie bosych stóp po kafelkach, głośne ziewanie i otwierająca się lodówka. Roztrzepany czarnowłosy typ bez koszulki, który nie widział aktualnie świata poza pitym przez siebie napojem, stał na środku kuchni, drapiąc się w nagą klatkę piersiową. Wciąż miał przymknięte oczy. Obudzi się dopiero, gdy wypije pół kartonu mleka i z ulgą odetchnie. Dopiero potem mnie zauważy. Na pewno się zdziwi, tyknie mnie palcem w głowę i rzuci jakimś głupim tekstem. Tak też się stało. Przewidziałam to wszystko bez problemu.
– Żyjesz, roztrzepańcu?
Podniosłam głowę z cichym westchnięciem. Nathiel przysunął do mnie krzesło i usiadł na nim, przypatrując mi się z podejrzliwością.
– Nie mów, że spałaś tu całą noc.
– Nie. Przyszłam tu nad ranem po wodę i zwyczajnie mi się przysnęło.
– Okej, to zrozumiałe – mruknął chłopak, odgarniając mi włosy z czoła.
Przyjrzałam się uważniej twarzy Auvreya. Czy był zaspany, czy roztrzepany, zawsze wyglądał tak samo dobrze. Zazdrościłam mu tego. Ja przez całe swoje życie przywodziłam na mśl bladego trupa, który cierpiał na jakąś nieuleczalną chorobę. Nie dziwiło mnie, że często kiedy spacerowaliśmy razem po parku czy choćby po galerii handlowej, ludzie szeptali za naszymi plecami, że w żaden sposób do siebie nie pasujemy. Cóż, na pewno stanowiliśmy specyficzną parę. 
– Wiesz jaki dziwny sen miałem? – spytał nagle Nathiel. – Powiedziałaś mi, że jesteś w ciąży – dodał szybko, zanosząc się głośnym śmiechem.
Uśmiechnęłam się ironicznie do własnych myśli. A więc moja teoria się sprawdziła. Nathiel był tak zaspany, że uznał to zdarzenie za sen. 
– Nathiel… – zaczęłam z westchnięciem. Nie było mi jednak dane dokończyć.
– Głupi sen, nie? – Zaśmiał się raz jeszcze, chwilę potem marszcząc czoło. – Chyba bym skoczył z okna, gdyby tak było. No, bo wyobraź sobie takiego tatusia Nathiela. Prędzej utopiłbym dziecko w wannie, niż je wykąpał,  albo przekarmił, a nie nakarmił – mówiąc to, wyszczerzył białe zęby. 
Do tej pory byłam pewna tego, co chcę mu przekazać. Po jego słowach zaczęłam się jednak bać. A co, jeśli będzie jeszcze gorzej, niż sądziłam? Nathiel to niedojrzała osoba. Mógłby zrobić coś głupiego.
– W ogóle – kontynuował, mierzwiąc sobie włosy – nie mógłbym zostać ojcem w tak młodym wieku. To byłaby jakaś drama. Przecież wciąż jestem piękny i młody. Pewnie zostanę jeszcze taki przez długi czas. Zresztą… po co komu dzieci, nie? 
– Rzeczywiście – mruknęłam od niechcenia, spoglądając w okno z nachmurzonym wyrazem twarzy. Nie powinnam tchórzyć. Przecież prędzej czy później się o tym dowie. Ukrywanie prawdy nie wchodziło w grę. 
– Coś nie tak? – spytał niepewnie, zupełnie jakby zaczął mnie o coś podejrzewać. Być może powoli do niego docierało, że to, co domniemanie mu się przyśniło, tak naprawdę było rzeczywistością. – Jesteś bledsza niż zwykle. Źle się czujesz?
Chciałam powiedzieć, że czuję się wspaniale, naprawdę chciałam. Nie moja wina, że poranne mdłości wróciły ze zdwojoną siłą, jakbym sama wywołała je z lasu. Przysłaniając dłonią usta, wstałam gwałtownie od stołu i ruszyłam przyspieszonym krokiem w stronę łazienki. Bałam się, że tym razem nie zdążę, a przecież nie chciałam zabrudzić podłogi. 
– Laura? – usłyszałam za sobą zaniepokojony głos.
Swoją podróż zakończyłam bolesnym klęknięciem na podłodze. Nie przejmowałam się tym, że w drzwiach stał Nathiel. Nie mogłam powstrzymać tego, co działo się z moim własnym ciałem. Z fizjologią człowieka jeszcze nikt nie wygrał. 
Podczas zwracania pustej zawartości żołądka, przeklinałam w duchu siebie, cały świat, a także Nathiela, który winny był mojemu stanowi. Miałam już szczerze dosyć tego okropnego uczucia powracającego do mnie każdego dnia. Z oczu mimowolnie ciekły mi łzy, a ciałem wstrząsały drgawki. Miałam nadzieję, że Nathiel do mnie podejdzie, obejmie mnie ramieniem i pocieszy, ale nic takiego nie zrobił.
Spojrzałam na niego niepewnie. Był zszokowany. Miał lekko rozwarte usta i uniesione do góry brwi. Jego mina mówiła: chyba sobie żartujesz. Sytuacja wizualnie zdawała się być taka sama, jak kilka godzin temu, z tym że Auvrey przybrał teraz zupełnie inną minę. Poza tym zdążył się już obudzić. 
Długo tkwiliśmy w całkowitej ciszy. On wpatrywał się we mnie niedowierzająco, a ja z trudem próbowałam powstrzymać łzy, które cisnęły mi się do oczu. Nigdy nie byłam uczuciowa. Zazwyczaj kryłam w sobie wszelkie emocje, pozwalając im wybuchnąć w wewnątrz, nie na zewnątrz. Teraz czułam nieuzasadniony smutek i strach. Może nie bez powodu? 
– To nie był sen, prawda? – Usłyszałam nagle. 
Nie byłam w stanie odpowiedzieć. Nie byłam nawet w stanie nawet kiwnąć głową. Po prostu się popłakałam. Dlaczego wcześniej nie reagowałam w podobny sposób? Przecież stwierdziłam, że sobie poradzę. Co się nagle stało? Czyżby to kolejny efekt uboczny mojego stanu? A może to strach przed reakcją Nathiela? 
– O ja pieprzę. – Te słowa nie wróżyły niczego dobrego, tak samo jak dłoń, która przeczesała nerwowo włosy, wprawiając je w jeszcze większy nieład. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale żadne ze słów nie padło z moich ust. Milczałam. Milczałam, kiedy miałam mu do powiedzenia więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Niepokój przejął kontrolę nad moim ciałem. A może zrobił to ten obcy dla mnie pasożyt? Nie zachowywałam się teraz jak ja.  
Reakcja Nathiela była do przewidzenia. Śmiejąc się głośno jak osoba, która uciekła właśnie z wariatkowa, wyszedł z łazienki. Później słyszałam już tylko gwałtownie stawiane kroki i trzaśnięcie drzwiami od domu. 
Cóż, stało się. 
***
Biała piana unosiła się nad powierzchnią bursztynowej gazowanej cieczy, falując pod wpływem nerwowych ruchów osoby, która dzierżyła w dłoni kufel. W tym momencie napój przypominał wzburzone morze podczas sztormu, które lada moment mogło zalać statek. To było czwarte piwo czarnowłosego chłopaka, który praktycznie nie odrywał wzroku od rozkołysanego oceanu. Jego mina niewiele mówiła, za to ruchy zdradzały emocje, jakie teraz się w nim kołatały. Noga nerwowo obijała się o podłogę, a palce prawej dłoni niecierpliwie wystukiwały rytm o kufel. Widać było, że coś naprawdę go wzburzyło.
– Przestań pić – odezwał się głos rozsądku należący do osoby siedzącej naprzeciw chłopaka. Blondyn o obojętnym wyrazie twarzy wyrwał z rąk przyjaciela piwo i odstawił je z głośnym trzaskiem na stół. Odkąd przyszedł do organizacji, nie wypowiedział żadnego zdania poza: „powiedz mi, że w lodówce jest piwo”. Od tamtej pory siedział na sofie jak kołek i wgapiał się w pustą przestrzeń, raz na jakiś czas unosząc kufel do ust. 
– Dawno nie piłem – odpowiedział z niemrawy uśmieszkiem czarnowłosy. Jego przyjaciel przyjrzał mu się badawczo. Nawet przez moment nie sprawiał wrażenia osoby wytrąconej z równowagi. Był już przyzwyczajony do dziwnych zachowań Nathiela, chociaż musiał przyznać, że jeszcze nigdy w życiu nie widział go tak zdenerwowanego. Wyglądał jakby lada moment miał podnieść się z sofy i wybiec z domu.
– Dowiem się wreszcie, o co chodzi? – spytał, unosząc do góry brew. – Mam jeszcze sporo papierkowej roboty, Nathiel.
Przez dłuższą chwilę w pomieszczeniu panowała cisza. W końcu jednak przerwał ją dziwnie brzmiący śmiech demonicznego łowcy. Jego ruchy zostały wstrzymane, zupełnie jakby wybudzono go z długoletniego transu. 
– Co byś zrobił, gdybyś dowiedział się, że zostaniesz ojcem, Sorath? – spytał znienacka.
– To będzie coś, co zaplanuję, więc nie będę tym faktem zaskoczony.
Zielonooki zmarszczył czoło.
– A gdyby to był taki zaskok? No, wiesz. Przypadek?
– Nic nie dzieje się z przypadku. Wszystko ma jakąś przyczynę i skutek – mruknął od niechcenia Sorathiel, przeglądając w skupieniu stertę papierów. – Nawet brak zabezpieczeń jest uzasadnioną przyczyną. 
– No, wiesz. Czasami nawet zabezpieczenia zawodzą, szczególnie kiedy są kupionymi w kiosku gumkami za dolara. 
Blythe ściągnął na chwilę swoje bordowe oprawki, odkładając je na stół. Do tej pory był niewzruszony, teraz jednak spojrzał uważnie na swojego przyjaciela, składając dłonie jak na spowiedzi.
– Nathiel. 
– Co? 
– Czy ty właśnie starasz się mi zasugerować, że zostaniesz ojcem? – Blondyn uniósł brew.
– Coś w ten deseń.
Zaległa długa cisza. Auvrey wpatrywał się uparcie w sufit, wciąż tupiąc nogą w nieznanym nikomu rytmie. Sorathiel nie spuszczał z niego oczu. Do tej pory jego mina była niezmienna, obojętna, teraz jednak miała w sobie znamiona zdziwienia. 
– Czy ty jesteś niepoważny?
– A czy kiedykolwiek byłem poważny?! – wykrzyknął oburzony Nathiel. 
Ponownie nastała długa cisza.
Blondyn pochylił się do przodu, uważniej przyglądając twarzy swojego przyjaciela, ten zaś odwracał uparcie wzrok. Nie, nie był zaskoczony z powodu wypadku, który przydarzył się Nathielowi. Raczej zdziwiony był jego nerwowym zachowaniem. Nie często widziało się go w takim stanie. Czyżby to oznaczało powagę w podejściu do sytuacji? W normalnym przypadku Auvrey rzuciłby przecież tekstem: „poradzę sobie, co to dla mnie dziecko, to taka istota jak i demon”. Teraz Sorathiel nie poznawał własnego przyjaciela.
– Co zamierzasz z tym zrobić? – spytał poważnie.
– Aborcja? 
– Nathiel – upomniał go przyjaciel.
– Co? Przecież żartowałem – odpowiedział z prychnięciem. – Nie zabiłbym czegoś, co sam stworzyłem. Chyba. 
– Więc o co chodzi?
– Bo widzisz...
Czarnowłosy rzucił się na poduszki i ponownie skierował wzrok w stronę sufitu. Czuł się teraz jak na jakiejś terapii albo w konfesjonale, a nie lubił się przecież spowiadać. Większość sytuacji, z jakimi zdarzało mu się mierzyć, przyjmował z obojętnością. Tym razem było jednak inaczej. Kompletnie nie wiedział, co ze sobą zrobić. Zastanawiał się, czy nie uciec jak zwykły tchórz. Z drugiej strony chyba by tego nie potrafił. Za bardzo kochał Laurę. 
– Nie uważam, że nadaję się na ojca, Sorath. Jestem młody, głupi, nieodpowiedzialny, nie mam pracy i tylko ganiam za demonami. 
– W końcu się do tego przyznałeś. – Na ustach Sorathiela pojawił się delikatny uśmiech. Doskonale wiedział, że jego przyjaciel nie powiedziałby mu tego, gdyby był trzeźwy. Zazwyczaj grał nadmiernie pewnego siebie demona, ale tylko on wiedział, że również miewał swoje chwile słabości. – To jedna z dróg prowadzących do dorosłości.
Auvrey przewrócił oczami. Słowa Sorathiela nie pocieszyły go w żadnym stopniu. Mimo przyznania się do własnych wad, nie czuł się ani trochę bardziej dorosły. Tak naprawdę po raz pierwszy w życiu był tak przerażony. Czuł się jak małe dziecko uciekające przed potworami spod łóżka. Nawet cztery kufle piwa, mające ukoić ból, nie pomogły, tylko jeszcze bardziej podburzyły ten stan. Co się z nim działo? To tylko głupie dziecko. Co ono miało zmienić, poza tym, że wszystko?
– Kochasz Laurę?
Nathiel spojrzał nachmurzony na swojego przyjaciela. Nie miał pojęcia do czego dąży, ale to chyba oczywiste, że skoro był z nią już pięć lat, coś do niej czuł. Na potwierdzenie kiwnął głową.
– To ją wesprzyj – stwierdził Sorathiel. – Musi być jej zdecydowanie bardziej ciężko niż tobie. W końcu to ona jest w ciąży. – Po jego słowach nastąpiła długa cisza. – No, chyba że to nie z nią dorobiłeś się dziecka.
Auvrey warknął coś niezrozumiałego pod nosem i rzucił poduszką w uśmiechającego się łobuzersko Sorathiela. Czasem irytował go nadmierny spokój przyjaciela. Poza tym nie lubił, gdy traktował jego życiowe problemy ironią. Naprawdę przeżywał w tym momencie kryzys i nie wiedział, co ze sobą zrobić.
Zmarszczył czoło. Powinien wesprzeć Laurę? Zanim jeszcze wybiegł, widział, że płacze. Zdawała się być wyjątkowo osłabiona i bledsza niż kiedykolwiek wcześniej. Na dodatek nigdy nie widział u niej tak dziwnego wyrazu twarzy. To było coś pomiędzy załamaniem a rozpaczliwą prośbą w stylu: nie zostawiaj mnie. Wcale nie chciał jej zostawiać. Więc dlaczego to zrobił? 
Jęknął cicho i przyłożył dłonie do twarzy. 
Jak mógł to zrobić? To prawda, że był zszokowany, przerażony i nie dowierzał temu, co przyniósł im los, ale czy musiał od razu uciekać? Nie wiedział, jak na to zareagować w inny sposób. Bał się natychmiastowej odpowiedzi w stylu: „damy sobie radę” lub „nie chcę tego dziecka”. Po prostu stchórzył. Do tej pory uważał siebie za odważnego – byle demon nie potrafił go przestraszyć – dlaczego więc nagle przeraził się perspektywą bycia ojcem?
– Sorath. Głupio to zabrzmi, ale się boję.
– Czego? Życia? 
– Chyba. Bo widzisz, zabijanie demonów a prawdziwe życie, gdzie istnieją obowiązki, to już zupełnie coś innego.
– Czy życie, czy walka, nigdy nie stosowałeś się do zakazów, Nathiel.
– Masz rację – mruknął, głęboko wzdychając. 
– Jesteś po prostu zszokowany. To przejdzie. Lepiej wróć do Laury, nim zrobi coś głupiego. Co prawda wierzę w jej rozsądek, ale w efekty uboczne ciąży już nie. – Sorathiel spojrzał znacząco na swojego towarzysza. 
– Że niby samobójstwo miałaby popełnić? – Nathiel nachmurzył się, robiąc przy tym głupią minę.
– Tego nie powiedziałem.
Auvrey podniósł się gwałtownie z sofy. 
To prawda, Laura go teraz potrzebowała. Ona sama musiała być przerażona tą sytuacją. Mogła pomyśleć, że ją zostawił, a przecież nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Choćby miała urodzić siedmioraczki, i tak by od niej nie uciekł. Nie tak jak dzisiaj, kiedy dowiedział się, że zostanie ojcem. 
– Dzięki, Sorath. – Nathiel posłał swojemu przyjacielowi lekki uśmiech. Ten tylko kiwnął głową i zabrał się do dalszej roboty papierkowej. Skoro pomógł rozwiązać problem, mógł wracać do własnych problemów.
***
Krople deszczu spływały po oknie, imitując łzy, które miałam na polikach.  Przysięgam, nigdy w życiu nie płakałam tak długo. Byłam pewna, że to efekt uboczny ciąży, którą ostatecznie potwierdziłam testem. Nadzieja matką głupich, a teraz i ja nią zostanę. To znaczy nie głupią, to raczej przywilej Nathiela. Zostanę mamą. Co za absurd.
Obróciłam się na brzuch i przytuliłam do siebie poduszkę, która pachniała tym głupim, demonicznym kretynem, który uciekł od odpowiedzialności. Lubiłam ten zapach. Był świeży, orzeźwiający, zupełnie jak miętowa guma do żucia. Kto wie, może to sprawka ziołowego szamponu do włosów, którego używał?
Czując niezbyt miłe, ssące uczucie w żołądku, przewróciłam się na plecy. Pachnącą Nathielem poduszkę odrzuciłam gdzieś na bok, a swoje zmęczone oczy utkwiłam na ścianie. Zgodnie z moimi obliczeniami i nasileniem objawów ciążowym, musiał to być drugi lub trzeci miesiąc, jednak nie byłam lekarzem, więc nie mogłam być tego do końca pewna. 
Dotknęłam dłonią swojego brzucha, aby upewnić się, że był jeszcze płaski. Był. U większości kobiet zaokrąglenie pojawiało się dopiero w czwartym miesiącu ciąży, u niektórych dopiero w szóstym. Posiadałam wątłą sylwetkę, więc zapewne wkrótce trudno będzie mi ukryć dowody na to, że zostanę matką. 
Westchnęłam ciężko i zamknęłam na chwilę oczy. Zastanawiałam się, co powiedziałyby Joanne i Calanthe, gdyby dowiedziały się, że ich córka jest w ciąży. Joanne na pewno by się cieszyła. Zazwyczaj do każdego, nawet najbardziej zaskakującego zdarzenia życiowego, podchodziła optymistycznie. Poza tym popierała mój i Nathiela związek, zanim jeszcze cokolwiek do siebie czuliśmy. Z pewnością byłaby dumną i szczęśliwą babcią. A co z Calanthe? Myślę, że miałaby zupełnie inne podejście niż Joanne. Bardziej negatywne. Nie przepadała w końcu za Nathielem i zawsze radziła mi, żebym się do niego nie zbliżała, bo źle skończę. Na pewno byłaby zła. Myślę, że w końcu by się jednak przyzwyczaiła. W końcu nie zaszłam w ciążę w wieku szesnastu lat jak ona.
Zastanawiało mnie, czy to będzie dziewczynka, czy chłopiec i jak będzie wyglądało. Zważając na silną genetykę demonów, zapewne odziedziczy włosy i oczy po Nathielu. Będzie demonem? A może półdemonem? Istniało też prawdopodobieństwo, że okaże się zwyczajnym człowiekiem.
Uśmiechnęłam się do siebie ironicznie. W chwili gdy mój związek z Nathielem wisiał na włosku, ja zastanawiałam się nad tym, jakie będzie nasze dziecko. Starczy tych głębokich rozważań. Skoro dziś zostałam w domu, powinnam zrobić z wolnego jakiś użytek. W kuchni czekał stos nieumytych garów, którymi miał się zająć Nathiel, dywan w salonie lepił się od brudu, że nie wspomnę o piachu w przedpokoju, który naniósł w nocy Auvrey. Życie z nim w jednym domu byłoby ciężkie. Robił straszny nieporządek, co niszczyło wizję mojego uporządkowanego bycia. 
Ruszyłam w stronę kuchni – pierwszego punktu mojej antyrozważaniowej terapii. W duchu przeklinałam ciążową fizjologię. Czułam się osłabiona. Co prawda nie kręciło mi się już w głowie ani nie czułam mdłości, w dalszym ciągu nie miałam jednak na nic siły. Na chwilę musiałam oprzeć się o framugę. Serce wybijało niespokojny, przyspieszony rytm, zupełnie jakbym przebiegła w szaleńczym tempie kilka kilometrów. Nie rozumiałam tego stanu. Mogłam go przyrównać do tego, co się ze mną działo, gdy Andi wkradła się w mój cień. Ale przecież niemożliwością było, aby drugi raz ktoś pożerał moją energię. To na pewno po prostu ciążowe dolegliwości. Może będąc półdemonem przeżywałam je zupełnie inaczej niż normalne kobiety? 
Czułam, że nie uda mi się dotrzeć do krzesła. Kiedy ciemna chmura przesłoniła mi widok, zjechałam plecami po framudze i usiadłam na podłodze. Stwierdziłam, że na dole będzie mi lepiej, ale najwyraźniej były to zbyt optymistyczne przypuszczenia. 
Stan otępienia nie odchodził. W pewnym momencie musiałam utracić przytomność, bo poczułam, że nie siedzę już na podłodze, a na niej leżę. Czułam też dotyk jakichś wyimaginowanych dłoni. A może nie były wymyślone? Zdawało mi się, że dotykają mojego czoła, polików, szyi, a potem nagle chwytają mnie w silnym uścisku i przenoszą do pionu. Nie byłam nawet w stanie poruszyć dłonią, a co dopiero myśleć. Śmiech cisnął mi się do ust. Nie wiedziałam, czy przypadkiem naprawdę się nie zaśmiałam. Wszystko było mi w tej chwili obojętne. 
W pewnym momencie wylądowałam na czymś miękkim, a ciepłe dłonie na chwilę zniknęły. To dobrze, i tak było mi gorąco. Jak na zawołanie, poczułam na czole coś kojąco zimnego. A może to tylko moja wyobraźnia? 
Nie miałam pojęcia, ile tak leżałam, nie miałam pojęcia, co się działo w tym czasie wkoło mnie, stan ten nie trwał jednak całą wieczność i z czasem zaczęłam odzyskiwać władzę w kończynach. Kiedy otworzyłam oczy, wydałam z siebie umęczone westchnięcie. 
– Obudziłaś się. – Usłyszałam po mojej prawej ciche westchnięcie wyrażające ulgę. Spojrzałam na chłopaka, który siedział obok mnie na łóżku. Wpatrywał się w moją twarz, jakby sprawdzał, czy jeszcze żyję. 
– Co się stało? – spytałam lekko otępiała, zdając sobie sprawę z tego, że już nawet nie pamiętałam, co się ze mną działo.
– Jak wszedłem do domu, leżałaś na podłodze w kuchni. – Nathiel wzruszył ramionami, a potem przyłożył dłoń do mojego czoła. Po jego zmarszczonym czole zorientowałam się, że coś było nie tak. – Jak się czujesz?
– Chodzi o to, że nic nie czuję – odpowiedziałam z krzywym uśmiechem.
– To do ciebie podobne.
Auvrey uśmiechnął się łobuzersko. Tym razem nie byłam w stanie walczyć z nim na ironię. Niech choć raz ma świadomość tego, że udało mu się wygrać z mistrzynią sarkazmu.
– Wróciłeś – stwierdziłam cicho, jakbym wciąż temu nie dowierzała.
– Wróciłem. Przecież bym cię nie zostawił, głupia. Po prostu nie wiedziałem, co o tym wszystkim sądzić i zareagowałem tak, jak zareagowałem.
– Czyli jak typowy facet przerażony odpowiedzialnością. – Uśmiechnęłam się pod nosem.
– Nie twierdzę, że nie jestem przerażony.
– Nathielu Auvrey – powiedziałam niezwykle poważnym głosem – brzmisz zbyt poważnie i dorośle. Piłeś coś?
– Zupełnie nic. – Niewinny uśmieszek na twarzy demona zdradził jego kłamstwo. Zapewne gdy stąd wyszedł, nie wiedział, co ze sobą zrobić, więc po prostu poszedł do siedziby Nox, wyjął z lodówki czteropak piwa i usiadł na sofie, wgapiając się tępo w pustą przestrzeń. Nathiel był bardzo przewidywalny. A może po prostu zbyt długo z nim przebywałam?
– Laura.
Spojrzałam w jego twarz. Wyglądał na lekko zaniepokojonego, co nie było do niego podobne. Nie miałam się jednak o co martwić. Doskonale wiedziałam, że mnie nie zostawi. Inaczej by nie wrócił. 
– Chyba damy sobie radę – powiedział, puszczając mi oczko.
– Jakoś – dodałam, krzywiąc się na boku. Byłam przeświadczona o tym, że nic nie działo się z przypadku i wszystko miało jakiś cel. Może dziecko było nam potrzebne po to, aby Nathiel w końcu wydoroślał, a ja otworzyła się na ludzi? Chyba nie wierzyłam własnym myślom. Były jak dla mnie zbyt optymistyczne. 
– Tylko pamiętaj, że dziecko to nie demon – powiedziałam z nikłym uśmieszkiem. – Nie możesz za nim ganiać z nożem.
– Dzieci są nawet gorsze od demonów – odpowiedział chłopak, krzywiąc się na boku.
– Twoje na pewno będą gorsze.
– Nasze – poprawił mnie Auvrey, patrząc na mnie z uroczym uśmiechem.
– Nasze – szepnęłam w odpowiedzi, odwzajemniając uśmiech.
Ponownie tego dnia, po moich polikach zaczęły spływać łzy. Nie chciałam, żeby Nathiel widział jak płaczę. Czułam się tym faktem zażenowana. Ukryłam głowę w poduszce, która nim pachniała. W zamian usłyszałam cichy, rozbawiony śmiech. 
– Płakanie z takiego powodu jest do ciebie niepodobne.
– Wiem – jęknęłam. – Nic na to nie poradzę.
Nathiel ponownie się zaśmiał, a potem się do mnie przysunął. Poduszkę, w której miałam ukrytą głowę, odrzucił gdzieś na bok. Zamiast tego, przygarnął moją głowę do swojej piersi. Wtuliłam się w niego, zaciskając usta. Cholerne wahanie nastrojów. Już miałam ich dosyć. 
Auvrey zaczął mnie gładzić po włosach, jakbym była przestraszonym zwierzątkiem. Chciało mi się śmiać, ale zamiast tego płakałam. Nie widziałam w tym logiki. Czy naprawdę będę musiała to przeżywać przez najbliższe miesiące? 
– Nie wyobrażam nas sobie jako rodziców. – Usłyszałam nagle. – To nastąpiło trochę za szybko.
– Kiedyś i tak byśmy nimi zostali.
– Racja.
Nathiel się uśmiechnął. Oprócz mięty, wyczuwałam od niego całkiem sporą ilość spożytego alkoholu. To następna z wad ciąży. Wrażliwość na zapachy. Postanowiłam jednak, że jakoś to zniosę. Całe szczęście miał świeżą koszulkę pachnącą kwiatowym płynem do płukania.
– Poradzimy sobie. – Usłyszałam kojący szept. 
I choć czułam się z tym faktem dosyć niecodziennie, wiedziałam, że miał rację. 

8 komentarzy:

  1. Cześć :)

    Nie wspomnę o tym, że już po notce wiedziałam, co się wydarzy (ach, te spoilery na fejsie! <3). Ani o tym, że czytałam to przy śniadaniu i prawie się nim zakrztusiłam.
    Ważne, że po trzech godzinach z hakiem jestem w stanie napisać komentarz, który może nie być zbyt długi. Recenzja książki odebrała mi wenę na dzień dzisiejszy, więc Rozważna dalej będzie leżeć i kwiczeć. Ech.
    Dobra, lećmy z tym koksem!

    "Jeszcze raz spojrzałam na śpiącego Nathiela, który tylko zmarszczył czoło i przewrócił się na drugą stronę. Miałam ochotę pogłaskać go po roztrzepanych, czarnych włosach, wiedziałam jednak, że od razu zerwie się wtedy z łóżka. Może i miał twardy sen, ale gdy wyczuwał czyjś dotyk lub zagrożenie w powietrzu, natychmiastowo się budził. Był jak pies policyjny." - strasznie podoba mi się ten opis! <3
    "Już po chwili, z uczuciem bliskim jazdy na karuzeli, ruszyłam do łazienki. Miękki dywanik przywitał mnie na podłodze, gdzie uklęknęłam. Miejscem mojego wsparcia stał się sedes w delfiny, które wyjątkowo mnie nie bawiły. Dobrze znane mi, ssące uczucie w żołądku podpowiadało, że jeszcze chwila i zwrócą całą swoją kolację, składającą się ze spaghetti i lodów bakaliowych." - te poranne mdłości muszą być prawdziwym utrapieniem. Ale trzeba je wytrwać.
    "- Jestem w ciąży - odpowiedziałam, zaciskając pięści.
    Nathiel stał przez dłuższy czas w drzwiach, patrząc się na mnie tępawo, jakby do końca nie wiedział o czym mówię. W końcu jednak ziewnął potężnie i odpowiedział:
    - Aha, to fajnie - po czym wyszedł z łazienki." - pierwszy spoiler :D I ja wiem, jak to się skończy, bez czytania. Nathiel, buahahahaha!
    "Laura, Nathiel, dziecko. Nie mogłam w to uwierzyć." - ja też nie mogę, a dowiedziałam się szybciej niż Nathiel. Bazinga!
    Spanie z głową na stole - tego jeszcze nie próbowałam. Pewnie bezpieczniejsze od spania w basenie i na huśtawce, gdy ktoś opowiada straszne historie. Ostatni wieczór odrobinę się na mnie odbił.
    " - To nie był sen, prawda? - usłyszałam nagle." - no co ty, wydaje ci się tylko. Po prostu Laura się czymś zatruła. Nathiel, czasami weź rusz głową i połącz fakty, okay? Tatuśku.
    " - O ja pieprzę - padło z ust Auvreya." - idealna reakcja po prostu, taka w twoim stylu.
    Biedna Laura. Skoro w takiej chwili nie potrafi być sobą, to znaczy, że ciąża naprawdę mocno na nią działa.
    Pij to piwo, pij. Alkoholik jeden.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. " - Nathiel - zaczął dosyć obojętnie.
      - Co? - spytał nachmurzony chłopak.
      - Czy ty właśnie starasz się mi zasugerować, że zostaniesz ojcem?
      Blondyn uniósł brew pytająco do góry.
      - Coś w ten deseń." - chciałabym w tym momencie wejść do głowy Sorathiela i zobaczyć jego myśli. Ja mam jedną: "pogrzało cię? musisz sobie teraz tak żartować? mam robotę do zrobienia!".
      "- A czy kiedykolwiek byłem poważny?!" - nie, nigdy. I to się ma zmienić wraz z pojawieniem dziecka? Wątpię.
      "- Co zamierzasz z tym zrobić? - spytał blondyn, pochylając się do przodu.
      - Aborcja? - zaśmiał się nerwowo szmaragdowooki." - a chcesz oberwać w tę czarną głowę, demonie? Jak się nie uważało (lewe gumki za dolara? Nathiel, jesteś skretyniałym idiotą i to największym we wszechświecie), to teraz należy przyjąć konsekwencje i się z nimi zmierzyć.
      "(...)Lepiej wróć do Laury, nim zrobi coś głupiego. Co prawda wierzę w jej rozsądek, ale w efekty uboczne ciąży już nie - Sorathiel spojrzał znacząco na swojego towarzysza.
      - Że niby samobójstwo miałaby popełnić?
      Nathiel nachmurzył się, robiąc głupią minę.
      - Tego nie powiedziałem." - ten moment albo wcześniejszy o aborcji był tym, kiedy to musiałam porzucić jedzenie kanapki i czytanie na rzecz przyniesienia sobie herbaty do stołu, inaczej chyba bym nie przetrawiła tej rozmowy.
      Płacząca Laura. Tak po prostu płacząca. To aż do niej nie podobne. Przytulić?
      Zgadzam się z tymi wnioskami na temat reakcji Joanne i Calanthe. Przyszywana mama cieszyłaby się, że Laura założy rodzinę, a to, że z Nathielem, nie ma znaczenia. Za to Cal pewnie zaczęłaby gonić przyszłego zięcia z nożem w dłoni i z bojowymi okrzykami na ustach.
      " Zastanawiało mnie czy to będzie dziewczynka czy chłopiec. Jak będzie wyglądało? Zważając na silną genetykę demonów, zapewne odziedziczy włosy i oczy po Nathielu. Będzie demonem? A może pół demonem? Istniało też prawdopodobieństwo, że będzie zwyczajnym człowiekiem." - te rozważania są świetne! Najwidoczniej jakaś część panny Collins przyjęła do wiadomości, że zostanie ona mamą i już myśli o dziecku jak o prawdziwym bycie.
      "- Tylko pamiętaj, że dziecko to nie demon - westchnęłam - Nie możesz za nim gonić z nożem.
      - Dzieci są nawet gorsze od demonów - powiedział chłopak, krzywiąc się na boku.
      - Twoje na pewno będą gorsze.
      - Nasze - poprawił mnie Auvrey, patrząc na mnie z uroczym uśmiechem.
      - Nasze - szepnęłam w odpowiedzi, odwzajemniając uśmiech.- <3 <3 <3 <3 <3
      Wieść przyjęta do świadomości, na razie Nathiel chce się mierzyć z rzeczywistością. Tylko ona może brutalna.
      Cieszę się, że demon bierze na siebie odpowiedzialność, oby tylko wytrwał i próbował być ojcem. Wszelka ucieczka będzie przeze mnie potępiona.

      Jak widzisz, są u mnie radości, jak i dissy na pewną osobę, ale to norma. Mnie fabuła rozdziału nie zaskoczył, bo dostałam spoilery, niemniej się jaram Auvrey'owym dzieciątkiem. Taa. :D

      Czekam na nn ^^
      Pozdrawiam! :*
      A teraz przetrwać ten upał.

      Usuń
  2. Przygodę z "3/4 demona" czas zacząć.
    Laura kończy studia, Nathiel jest nadal Nathielem biegającym za demonami, Amy pilnuje, żeby nie padli z głodu, Sorath szefuje - o tak, większych zmian pewnie bym nie zdzierżyła. Fajnie, że pomimo wejścia w dorosłe życie wciąż pozostają osobami, które poznałam w "W cieniu nocy". To bardzo na plus.
    Ciąża Laury mnie nie zaskoczyła. Już w połowie pierwszego rozdziału zaczęłam podejrzewać, o co chodzi po tropach, które zostawiłaś. Z pewnością będzie to ciekawe obserwować kolejne miesiące.
    Nathiel zachował się jak Nathiel. Zdziwiłoby mnie, gdyby od razu zaczął się radować i nosić Laurę na rękach. Moment szoku i wejście na scenę Soratha <3 Ważne jednak, że Nathiel wrócił do Laury. To jest najważniejsze, choć chyba jeszcze nie wie, na co się pisze. Ale fakt, poradzą sobie, bo jak nie oni, to kto?
    Pozdrawiam
    Laurie

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Nie wiem jakim cudem, przegapiłam pierwszą część i dopiero dziś to zauważyłam.
      Przez te dwa rozdziały uśmiechnęłam się jakieś trylion razy. I to zupełnie szczerze.
      Najbardziej kocham w pisaniu to, że można stworzyć własny świat. Ludzi i ich skomplikowane osobowości, zobaczyć, jak radzą sobie w danej sytuacji i tak dalej. To takie niesamowite, że czasem wiem, co Laura czy Nathiel powiedzą; tak po prostu, bo już się do nich przywiązałam. Jak do l u d z i.
      ,, - Jestem w ciąży - odpowiedziałam, zaciskając pięści.
      Nathiel stał przez dłuższy czas w drzwiach, patrząc się na mnie tępawo, jakby do końca nie wiedział o czym mówię. W końcu jednak ziewnął potężnie i odpowiedział:
      - Aha, to fajnie - po czym wyszedł z łazienki. Sądząc po oddźwięku opadającego na łóżko ciała, zapewne od razu poszedł spać." - Jeju, Laura współczuję ci tego idioty czasem.
      Dobra, to ja czekam na nowy rozdział. :>


      Kyu

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. O. Matko. Przenajświętsza.
    Wielbię ten nagłówek. *______* Taki... mroczny ohoho. I jeszcze kolejny cytat z Thsi is gonna hurt. <3

    OdpowiedzUsuń