niedziela, 22 listopada 2015

[TOM 2] Rozdział 17 - "Demon w mojej wannie"

No i jest rozdział. Pojawia się w nim Sorcia (takie tam połączenie: Soriel + Patricia). No i bliźniaki coraz bliżej. Następny rozdział (a może za dwa?) będzie takie BUUUUM!
Ten post jest setny na WCN. Rozdziałów pojawiło się już 91 (matko, to co ja robiłam z pozostałymi 9-cioma?!). Cieszmy się, juhu!
*** 

     - Sorath, zostaniesz wujkiem!
     Zielonooki demon ogarnął ramieniem swojego przyjaciela, dusząc jego szyję. Wyglądał na szczęśliwego, a jednocześnie w jego oczach krył się dziwny strach. Śmiał się niby radośnie, niby z przerażenia. Kufel z piwem, który trzymał w ręku, rozlewał swoje wzburzone fale po podłodze, co nie radowało pedantycznego perfekcjonisty, takiego jak Sorathiel. Na widok żółtej plamy na podłodze, skrzywił się wyraźnie. Stanowczo, ale delikatnie odepchnął od siebie swojego rozpitego przyjaciela.
     - Nie cieszysz się?! - pytał udawanym, smutnym i zbyt donośnym głosem Nathiel.
     - Każdego dnia - burknął jego rozmówca - Każdego dnia wśród litrów alkoholu, gdy tu siedzisz, na przemian śmiejąc się i prawie płacząc. Taki jestem szczęśliwy - mówiąc to w sposób dosyć ironiczny, odsunął się w bezpieczny róg sofy i znów spojrzał w swoje cenne papiery.
     Demon rzucił się obok niego, śmiejąc z nieznanych przyczyn, niczym szaleniec. Śmiech ten jednak, powoli przeradzał się w przerażenie i już po chwili, siedział skulony z rękami na twarzy, jakby stał przed najgorszym wyborem swojego życia lub jakby miał się z jego powodu popłakać.
     Sorathiel spojrzał na niego ukradkiem.
     - To do dna! Za bliźniaki! - zaśmiał się niemrawo zielonooki chłopak, wyskakując nagle do góry i upijając dużego łyka z kufla.
     Blondyn natychmiastowo, choć z taktem, wyrwał mu z dłoni potężny, szklany kubeł. O dziwo, zrobił to w taki sposób, że nawet kropla cudownego napoju alkoholowego, nie została urojona.
     - Starczy - oznajmił spokojnie - Siedzisz tu już trzeci dzień, Nathiel, cały czas pijesz, przeszkadzasz mi, gadasz głupoty, a potem usypiasz na sofie, nie przejmując się nawet tym, że Andi maluje ci pisakiem na twarzy męskie genitalia. Rano wstajesz, wyglądasz jak siedem, a nawet tysiące nieszczęść i wypijasz litry wody, domagając się śniadania, kiedy masz przecież własny dom i własną lodówkę.
     Auvrey spojrzał na swojego uspokojonego przyjaciela mętnym wzrokiem. Nie wiedział co mogłoby go wyprowadzić w równowagi. Na wszystko miał parasol i płaszcz ochronny.
     Parsknął nagłym śmiechem, gdy wyobraził sobie Sorathiela w długim, żółtym płaszczu przeciw deszczowym, z różowymi rękawicami perfekcyjnej pani domu i czerwonym parasolem w białe kropki, które pożerały deszcz.
     - Nathiel, błagam, opanuj się - westchnął blondyn, obserwując bezradnie przyjaciela, który tarzał się po sofie, nie mogąc wyrobić ze śmiechu. Z tej radości, rozlał połowę butelki z piwem na stół i zalał złocistym płynem papiery Sorathiela.
      A może to go wreszcie wkurzy?
      Otworzył jedno oko i spojrzał w jego kierunku. Wciąż zachowywał spokój. Podniósł tylko poplamione kartki, strzepnął z nich krople napoju i odłożył na bok.
      I znowu poczuł tą małą żmiję, owijającą się mu wokół gardła. Węża, który sprawiał mu taki ból, że miał ochotę wybuchnąć płaczem. I po raz kolejny w ciągu tego tygodnia, obiecał sobie, że nie będzie więcej pił, bo alkohol źle na niego wpływa.
     Nathiel jęknął głośno i zakrył twarz poduszką.
     - Co się z tobą dzieje? - spytał Sorathiel, wyrywając mu materiał zapełniony puchem.
     - Co ja zrobiłem - jęknął demon, uderzając się dłonią w czoło - Co ja zrobiłem, Sorath.
     Blondyn jak na zawołanie, przysunął się do swojego towarzysza. Nie pytał, po prostu patrzył na niego wyczekująco, aż sam powie mu o tym, czym się tak przejmuje. Oczywiście się tego domyślał. Zbyt długo znał już Nathiela. Był prosty w rozszyfrowaniu. Rządziły nim nieskomplikowane uczucia, których nigdy nie starał się ukryć.
     - Zostanę ojcem. Niedługo. Zaraz - mówiąc to, chwycił się za głowę i przybrał spanikowany wyraz twarzy.
     - To nie koniec świata - odparł chłodno Sorathiel.
     - Koniec świata! - wykrzyknął zrozpaczony Nathiel - Dlaczego zawsze kupowałem lewe gumki za dolara? Dlaczego akurat wtedy ta jedna musiała pęknąć? Dlaczego akurat bliźniaki?! I dlaczego do cholery Laura!
     - Pozwolę sobie zacytować la bonne fee - Sorathiel odchrząknął teatralnie, po czym głębokim głosem dodał - Nieuchronne przeznaczenie.
     - Ja walę takie przeznaczenie! - wykrzyknął wściekle Auvrey, uderzając pięścią w sofę - Miało być dobrze jak Laura będzie w szpitalu, a wcale nie jest dobrze! Pielęgniarka napomniała mi, że jednego dnia zasłabła trzy razy, ale oczywiście gdy do niej poszedłem, nawet mi słówkiem o tym nie pisnęła. Siedziała blada w tym głupim łóżku i uśmiechała się do mnie z miną: "wcale cię nie kłamię, wszystko jest dobrze!". Rozmawiałem z lekarzem. Powiedział mi, że może mieć problemy z rodzeniem, ale ona mimo, że o tym wie, dalej milczy i się uśmiecha! No, do cholery! A gdy ją zagaduję, że ją potrzymam za rękę, gdy bliźniaki będą chciały wyjść na świat, opieprza mnie za to i mówi, że sama sobie poradzi!
     Potok nerwowych słów sprawił, że musiał na chwilę przerwać i wziąć głębszy oddech. Sorathiel uważnie go obserwował.
     - Już? Lepiej ci się zrobiło? - spytał, unosząc do góry brew.
     - Ani trochę - jęknął Nathiel, rzucając się na oparcie sofy. Bezradne spojrzenie utkwił w nieokreślonym punkcie przed sobą.
     - Laura nie chce cię martwić, a przede wszystkim chce ci udowodnić, że doskonale daje sobie radę. I nie dziwię jej się. Przez całą ciążę trzymałeś ją w zamknięciu i krzyczałeś, kiedy gdzieś wychodziła sama - westchnął - Panikujesz, Nathielu Auvrey, co nie jest w twoim stylu. Przestań wreszcie pić i spędzaj więcej czasu z Laurą. Twoja obecność i głupota są jej potrzebne.
     - Boję się, że coś pójdzie nie tak - burknął demon.
     - Nie słuchasz mnie.
     - Ładna dziś pogoda.
     - Nathiel.
     Młody Auvrey jęknął bezradnie i uderzył głową w kolana.
     - Wiem, wiem, przesadzam - burknął - Powinienem się czymś zająć, nie pić ciągle i w ogóle. Może zacznę kwiatki sadzić. Chociaż nie, nie mam w tym doświadczenia, bo jeżeli chodzi o ziemię to zakopywałem tam tylko żywe pająki i zdechłe szczury z piwnicy Nox.
     - Nathiel.
     - Ewentualnie rybki zacznę hodować. Te, no wiesz, z długimi ogonami co spełniają życzenia. Może moje też zaczną spełniać i wiesz, tu zacznę sprzedawać je na czarnym rynku za grube pieniądze, a tu spełnię swoje marzenie o reformacji kościoła i zrobieniu z księży egzorcystów-batmanów z nożami i karabinami maszynowymi.
     - Nathiel.
     - Nie? No, to napiszę własną książkę. Taką autobiografię. Albo nie. Zrobię z siebie współczesnego herosa, latającego z nożem i jedzącego w locie magiczne kabanosy, które dodają energii i zmniejszają ryzyko impotencji!
     - Nathiel, przestań pić - podsumował chłodno Sorathiel.
     - Rzeczywiście - burknął Auvrey - Piwo to jakaś psychiczna udręka. Stałem się nagle mądry, za dużo filozofiowuję.
     - Filozofujesz i nie, nie robisz tego, wciąż gadasz głupoty - westchnął blondyn.
     Oburzony demon prychnął głośno i zerwał się z sofy do góry. Czuł się nierozumiany i to przez własnego przyjaciela.
     - Wiesz co? - spytał - Idę powiedzieć o moich pomysłach Laurze, ona mnie zrozumie!
     - Z pewnością, w końcu zdążyła już zaakceptować twoje nisko intelektualne, potencjalnie deprawacyjne anegdoty.
     Chłopak, nim powlókł swoje chwiejne ciało w stronę drzwi, zmrużył nierozumnie oczy i spojrzał z góry na swojego towarzysza rozmów.
     - Co? - spytał głupkowato.
     - Raz, dwa, trzy, demon patrzy - dodał znudzonym głosem Sorathiel, wskazując palcem za okno.
     Nathiel wykrzyknął krótkie: "Gdzie?!" i zerwał się natychmiastowo do biegu, niczym pies łowny, tropiący sarny. W tym jednak przypadku, jego sarną miała się okazać poczwara o szmaragdowych oczach, która była tylko i wyłącznie wymysłem jego przyjaciela, pragnącego się go pozbyć.
No, dobrze, ujmijmy to w inne słowa: próbowała go zmotywować do wyjścia stąd, poprzez krótką, dziecięcą wyliczankę, zaczerpniętej od Baby Jagi. Jak widać, z idealnym skutkiem. Teraz młody Auvrey powinien iść do swojej ukochanej w stanie ostatniej fazy błogosławieństwa i narazić się na jej otrząsające ze stanu nietrzeźwości kazanie. Bo kto jak nie Laura, potrafił okiełznać Nathiela?
***
     Demon w lesie. Demon ciągnięty przez krzaki. Demon jęczący z bólu. Nieprzytomny demon. Demon w domu. Demon w łóżku. Demon pod kołdrą. Demon na poduszce.
     Myśli dobrotliwej czarodziejki były przepełnione tylko tym jednym, jednym rzeczownikiem do którego dodawała określenia, odpowiadające danej sytuacji. Gdziekolwiek nie poszła, czy zostawiła na chwilę swoją ranną zdobycz, czy krzątała się obok niej, myślała tylko w przedziale słów: "demon to", "demon tamto". Strach, który ogarniał ją z powodu poczynionego uczynku, sprawił, że odchodziła od zdrowych zmysłów. Oczami wyobraźni widziała goniącą ją Alexandrę, która próbuje strzelić w nią piorunem sprawiedliwości oraz Marthę, siedzącą spokojnie w fotelu i przelewającą wrzątek do swojego ulubionego kubka, która będzie na to wszystko patrzeć z pobłażaniem. Silvia i Madlene zapewne też nie będą z tego powodu zadowolone. Zostaje jej po prostu ukrywać swojego rannego, osobistego demona znalezionego w lesie. Jak to się mówi: znalezione, nie kradzione.
     Patricia nie była przeszkolona w leczeniu demonów. Generalnie to w ogóle nie potrafiła uleczać. W ich gronie zajmowała się tym raczej Silvia - jeżeli chodziło o sferę magiczną, zaś jeśli mowa o wszelakich lekarstwach - zajmowała się nimi mama Madlene. Jako szanująca się la bonne fee, oczywiście miała za sobą stworzenie kilku mikstur - posiadała je nawet w domu, w specjalnej, hebanowej szafce w łazience - ale nigdy za tym nie przepadała i nie chciała tego robić.
     Dla nieznajomego uczyniła wszystko, co tylko potrafiła. Wtargała go na łóżko pod miękką kołdrę, okryła dokładnie, poprawiła poduszkę. Demoniczne rany ziejące cienistym dymem, potraktowała kropelką leczniczej mikstury, która zapewne dużo nie pomogła, w końcu to nie był człowiek. Na wszelki wypadek obandażowała je dokładnie - miała przy tym nadzieję, że nie popełniła zbrodni medycznej na demonie. Zimny okład ze specjalnymi, migdałowymi olejkami eterycznymi, położyła na jego rozgrzane czoło - i tu nie wiedziała czy dobrze postąpiła, przecież demony nie musiały mieć gorączki. Po tych wszystkich trudach, z podwiniętymi rękawami, lekko potarganą bluzką, rumieńcami zmęczenia na twarzy i kosmykiem niesfornych, blond włosów na czole, siadła na krześle i zaczęła się przyglądać swojej leśnej zdobyczy.
     Przystojna twarz demona, lśniła w sztucznym świetle lampy jakimś dziwnym, nieokiełznanym i dzikim blaskiem. Czarne brwi odznaczały się wyraźnie na lekko zmarszczonym czole cierpiącego. Lekko zadarty i zgrabny nos, drgał co rusz, jakby przez sen badał zapachy nowego miejsca. Blade, wąskie usta, otwierały się i zamykały w zależności od poziomu bólu. Czarne, gęste włosy, wołały o porządne wyszczotkowanie, a długie, niemalże kobiece rzęsy, dygotały w raz z mrużącymi się co rusz oczami.
     Patricia była w niebo wzięta. Oto na własność, w swoim osobistym łóżku, posiadała najprzystojniejszego typa na Ziemi. Próbowała przemówić sobie do rozsądku i odegnać szaleńcze, nastoletnie zapędy, w końcu demon mógł być nieobliczalny, gdy się zbudzi, to jednak nie pomogło. Z lekkim i zafascynowanym uśmiechem, spoglądała w jego śliczną, spokojną twarz. Jeżeli miałaby opisać demona, na pewno wyglądałby tak samo przystojnie jak on. Co z charakterem? To się okaże. Być może był tak samo demoniczny jak członkowie odbudowywanego departamentu kontroli demonów. Mógł być też po prostu ludzki i mieszkać tu od dziecka jak Nathiel. W każdym bądź razie, życzyła sobie w głębi, aby taki jak Nathiel nie był. Nie chciałaby słyszeć samych niemiłych słów na swój temat. Tak, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że młody Auvrey nienawidzi la bonne fee i trochę ją to bolało, w końcu jego zachowanie nie było uzasadnione. Mniejsza jednak o Nathiela, teraz miała tu na własność innego demona. Może dzięki poznaniu go, będzie mogła napisać obszerną notatkę na temat cienistych potworów, czym wspomoże organizacje Nox? Nie, wcale nie chciała siebie usprawiedliwiać w obliczu zdemaskowania przez resztę czarodziejek, gdzieżby znowu. Jednak załóżmy, że zaciągając go do swojego domu i łóżka, postanowiła przeprowadzić gruntowne badanie. To znaczy nie wnikając w sferę fizyczną, raczej w tą psychiczną. Tak. Psychologia jest pociągająca.
     Patricia uśmiechnęła się do siebie i zamachała nogami w górze. Jej wzrok przykuło okno w które zapatrzyła się na dłuższą chwilę. Nawet nie spostrzegła, kiedy jej pacjent otworzył szmaragdowe oczy i zaczął wpatrywać się w nią z uporem.
     - Cześć - usłyszała ochrypły, głęboki głos, przez co podskoczyła na krześle przestraszona.
     - Cz-cześć? - przywitała się niepewnie, od razu kierując oczy na szmaragd nieznajomego. Jak na zawołanie, jej poliki zaatakowały rumieńce. Wszystko było w porządku, póki spał, kiedy się zbudził, trudniej było na niego patrzeć, a co dopiero z nim rozmawiać.
     Demon długo wgapiał się w twarz dziewczyny, nawet nie mrugając oczami. Minę miał bezwyrazową.
     - Ładne masz oczy - przemówił nagle bardziej żywym głosem. Jego usta rozszerzyły się w szerokim, uwodzicielskim uśmiechu. Patricię zawstydziło to w jeszcze większym stopniu. Odwróciła od niego spojrzenie i odpowiedziała pokrótce:
     - Dz-dzięki.
     Nieznajomy nie ciągnął tematu. Zaczął podnosić się z trudem na łokciach, sycząc i krzywiąc się przy tym z bólu. La bonne fee o jasnych włosach, rzuciła się na niego natychmiastowo i oparła dłonie na jego klatce piersiowej - jedynym, nieuszkodzonym punkcie jego ciała. Nie, żeby go rozbierała. Nie, naprawdę. Tylko koszulkę mu podniosła! Ach, ta zgrabna, męska klatka piersiowa, gdyby mogła, patrzyłaby się na nią dłużej!
     - Nie wstawaj! - pisnęła, patrząc mu w oczy. Demon też w nie spojrzał i zaczął się dziwnie uśmiechać. Pod wpływem tego spojrzenia, Patricia natychmiastowo się od niego oddaliła. Zaczerwieniony do granic możliwości polik, przetarła dłonią, zupełnie, jakby miała go zmyć z twarzy.
     - Jeszcze się nie znamy, a ty już chcesz mnie uwięzić? - spytał seksownym i głębokim głosem demon.
     Dziewczyna milczała. Spoglądała na niego ukradkowo, mrugając nierozumnie oczami. Zaraz. Co to było? Podryw?
     - Jesteś... dziwny - stwierdziła pokrótce, niepewnym głosem.
     - Jestem Soriel - odpowiedział żywo, uśmiechając się od ucha do ucha. Nie był zażenowany obecną sytuacją. Raczej wyglądał na szczęśliwego i uradowanego faktem, że zajęła się nim jakaś dziewczyna.
     La bonne fee odczekała chwilę, zastanawiając się czy warto zdradzać mu swoje prawdziwe imię. Uznała jednak, że nie ma nic do stracenia. Ewentualnie życie.
     - A ja Patricia - przywitała się nieśmiało - Lub Pat.
     - Ok, znamy się już, jest miło i przyjemnie, leżę w twoim łóżku, co w sumie nie jest u mnie niczym nowym, w końcu codziennie leżę w jakimś nowym i to kobiecym łóżku i... - tu przerwał radosny ton głosu - I co tu takiego robię, jeśli mogę spytać? Chyba nie spiłem się tak bardzo, żeby przyfrunąć do małej, niewinnej dziewczynki, która najwyraźniej nie ukończyła 18 lat. Poczułbym się wtedy jak pedofil - mówiąc to, wyraźnie się nachmurzył.
     Patricia poczuła się urażona. W styczniu tego roku skończyła 18 lat i wcale nie czuła się taką małą dziewczynką. To prawda, że miała okrągłą, słodką i dziecięcą buzię, ale to nie znaczy, że w innych miejscach jej czegoś brakowało.
     - Leżałeś w lesie, nieprzytomny, zraniony, nie wiem co ci było - odpowiedziała z westchnięciem - Po prostu chciałam ci pomóc.
     Chłopak o imieniu Soriel, zmarszczył czoło w zamyśleniu. Najwyraźniej starał sobie przypomnieć co takiego spotkało go w lesie, że leżał wśród krzaków zraniony i nieprzytomny. Grymas, który wszedł z nagła na jego twarz, wyjaśnił, że najwyraźniej sobie o tym przypomniał.
     - Suka - burknął pod nosem, na co Patricia prychnęła oburzona. Demon natychmiastowo przewrócił oczami - Nie mówiłem o tobie. O osobie, która zrobiła mi... - tu się zatrzymał i zaśmiał z kokieterią małej dziewczynki - Kuku.
     - Pobiła cię kobieta? - zdziwiła się Pat.
     - Pobiła mnie kobieta i nie ma w tym nic złego. Tak już jest z dziewczynami. Jeżeli nie zrobisz tego, co chcą, rzucają się na ciebie z pazurami.
     Soriel uśmiechnął się krzywo.
     - Dziwną masz kobietę - mruknęła blondynka, spoglądając w bok z miną a'la: szkoda, że ma dziewczynę.
     - To nie moja kobieta - prychnął oburzony chłopak.
     - Rzeczywiście - przyznała jego rozmówczyni - To trudne do pomyślenia, aby demon miał dziewczynę.
     Soriel już miał otworzyć buzię, gdy nagle zdał sobie sprawę z tego, jak nazwała go ta tajemnicza, dobra wróżka. Demon. Wiedziała, że jest demonem. Poczuł się zagrożony, przez co zmrużył niebezpiecznie oczy. Teraz wyglądał jak nieufny kot.
     - Skąd wiesz, że jestem demonem? - spytał niebezpiecznie niskim głosem.
     Patricia miała ochotę walnąć siebie w twarz. Nawet nie wiedziała kiedy go tak nazwała, a to bardzo nierozważne z jej strony! Przecież mógł teraz zacząć ją podejrzewać o bycie wrogiem. Nikt ze zwyczajnych ludzi nie miał pojęcia o istnieniu cienistych, ludzkich potworów.
     - Bo... bo masz szmaragdowe oczy? - prędzej spytała niż odpowiedziała w przypływie braku weny na tłumaczenia.
     Soriel przewrócił teatralnie oczami.
     - Skąd wiesz, że demony w ogóle istnieją?
     - Bo... bo... no, wiesz... ja... - zaczęła się plątać, próbując nie spoglądać mu w twarz. Przecież nie powie, że jest czarodziejką - Z dokumentalnego filmu przyrodniczego! - odpowiedziała, natychmiastowo się rumieniąc. Tylko idiota uwierzyłby w taką historyjkę.
     Demon ponownie zmrużył groźnie oczy. W końcu jednak uznał, że nie powinien się tym przejmować. Swoje wrogie nastawienie zamienił na uwodzicielską postawę. Zaśmiał się dźwięcznie i odpowiedział:
     - Jesteś dziwna - by już po chwili dodać - Ale urocza - i mrugnąć seksownie prawym okiem.
     Patricia nie wiedziała jak może ukryć swoje zażenowanie. Chyba jeszcze nigdy nikt jej tak nie zawstydził jak typ, który przed nią siedział. Z kompletnej bezradności, chwyciła za poduszkę i rzuciła nią w twarz chłopaka. Po tym gwałtownie zerwała się z krzesła, mało go nie wywracając.
     - Rozgość się! - pisnęła mało naturalnym głosem.
     Soriel wybuchnął morderczym śmiechem. Poduszkę, którą dostał, przytulił do piersi.
     - A-ale tak w miarę kulturalnie jak na demona - dodała niepewnie, nawet na niego nie patrząc.
     - Jestem demonem, który mieszka w świecie ludzi od urodzenia. Wiem jak się zachować - prychnął oburzony Soriel - Nie martw się, zajmę się twoim domem - tu przerwał na chwilę, by przybrać znów uwodzicielski głos i uśmiech - I tobą - zakończył, puszczając jej oczko.
     Patricia jęknęła cicho. Niestety, pod ręką nie miała następnej poduszki, aby go ukarać. Stwierdziła, że to przemilczy. Potrzebowała stąd jak najszybciej wyjść.
     - Wrócę później - dodała na odchodnym i niczym torpeda wypadła z pokoju.
     Soriel spojrzał za swoją małą ratowniczką i zachichotał się w iście diabelski sposób. Co za urocza dziewczyna. Gdyby gustował w małolatach, zapewne już by się za nią brał, ale nie chciał uchodzić za pedofila. Wyglądała na 16-nastolatkę. Drobna, okrągła, blada buzia z różowymi rumieńcami na polikach, malutki i zgrabny nosek, niedługie, poskręcane włosy w kolorze blond, blado zielone, malutkie oczy królika, na których spoczywały okulary w czarnej oprawce. Zgrabna, na pewno ma świetny tyłek. Długie ręce, nogi. Może nie taka mała, ale słodka dziewczynka.
     Demon zachichotał się pod nosem. Starczy tych rozważań. Kiedy odzyska siły, wróci do swojego starego trybu życia i znów będzie obracał dojrzałe, dorodne kobiety z klubów. Nie gustował w niewinności.
     Teraz czas na kąpiel. Ta mała musi mieć jakąś wannę, brodzik, cokolwiek. Uwielbiał godzinami przesiadywać w łazience i to nie swojej.
     Z entuzjazmem, podniósł się na łokciach i z trochę mniejszym zaangażowaniem, przeniósł swoje ciało do siadu. Krzywił się przy tym boleśnie, przeklinając wszystkie demonice świata i życząc im bolesnej śmierci, nieważne kim były.
     No, nic. Gorąca woda z bąbelkami wzywa.
     Soriel z wielkim trudem przeniósł swoje demoniczne cielsko do pionu i krętym, krzywym krokiem, zaczął przemierzać pokój. Zanim doczłapał do drzwi, minęły zapewne wieki. W końcu jednak do nich dotarł. Na przedpokoju w górnej części domu znajdowały się tylko dwa pomieszczenia. Pokój Patricii i najwyraźniej łazienka. Tam właśnie Soriel ruszył. Z dosyć słabym rozmachem otworzył drewniane drzwi i wczołgał się do środka. Wanna. Jak dobrze. Przyda mu się mała drzemka w gorącej wodzie.
     Nucąc jakąś głupią piosenkę pod nosem, odkręcił kurek i dał upust wodnej fontannie. Wzrokiem owiał półkę zawieszoną nad wanną. Nie znajdowało się tam zbyt wiele kosmetyków jak w domach innych kobiet. Było kilka, tych najprostszych i najbardziej używanych. Szampon do włosów, waniliowy żel pod prysznic i truskawkowy płyn do kąpieli. Tą ostatnią buteleczkę, chwycił w dłonie i wylał połowę jej zawartości do wody. Natychmiastowo się zapieniła.
     Wszystkie brudne ciuchy ubłocone ziemią, zrzucił gdzieś w kąt i całkowicie nagi, wskoczył do gorącej oazy spokoju. Jęknął donośnie z zadowolenia, rozkładając ręce na oparciu. To jest właśnie to. Po ciężkim dniu każdemu demonowi należy się odpoczynek.
     Soriel zamknął oczy, przybierając błogą minę. Czuł się trochę tak, jakby ktoś go targał dwa kilometry po kamieniach i gałęziach. Kręgosłup odmawiał mu chwilowego posłuszeństwa, jednak wyczuwał powolną regenerację, spowodowaną zetknięciem z gorącą wodą. Ach, cóż za dzień.
     Otworzył oczy. Zaczął rozglądać się po łazience w poszukiwaniu jakiś nowinek. Pomieszczenie nie wyglądało jednak zbyt szczególnie. Na sznurkach nie wisiały żadne różowe majteczki ani stanik (prawdopodobnie miała je na sobie), podłoga jak i ściany były czyste, niebieskie, łazienka bezpłciowa. Nie było widać, że mieszka w tym domu dziewczyna. A może nie tylko ona tu mieszkała?
     Soriel westchnął ciężko i spojrzał w bok na półkę. Oprócz płynów do mycia, stała tam żółta kaczuszka ubrana w gumowy garnitur. Zabawne. Wziął ją do rąk i zaczął się nią bawić, chichocząc niczym małe dziecko.
     Soczysta piana latała po całej łazience, tak samo jak plamy żelu pod prysznic i mydło, które chciał wypróbować, a wywinęło mu się z dłoni. Woda lała się litrami po niebieskiej posadzce, sprawiając wrażenie potopu. Soriel miał to jednak gdzieś. Liczyła się tylko gorąca przyjemność i frajda, spowodowana chwilą zabawy w wannie.
     Schody zaczęły niebezpiecznie skrzypieć pod czyimiś stopami - nie przejął się tym. Nie przejął się nawet wtedy, kiedy urocza blondynka weszła niespodziewanie do łazienki i ślizgnęła się na mydle, uderzając głową w wannę. Spojrzał na nią z góry, mrugając nierozumnie oczami.
     - Jeśli chciałaś się ze mną wykąpać, mogłaś to powiedzieć - zaśmiał się, wzruszając ramionami. Kaczka w jego dłoniach zapiszczała głośno.
     Patricia zaczęła podnosić się z posadzki, cała czerwona i najwyraźniej zdenerwowana. Nadmuchała krągłe poliki. Wyglądała jak balon, który lada moment może wybuchnąć.
     - Nie chcę! - pisnęła oburzona, mało nie ślizgając się na kałuży wody - Jak ty się kąpiesz?! - wykrzyknęła - Tyle tu wody! I taki nieporządek! Na dodatek w ogóle się nie zamknąłeś! Nie wiedziałam, że tu jesteś!
     Soriel zamrugał obojętnie oczami, chwilę potem przybierając swój stały, uwodzicielski uśmiech. Kaczka w jego dłoniach znowu zapiszczała w seksownie przeciągły sposób.
     - Może jednak chcesz dołączyć? - spytał głębokim głosem, puszczając swojej wybawicielce oczko.
     Zanim zażenowana Patricia zdołała cokolwiek powiedzieć, demon chwycił ją za rękę i mocnym ruchem pociągnął w swoją stronę. Dziewczyna z głośnym piskiem wpadła do wanny, lądując cała mokra na bezwzględnie okrutnym chłopaku. Rozdziawiła buzię, nie wiedząc o powiedzieć. Nie potrafiła przez dłuższy moment nawet drgnąć. Jak śmiał! Nie dość, że wkradł się jej do łazienki, nie zamknął się na klucz, nabrudził wkoło przez co ucierpiała, ślizgając się na mydle, to jeszcze wepchnął ją niecnie do wanny, gdzie sam siedział nagi! Bezwstydny, durny demon!
     - Złamałeś zasady grawitacji! - pisnęła głośno, zaciskając piąstki i czerwieniąc się niczym dorodny pomidor - Za mocno mnie pociągnąłeś!
     - Co ja poradzę na to, że cię pociągam, maleńka? - spytał, chichocząc się diabelsko.
     Patricia jęknęła głośno, zakrywając dłońmi twarz. Bała się nawet drgnąć, by przypadkiem nie dotknąć czegoś, czego nie chciała dotknąć.
     - Umyj mi plecy, dziewczyno.
     - A co ja niby jestem?! Służąca?!
     - Nie widzisz, że jestem ranny?
     Soriel przybrał wiarygodną, zbolałą minę.
     - Nie sięgam.
     I pociągnął teatralnie nosem.
     Wściekła Patricia wydała z siebie cichy pisk i rzuciła go gąbką, którą akurat miała pod ręką. Trafiła go w nos, czym w ogóle się nie wzruszył.
     - Ranny?! - krzyknęła - Na umyśle chyba!
     Soriel zaśmiał się morderczo. Już zaczynał lubić tą niewinną, małą dziewczynkę, która siedziała cała mokra w wannie. Ciekawe co by było, gdyby spróbował ją poderwać? Może nie jest taką cnotką na jaką wygląda?
     - Pat!
     Obydwoje skierowali zaskoczone spojrzenia w stronę drzwi. Jakaś dziewczyna właśnie wspinała się po schodach do góry.
     Soriel uniósł brew, zaś Patricia przyłożyła dłonie do polików i pisnęła przeraźliwie. Nie spodziewała się, że jej zdemaskowanie nastąpi tak szybko. Przecież ledwo co była u Madlene z tymi dziwnymi grzybami! Co ona znowu tu robiła?!
     - Pat, zapomniałaś wziąć ode mnie czapki - oznajmiła przez drzwi jej przyjaciółka.
     Spanikowana dziewczyna, rzuciła się na demona i przylgnęła do niego ciałem. Bladą dłonią zatkała mu usta, żeby tylko się nie odezwał. Chłopak przybrał zadowolono-seksowną minę, unosząc znacząco brew. To kilka godzin jak się znają, a już są tak blisko siebie. Miał ochotę zachichotać jak mała dziewczynka.
     - Ach, no popatrz! - odpowiedziała lekko drżącym głosem blondynka - Dzięki za przyniesienie jej! Połóż... połóż ją gdziekolwiek!
     - Ok!
     Już kroki przyjacielskiej la bonne fee miały ucichnąć, gdy nagle demon zaczął się szamotać i mruczeć coś do bladej dłoni. W jego oczach znajdowało się coś podejrzliwie łobuzerskiego. Patricia aż się bała co mógł wymyślić.
     Madlene przystanęła pod drzwiami i nachmurzyła się. Słyszała w końcu dziwną szamotaninę.
     Soriel nareszcie wyswobodził się z uścisku swojej wybawicielki i z tymi ohydnie dziwnymi iskrami w oczach, zaczął krzyczeć:
     - ONA MNIE MOLESTUJE SEKSUALNIE! - po czym nie wytrzymał i wybuchnął głośnym śmiechem. Zawtórowała mu piskiem Patricia, która nie spodziewała się takiego obrotu sytuacji. Wiedziała, że jest już stracona. Mogła się tylko cieszyć, że to nie Alex lub Martha.
     - Co ty robisz z demonem w wannie?! - usłyszała chwilę potem głośny krzyk i trzask drzwiami. Wiedziała czym to się skończy, dlatego czym prędzej podniosła różową gąbkę i nim Madlene otworzyła usta, by wydać na świat kilka morderczych nut piosenki, rzuciła nią prosto w twarz przyjaciółki. Niebieskooka umilkła, rozdziawiając zdziwioną buzię. Różowa gąbka zatoczyła wodnisty tor po jej bluzce i spódnicy, ostatecznie opadając na mokrą posadzkę.
     - Nie rób tego, błagam - powiedziała bezradnie Pat, zaciskając ręce na oparciu wanny.
     Madlene patrzyła to na nią, to na szczerzącego się w piekielnym uśmiechu demona.
     - A-ale... demon! W wannie! Z tobą! Co on tu... dlaczego? - nie mogła dokończyć swojego zdania, miała zbyt wielki chaos w głowie.
     - Zaraz ci wszystko wyjaśnię! - jęknęła blondynka, próbując podnieść się z wanny. Wredny demon skutecznie przytrzymał ją jednak za biodra. Jego bliskość sprawiła, że Patricia znowu spłonęła soczystym rumieńcem.
     - To Pat nie mówiła ci, że jestem jej kochankiem? - udał zdziwienie Soriel.
     - Soriel! - pisnęła zawstydzona do granic możliwości dziewczyna. W jej oczach pojawiły się łzy zażenowania. To jednak nie wzruszyło bezwzględnego demona, który śmiał się do rozpuku, przyjmując na klatę wszystkie ciosy drobnych pięści, swojej kąpielowej towarzyszki.
     Długo kłócili się tak, rozlewając na około dodatkowe litry wody. Madlene miała już dosyć. Nareszcie chciała dowiedzieć się o co tutaj chodzi. Przybierając niepodobną do siebie, groźną minę, tupnęła nogą w kałużę wodną i powiedziała:
     - Macie mi wyjaśnić co tu się dzieje!

1 komentarz:

  1. Cześć :)

    "- Nie cieszysz się?! - pytał udawanym, smutnym i zbyt donośnym głosem Nathiel.
    - Każdego dnia - burknął jego rozmówca - Każdego dnia wśród litrów alkoholu, gdy tu siedzisz, na przemian śmiejąc się i prawie płacząc. Taki jestem szczęśliwy - mówiąc to w sposób dosyć ironiczny, odsunął się w bezpieczny róg sofy i znów spojrzał w swoje cenne papiery." - hahaha, glebłam xD Rozumiem Sorathiela i jego sarkazm, gdyby to do mnie Nathiel się zwalał i chlał, wywaliłabym go na zbity pysk (choć go kocham).
    Wiesz co, Naff? Takiej gadki między Nathielem a Sorathiele cholernie mi brakowało! A w tym rozdziale - musiałabym skopiować całą tę część, bo wszystko mnie w niej śmieszyło! Głupota Natha, opanowanie blondyna, chlanie i dziwne pomysły, na które wpaść może jedynie Auvrey. Ta dwójka pokazuje, że przyjaciele to ci, którzy wspierają i walą obuchem w łeb, gdy tego trzeba.
    Znalezione nie kradzione to książka Kinga i naprawdę dobra! Huehuehue, demon niczym cień, jej! Tak, propsuję Sorcię, bo to Sorcia, fajna parka!
    Ale że wanna? Kurczę, Soriel przypomina Nathiela (albo raczej odwrotnie, bo Soriel jest tym starszym), ale jego bezpośredniość, bezwstydność dobijają mnie bardziej.
    Jestem ciekawa, jak Sorcia wytłumaczy się z zaistniałej sytuacji przed Mad. A kaczuszka w garniaku wymiata!

    Czekam na nn ^^
    Ściskam! :*

    OdpowiedzUsuń