Jest i pierwszy rozdział. Od razu pragnę powiedzieć, że "3/4 demona" to będzie coś zupełnie innego niż WCN. Pomijając wielowątkowość: będzie na pewno więcej paringów, tuzin bohaterów, gdzieś w późniejszych rozdziałach odejdę też trochę od Lauriel. Na razie jednak będzie o nich i to w takiej... doroślejszej wersji. Można rzec, że pierwsze rozdziały są typowo... życiowe. Może niekoniecznie AŻ takie ciekawe. Tak więc po miesiącu oczekiwania, pozostaje mi po prostu zaprosić do pierwszego rozdziału! Oczywiście czas wstawiania rozdziałów niezmienny - każda niedziela, co tydzień.
POPRAWIONE [10.06.2019]
***
Biometria
– nauka zajmująca się badaniem zmienności populacji organizmów. Biometryczne
metody badają cechy fizyczne, linie papilarne, układ naczyń krwionośnych na
dłoni lub przegubie ręki, kształt dłoni...
Mocny
powiew wiatru przerwał moje czytanie. Kilka kartek poszybowało w siną dal,
reszta przysłoniła mi skutecznie widok, wyginając się w taki sposób, że druk
całkowicie zniknął mi sprzed oczu. To byłoby na tyle, jeżeli chodziło o
zgłębianie biologicznej wiedzy.
Westchnęłam
bezradnie, kierując spojrzenie ku szaremu niebu. Chyba natura starała się mi przekazać,
że powinnam zrobić sobie przerwę od nauki. Przez ostatni tydzień nie robiłam
niczego innego, tylko się uczyłam. Zaraz po zajęciach wyruszałam do biblioteki,
gdzie korzystając z potężnego księgozbioru uniwersyteckiego, sporządzałam
notatki. Siedziałam tam aż do zamknięcia, nie zwracając uwagi na otaczających
mnie ludzi, dziwiących się mojej postawie. Wieczorami wracałam do domu i
wypijając litry herbaty, przyswajałam kolejne biologiczne działy, nad którymi
ostatecznie przysypiałam. Już dawno nie spałam w swoim łóżku. Moją poduszką
stał się stos papierów, a miejscem spoczynku krzesło oraz biurko.
Byłam
studentką ostatniego roku biologii człowieka, a to jak dotąd mój najcięższy
semestr. Od pięciu lat pełniłam rolę przykładnej uczennicy. Rówieśnicy, którzy
chodzili ze mną na zajęcia, uznawali mnie za świra. Zyskałam nawet nowe
przezwisko: „blady kujon”, które w żaden sposób mi nie przeszkadzało. Poza
ciągłą nauką miałam oczywiście jeszcze inne zajęcie. Pominę codziennie
niańczenie Nathiela, który za wszelką cenę i dosyć nieskutecznie próbował
przeszkadzać mi podczas zgłębiania wiedzy – nauczyłam się go ignorować. Moim
pobocznym zajęciem była walka z demonami, które przez ostatnie pięć lat, od momentu
wielkiej misji w Reverentii, nieco przystopowały ze swoimi atakami na ludzi.
Spór
między demonami ognia a demonami cienia nie został rozwiązany. Jak dotąd Królestwa
Nocy nie zdominowała żadna z ras. Pokraki rzadko kiedy wychylały teraz nosy poza
swój ciepły azyl. Śmiało mogliśmy stwierdzić, że staliśmy się praktycznie
bezrobotni. Z tego powodu ubyło nam także członków. Wielu z nich przeszło na
„demoniczną emeryturę”. Amanda nie była już tak silna jak kiedyś, podobnie jak
Ian – uznali, że przekażą organizację w ręce młodych członków. Teraz podporą Nox
był tylko Nathiel, ja, Andi oraz Sorathiel, obecny szef Nox. Amy również stała
się częścią organizacji, choć nie walczyła z demonami. Kiedy skończyła szkołę,
zamieszkała wraz z Sorathielem w naszej siedzibie. Stanowiła główną podporę Nox,
poza tym była osobą, która nas dokarmiała. Myślę, że bez niej byśmy zginęli.
Ani Nathiel, ani ja nie potrafiliśmy gotować – raczej uchodziliśmy za mistrzów
kuchennej zagłady. Przyrządzanie przez nas obiadu kończyło się na kłótni,
gonieniu siebie po całym domu, krzyczeniu i ostatecznym spaleniu wartościowej
żywności z powodu naszej nieuwagi.
Andi
wciąż z nami mieszkała. Wysłaliśmy ją do szkoły podstawowej, gdzie szybko stała
się towarzyszką chłopięcych, podwórkowych zabaw. Polubiła grę w piłkę nożną,
skakanie po drzewach, brudzenie się i bicie. Gardziła wszystkimi dziewczynkami,
które bawiły się lalkami i skakały na skakance. Mimo przebywania w świecie
ludzi jej ognisty temperament nie zniknął. Często byłam wzywana do szkoły,
gdzie wysłuchiwałam, jak bardzo nieodpowiednie było zachowanie jedenastoletniej
już demonicy. Andariel, jej brat, często ją odwiedzał, nie opuścił jednak
Reverentii. Przez wszystkie lata ani razu się nam nie ukazał. Był jak duch. Na
szczęście pośrednio dostarczał nam ważne informacje. To dzięki niemu
wiedzieliśmy, co działo się w danym momencie w świecie demonów.
Przetarłam
dłonią zmęczone oczy. Dziś musiałam odpocząć. Może przy okazji odwiedzę
siedzibę Nox? W przeciwieństwie do Nathiela, Sorathiela i Amy nie mieszkałam
tam na co dzień. Wróciłam do swojego starego domu, który należał do Collinsów. Początkowo
wymagał gruntownego sprzątania i oczyszczenia myśli z wszelakich wspomnień,
szybko się jednak przyzwyczaiłam do nowego stanu rzeczy, a nawet go doceniłam –
w końcu panowała tam niczym niezmącona cisza.
Nie
miałam pojęcia, gdzie umknęło mi te pięć beztroskich lat, podczas których żyłam
z Nathielem. Cieszyłam się, że nie przejęłam od niego głupoty. Wciąż byłam tą
samą, chłodną i ironiczną Laurą, z tą jednak różnicą, że teraz okazywałam
więcej uczuć. Nie potrafiłam żyć bez codziennych, głupich docinek, małych,
często zabawnych kłótni, a także ciepłych ramion oszalałego na punkcie
zabijania demonów Nathiela. Początkowo myślałam, że nie wytrzymam z nim tak
długo i prędzej czy później oszaleję, ale jak dotąd pozostałam przy zdrowych
zmysłach.
Przeszłam
przez kampus, przy okazji chowając do torby notatki. Przez ciągłą naukę nie
czułam się zbyt dobrze. Brakowało mi przede wszystkim snu, dlatego – choć mnie
kusiło – postanowiłam, że przez resztę dnia nawet nie tknę książek. Cóż, to
będzie prawdziwe wyzwanie.
– Hej,
maleńka – usłyszałam za swoimi plecami, gdy minęłam już uniwersyteckie mury.
Przystanęłam w miejscu i przewróciłam teatralnie
oczami.
– Co tu robisz? – spytałam, zerkając przez
ramię na opierającego się o mur, wciąż niezmiennego Nathiela Auvreya. Trzymał
ręce w kieszeniach i uśmiechał się uwodzicielsko, jakbym była nową ofiarą jego miejskich
podrywów.
–
Przyszedłem po ciebie – odpowiedział, wzruszając ramionami. Kiedy oderwał się
od muru, wspólnie, bez zbędnych wyjaśnień, zaczęliśmy kierować się w stronę
organizacji. Niedawno wspominałam Nathielowi, że chciałabym odwiedzić
przyjaciół – jego już niekoniecznie, w końcu wchodził mi na głowę średnio co
trzy godziny. Nie obraziłabym się również, gdybym mogła zjeść porządny obiad –
ostatnio żywiłam się tym, co znalazłam w lodówce, a nie było tego zbyt dużo. Do
sklepu wychodziłam raczej sporadycznie.
Auvrey
chwycił za moją torbę i założył ją sobie na ramię. Musiałam przyznać, że nawet
jeżeli nosił dziewczęce akcesoria, wyglądał niezwykle urodziwie.
–
Cegły tam nosisz? – spytał, marszcząc czoło.
–
I dachówki.
–
Jeszcze tylko cement i zbudujemy własny dom – odpowiedział radośnie, puszczając
mi oczko.
Z trudem
powstrzymałam się od tego, żeby ciężko nie westchnąć. Znów podejmował ten
temat. Od kilku lat starał się do mnie wprowadzić. Odwiedzał mnie prawie każdej
nocy z nadzieją, że go nie wyrzucę, i co rusz zadawał to samo pytanie.
–
Co myślisz o wspólnym zamieszkaniu?
A
ja zawsze odpowiadałam to samo:
–
Ja i ty w jednym domu? To by się źle skończyło.
–
Jesteśmy ze sobą już pięć lat. Normalni ludzie po takim czasie już dawno są po
ślubie. – Nathiel założył ręce na piersi jak obrażona dziewczynka i zmarszczył
czoło.
–
Jak to dobrze, że nie jesteśmy ludźmi – odpowiedziałam z nutką ironii w głosie.
Widząc złe spojrzenie chłopaka, postanowiłam dopowiedzieć: – Pozwól mi najpierw
skończyć studia.
–
To cały rok. – W jego głosie pobrzmiewała irytacja. Przez chwilę milczał, ale
potem wyraz jego twarzy gwałtownie się zmienił. Doskonale znałam ten łobuzerski
uśmieszek. – A co byś zrobiła, gdybym nagle ci się oświadczył?
Przystanęłam
na środku chodnika, posyłając mu niepewne spojrzenie.
–
Jeśli to zrobisz, ucieknę.
– To już możesz zacząć biec – zakończył
mrocznym tonem głosu. Jak w spowolnionym trybie akcji sięgnął do kieszeni.
Serce na moment stanęło mi w miejscu. Nie miałam pojęcia, co zrobię, jeżeli ten
głupi demon naprawdę mi się oświadczy. Nie byłam gotowa na takie zmiany.
Zamiast uciekać, stałam jak wryta,
przyglądając się jego dłoniom. Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy wyjął z
kieszeni lizaka, którego z bezczelnym uśmieszkiem odpakował i zaczął
pałaszować. Miałam ochotę pacnąć go w ten durny łeb całą zawartością mojej
torby, której niestety przy sobie nie miałam. Jak mogłam dać się tak nabrać?
Doskonale wiedziałam, że Nathiel był zbyt dziecinny na taki krok.
–
Idiota – burknęłam pod nosem, wymijając go i idąc przed siebie przyspieszonym
krokiem. Cóż, organizacja Nox sama się nie odwiedzi, obiad zrobiony przez Amy
sam nie zje, a Nathiel się nie ruszy, póki ja nie zacznę iść.
–
Jak dziś było na zajęciach, blady kujonie? – spytał ironicznie, dołączając do
mnie w przeciągu kilku sekund.
Spojrzałam
na niego z ukosa.
–
Tak jak zawsze – odpowiedziałam obojętnie.
–
Myślałaś o mnie i wyobrażałaś sobie nago w swoim łóżku? – zapytał wyjątkowo
głośno, zwracając tym uwagę przechodzących obok nas studentów, którzy zaczęli
chichotać. Na jego twarzy pojawił się diabelski, prowokujący uśmiech.
Zdecydowanie nie miałam dziś chęci na przekomarzanie się z nim.
–
Tak. A obok stał fotograf ubrany w tęczowy sweterek, który robił ci nagą sesję
z nożami exitialis i cienistymi pokrakami w tle – dodałam wrednie.
–
Taki seksowny demon na okładce magazynu to by było coś. – Zamyślił się.
–
Miałbyś wtedy miliony napalonych fanek.
–
Już je mam. – Prychnął. – Ale wolę moją bladą dupę albinosa.
Auvrey
posłał w moją stronę uroczy uśmiech, który zawsze załagadzał nerwy, a następnie
objął mnie ramieniem. Poddałam się. Wtuliłam głowę w jego ramię i od tej pory
szłam w całkowitej ciszy.
Miałam
wrażenie, że ostatnio dolegało mi coś więcej niż zmęczenie. Czułam się źle nie
tylko psychicznie, ale i fizycznie. Częste zawroty głowy dawały o sobie znać w
najmniej oczekiwanych momentach, a uczucie wiecznej niestrawności i wstręt do
jedzenia były co najmniej zastanawiające. Chwilami byłam bledsza niż zwykle, co
można wręcz uznać za niemożliwość, Nathiel to jednak potwierdzał. Nigdy w swoim
nastoletnim czy też dziecięcym wieku nie chorowałam na nic poważnego. Naprawdę
rzadko łapało mnie przeziębienie (kwestia mojej demonicznej połówki), wciąż
jednak byłam człowiekiem i odczuwałam to, co zwyczajni ludzie. Miałam
niepokojące podejrzenia odnośnie swojego stanu zdrowia, nie chciałam jednak
dopuszczać do siebie tak absurdalnych rozważań. Póki nie dzieje się ze mną nic
poważnego, powinnam być spokojna.
–
Źle się czujesz? – spytał Nathiel, spoglądając na mnie z góry z uniesioną
brwią.
–
Dlaczego tak uważasz? – mruknęłam, patrząc w jego oczy. Zmarszczyłam czoło.
–
Oprócz tego, że jesteś tak samo jak zawsze blada, masz zarumienione policzki.
–
Ach, tak? – spytałam, patrząc przed siebie. – Nie sądzę, aby to było coś
niepokojącego.
–
Przyznaj się, że to na mój widok się zarumieniłaś. – Nathiel szturchnął mnie w
ramię, a ja przewróciłam oczami.
–
Proszę cię, Nathiel. Nie mam dziś nastroju do żartów.
Chłopak
zmierzył mnie podejrzliwym wzrokiem.
–
Odkąd zaczął się semestr, dziwnie się zachowujesz. Może przystopuj trochę z tą
nauką? Cały czas siedzisz nad książkami.
–
Tak, wiem. Dlatego dziś robię sobie wolne.
–
A pojutrze znów wrócisz do takiego samego trybu życia? – zapytał ze znaczącym
uśmieszkiem.
Spojrzałam
w jego stronę z niewinną miną. Prawda była taka, że nie potrafiłam przestać się
uczyć. Ciążyło nade mną poczucie obowiązku i strach, że sobie nie poradzę.
Niemiło byłoby oblać ostatni rok studiów. Niemiło byłoby dostać gorszą ocenę
niż zwykle. To zachwiałoby poczucie mojej perfekcyjności.
–
Jedziesz na najwyższych ocenach – stwierdził czarnowłosy, przewracając oczami.
– Nic się nie stanie, jak chociaż raz dostaniesz nieco gorszą, prawda?
–
Wyjątkowo masz rację. A myślałam, że nie jesteś w stanie powiedzieć nic
mądrego.
–
Czekam na moment, kiedy to ty powiesz coś głupiego.
–
Ktoś musi być w tym związku rozsądny.
Popatrzyliśmy
na siebie ze znaczącymi uśmieszkami. Z kim jak nie z Nathielem mogłam tak ironizować?
Przerażał mnie tylko fakt, że sarkazm był ponoć bronią inteligentnych ludzi.
Nathiel raczej do nich nie należał. Musiałam jednak pamiętać, że to demon, nie
człowiek. Może w Reverentii patrzyło się na kwestię ironii w zupełnie inny
sposób? Może to totalni idioci i kretyni nią operowali? Albo każdy demon miał wbudowany
w swój system sarkazm? Moje teorie zaczynały być dziwne. Być może nauka
biologii człowieka powinna przenieść się na biologię demona? To byłby całkiem
dobry temat na pracę dyplomową. Szkoda, że zostałby uznany za całkowicie
nierealny.
Nareszcie
dotarliśmy do siedziby organizacji. Już kilka kroków przed nią puściłam
Nathiela i oddaliłam się od niego na bezpieczną odległość. Czułam się
niekomfortowo, gdy ktoś ze znanych mi osób widział okazywaną przeze mnie czułość.
Czuła chciałam pozostać tylko dla jednej osoby, bez żadnych świadków pomiędzy
nami. Auvrey uważał to za przeczulenie, dlatego na każdym kroku starał się mnie
zawstydzać swoimi gestami czy słowami, na szczęście i na to miałam sposób.
Wbrew pozorom Nathiel był bardzo prosty w obsłudze. Czasami wystarczyło krzyknąć:
„Patrz, demon!”, odczekać kilka sekund i obserwować, jak znika horyzontem. Gdy
wracał, nagle się okazywało, że już nie pamiętał, o czym wcześniej
rozmawialiśmy.
Zanim
otworzyłam drzwi, doszły mnie głośne okrzyki wyrażające dziecięce oburzenie. No
tak, było już południe, Andi niedawno wróciła ze szkoły.
Nie
wiedziałam, czego się spodziewać, gdy wejdę do środka. Wielokrotnie zjawiałam
się w nieodpowiednich momentach – wtedy byłam zmuszona uchylać się przed
różnymi pociskami. Czasami współczułam Amy tego, że musiała zajmować się Andi
na co dzień. Uparła się, że będzie pełniła dla niej rolę matki. Na jej głowie
już pojawiły się pierwsze siwe włosy.
Otworzyłam
drzwi. Moim oczom ukazał się niewyobrażalnie wielki nieporządek, co ani trochę
mnie nie zaskoczyło. Zazwyczaj Andi przewracała rzeczy w całym domu, kiedy nie
mogła czegoś znaleźć. Im dłużej to trwało, tym bardziej była zdenerwowana.
Jedenastolatka
przeleciała przez przedpokój, kierując palec w stronę Nathiela. Włosy miała
spięte w długi kucyk sięgający do łopatek. Sukienki, które kiedyś nosiła,
zostały zastąpione przez bardziej praktyczny ubiór – krótkie, brudno różowe
spodenki i czarną koszulkę z napisem „Jestem demonem” będącej powodem wezwania
mnie do szkoły. Trzeba przyznać, że trochę się jej urosło w ciągu tych pięciu
lat – była już prawie tak wysoka jak ja. Na dodatek stała się zdecydowanie
bardziej agresywna i nieznośna. Wszyscy baliśmy się momentu, kiedy wejdzie w
typowo nastoletni, buntowniczy wiek. Już teraz bolała mnie głowa na samą myśl o
tym, co będzie wyczyniała…
–
Ty! – wykrzyknęła oburzona.
–
Co? – spytał obojętnie Nathiel. Jedną z dłoni schował do kieszeni, drugą włożył
lizaka do buzi.
–
Zabrałeś mi lizaki! – wrzasnęła, rzucając się na niego z pięściami.
–
Że niby ja? – Auvrey udał zdziwienie. – Kpisz sobie ze mnie, kurduplu.
Chłopak
zgrabnie unikał jej ciosy, odskakując to na prawo, to na lewo. Andi wciąż się
jednak nie poddawała i parła naprzód z coraz większą złością. Z czasem użycie
pięści zaczęło ją irytować, dlatego wyjęła z kieszeni exitialis. Nathiela w
żaden sposób to nie wzruszyło, po prostu zrobił to samo, co demonica. Oboje
rozpoczęli bitwę na ostrza.
Kiedy
pewne epizody powtarzały się kilka razy w tygodniu, nie były już zaskakującymi
elementami dnia. Musiałby się stać cud, aby oboje miło się do siebie odnosili
albo przynajmniej spokojnie obok siebie siedzieli.
Przybrałam obojętną minę i oparłam się o
ścianę, czekając, aż się zmęczą. Wiedziałam, że może to potrwać wyjątkowo
długo. Oboje mieli niespożytkowane pokłady energii.
–
Laura!
Z
kuchni wychyliła się ubrana w biały koronkowy fartuszek Amy. Jej szeroki
uśmiech zawsze poprawiał mi nastrój. Dzięki niemu wiedziałam, że zawsze byłam
tutaj mile widziana.
–
Dawno cię tu nie było.
–
Wiele się ostatnio działo – odpowiedziałam, wzruszając obojętnie ramionami.
–
Chyba w twojej głowie – powiedziała ze śmiechem. – Cały czas się uczysz.
–
Trzeba mieć w życiu jakieś priorytety. Twoim jest bycie idealną gospodynią
domową, moim nauka – dodałam z lekkim uśmiechem.
Amy
już chciała otworzyć usta, aby coś powiedzieć, gdy niespodziewanie Andi upadła
na podłogę tuż pod jej nogami.
–
Co się tak gapisz? – warknęła dziewczynka, podnosząc wzrok do góry.
Moja
przyjaciółka spojrzała na nią krytycznie. Obydwie nieszczególnie za sobą
przepadały. Andi uważała, że Amy daje jej zbyt mało swobody i na siłę stara się
udawać jej matkę, a Amy sądziła, że Andi jest nieznośną i egoistyczną
dziewczynką, która próbuje zwrócić na siebie uwagę. Myślę, że obie były zgodne
w swoich wersjach. Nie zamierzałam się z nimi o to kłócić. Poza tym nie
chciałam opowiadać się za którąkolwiek ze stron.
–
Co mówiłam o lataniu po domu z nożem?
–
Jakieś pierdoły – stwierdziła demonica, wzruszając lekceważąco ramionami.
Amy
posłała mi bezradne spojrzenie. Co jak co, ale najbardziej z naszej organizacji
mała członkini rodu Tourlaville słuchała się właśnie mnie. Może to dlatego, że
byłam dla niej stanowcza, chłodna i nieczuła na jej dziecięce zachowania. Już
dawno się nauczyła, że wszelkie sprzeciwy wobec mojej osoby na nic się nie
zdadzą. Mogłaby rozwalić dom, a ja i tak nie uniosłabym się gniewem. Spojrzenie
zdecydowanie by wystarczyło.
–
Andi. Mówiłam ci już, że Nathiel to idiota i nie należy z nim walczyć, prawda?
– spytałam.
–
Ej! – oburzył się Auvrey.
–
Po pierwsze nie zniżaj się do jego poziomu – dodałam, kompletnie go ignorując –
po drugie nie atakuj członków zespołu, do którego sama należysz. Wszyscy cię
szanujemy i powinnaś odpłacać się nam tym samym.
Dziewczynka
usiadła na podłodze i z nachmurzoną miną schowała exitialis do kieszeni. Widać
było, że chce zaprzeczyć, ale po prostu umilkła. Chociaż wyraźnie sobie tego
nie życzyła, Amy chwyciła ją za rękę i przeniosła do pionu.
–
Skoro już wszystko sobie wyjaśniłyśmy – zaczęła radośnie, ignorując Andi, która
zaczęła burczeć coś niezrozumiałego pod nosem – może chcecie spróbować ciasta
czekoladowego, które dzisiaj upiekłam?
–
Mam nadzieję, że to nie zakalec, jak to ostatnie, co niby orzechowe miało być,
a smakowało jak gó… – Spojrzałam na niego karcąco, dzięki czemu przerwał swój
wywód i posłał mi przeuroczy uśmiech, który miał załagodzić sytuację. –
Góralski przysmak. Tak, zdecydowanie – poprawił się.
Przewróciłam
oczami.
– Dopiero się uczę – odpowiedziała ze skruchą
Amy.
– No cóż. Nikt nie jest tak idealny jak ja. –
Nathiel wzruszył ramionami, a potem wyminął gospodynię siedziby Nox w drzwiach.
Spojrzałyśmy na siebie znacząco. Nie potrzebowałyśmy w tym momencie słów. Bardzo
mądrym, choć mało kulturalnym stwierdzeniem, podsumowała to Andi:
– Debil. – Dziewczynka głośno prychnęła i wbiegła
po schodach do swojego pokoju. Moja przyjaciółka wyjątkowo powstrzymała się od
skarcenia jej za nieodpowiednie słowa. Widocznie sama się z tym zgadzała.
– Chodź. – Amy chwyciła mnie wesoło pod
ramię. – Kupiłam twojego ulubionego różanego Earl Greya – mówiąc to, puściła mi
oczka.
Cóż,
tylko moja przyjaciółka wiedziała, co było mi potrzebne do pełni szczęścia.
***
Zbliżała
się noc. Księżyc w pełni wisiał wysoko nad naszymi głowami, oświetlając drogę w
komitywie z lampami ulicznymi. Do tej pory szliśmy w całkowitym milczeniu. To
dlatego, że zastanawialiśmy się, co czeka nas w najbliższej przyszłości.
Spotkanie
przy różanym Earl Greyu i czekoladowym cieście minęło w wyjątkowo poważnej
atmosferze. Przy stole nieustannie zalewały mnie fale gorąca. Nathiel zorientował
się, że ewidentnie coś nie grało. Czasami żałowałam, że jego narcyzm
zatrzymywał się w szarym punkcie, jeżeli chodziło o moją osobę. Zawsze
dostrzegał, kiedy coś mi dolegało. Obserwował mnie ukradkiem nawet wtedy, kiedy
nie zwracałam na to uwagi. Widział zdecydowanie więcej niż inni ludzie, przed
którymi zawsze ukrywałam prawdę. Czasami mnie to irytowało. Chciałam być
nierozczytana, jak książka owinięta w folię, położona na najwyżej półce, gdzie
nikt po nią nie sięga, bo nawet nie wie, że istnieje. Można powiedzieć, że
Nathiel z radością zdzierał ze mnie opakowanie tajemniczości. Zupełnie inaczej
zachowywała się niczego nieświadoma Amy, która nigdy nie dostrzegała głębi
mojego zachowania.
Z
Nox było coraz gorzej. Nie chodziło już nawet o to, że demony całkowicie się
poukrywały i zaczęły nas unikać. Napadów na ludzi było coraz mniej, co bardzo
nas cieszyło, jednak w każdej chwili cieniste potwory mogły wykorzystać naszą słabość,
którą była liczebność organizacji. Wszyscy odeszli, bo przecież nic się nie
działo, ludzie byli bezpieczni. Zostaliśmy tylko my – doświadczony w walce
Nathiel, mózg operacji Sorathiel, niezbyt dobra wojowniczka będąca mną i
młodociana Andi, której przecież nie mogliśmy narażać na zbyt wielkie niebezpieczeństwo.
Co jeśli demony zauważą braki w naszej drużynie i wkrótce zaatakują ze zdwojoną
siłą? Potrzebowaliśmy nowych i przede wszystkim zaufanych ludzi. Niepokojącą
informacją okazała się być również wiadomość, że „w Reverentii coś się święci”,
choć nie wiem, czy święcenie jest odpowiednim określeniem na coś, co dalekie
jest od religii. Cieniste pokraki na nowo zajęły się budową zamku będącego
niegdyś siedzibą departamentu. Modliłam się, aby nie miało to jakiegoś
głębszego znaczenia. Nie potrzebowaliśmy bowiem nowych problemów.
Potarłam
wierzchem dłoni czoło, które wydawało się być podejrzanie gorące.
–
Może wreszcie powiesz, co ci dolega? – spytał Nathiel, unosząc znacząco brew.
Westchnęłam
bezradnie, czując, że nie ucieknę od odpowiedzi.
–
Ostatnio źle się czuję. Mam dziwne zawroty głowy – mruknęłam od niechcenia.
–
To na pewno przez tę twoją naukę. – Chłopak posyłał mi pstryczka w czoło. –
Serio powinnaś przystopować, bo mózg ci wybuchnie.
–
Wiem. – Spojrzałam nachmurzona w niebo.
–
Może zrób sobie jutro wolne od zajęć. Od początku studiów żadnych nie
opuściłaś. – Auvrey spojrzał na mnie ze znaczącym uśmieszkiem.
Musiałam
mu przyznać rację. Trochę przesadzałam. Jeden dzień wolnego nie powinien
wyrządzić mi większej krzywdy. Poza tym naprawdę czułam, że przyda mi się
odpoczynek. Byłam już na skraju wyczerpania.
Kiwnęłam
głową na potwierdzenie pomysłu, co najwyraźniej ucieszyło Nathiela. Z szerokim
uśmiechem na twarzy poklepał mnie po głowie jak małą, posłuszną dziewczynkę.
–
Obiecaj mi, że będziesz spała do późna.
Kiwnęłam
głową, uśmiechając się ukradkiem.
–
I będziesz jadła, aż pękniesz.
Ponownie
kiwnęłam głową, uśmiechając się jeszcze szerzej.
–
No i w razie potrzeby będziesz dzwonić do swojego przyszłego męża – mówiąc to,
puścił mi oczko.
–
Nie obiecuję – powiedziałam głośno i wyraźnie, tak aby to do niego dotarło. To
go najwyraźniej zaniepokoiło. Spojrzał na mnie z ukosa, wyraźnie się chmurząc.
–
Bo? – spytał, unosząc do góry brew.
–
Bo zostajesz dziś ze mną na noc.
Nathiel
uśmiechnął się szeroko, a jego oczy zaświeciły jak u kota stojącego gdzieś w
ciemnym kącie ulicy. Wiedziałam, że sprawiłam mu tym radość. Może przyjmowanie
demona we własnym domu nie było zbytnio bezpieczne, ale teraz potrzebowałam
jego obecności bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Domyślałam się, co mi
dolega i postanowiłam, że nie będę tego więcej ukrywać. Najwyraźniej czas
najwyższy zmierzyć się z kolejnym życiowym wyzwaniem.
Czeeść :)
OdpowiedzUsuńJak wiesz, rozdział już przeczytałam i zakochałam się w Nathielu jeszcze mocniej. A nie wiedziałam, że to możliwe.
Matt Bomer i Heaven z glośników, czerwony kubek z Nescafe z zieloną herbatą tuż obok, mózg rozbudzony, uśmiech na twarzy i ja komentuję.
Bo 3/4 demona pora zacząć, jeej! <3
Jakoś nie mam problemów z wyobrażeniem sobie Laury jako studentki biologicznego kierunku. Właściwie już przy lekturze WCN dało się wyczuć, że dziewczyna zwiąże się z tym przemiotem [DYGRESJA] Chciałam napisać, że nastolatka, ale uprzytomniłam sobie, że przecież Collins ma już 23 lata. Jest ode mnie starsza. I Nathiel też. WTF?! [KONIEC DYGRESJI]
" Poza ciągłą nauką, miałam jeszcze inne zajęcie. Pominę tu oczywiście codziennie niańczenie Nathiela, (...) - jak napiszę, że glebłam, to Cię zaskoczę? No bo Laura wciąż go niańczy! Nie jest z nim jako dziewczyna, tylko jako dziewczyna i niańka! Toż to już świadczy o Nathielowym nieprzystosowaniu do życia.
Demony poznikały - coś jest nie tak. I wszelka gotowość do ewentualnego działania jest jak najbardziej wskazana.
Nox się zrobiło strasznie, strasznie małe. I zamiast organizacji, bardziej zasługuje na miano grupy obrończej. Czworo łowców (licząc, że Andi to łowca) i Amy. Czy taka siła da radę przeciwstawić się demonom, jeśli postanowią powrócić?
Świetny wątek z tym, że teraz demony atakują cienie zwierząt. Taka walka ze zwierzęcą armią świetnie by wyglądała :D
Andi pozostała sobą, co mnie jakoś dziwnie cieszy :D Miło będzie czytać o tym, że dziewczynka wciąż ma charakterek i nie da sobie w kaszę dmuchać.
"- Hej, maleńka - usłyszałam głos za swoimi plecami." - i już wiadomo, kto to taki. NATHIEL! Demonie mój, jak ja się stęskniłam przez ten miesiąc! Mogę cię przytulić?
" - Cegły tam nosisz? - spytał, chmurząc się w znaczący sposób.
- I dachówki - mruknęłam pod nosem.
- Jeszcze tylko cement i zbudujemy własny dom - odpowiedział chłopak, puszczając mi oczko." - pierwszy ze spoilerów z fejsa, a i tak wywołał u mnie uśmiech. Bo stare, dobre Lauriel wciąż jest z nami <3
"(...) - Pozwól mi najpierw skończyć studia.
- To cały rok - oburzył się chłopak - A jakbym ci się nagle oświadczył?
Stanęłam na chwilę w miejscu, posyłając mu niepewne spojrzenie.
- Jeśli to zrobisz, ucieknę - stwierdziłam.
- To już możesz zacząć - powiedział mrocznym tonem głosu Auvrey." - to brzmi jak groźba :D Jaram się!
"Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy chłopak wyjął z kieszeni lizaka, którego z bezczelnym uśmieszkiem odpakował i zaczął pałaszować." - drugi spoiler i aż się zaczęłam śmiać. Bo lizak! I teraz mam ochotę na jednego. Może kupię, jak przekonam sama siebie, że wydanie drobnych zbytnio mi nie zaszkodzi i będę mogła pojechać w tym tygodniu do Częstochowy razem z Magdycją.
Blady czytelnik. Świetne przezwisko!
"- Jak dziś było na zajęciach, blady czytelniku? - spytał ironicznie chłopak, dołączając do mojego chodu.
UsuńSpojrzałam na niego z ukosa, posyłając mu zabójcze spojrzenie.
- Tak jak zawsze - odpowiedziałam obojętnie.
- Myślałaś o mnie i wyobrażałaś mnie sobie nago w swoim łóżku?" - glebłam xD!
" - A obok stał fotograf pedał, ubrany w tęczowy sweterek, który robił ci nagą sesję z milionami noży exitialis i cienistymi pokrakami w tle - dodałam wrednie.
- Taki seksowny demon na okładce magazynu to by było coś - zamyślił się chłopak.
- Miałbyś wtedy miliony, napalonych fanek.
- Już je mam - zaśmiał się - Ale wolę moją bladą dupę albinosa." - aww! <3 Stary Lauriel w pełni i ten mały romantyzm, jeej! Pamiętam, że właśnie przy tym "Ale wolę moją bladą dupę albinosa" dzisiaj w nocy się uśmiechnęłam i zakryłam usta dłonią, by zachować ten uśmiech dla siebie. No bo Nathiel mówiący o uczuciach szczerze, bez naburmuszenia jest świetny i taki kochany!
Matko święta smocza, jak mnie się podoba ta troska Nathiela, no normalnie WOW! ^_________^
"- A myślałam, że nie jesteś w stanie powiedzieć nic mądrego.
- Czekam na moment, kiedy to ty powiesz coś głupiego.
- Ktoś musi być w tym związku rozsądny." - <3
Kocham tyle fragmentów tego rozdziału, że chyba nie zdołałam ich pokopiować. I mam wrażenie, że obejdzie się bez dissów na Nathiela. Tęsknota zrobiła swoje.
"Z kim jak nie z Nathielem, mogłam w dzisiejszym świecie poironizować? Przeraża mnie tylko fakt, że sarkazm jest ponoć bronią inteligentnych ludzi. Nathiel raczej do nich nie należał. Muszę jednak pamiętać, że to demon, nie człowiek. Może w świecie Reverentii patrzy się na kwestię ironii w zupełnie inny sposób? Może to totalni idioci i kretyni nią operują?" - ciekawa teoria. Choć ja wolę myśleć, że po prostu Nathiel nosi w sobie pewne pokłady inteligencji, które niestety najczęściej przegrywają w starciu z jego wszechobecną głupotą. (Czyżby pierwszy diss? :o)
" - Ty! - wykrzyknęła oburzona.
- Co? - spytał obojętnie Nathiel. Jedną z dłoni schował do kieszeni, drugą włożył lizaka do buzi.
- Zabrałeś mi lizaki! - wrzasnęła, rzucając się na niego z pięściami.
- Że niby ja? - udał zdziwienie Auvrey - Kpisz sobie ze mnie, kurduplu." - jest Andi, jest Nathiel, jest walka na noże o lizaki, yeah! Fight, fight, round one!
Wow, Laura ma autorytet u Andi. Właściwie ktoś musiał mieć. I to raczej nie Nathiel. Bazinga!
"- Mam nadzieję, że to nie zakalec jak to ostatnie, orzechowe.
Panna Whitefold zasmuciła się.
- Dopiero się uczę - odpowiedziała cichutko ze skruchą.
- No, cóż. Nikt nie jest tak idealny jak ja " - glebłam po raz któryś xD No bo Nathiel i głupota znowu atakują!
Zaczynam się martwić o Nox. Bo jest już nie organizacją, a grupą, jak wspomniałam wyżej, poza tym nie wygląda na to, by miała się szykować jakaś rekrutacja na nowych członków, a nie wiadomo, co szykują demony w Reverentii. Może być za jakiś czas nieciekawie.
Kolejny przejaw Nathielowej troski i ja się ponownie uśmiecham jak zakochana nastolatka widząca obiekt swoich uczuć. Chyba to najbardziej mi się podoba w tym pierwszym rozdziale drugiego tomu - Nathiel przestał myśleć tylko o sobie, a przelał uwagę na Laurę, którą naprawdę kocha. To takie piękne, że aż się wzruszam ;')
" Może przyjmowanie demona we własnym domu nie było zbyt bezpieczne, ale teraz potrzebowałam jego obecności bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Domyślałam się co mi dolega i postanowiłam, że nie będę tego więcej ukrywać." - jeśli to jest to, co i ja myślę, i jeśli rozdział drugi będzie zawierał ten spoiler z Hali Stulecia, o którym myślę, to ja Cię, Naff, uściskam wirtualnie!
UsuńOkay. Wyczuwam rozbicie komentarza na kilka części, bo jest on długi. Czyli wracam do pisania esejów, jeej ^__^
Jak widzisz, na razie jestem zachwycona początkiem 3/4 demona i pragnę więcej! Stęskniłam się za bohaterami, jak i za dissami na Auvrey'a, mam nadzieję, że będę miała więcej okazji do tego w przyszłości :3
Nie mogę się doczekać tych nowych parringów, jak i pewnych czarownic <3
Czekam na nn ^^
Ściskam mocno! <3
P.S. Ponad pół godziny komentowania i na okrągło Heaven. Tekst już dawno znam, ale wersja Matta jest po prostu genialna! <3
Nareszcie pierwszy rozdział!
OdpowiedzUsuńJak zwykle ciekawy :)
Fajne w tym wszystkim jest to, że masz taki przyjemny i lekki styl pisania.
Czekam na następny rozdział - jak zawsze urwałaś w.. najważniejszym momencie ;)
A kogo ja tu widzę :*** witam serdecznie :3
UsuńJejku jak ja się nie mogłam doczekać <3 kocham <3 czekam na następny z niecierpliwością :***
OdpowiedzUsuń