Trzecia odsłona nie kryje w sobie nic nowego. To w sumie w czwartej wyjaśnia się problem Laury, a w piątej wprowadzane są nowe postacie. Straszliwie męczę albinosa. Za te wszystkie omdlenia i ciążowe dramaty powinna mnie zadźgać tępym nożem.
Rozmowy Laury i Amy. Nie wiem co we mnie wstąpiło.
POPRAWIONE [09.07.2019]
***
–
Jestem w ciąży.
Przyjrzałam
się uważniej twarzy mojej przyjaciółki, która z każdą chwilą bledła coraz
bardziej. Początkowo jej mina miała całkiem zwyczajny wyraz (najwyraźniej
jeszcze nie dotarło do niej to, co powiedziałam), potem otworzyła jednak usta i
zaczęła wgapiać się we mnie, mrugając oczami, jakby nie do końca dowierzała
temu, co mówię. Strategicznie spojrzała nawet na kalendarz – najwyraźniej po
to, aby upewnić się, że nie było dzisiaj Prima Aprilis.
–
Żartujesz – odpowiedziała półgłosem, jakby ktoś odebrał jej dech.
Potrząsnęłam
głową z niezmienioną, chłodną miną. Następna reakcja Amy była co najmniej do
przewidzenia. Wydając z siebie ultradźwiękowy pisk, zerwała się z sofy, tym
samym zahaczając o ucho filiżanki, która spadła na dywan, zalewając go herbatą.
Oczywiście pani domu nie zwróciła na to uwagi. Przejęła się czymś innym.
–
O matko! – wrzasnęła na cały dom, a może nawet i świat. – Naprawdę jesteś w
ciąży?!
Przewróciłam
oczami. Nieważne, ile miałyśmy lat, zawsze musiałam potwierdzać jej pytania
przynajmniej trzy razy. Chyba w tym kierunku już nic się nie zmieni.
–
Nie będę się powtarzać, Amy.
Podczas
gdy moja przyjaciółka dalej nie mogła uwierzyć w to, co słyszy, z pokoju obok
dobiegł mnie głośny jęk małej Andi, która najwyraźniej podsłuchała naszą
rozmowę. Tupot małych stóp powiadomił nas o tym, że lada moment zjawi się w
progu salonu.
–
Będą małe Nathiele? – spytała bezradnie, opierając się o futrynę. – Przecież
one rozpieprzą całą organizację…
–
Andi, wyrażaj się! – krzyknęła oburzona Amy. Oczywiście na demonicy nie zrobiło
to najmniejszego wrażenia. Po prostu przewróciła oczami.
–
Ej! – Z kuchni dosłyszałyśmy głośny, oburzony okrzyk Nathiela. Kilka minut
wcześniej wygoniliśmy go, żeby pobuszował po lodówce. Zapewne już przykolegował
się do puszki piwa i kawałka ciasta czekoladowego.
Nie
minął nawet moment, a zaczął gonić za małą, roześmianą demonicą po całym domu.
Nie miałam ochoty wysłuchiwać ich głośnych obelg. Nie czułam się zbyt dobrze. Już
dawno zapomniałam, jak to jest być w pełni zdrowym. Ostatnio byłam cieniem
własnej osoby.
–
Matko – usłyszałam nagle Amy, która przyłożyła dłonie do polików. – Zostanę
ciocią! Jak to się stało?! Bo chyba raczej tego nie planowaliście – stwierdziła
niepewnie, siadając obok mnie na sofie.
Uśmiechnęłam
się pod nosem. Czy wyglądałam na osobę, która planowałaby dziecko podczas
ostatniego roku studiów i to razem z demonem? Nie sądzę.
–
Przypadek – odpowiedziałam zwięźle.
–
Nie sądziłam, że będziesz szybsza niż ja! Zawsze mówiłaś, że nie spieszy ci się
do dzieci i ślubu! – wykrzyknęła przyjaciółka, szturchając mnie wesoło w ramię.
– To niesprawiedliwe, wiesz? – Umilkła i spojrzała w kierunku przedpokoju. – Sorathiel!
Blondyn,
który właśnie stanął w drzwiach z kubkiem gorącej herbaty w dłoni, spojrzał na
swoją partnerkę, unosząc brew.
–
Nawet o tym nie myśl – mruknął, natychmiastowo wycofując się z pokoju.
Amy
zaśmiała się głośno, widząc reakcję blondyna, a ja się umiechnęłam. Doskonale
znałam opinię Sorathiela na temat zakładania rodziny. Ilekroć moja przyjaciółka
zaczynała o tym mówić, on po prostu uciekał do innego pokoju z nachmurzonym wyrazem
twarzy. Nie wiedziałam, dlaczego tak się zachowywał. Był nieśmiały? Nie chciał
o tym teraz myśleć? A może po prostu się bał? Sorathiel to niezwykle skryta
osoba. Żył w swoim małym świecie, do którego tylko on miał dostęp. W pewnym
sensie byliśmy do siebie podobni, z tym że akurat do mojej głowy pewien demon
potrafił się włamać…
–
Laura – zaczęła konspiracyjnym szeptem Amy. Wiedziałam, że to nie zapowiada niczego
dobrego. – Bo widzisz, nie miałyśmy nigdy okazji o tym porozmawiać. – Jej poważna
mina zaczęła mnie niepokoić.
–
O czym? – spytałam niepewnie, choć przeczuwałam, co miała na myśli.
–
O pierwszym razie.
–
Amy, nie jesteśmy już nastolatkami – mruknęłam, spoglądając gdzieś w bok. Poczułam,
że moje policzki z jakiegoś powodu zrobiły się gorące.
–
A mimo tego zarumieniłaś się, jakbyś była nastolatką. – Amy zachichotała.
Najwyraźniej bawiła ją moja reakcja.
Kolejna
różnica pomiędzy naszymi osobowościami. Amy była fanką pikantnych rozmówek.
Uwielbiała wchodzić w intymne tematy i wcale się ich nie wstydziła. Nie istniało
dla niej tabu. Nigdy nie zastanawiała się dwa razy nad tym, co mówi. Ja nie
lubiłam się udzielać w takich tematach. Miałam własną sferę prywatności, do
której nie chciałam nikogo dopuszczać.
–
To głupie – burknęłam, marszcząc czoło. Twarz ukryłam za filiżanką.
–
Laura, znamy się od dziecka. – Amy ciężko westchnęła. – Wiemy o swoim życiu
więcej niż ktokolwiek inny. Opowiedz mi o tym. A ja odwdzięczę się tym samym.
Nie
byłam pewna, czy chciałam usłyszeć jej historię…
–
Dobrze – odpowiedziałam, po czym teatralnie chrząknęłam.
Amy
usiadła bliżej mnie, kuląc się jak małe dziecko, które chce wysłuchać sekretów
swojej przyjaciółki. Nie wiem, czego oczekiwała. Namiętnej historii o dzikim seksie
w lesie albo w jakimś innym mrocznym miejscu? Może Nathiel byłby do tego
zdolny, ale związek polegał na obustronnym podejmowaniu decyzji. W większości
przypadków byłam na nie. Zresztą tylko idiota zgodziłby się na wszystkie chore
fantazje, o jakich śnił demon.
–
Miałam dziewiętnaście lat – mruknęłam od niechcenia. Zanim dokończyłam swoją
myśl, Amy musiała mi oczywiście przerwać.
–
Dopiero?! – spytała zdziwiona.
–
Dopiero. – Westchnęłam i przewróciłam oczami. – Wzbraniałam się od tego rękami
i nogami.
–
Dlaczego?
–
Bo Nathiel bym zbyt nachalny, a ja najwyraźniej nie byłam na to gotowa.
–
To takie do ciebie podobne.
Amy
uśmiechnęła się delikatnie, na co ja się skrzywiłam. Bez zbędnych komentarzy i
sarkazmu (choć miałam ochotę wcisnąć go do swojej wypowiedzi), kontynuowałam
historię:
–
Był wieczór. Właśnie skończyłam brać kąpiel. Zapomniałam wziąć ze sobą piżamy,
tak więc byłam zmuszona cofnąć się do pokoju w ręczniku. – Miałam ochotę
przewrócić oczami, ale nie chciałam zniszczyć radości Amy. – Na moje
nieszczęście okno w sypialni było otwarte, a na łóżku leżał Nathiel czytający
jakąś gazetę.
Albo
udawał, że ją czyta. Może to wszystko zaplanował.
–
Wkradł się przez okno?
Kiwnęłam
głową.
–
Oczywiście na mój widok zaczął rzucać tekstami w stylu: „Widzę, że przyszedłem
w odpowiednim momencie. Masz ochotę na małe co nieco?” – mówiąc to,
uśmiechnęłam się na boku. Głupota Nathiela nie znała granic. – Gdy go
zignorowałam, posadził mnie na łóżku. Stwierdził, że coś jest nie tak.
Przeprowadziliśmy wtedy długą rozmowę odnośnie tego, czego się boję. Na koniec
padło krótkie: „Po prostu to zróbmy, maleńka”, zgasło światło i… tak to się
skończyło.
Po
minie Amy mogłam się domyślić, że historia pozbawiona erotycznych szczegółów
nie satysfakcjonowała jej w żadnym stopniu. Nie zamierzałam kontynuować tej
opowieści. Nie musiała wiedzieć, że Nathiel śmiał się z mojej przerażonej miny,
a ja płakałam z bólu i wyzywałam go od najgorszych kretynów na świecie. Nie, to
na pewno nie była noc, o której chciałam opowiadać światu.
–
A dziecko? Jak to z nim było?
–
Przecież wiesz, jak powstają dzieci. – Tym razem nie powstrzymałam się od
sarkazmu.
–
No, opowiedz więcej!
Spojrzałam
w sufit, w duchu modląc się o zbawienie.
–
Nie pamiętam, kiedy dokładnie się to wydarzyło, ale zgodnie ze słowami
Nathiela: „To było wtedy, gdy się nachmurzyłem, nerwowo zaśmiałem i uciekłem do
łazienki ze słowami „nic się nie stało, tylko muszę do toalety!”
–
Ach, wiem! – wykrzyknęła odkrywczo Amy. – To pewnie było wtedy, kiedy Nathiel
przyszedł do Soratha i spytał go, czy ma pożyczyć gumki, bo ma przy sobie tylko
dolara – odpowiedziała, uśmiechając się szeroko.
Przyłożyłam
dłoń do czoła, zdając sobie sprawę z tego, jak wielkim idiotą musiał być
Auvrey. To właśnie przez niego przeżywaliśmy teraz to, co przeżywamy. Jeżeli
urodzę to dziecko, błagam wszystkie siły niebieskie o bezpłodność. Inaczej będę
musiała użerać się z całą armią małych Auvreyów, którą nieprzerwanie będę
rodzić aż do czasu menopauzy.
–
Przestańmy już o tym rozmawiać – powiedziałam od niechcenia.
–
Hej, jeszcze ja! – oburzyła się dziewczyna.
Zacisnęłam
usta, aby nie powiedzieć przypadkiem: „nie wiem, czy chcę to słyszeć”. Nie
potrafiłam sobie wyobrazić Amy i Sorathiela w tak… głębokich relacjach. Za czasów
naszego nastoletniego życia zamykali się w pokoju i chociażbym chciała coś
dosłyszeć, nie słyszałam niczego. Nawet Nathiel siedzący pod ich drzwiami nie
nakrył ich na niczym dziwnym, choć nieraz bez zapowiedzi wpadał do pokoju
swojego przyjaciela.
–
Może to głupio zabrzmi, ale Sorathiel jest naprawdę nieśmiały – powiedziała,
uśmiechając się w uroczy sposób jak mała, zakochana w swoim idolu dziewczynka. –
Gdyby nie ja, to pewnie do dnia dzisiejszego do niczego by nie doszło. A
wszystko to przez ciekawość…
Cała
historia opowiadana przez Amy trwała z dziesięć minut. Z każdym jej następnym
słowem bledłam coraz bardziej. Po pewnym czasie trudno było mi ukryć
przerażenie, które malowało się na mojej twarzy. Nie mogłam uwierzyć, że opowiada
mi o takich szczegółach.
–
Już, starczy. – Uniosłam w górę dłoń, próbując ją tym samym uciszyć. – Już
wiem, że to ty byłaś prekursorem, że Sorathiel jest nieśmiały i... Matko,
dlaczego mi o tym opowiedziałaś? Moje życie nigdy nie będzie takie same –
jęknęłam z zawodem.
Amy
w ogóle to nie zraziło. Zaśmiała się, szturchając mnie zaczepnie w ramię.
Może
i nie chciałam usłyszeć tego, co mi opowiedziała, ale musiałam przyznać jedną
rzecz: od czasu podróży do Reverentii nie rozmawiałyśmy ze sobą w taki sposób,
jak teraz. Jeżeli było mi źle, po prostu przychodziłam do siedziby Nox i
zasiadałam przy stole, pijąc różaną herbatę oraz pogrążając się w długiej
rozmowie z Amy. Nigdy jednak nie podejmowałyśmy podobnych tematów. W pewien
sposób poczułam, że byłyśmy sobie teraz bliższe niż wcześniej. Brakowało mi
naszych wspólnych posiedzeń. Chyba studia miały wielki wpływ na moje kontakty z
ludźmi. Może Nathiel miał rację. Musiałam przystopować z nauką, bo uciekało mi
sprzed nosa wiele ważnych chwil.
Spoglądając
w pustą filiżankę, uświadomiłam sobie, że moje dziecko wymaga ode mnie wizyty w
łazience. Gdyby z biologicznego punktu widzenia można było usunąć pęcherz,
zaraz bym to zrobiła. Bez niego bym jednak umarła.
Podniosłam
się z sofy i otrzepałam spodnie.
–
Zaraz wracam – mruknęłam. Odprowadzona przez podejrzliwie spojrzenie Amy
ruszyłam w stronę łazienki. Zgodnie z moimi obliczeniami, ciążowe dolegliwości
powinny zmniejszyć swoje działanie w ciągu miesiąca. Chyba dożyję tego momentu.
Potarłam
wierzchem dłoni rozgrzane czoło. O ile pamiętałam, gorączka nie należała do
objawów ciąży. Może to po prostu zmęczenie? Z drugiej strony to absurdalne –
przez ostatnie pięć lat nie byłam nawet przeziębiona, a przecież mój układ
odpornościowy nieraz był wystawiany na ciężkie próby. Czy działo się ze mną coś
złego?
Zatrzymałam
się na środku salonu, czując nadchodzącą falę słabości. Odruchowo położyłam
dłoń na brzuchu, zupełnie jakbym chciała obronić coś, co było jeszcze zbyt małe,
aby stała mu się krzywda. Czułam jak nogi dopada bezwładność, a umysł powoli
zaczyna tracić logiczną zdolność myślenia. Uczucie bliskie pożerania energii
przez demona ogarnęło całe ciało. A jeśli jednak demony mogły wkraść się do mojego
cienia po raz drugi? Co, jeśli byłam jednym z tych szczęśliwców, którzy nie
zyskują ukrytego cienia po inwazji demona?
Nie
miałam się czego chwycić. Po prostu poleciałam do tyłu. Próbowałam wymówić imię
Nathiela, ale poruszyłam tylko bezgłośnie ustami. Sufit wirował mi przed
oczami. W jednej chwili straciłam oddech, zupełnie jakby jakaś niewidzialna
dłoń chwyciła za moją szyję. Spanikowałam.
–
Laura! – usłyszałam w oddali krzyk.
Amy,
która do mnie podbiegła, natychmiastowo zmusiła mnie do tego, abym usiadła na
panelach. Od tego gwałtownego ruchu zrobiło mi się niedobrze. Spojrzałam na
przyjaciółkę, która była niewyraźna, jakby rozmazana. Nie byłam nawet w stanie
dostrzec, jaki miała wyraz twarzy. Mogłam się tego tylko domyślać.
–
Nathiel, z Laurą dzieje się coś złego! – pisnęła przerażona Amy. Była bliska
płaczu.
Mój
demoniczny wybawca jak na zawołanie przybiegł w miejsce wypadku. Amy została
odepchnięta, a ja bez zastanowienia podniesiona z podłogi. Będąc w ciepłych
ramionach Auvreya czułam się jak marionetka. Nie byłam w stanie utrzymać w
pionie choćby głowy.
–
Znowu? – spytał chłopak, przykładając dłoń do mojego czoła.
–
Jak to znowu? Co jej jest? – pytała przerażona Amy. – Nathiel, co jej się
dzieje?!
–
Przestań panikować – warknął w odpowiedzi Auvrey.
Wylądowałam
na sofie. Mdlące uczucie zaczęło mnie przytłaczać. Czułam dziwną senność. Miałam
wrażenie, że za chwilę całkowicie stracę kontakt z rzeczywistością. Bałam się
utraty świadomości. A co, jeśli umierałam? To nie był jeszcze mój czas.
–
To nie pierwszy raz, kiedy nagle traci przytomność i dostaje gorączki – burknął
Nathiel. Oczami wyobraźni widziałam jego niezadowoloną, ale podejrzliwą minę.
–
Wiem, że jesteście demonami, ale chyba sami nic z tym nie zrobimy – powiedziała
niepewnie Amy. Bała się reakcji Nathiela na to, co powie, tym bardziej, że
znała jego opinię na temat opieki zdrowotnej. – Zadzwonię do szpitala.
Ostatnie
słowa odbiły się echem od ścian mojej świadomości. Obraz całkowicie ściemniał,
a ja, chociaż bardzo tego chciałam, nie mogłam już usłyszeć odpowiedzi. Odpłynęłam.
***
– Wiesz co, stary? Czuję się, jakbym już
teraz czekał na poród.
– Przynajmniej gdy nadejdzie, będziesz
przygotowany.
Przyjaciele wymienili uśmiechy. Jeden z nich miał
w sobie dozę przerażenia, drugi rozbawienia.
Zgodnie z pomysłem Amy, Laura trafiła do
szpitala i wychodziło na to, że wciąż była nieprzytomna. Lekarze kręcili się
wokół niej, robiąc jakieś dziwne badania. Nie było wiadomo, co jej dolegało, a
Nathiel wcale się temu nie dziwił. Już kiedyś przeżywali przecież podobną
sytuację.
–
Myślisz, że to ludzka dolegliwość, Sorath?
–
Nie – odpowiedział blondyn, wbijając wzrok w podłogę. – I najwyraźniej myślimy
podobnie.
–
Znając ciebie, pewnie masz już jakąś teorię. Wal, choćby miała dotyczyć
apokalipsy, globalnego ocieplenia, wyginięcia albinosów albo dinozaurów.
–
Nathiel, dinozaury wyginęły.
–
Pieprzysz! Inaczej nie kręciliby Parku Jurajskiego
– oburzył się zielonooki.
Jego
przyjaciel przybrał zrozumiałą minę. Czasami zastanawiało go, jakim cudem
reagował na jego słowa ze stoickim spokojem. Żyli ze sobą już tyle lat, a on
jeszcze najwyraźniej nie został odpowiednio wytrącony z równowagi. Może
rzeczywiście uchodził za pozbawionego uczuć? Albo naprawdę zależało mu na
przyjaźni z Nathielem…
–
Nie chcę cię straszyć – zaczął ostrożnie Sorathiel – ale pamiętaj, że jesteś
demonem, a Laura półdemonem. To daje jakieś siedemdziesiąt pięć procent prawdopodobieństwa, że wasze dziecko
także będzie demonem i w tej sytuacji bliżej mu do bycia pełnym.
–
Do czego zmierzasz?
Nim
Sorathiel ponownie otworzył usta, człowiek w białym kitlu wyszedł z
pomieszczenia i stanął przed nimi jak żołnierz, wsadzając przy okazji pod pachę
teczkę. Nathiel natychmiastowo zapomniał o rozmowie z przyjacielem. Teraz
bardziej interesował go stan zdrowia Laury. Od razu zerwał się do góry.
–
Zrobiliśmy wszystkie niezbędne badania, skupiając się głównie na ciąży –
oznajmił lekarz. – Poza zmniejszoną ilością żelaza we krwi, co jest
charakterystyczne dla kobiet w ciąży, nie dolega pannie Collins nic groźnego.
Jej stan może być spowodowany przemęczeniem. Po prostu powinna odpoczywać i
stosować odpowiednią dietę.
–
Dietę? – spytał zdziwiony Nathiel. – Przecież nie ma z czego chudnąć – oburzył
się.
Lekarz
zacisnął usta, nie komentując tej dziwnej uwagi. Od niechybnych ataków słownych
obronił go Sorathiel, który pociągnął przyjaciela za ramię.
–
Dieta niekoniecznie oznacza odchudzanie, Nathiel – wytłumaczył mu szeptem.
Chłopak
zmarszczył czoło. Za cholerę nie rozumiał, o co chodziło tej dwójce. Dieta to
dieta, zawsze polegała na tym, żeby sobie czegoś odmawiać, a odmawianie
prowadziło do utraty wagi. Chcą mu zniszczyć Laurę? Wiedział, że ze szpitalami
jest coś nie tak. Może jednak sam przyjmie poród, gdy przyjdzie na to czas?
Gdy
myślał nad przyszłością, jego przyjaciel przeprowadził konwersację z lekarzem.
Nathiel nie miał mu tego za złe. Był w stu procentach pewien, że Sorathiel
zrozumie więcej niż on. Pozostało mu myślenie o Laurze. Chciał już do niej
wejść, chciał ją skrzyczeć za ciągłe zarywanie nocek nad książkami i niedbanie
o siebie, szczególnie w takim stanie, poza tym stanowczo musiał odradzić jej
dietę. Zacznie w nią wpychać słodycze, żeby przytyła. I warzywa, szczególnie
marchewki, których nie lubiła. Musi być zdrowa. Zresztą nie tylko ona.
Chłopak
zaczął wystukiwać nerwowy rytm na drzwiach. Straszliwie kusiło go, żeby wejść
do środka. Jeżeli ten doktorek w końcu sobie nie pójdzie, wjedzie tam z buta,
robiąc Laurze zaskakującą niespodziankę.
Z
zamkniętymi oczami i zniecierpliwioną miną wsłuchiwał się w nic nieznaczącą
rozmowę przyjaciela z lekarzem. Czasami miał wrażenie, że Sorathiel wiedział
więcej niż ten gość w białym kitlu. Albo to Sorath był geniuszem, albo lekarz debilem.
Rozmowa
dobiegła końca. Nareszcie mógł wejść do środka. Nim to jednak zrobił, blondyn
złapał go za ramię.
–
Co znowu? – jęknął Auvrey.
–
Chciałeś wiedzieć, co dolega Laurze – zaczął cicho Blythe. – Mam na to bardzo
prawdopodobną teorię.
***
Siedziałam
na szpitalnym łóżku, wpatrując się uparcie w prawą dłoń. To pierwszy raz
(pomijając oczywiście moje narodziny), kiedy znalazłam się w szpitalu. Ubrana w
przydługą, zwisającą poszewkę od kołdry, którą śmiali nazywać piżamą, z wbitym
w żyłę wenflonem ograniczającym moje ruchy, podłączona pod dziwnie podejrzaną
aparaturę zawierającą buteleczkę z powolnie spływającą glukozą. Moje żyły
wypełniało kojące, chłodne uczucie, które było idealnym lekarstwem na gorączkę
trawiącą moje ciało. Lekarz zapewniał mnie, że to tylko przemęczenie, które podwoiła
ciąża. Nie do końca w to wierzyłam. Miałam własny rozum, a więc i własne
teorie. Nie musiałam się jednak nimi dzielić ze światem. Przynajmniej nie
teraz.
Wierzchem
dłoni potarłam gorące czoło. Podczas moich ciążowych omdleń gorączka nigdy nie
trzymała się mnie tak długo. Zazwyczaj po powrocie do świadomości
natychmiastowo zdrowiałam. Teraz było inaczej. Czułam się jakbym była dopiero w
połowie ciężkiej bitwy, którą mogłam przegrać.
Opadłam
bezradnie na poduszki, marząc o wyjściu z tego przerażającego, pustego i
białego pokoju. Niestety, zarządzono, że powinnam zostać tu na kilkudniowej
obserwacji. Miałam nadzieję, że Nathiel poratuje mnie dobrą lekturą i herbatą,
którą lekarz mi odradzał. Doskonale wiedziałam, że brakuje mi i magnezu, i
żelaza, a herbata uchodziła za jeden z napojów, który wypłukuje je z organizmu,
nie mogłam nic jednak poradzić, że byłam od niej uzależniona. Teina musiała
płynąć w mojej krwi, a mikro- i makroelementy miały obowiązek się z tym
pogodzić. Poza tym do anemii mi się nie spieszyło.
Jak
na zawołanie do pokoju z impetem wparował Nathiel. Jego przesadnie wyprostowane
plecy i dumnie napinająca się klatka piersiowa godna była miana superbohatera,
który wpadł do szpitala, pragnąc uratować niewinną niewiastę. Brakowało mu
jeszcze peleryny zrobionej z prześcieradła i niebiańskich promieni, które by go
oświetlały.
–
Ty – zaczął groźnym głosem, kierując w moją stronę palec.
–
Ja? – spytałam nierozumnie, unosząc brew.
Nathiel
podszedł do łóżka. Wyprostowałam się, siadając niepewnie na poduszce.
Przyglądałam mu się podejrzliwie. Nie wyglądał na zbytnio zadowolonego. Czyżby
dowiedział się o teorii lekarzy?
–
Przemęczenie – prychnął.
Przewróciłam
oczami.
–
Tak, wiem, co chcesz powiedzieć – mruknęłam, odwracając od niego wzrok.
Chrząknęłam znacząco w pięść i udawanym niskim głosem zaczęłam go parodiować: –
Mówiłem, że masz odpoczywać, a nie wkuwać całymi dniami i nocami! Bierz
przykład ze mnie! Obijaj się jak to tylko możliwe! Bądź leniwcem! Nie sprzątaj
garów w kuchni, niech zarosną brudem! Będzie co hodować, zarobisz grube hajsy
na eksperymentach z bakteriami naczyniowymi! Zrobisz z nich zwierzątka domowe!
Będziemy wyprowadzać je na smyczy z nitek do szycia! Będziemy szczęśliwą
rodzinką! Bo na co nam koty, skoro mamy już dziecko w drodze i bakterie na
smyczy?! I...
–
Uspokój się, głupia – powiedział Nathiel, powstrzymując się od śmiechu.
–
Trochę mnie poniosło – mruknęłam na boku.
–
Co dosyć rzadko się zdarza. Nie odmówię ci jednak wyobraźni godnej mojej osoby.
– Auvrey zachichotał. Chwilę później przypomniał sobie, że miał być zły, tak
więc znowu przybrał surowy wyraz twarzy. – Zrób sobie wolne. Długie wolne.
–
To ostatni rok studiów, Nathiel – oburzyłam się.
–
Możesz zrobić sobie przerwę. Istnieje coś takiego na tych dziwnych
uniwersytetach, prawda? – spytał, mrużąc groźnie oczy. – Za rok je skończysz.
Już
otwierałam usta, żeby zaprzeczyć, ale nie wydusiłam z siebie żadnego słowa. To
wszystko wina miny Auvreya. Patrzył na mnie w taki sposób, jakby już samym
spojrzeniem zapowiadał jakąś chytrą groźbę.
Burknęłam
coś niezrozumiałego pod nosem i opadłam na poduszki, wbijając spojrzenie w
sufit. Byłam zła. Zła na siebie, na niego i na cały świat. Przecież gdyby coś
takiego nam się nie przydarzyło, spokojnie skończyłabym rok, a potem zaczęła
szukać pracy w zawodzie. O ślubie i dziecku pomyślelibyśmy za kilka dobrych
lat. Od tej pory powinnam bardziej uważać na to, co robię.
–
Jak się czujesz? – spytał troskliwie Nathiel.
–
Nie lepiej niż ostatnio – mruknęłam od niechcenia.
–
Co mam zrobić, żebyś poczuła się lepiej? – Zielonooki uniósł brew. – Niech
zgadnę – zaczął teatralnym głosem, kładąc palec wskazujący na ustach. –
Książka, herbata i demon pod poduszką.
–
Nie zmieściłbyś się pod nią – mruknęłam, mimo wszystko nie powstrzymując się od
uśmiechu.
–
Upchnę siebie pod łóżkiem i będę czuwać całą noc. – Uśmiechnął się.
–
Ukryję cię pod kołdrą, żeby było ci wygodniej.
–
Jesteś dziś wyjątkowo łaskawa.
Chłopak
uśmiechnął się uwodzicielsko i nachylił tuż nad moimi ustami.
Prychnęłam
cicho, kładąc dłoń na jego twarzy i oddalając go na odpowiednią odległość.
–
Zdaje ci się.
–
Rzeczywiście – prychnął chłopak, zdejmując moją dłoń.
Mimo
odgrywanej sceny, która miała zakończyć się obrazą, uśmiechnęliśmy się do
siebie.
Cieszyłam
się, że miałam go przy sobie zawsze, gdy go potrzebowałam. Nie było to
egoistyczne pragnienie posiadania kogoś na własność. Moje uczucia od pięciu lat
nie zmniejszyły swojej mocy. Wręcz przeciwnie – wydawało mi się, że kochałam go
jeszcze mocniej niż na początku. Różniliśmy się od siebie, i to nawet bardzo,
idealnie się jednak przy tym uzupełnialiśmy. Nathielowi brakowało rozumu, ja
miałam go pod dostatkiem. Mi brakowało siły, on mógł przenosić góry. Byłam
chłodna, on gorący. Jak widać nawet kontrasty ze sobą współgrały.
Spoglądając
w uroczo uśmiechniętą twarz Nathiela, który trzymał mnie teraz za dłoń, zdałam
sobie z czegoś sprawę. To było jak grom z jasnego nieba. Nie spodziewałam się
tego, ale ufałam swojej intuicji. Byłam gotowa na kolejny krok w naszym
związku.
–
Nathiel – zaczęłam dosyć niepewnie, wbijając spojrzenie w kołdrę.
Chłopak
spojrzał na mnie pytająco, gdy ja brałam akurat głęboki wdech. Wymówienie
takich słów było dla mnie prawdziwym wyzwaniem. Mogło też okazać się
największym błędem mojego życia. Tymczasowo potrzebowałam jednak jego obecności
bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Gdyby nie nagła ciąża, na pewno długo
zastanawiałabym się nad tym faktem, teraz nie miałam jednak czego rozważać.
Robiłam to nie tylko dla niego, ale również dla siebie i dziecka.
Wypuściłam
z płuc powietrze i nareszcie wypowiedziałam te trzy trudne dla mnie słowa:
–
Zamieszkaj ze mną.
Hoho, rezerwnę na przyszłość, bo tak. Może jutro nadrobię!
OdpowiedzUsuńCześć :)
OdpowiedzUsuńKomentarz pisany był wczoraj przy czytaniu rozdziału, ale nie pojawił się, gdyż kochany internet stwierdził, że znowu obrazi się na mój laptop i zmniejszy swój zasięg. A skoro zapisałam, nie skomentowałam z telefonu.
Ostrzegam, dużo dissów na Nathiela!
Nowy nagłówek i szary kolor szablonu - już Ci pisałam w wiadomości, że bardzo mi się podobają! Taki powrót do pierwszego szablonu z początków WC Nathiela. Jestem na tak ;) Jest bardziej mroczny, co pozwala sądzić, że tom 2 Twojej opowieści będzie pełen walki. Jaram się! <3 Może się nie znam na robieniu nagłówków, ale uważam, że dobrze połączyłaś wszystkie zdjęcia w jedną tajemniczą całość :)
Tu będzie ta rozmowa Amy i Laury, którą dostałam w spoilerze? Jeśli tak, to wyczuwam mocny diss na Nathiela :D Laura powinna zrozumieć to, że męczysz ją mdłościami i omdleniami, przecież jest w ciąży, helloł!
Zaczynam czytać.
Reakcja Amy - zaczęłam się bezgłośnie śmiać :D Epic! Tylko herbaty szkoda.
Ale Andi to ją pobiła po mistrzowsku! "Podczas, gdy Amy dalej nie mogła uwierzyć w to, co słyszy, z przeciwnego pokoju dobiegł mnie głośny jęk zawodu małej Andi.
- Nie!" - <3 <3 <3 Uwielbiam ją!
Małe Nathiele to tak jakby więcej ludzików do dźgania nożem, gonienia i bicia. Powinna się trochę cieszyć.
"Jak to się stało?! Bo chyba raczej tego nie planowaliście " - chyba wiesz, jak się zachodzi w ciążę, Amy. Było w szkole. A czy planowali? Nathiel i planowanie? Wydaje mi się, że on nawet nie planuje tego, co zje na śniadanie, dlatego czasem kończy, wgryzając się w słoik dżemu. Więc odpowiedź nasuwa się sama. Wpadka.
Choć ja też jestem dzieciakiem z wpadki, nie będę tego ukrywać. Moi rodzice byli razem prawie trzy lata, zanim mama zaszła w ciążę ze mną i Osą, więc nie będę opieprzać Laury. Choć przynajmniej mój tata to nie Nathiel. W żadnym aspekcie.
" - Nie sądziłam, że będziesz szybsza! Zawsze mówiłaś, że nie spieszy ci się do dzieci i ślubu! - wykrzyknęła przyjaciółka, śmiejąc się wesoło. Jej oczy zaświeciły się w niepokojący sposób - Sorathiel!
UsuńBlondyn, który właśnie stanął w wejściu z kubkiem gorącej herbaty w ręku, spojrzał na swoją partnerkę, unosząc do góry brew.
- Nawet o tym nie myśl - mruknął, natychmiastowo wycofując się z pokoju." - nie no, glebłam xD Po prostu glebłam. Wprawdzie wylądowałam na odchylającym się oparciu obrotowego krzesła, a nie na podłodze, ale glebłam xD A teraz pochodzę sobie po pokoju, pośpiewam i może przestanę się śmiać.
*trzy minuty i czterdzieści jeden sekund później*
"Powiedz mi. Odwdzięczę się tym samym." - coś za coś. I to uświadomienie sobie, że Amy też już uprawiała seks. O rany. Nie jestem pewna, czy zniosę tę rozmowę.
"- Miałam 19 lat - mruknęłam od niechcenia. Zanim dokończyłam swoją myśl, Amy musiała mi oczywiście przerwać.
- Dopiero?! - spytała zdziwiona.
- Dopiero - westchnęłam, przewracając oczami - Wzbraniałam się od tego rękami i nogami.
- Dlaczego?
Brązowowłosa nachmurzyła się.
- Bo Nathiel bym zbyt nachalny, a ja się wstydziłam - szepnęłam." - poza tym, że powinno być "był nachalny", to ja nie ogarniam zdziwienia Amy. Halo, nie każdy musi przeżyć pierwszy raz w wieku lat szesnastu, do you know about it?
Nathiel wkradający się przez okno. Dla mnie nic zaskakującego czy nowego, do mojej łazienki w Kato też tak wszedł. Ale to było trzecie piętro w bloku... Wciąż nie wiem, jak mu się to udało.
Głupota Nathiela to największa rzecz (?), o jakiej kiedykolwiek słyszałam i chyba większej w swoim życiu nie poznam.
"Na koniec padło krótkie: "zróbmy to, maleńka", zgasło światło i tak to się skończyło." - pamiętasz, jaka byłam zła, że tak to się skończyło? Teraz też jestem! Bo w tym nie ma żadnej magii! A myślałam, że Nathiel będzie romantyczny. Czego ja chciałam? Przecież to niemożliwe.
"Nie musi wiedzieć, że Nathiel śmiał się z mojego przerażenia, a ja płakałam z bólu, wyzywając go od najgorszych kretynów na świecie. Nie, to na pewno nie noc o której chciałam opowiadać światu." - Nathiel i delikatność także nie idą ze sobą w parze. Ja bym go wywaliła na zbity pysk i to nie tylko z łóżka.
"- Nie pamiętam kiedy dokładnie to było, ale zgodnie ze słowami Nathiela, wtedy, kiedy cytując: nachmurzył się, zaśmiał nerwowo i uciekł do łazienki ze słowami: nic się nie stało, tylko muszę do toalety.
Usuń- Ach, wiem! - wykrzyknęła Amy - To było wtedy, kiedy Nathiel przyszedł do Soratha i spytał go czy ma pożyczyć gumki, bo ma przy sobie tylko dolara - odpowiedziała, uśmiechając się szeroko." - gdybyś teraz widziała moją minę... Jest taka sama, jak u Kiciputka przy jej filmiku, gdy mówi o wodzie dla kobiet. Takie odrobinę "zabijcie mnie".
"Jeżeli urodzę to dziecko, błagam wszystkie siły niebieskie o bezpłodność. Inaczej będę musiała użerać się z całą armią małych Auvreyów, którą nieprzerwanie będę rodzić aż do czasu własnej menopauzy." - mogę pożyczyć pieniądze na kastrację Nathiela!
"Nie potrafiłam sobie wyobrazić Amy i Sorathiela w tak głębokich relacjach." - ja też. Mam z tym większy problem niż w przypadku Lauriel.
" Cała historia opowiadana przez Amy, trwała z dziesięć minut. Z każdym jej następnym słowem, opowiadanym z zaciekawieniem, przybierałam coraz barwniejsze rumieńce. Nie mogłam uwierzyć, że mówi mi o takich szczegółach.
- Już, starczy - zatrzymałam ją ruchem dłoni - Już wiem, że to ty byłaś prekursorem, że Sorathiel jest nieśmiały i... matko, dlaczego mi o tym opowiedziałaś? Moje życie nigdy nie będzie takie same - jęknęłam." - chwalę niebiosa za to, że nie ma tu dokładnej treści tej rozmowy! Nie zniosłabym czytania o szczegółach, jeśli to wyglądało jak u Grey'a (z pominięciem całego sado-maso).
Przeżyjesz, Laura! Nie ty pierwsza i nie ostatnia w demonicznej ciąży.
Może demoniczna moc się budzi? Laurowa albo dziecka (tak, chciałam wpisać imię, ale się wstrzymałam, bo... no). Albo to płód pobiera twoją moc. Jak u Belli. Ale ja nie chcę mieć tu Zmierzchu!
"- Wiesz co, stary?
Czarnowłosy zaśmiał się w nerwowy sposób, zaciskając swoje pięści.
Jego przyjaciel spojrzał na niego ukradkowo, unosząc pytająco brew do góry.
- Czuję się, jakbym już teraz czekał na poród.
- Przynajmniej gdy nadejdzie, będziesz przygotowany." - glebłam xD I napiszę to: KOCHAM! <3 Popieram Sorathiela, takie doświadczenie w przyszłości może się okazać cenne.
"Wal, chociażby miała dotyczyć apokalipsy, globalnego ocieplenia, wyginięcia albinosów albo dinozaurów.
- Nathiel, dinozaury wyginęły.
- Pieprzysz! Inaczej nie kręciliby parku jurajskiego - oburzył się zielonooki." - czy pisałam już o głupocie szmaragdowoookiego? Tak. Więc się nie powtórzę. Jedynie westchnę. Ciężko. I przewrócę oczami.
" - Dietę? - spytał Nathiel - Przecież nie ma z czego chudnąć - oburzył się.
Lekarz zacisnął usta, próbując dalej się uśmiechać. Od niechybnych ataków słownych, obronił go Sorathiel, który pociągnął przyjaciela w swoją stronę.
- Dieta niekoniecznie oznacza odchudzanie, Nathiel - wytłumaczył mu szeptem." - westchnięcie i mina Kiciputka. Nie mam już do niego sił. Nathiel. Wylatuj na księżyc. Już.
" Może jednak sam przyjmie poród, gdy przyjdzie na to czas?" - a może ja pożyczę patelnię od Ivy i kogoś nimi zabiję?
UsuńChciałabym poznać teorię Sorathiela i wiedzieć, jak bardzo poważna ona jest. Tylko błagam, nie drugi Zmierzch!
"Doskonale wiedziałam, że brakuje mi i magnezu i żelaza, a herbata jest jednym z napojów, które je wypłukuje z organizmu, nie mogłam nic jednak poradzić na to, że jestem od niej uzależniona. Teina musiała płynąć w mojej krwi, a mikro i makroelementy musiały się z tym pogodzić." - Laura, siostro! U mnie herbata wpłynęła na hemoglobinę, ale to kilka miesięcy temu, ograniczyłam picie jej do najwyżej czterech/pięciu kubków dziennie (nie dwanaście/piętnaście, jak za czasów nadrabiania Mentalisty), wiem, co czujesz! Łączę się z Tobą!
"Nie sprzątaj garów w kuchni, niech zarosną brudem! Będzie co hodować, zarobisz grube hajsy na eksperymentach z bakteriami naczyniowymi! Zrobisz z nich zwierzątka domowe! Będziemy wyprowadzać je na smyczy z nitek do szycia! Będziemy szczęśliwą rodzinką! Bo na co nam koty, skoro mamy już jedno dziecko i bakterie na smyczy?!" - <3 <3 <3 Ja się nie dziwię, że na maturze z angielskiego pisałaś o zmutowanych jabłkach :D
Tak zwane dziekańskie. Przydadzą się, bo przecież po porodzie Laura nie zostawi dziecka samego z Nathielem. Prawda? Bo jeśli tak, to ja nie chcę widzieć tego armagedonu.
Ale pocałował ją w końcu czy nie? Naff! Ja chcę mieć opisy takich rzeczy! Poza scenami seksu. Choć one już raczej Lauriel nie grożą. Przynajmniej na razie *stop, brain, stop!*
Laura i Nathiel pod jednym dachem. Lauriel pod jednym dachem. Tylko Lauriel pod jednym dachem. Czy zapowiadano apokalipsę na najbliższy czas? Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie?
Okay. Jak widzisz, wywołałaś u mnie różne emocje, zmusiłaś do małego spaceru i pozwoliłaś, bym wielokrotnie zdissowała Nathiela (za co nie jest mi przykro, to była wręcz wielka przyjemność, zważając na fakt, w jak fatalnym stanie fizyczno-mentalnym właśnie jestem). Szkoda, że nie ma nic więcej na temat teorii Blythe'a, ale to pewnie w kolejnym.
Laura jest gotowa na kolejny krok, który jest zrozumiały, choć może kosztować ją wiele nerwów. Mam jednak nadzieję, że Nathiel podejdzie do tego odpowiedzialnie. Bo mógłby jeszcze odrobinę dorosnąć i może przestanę go obrażać ;) (za Chiny Ludowe nigdy!)
Czekam na nn ^^
Ściskam mocno! :*
nieźle XD Laura i Nathiel hmmmm xd czuje,że będą latające garnki, patelnie i wałki :D
OdpowiedzUsuńKiedy rozdział ?
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń