niedziela, 26 czerwca 2016

[TOM 2] Rozdział 44 - "I nie ma, że boli głowa"

Rozdział luźny, jak większość ostatnich. To taki delikatny wstęp do gorszych dziejów. Skończy się sielanka i zacznie dramat >D. Wakacje, wakacje, wakacje! Obiecałam sobie, że skończę podczas nich drugi tom WCN i zacznę rozpiskę do trzeciego. Ostatnio myślałam co by to było, gdybym skończyła WCN. Matko, to by było trochę dziwne, ale nie można wiecznie stać w miejscu. Już tak bardzo nie przykładam się do tego opowiadania. Jest po prostu luźnym odejściem od innej twórczości. Mimo tego - kocham wszystkich bohaterów!
Będzie trochę la bonne fee, ale rozdział w największej mierze poświęcony jest Laurielowi <3. Niech w końcu trochę poromansują. Miłych wakacji!
PS. Tak to jest jak poprawia się rozdział dzień wcześniej, a potem w niedzielę się zapomina, że miało się go wstawić >D!
***    
                – Gratuluje awansu, kapitanie!
                Madlene złożyła na poliku Arena szybkiego całusa, a potem powróciła do grzebania w kartach. Chłopak patrzył na to z góry pobłażliwie.
                – Dzięki – odpowiedział krótko i wsparł się o stół tak, żeby jego dziewczyna nie mogła wyjąć spod jego dłoni najważniejszej karty. Spojrzała na niego z wyrzutem, ale niczego nie powiedziała. – Znowu to wasze czarodziejskie wróżenie? – spytał, unosząc brew do góry.
                – Bo to już obsesja – stwierdziła spokojna jak zawsze herbaciana wiedźma, unosząc filiżankę do ust. – Twierdzi, że ostatnio widzi w kartach coś dziwnego.
                – Bo tak jest. – Madlene zmarszczyła czoło. – Aren, weź tą rękę. – Z niezadowoloną miną trzepnęła go w dłoń. – Chodzi o to, że nie mogę połączyć w całość tego, co widzę. A widzę demony, to na pewno. Jest też galeria handlowa. – Czarodziejka przesunęła jedną z kart do zgrabnie ułożonego rzędu i zmarszczyła czoło. – Jakiś pistolet, dużo rannych, śmierć i… nic poza tym. – Westchnęła i wzruszyła bezradnie ramionami. – A co do Nathiela i Laury, widzę  coś, co przypomina zły urok, klątwę. Nie wiem o co chodzi.
                – Może wiedźmy maczały w tym palce – mruknęła od niechcenia Alex, wspierając się na dłoni. – A co do galerii handlowej, to wcale bym się nie zdziwiła, gdyby demony zaatakowały sklep z zabawkami. Masz tu nawet rozwiązanie dla tajemniczego pistoletu. Ukradną go, napełnią wodą i zrobią napad na bank. Albo na nas – mówiąc to, wzruszyła obojętnie ramionami. Nigdy nie wierzyła kartom. Owszem, większość wróżb się sprawdzała, ale nie każda. Można je było interpretować na różne sposoby i nie zawsze właściwie. Madlene miała w tym wprawę, ale popełniała błędy jak każdy, tym bardziej, że była dosyć roztrzepanym typem osobowości. Gdy były małe, wywróżyła im, że nie powinny wychodzić z domu, bo będzie padał krwisty deszcz wymieszany z kwasem. Ich krwistym deszczem okazał się keczup, który otwierała mała Patricia. Wszystkie były zostały nim umazane. Kwasu żadnego nie było, ale Madlene dostała alergicznych plam po kąpieli w pomidorach. Może dlatego tak bardzo ich nienawidziła?
                – Ponosi cię fantazja, Alex – powiedziała nachmurzona Mad. – To naprawdę poważna sprawa. Czuję, że może stać się coś naprawdę złego. Głupie karty – warknęła i uderzyła pięścią w stół. W jej oczach pojawiły się łzy bezradności.
                – Okres czy ciąża? – spytała z ironią płomienna wiedźma.
                – Żadnej ciąży! – pisnęła jej przyjaciółka.
                – Fakt. Wtedy nie mogłybyśmy z tobą przebywać, bo zniszczyłabyś nas swoimi humorami.
                – Jesteś wredna, Alex – jęknęła Mad.
                – Ponoć byłam wredna już w brzuchu matki. – Czarodziejka wzruszyła obojętnie ramionami. – Taka moja natura. Ktoś musi.
                Aren uśmiechnął się pod nosem i usiadł przy stole. Podbródek wsparł na złączonych ze sobą dłoniach.
                – To nawet interesujące, że każda z was ma zupełnie inny charakter – odezwał się.
                – Więc jakbyś miał nas określić jednym słowem, jakie byłoby to słowo? – spytała ciekawsko Mad.
                – Rozsądna Martha, wybuchowa Alex, spokojna Patricia, roztrzepana Mad.
                – Ej, czemu ja mam najgorsze określenie? I dlaczego wszyscy uważają, że jestem roztrzepana? – jęknęła śpiewająca czarodziejka.
                – Może dlatego, że dzisiaj, gdy wstawałaś i szłaś do łazienki, sama walnęłaś się drzwiami w łeb – mruknęła Alex od niechcenia.
                – Albo zaliczyłaś za jednym razem stół, krzesło i wywaliłaś się w progu pokoju – dodała spokojnie Martha, przyglądając się pustej zawartości kubka z fusami. Pstryknęła palcami i w powietrzu pojawiła się nowa porcja wrzącej wody w dzbanku.
                – Założyłaś majtki na lewą stronę – zakończył Aren.
                Wszystkie czarodziejki spojrzały na niego milcząco. Martha uniosła brew do góry, Alex zmrużyła podejrzliwie oczy, a Madlene rozdziawiła buzię i zarumieniła się soczyście. Przez dłuższa chwilę w kuchni panowała cisza. Aren jak zawsze zakończył temat w sposób dobitny. Zdążył się nauczyć jak uciszyć czarodziejki i zmienić niechciany czy niepotrzebny jego zdaniem temat.
                – Mam dosyć – jęknęła Mad i podniosła się z krzesła. Zazwyczaj brała ze sobą karty, ale tym razem zostawiła je na stole. Załamana wyruszyła do pokoju. Aren tylko wzruszył ramionami i poszedł za nią.
                – Co to było? Milcząca zgoda na to, żeby Aren zmienił jej majtki na właściwą stronę? – spytała pod nosem Alex.
                –  Skończmy ten temat – westchnęła Martha. – A najlepiej to chodźmy do domu. Mam za dobry słuch.
***

                Chlap, chlap, śmiech, gaworzenie, westchnięcie. Cierpliwy demoniczny ojciec mył swoją córkę w brodziku. Takie kąpiele dostarczały Aurze mnóstwo radości, po nich nie musieliśmy się martwić, że nie zaśnie  zazwyczaj padała jak martwa i spała do samego rana. Jedyną wadą kąpieli Aury było to, że musieliśmy sprzątać. Przepraszam, ja musiałam. Nathiel udawał, że nie widzi litrów wody na kafelkach i porozrzucanych po całej łazience gumowych zabawek, którymi Aura rzucała do celu – raz znalazłam jedną w ubikacji, innym razem w koszu na pranie. Jej ojciec nigdy nie odkładał rzeczy na miejsce. Nawet ciuszki dwulatki rzucał na kafelki, gdzie mokły pod drobnymi stópkami, wychodzącymi niesfornie z brodzika, gdy ojciec szedł do pokoju po ręcznik, bo oczywiście zawsze o nim zapominał. Kąpiel była zdecydowanie bardziej uporządkowana, gdy to ja siedziałam z Aurą w łazience. Ze mną nawet tak bardzo nie szalała. To przy Nathielu wstępował w nią prawdziwy, cienisty demon.
                – Aura, ale ja jestem czysty – westchnął ojciec, obserwując jak córka nabiera wodę w drobne rączki i ze śmiechem w ustach polewa go nią po włosach. Kiedy ona bawiła się wodą, on szorował jej blade, dziecięce ciałko różową gąbeczką w kształcie słonika. Gdy byliśmy w supermarkecie to była pierwsza na którą zwróciła uwagę. Zdziwiłam się, że nie chciała czarnego nietoperza, który stał obok. Może jeszcze nie jest tak spaczona pod względem kolorów jak reszta demonów?
                Stanęłam w drzwiach i oparłam się o framugę.
                – Chyba nie musisz już dziś brać kąpieli, Nathiel – powiedziałam z uśmiechem.
                – Bardzo śmieszne. – Auvrey spojrzał na mnie przez ramię i odwzajemnił mój ironiczny uśmiech. Gdy już umył w całości swoją córkę, zaczął spłukiwać z niej pianę. Aura nie lubiła tego momentu kąpieli. Zawsze siedziała obrażona ze ściągniętymi, czarnymi brewkami i patrzyła się na swojego ojca, jakby chciała go zabić samym wzrokiem. Wiedziała, że słuchawka od prysznica oznaczała koniec wodnych zabaw, które tak kochała. Niby była obrażona, a jednak zawsze ziewała zmęczona zabawą i na koniec wyciągała drobne łapki do ojca, żeby otulił ją wreszcie jej ulubionym, puchatym ręcznikiem. Nieraz bywało, że usypiała od razu w jego ramionach. Tak było i tym razem. Aura usypiała już w brodziku. Oczka jej się zamykało, a ciałko kiwało na prawo i lewo, jakby zaraz miało stracić równowagę. Na szczęście w pobliżu był troskliwy ojciec, który przytrzymał swoją córkę, nim upadła.
                – Czemu jest grzeczna tylko, kiedy śpi? – spytał nachmurzony Nathiel, owijając córkę w ręcznik.
                – Każde dziecko tak ma, Nathiel – powiedziałam. 
                Przepuściłam Auvreya w drzwiach, a sama zabrałam się za sprzątanie łazienki. Zabawki do koszyka, ciuszki do prania, mop w ruch. Na szczęście nie trwało to zbyt długo. Gdy wykonałam wszystko, co powinnam, po cichu, na paluszkach, weszłam do pokoju dziecięcego. Z ramek na komodzie uśmiechała się do mnie trójka członków rodziny Auvrey: Nathiel z wielkim wyszczerzem na twarzy i gołą piersią, Aura ze sztucznym wężem w ręku, uśmiechnięta od ucha do ucha i ja w białej sukience tuż obok mojej małej rodziny. Byliśmy wtedy nad jeziorem, siedzieliśmy na kocu. Zdjęcie robiła nam Amy, nasza główna pani fotograf, bez której pewnie nie mielibyśmy żadnych pamiątek. Zawsze gdy patrzę na tą ramkę, robi mi się cieplej na sercu.
                – Wspomnienia? – spytał szeptem Auvrey. Siedział przy łóżku śpiącej Aury i gładził ją po czarnych, niesfornych włoskach. Nasza córka spała w najlepsze. Myślę, że nawet odgłosy wybuchu nie wybudziłyby jej ze snu.
                – Po prostu lubię to zdjęcie – stwierdziłam.
                – Fajnie wtedy było.
                – No, nie wiem. Zobaczyłeś demona, który opalał się w otoczeniu kobiet w bikini i zacząłeś go gonić po całym parku. Przez ciebie wyrzucili nas stamtąd – powiedziałam i uśmiechnęłam się wrednie w jego stronę.
                – Ja zawsze wolę pamiętać te pozytywne rzeczy – zachichotał. Jego oczy zabłyszczały łobuzersko. – Prawie cię przeleciałem na wydmach.
                Przewróciłam oczami.
                – Nie prawie – mruknęłam niepocieszona, zakładając ręce na piersi. – Po pierwsze to było miejsce publiczne, po drugie Aura bawiła się z psem w pobliżu. Tylko mnie całowałeś. Za dużo wypiłeś, dlatego fantazjowałeś.
                – No, tak. Oczami wyobraźni widziałem cię nagą skąpaną w jeziorze. Tylko my i nikt więcej – powiedział z wrednym uśmiechem. Próbował mnie zawstydzić i doskonale o tym wiedziałam. Mimo, że miałam już swoje lata i byłam mężatką, sprawy intymne wciąż były dla mnie ciężkie do przejścia. Auvrey lubił zwać to wrodzoną nieśmiałością, Amy dziecinnością, ja nie chciałam tego nazywać. Nie każdy musiał być otwarty na doznania seksualne i rozmowę o nich. Nie byłam w tych tematach ani bezwstydnym Nathielem, ani otwartą Amy.
                Postanowiłam, że przemilczę dzienną porcję fantazji demona.
                – Wiesz, powinniśmy podrzucić Aurę przyszłemu państwu Blythe – zaironizował. – Tak na dwa dni. Sorath powinien się przyzwyczaić, że niedługo będzie mu tuptało obok takie małe, wredne coś, a my trochę wypoczniemy.
                – To nie jest zły pomysł – westchnęłam. – Obydwoje potrzebujemy odpoczynku od Aury. Odpoczynek od demonów też by się przydał. Nie mamy życia. Ciągle obracamy się w tym samym, jak na karuzeli.
                Usiadłam na łóżku obok Nathiela. Niedawno sprzedaliśmy dziecięce łóżeczko Aury i kupiliśmy jej nowe, bez szczebelków. Chyba jej się spodobało, bo przez pierwsze dni wykorzystywała fakt, że mogła bez problemu wyskoczyć z łóżka i pobiec do naszego pokoju, gdzie rozdzielała nas dziecięcym, drobnym ciałkiem. Już dawno nie pamiętam, żebym po prostu przytuliła się do piersi Nathiela i zasnęła wtulona w nią. My naprawdę rozpaczliwie potrzebowaliśmy odpoczynku. Dlaczego dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę?
                Młody Auvrey przyciągnął mnie do siebie i objął ramieniem.
                – Przejmujesz się czymś ostatnio, prawda? – spytał, unosząc brew do góry. Odgarnął mi kosmyk włosów z polika i spojrzał prosto w oczy. Czasem wydawał się być głupi, ale jak nikt potrafił rozczytać wszystkie moje obawy.
                – Grupami w Nox – westchnęłam i oparłam się o jego ramię. – Nie sądzę, żebym się do tego nadawała. Danie pod moje skrzydła całkiem nowych członków nie jest dobrym pomysłem.
                – A ja sądzę, że jest. – Chłopak wzruszył ramionami. – Sam byłem za tym, żebyś w końcu dostała jakąś porządną rolę w Nox. Do tej pory byłaś spychana gdzieś na koniec.
                – Nie przeszkadzało mi to. Nie jestem zbyt dobrą łowczynią. To ty, Sorathiel, Ethan i Aren wiedziecie trym w organizacji.
                Nathiel zaczął bawić się kosmykiem moich włosów. Nawijał go na palec i rozwijał, jakby znalazł sobie nową, ciekawą zabawkę. Wydawał się być zamyślony.
                – To nie tak, że jesteś w czymś zła. W sumie nie ma rzeczy w której byłabyś kiepska – stwierdził z rozbawieniem. – To ja zawsze walczyłem z tym, żebyś nie dostawała ciężkich misji.
                – A więc co się stało, że byłeś za tym, abym prowadziła jakąś grupę? – Uniosłam do góry brew. Pierwszy raz w życiu nie rozumiałam postępowania i zmiany w Nathielu. Skoro celowo odpychał mnie od trudnych zadań, walcząc z Sorathielem o inny przydział, to dlaczego nagle tak bardzo nalegał na to, bym również została jednym z przywódców Nox?
                – Bo wiesz – zaczął chłopak. – Teraz jesteś panią Auvrey, więc możesz więcej – zachichotał.
                Przewróciłam oczami.
                – Pytam poważnie.
                Nie patrzył mi w oczy. Z uśmiechem zerkał na komodę, gdzie stała ramka ze zdjęciem. Jedyna jaką posiadaliśmy zresztą. Ostatnio Aura próbowała po nią sięgnąć. Stwierdziła, że tata, mama i Aura są tylko jedni. Nie może być ich gdzie indziej. To muszą być potwory, które wkradają się do jej łóżka nocą! Dlatego zawsze biegnie do właściwych rodziców, żeby jej nie zaczepiały. Cała Aura.
                – Przecież codziennie chodzę z tobą na misje – stwierdził. – Świetnie sobie radzisz. Po prostu zbyt krytycznie na siebie patrzysz. Perfekcjonistka – prychnął, ale zachichotał.
                – Ktoś musi w tym domu być perfekcjonistą, ty z pewnością nie zaliczasz się do ich grona – powiedziałam z uśmiechem. Chłopak wzruszył ramionami.
                – Nie muszę być perfekcjonistą. Jestem perfekcyjny sam w sobie – stwierdził seksownym głosem, nachylając się tuż nad moją twarzą. Palcem wskazującym uniósł mój podbródek do góry.
                – Wielkie ego pana Auvreya wróciło – zaironizowałam.
                – Bo wielkie ego pana Auvreya ciągnie do ego pani Auvrey – zachichotał i pocałował mnie w usta. Odsunęłam jego twarz z wrednym uśmiechem.
                – Ego pani Auvrey idzie położyć się do łóżka, bo jest zmęczone.
                Gdy ja podniosłam się z łóżka, Nathiel spojrzał na mnie niezadowolony. Myślał, że dziś zarwie? Niedoczekanie. Dzisiaj odbyliśmy aż dwie misje w Nox. Wczesnym porankiem i po południu. Od południa Nathiel bawił się z Aurą, a ja zajmowałam się domem. Byliśmy na nogach aż do teraz.
                Kiedyś usłyszałam stwierdzenie, że kiedy pojawia się dziecko, matka przestaje nawet pamiętać co to takiego czas wolny. Mając tak energiczną córkę jaką mam, muszę przyznać tym kobietom rację. Tylko Amy ratuje mnie czasem od zwariowania, z drugiej strony czy wypełnianie misji w Nox jest odpoczynkiem? Powiedziałabym, że jeszcze większym trudem życia, ale przecież nikt nie kazał mi być łowczynią. Zostałam nią z własnego wyboru.
                W towarzystwie obrażonego Nathiela ruszyłam do sypialni. Była dopiero godzina 21. Już od dwóch godzin kręciłam się po domu w piżamie. Wiedziałam, że szybko usnę, dlatego nie traciłam nocnego czasu na głupoty.
                – No, weź – jęknął Nathiel do moich pleców. – Demon też potrzebuje się zrelaksować.
                – A pół demon potrzebuje snu – westchnęłam. – Możesz sobie sprawić przyjemność na masę innych sposobów.
                – Ale że ręką? Wyrosłem z tego. Tylko dzieciaki trzepią sobie przy pornolach!
                – Nathiel – mruknęłam niezadowolona i przewróciłam oczami.
                – Dziwek też nie sprowadzę, bo drogie!
                – Nathiel. – Tym razem mój głos zabrzmiał ostrzej.
                – Sąsiadkę? Fajną ma dupę, ale obawiam się, że nie zmieściłaby się w drzwiach.
                Padłam twarzą na łóżko i rozłożyłam ręce w bok. Miałam dosyć jego gadania. Kołdra wyglądała teraz na o wiele bardziej zachęcającą niż Auvrey paradujący bez koszulki. Zdążyłam się już przyzwyczaić do jego nagiej piersi, a on cały czas żył w przeświadczeni, że onieśmiela mnie to jak wtedy, gdy byłam nastolatką. Wiele rzeczy zmieniło się od tamtej pory. Miałam wrażenie, że Nathiel wciąż jedną nogą tkwił w 17-letnim, beztroskim życiu.
                Ledwo przewróciłam się na plecy, a już dzika bestia nachylała się nade mną z seksownym uśmiechem na twarzy. Podziwiałam go za to, że nigdy się nie poddawał, ale w tej sytuacji wolałabym, aby to zrobił. Był jak dziecko. Nie dawał mi spać, kiedy naprawdę tego chciałam, na rzecz własnych, egoistycznych zachcianek.
                – Jutro – wyrzucił z siebie, nie spuszczając szmaragdowych oczu z mojej twarzy. Nachylił się nade mną tak blisko, że stykał się ze mną czołem. Czułam jego chłodny, miętowy oddech. Zapewne żuł przed chwilą gumę. To dlatego, że chciał się do mnie dobrać?
                – Nie wiem – burknęłam nachmurzona, odwracając wzrok w drugą stronę. Powoli zaczynał mnie irytować swoim zachowaniem. Niewyspana Laura to zła Laura.
                – Jutro podrzucimy Aurę Sorathielowi i Amy. Na dwa dni – zakończył swoją myśl. Spojrzałam na niego niepewnie. Wydawał się być poważny. – Wtedy będziemy leżeć w łóżku w piżamach do późna, opieprzać się, pić wino, rozmawiać, tulić się i inne takie. Od Nox też bierzemy wolne. No, chyba, że będzie jakiś nagły przypadek.
                Początkowo nie wiedziałam czy to dobry pomysł. Po pierwsze Aura dałaby nieźle popalić Sorathielowi i Amy, po drugie Amy była w ciąży i ostatnio czuła się naprawdę źle, po trzecie obydwoje wciąż żyli w niezgodzie i milczeniu, po czwarte brak nas na misji trochę by utrudnił życie Nox, po piąte… tak, potrzebowaliśmy odpoczynku.
                Westchnęłam i kiwnęłam głową.
                – Dobrze – stwierdziłam. – Ale najpierw spytamy o zdanie Amy i Sorathiela.
                Nathiel rzucił się na łóżko obok mnie. Ręce podłożył pod głowę, nogi skrzyżował.
                – Nie pytajmy. Przyda im się taki mały szok w postaci dziecka. Przygotują się i w ogóle, zobaczą jak to jest. Przy okazji może Sorath przestanie milczeć jak baba, w końcu sam zrobił sobie bachora – mruknął, wzruszając ramionami.
                Rzadko popierałam zdanie Auvreya, a jednak. Uważam, że jego przyjaciel nie zachowywał się zbyt dobrze w stosunku co do Amy. To zadziwiające, że po latach w perfekcyjnym, rozsądnym chłopaku byliśmy w stanie dostrzec coś, co nam nie odpowiada. Nawet Nathiel zareagował lepiej na wieść, że jestem w ciąży, dla Sorathiela to jak koniec świata. Czy naprawdę tak bardzo bał się o przyszłość swojej rodziny z powodu demonów? A może powód był jakiś inny, bardziej płytki? Może choć raz myślał jak typowy egoista? Może nienawidził dzieci? Na dobrą sprawę nie widziałam, żeby kiedykolwiek bawił się z Aurą dłużej niż 5 minut. Zaraz pochłaniały go inne rzeczy, a nasza córka nie lubiła nudziarzy.
                – Martwię się tylko o Amy – mruknęłam niezadowolona. – Źle się ostatnio czuje. Nie chce jej narzucać Aury, przecież wiesz jaka jest męcząca. Nie da jej spokoju.
                – W takim razie szepnę jej kilka słów, żeby uczepiła się Soratha. Powiem jej, że w nagrodę dostanie worek słodyczy czy coś. – Nathiel zachichotał, a ja przewróciłam oczami. Auvrey i jego nietuzinkowe pomysły.
                Przewróciłam się na lewy bok  i poprawiłam poduszkę. Teraz spoglądaliśmy sobie w oczy.
                – Więc jesteśmy umówieni? – spytał, unosząc brew do góry w ten swój uwodzicielski, niepodrabialny sposób. – Nie, żebym chciał cię przelecieć – mówiąc to, przyciągnął do siebie ręce w obronnym geście.
                – W ogóle – prychnęłam, ale nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu. Tyle, że w mniemaniu Nathiela prezentował sobą zupełnie coś innego niż po prostu rozbawienie. Mój uśmiech zachęcił go do działania. Przybrał najbardziej niewinną ze wszystkich swoich min i przybliżył się do mnie. Niby bez celu przejechał palcem po moich ustach, a jednak – to było tylko przygotowanie do pocałunków, upewnienie się, że go nie odepchnę. Niech mu będzie. 
                Westchnęłam tak, aby tego nie usłyszał i przymknęłam zachęcająco oczy. Nie czekałam długo – spragnione czułości i namiętności usta demona, dobrały się do mnie jak wygłodniała hiena. Czułam, jakbym miała zostać pochłonięta w całości. Skąd u mnie takie rozbawienie?
                – Z czego się śmiejesz? – spytał uwodzicielskim szeptem Nathiel, wkładając rękę pod moją piżamę od strony pleców. Poczułam gęsią skórkę. Jego palce dziwnie na mnie działały. Nie mogłam przestać się śmiać. Zupełnie, jakby opanował mnie znany z auvreyowych przypadków stan głupawki.
                Tym razem Nathiel skutecznie zatkał mi usta swoim pocałunkiem. Miałam wrażenie, że w tej gwałtowności kryła się tęsknota. Kiedy ostatnim razem mieliśmy dla siebie chwilę spokoju? Aura zawsze stała na straży naszej moralności. Nie daj Boże dostałam jednego całusa w policzek od jej ojca, a już patrzyła na nas krzywo i z zazdrością. Choć na krótką chwilę mogliśmy utonąć w zapomnieniu. Na chwilę to zresztą bardzo dobre określenie.
                – Tataaaaa!
                Rozpaczliwy głosik wdarł się do naszych głów. Zgodnie westchnęliśmy. Oto nadchodziła kolejna noc spędzona z Aurą w łóżku. Nasza mała przeszkoda w małżeńskim pożyciu.
***
                Rozpoczął się nasz wolny dzień. Podczas gdy wczesnym południem Nox odbywało misję, my mogliśmy pójść w spokoju na zakupy. Aura była jeszcze z nami, zamierzaliśmy oddać ją Sorathielowi i Amy pod opiekę dopiero, gdy wyjdziemy z nowej galerii handlowej. Musiałam kupić Aurze buty, a ojciec w zamian za bycie grzeczną i za szczególne zainteresowanie się Sorathielem, gdy będzie już w organizacji, obiecał córce kupić fajną zabawkę. Kiedy Aura coś chciała, potrafiła być aniołkiem. W tej kwestii przypominała Nathiela. On również był dzisiaj nieziemsko grzeczny. Chyba nie chciał, żebym mu cokolwiek zarzuciła, gdy będziemy już sami.
                Małe ¾ demona siedziało grzecznie u taty na ramionach i trzymało się kurczowo jego głowy. Nóżki były podtrzymywane przez Nathiela. To już ten czas, kiedy próbowaliśmy odzwyczaić Aurę od wózka. Zadziwiające było to, jak bardzo łatwo było ją odzwyczaić od wszystkiego. Pieluszki? W porządku. Smoczek? W porządku. Butelka? W porządku. Łóżeczko? Nie ma sprawy! Wózek? Jak najbardziej, ramiona taty lepsze, z nich zobaczy cały świat! Wielu rodziców mogłoby nam pozazdrościć łatwości we wprowadzanych zmianach. Aura nie bała się żadnych nowości.
                – Iha, tata! – krzyknął mały demon, zanosząc się swoim przedziwnym, diabelskim śmiechem. Gdy Aura się śmiała, ludzie zawsze oglądali się do tyłu. Żadne dziecko nie śmiało się tak jak ona. Diabelsko, wrednie i donośnie. A przecież nie zawsze miała złe intencje.
                Czarne włosy Nathiela zostały pociągnięte niczym lejce od konia. Dziwiłam się, że w ogóle go to nie ruszyło. Wciąż uśmiechał się wesoło, niezrażony zachowaniem córki.
                – Nie jestem koniem, Aura – stwierdził spokojnie, ściągając jej drobne łapki ze swoich włosów.
                – Pieś? – spytała nachmurzona dziewczynka.
                – A czy robię hau hau? – zachichotał.
                – Tata lobi au au!
                – A może miau?
                – Miau mama lobi!
                Obydwoje Auvreye spojrzeli na mnie wyczekująco. Uniosłam tylko brew do góry. Zdecydowanie nie sprawdzałam się w roli kota. Nie zamierzałam miauczeć.  Nikt mnie do tego nie zmusi.
                – Mam coś dla was – mruknęłam. Znałam sposób na córkę i męża.
                Nim zdążyli zaprotestować, podeszłam do budki z lodami. Nathielowi wybrałam trzygałkowe – miętowe z kawałkami czekolady, czekoladowe i waniliowe, a Aurze jej ulubione – truskawkowe. Obydwoje cieszyli się jak dzieci, z tym, że Aura wciąż była mała, Nathiel niekoniecznie. Temat miauczenia, kotków i piesków został zapomniany. Byłam wolna od wydawania z siebie dziwnych dźwięków na mieście.
                Uśmiechnęłam się do siebie z nutką triumfu. Świętowałam wewnątrz siebie swoje własne, małe zwycięstwo. Przez chwilę miałam wrażenie, że moja dusza chichocze się łobuzersko, ale szybko okazało się, że to ktoś inny – osoba, która przechodziła obok. Co dziwne, przed oczami mignęły mi pastelowo-różowe włosy. Nozdrza wyczuły mocny, kwiatowy zapach. Wstrzymałam dech, jednak gdy stanęłam na środku zatłoczonego chodnika i oglądnęłam się w tył, nie dostrzegłam niczego podejrzanego. To nie pierwszy raz, kiedy mam przed oczami włosy Sapphire. Nikt mi nie wmówi, że to przywidzenie. Ona chciała, żebym ją widziała. Chciała wzbudzić we mnie strach, niepokój, obawę o to, że coś się wokół nas będzie działo. Nie chciałam niepokoić Nathiela, który zajadał się z córką lodami. Znając go, zacząłby wrzeszczeć i przedzierać się przez ludzi z nożem, szukając denerwującej, nastoletniej członkini departamentu. Po prostu będę bardziej czujna.
                Skręciliśmy w prawą uliczkę, która prowadziła nas prosto do galerii handlowej. Jej szklane szyby błyszczały w słońcu jak diament. Wielki napis złożony z drukowanych liter głosił: Arcadia. Osobiście nie znosiłam zakupów,  ale niestety jako gospodyni domowa, żona i matka musiałam je robić i to prawie codziennie. Na szczęście nie zajmowało mi to dużo czasu. Jak już wchodziłam do sklepu, brałam co musiałam i wychodziłam. Zdecydowanie nie byłam w tej kwestii Nathielem, który brał miliony niepotrzebnych rzeczy i nie przejmował się wydawanymi pieniędzmi. Na szczęście po ślubie to ja zaczęłam zajmować się naszym majątkiem. Pieniądze z misji bardzo nam pomagały, szczególnie, że Nathiel do tej pory nie znalazł stałej pracy – chwytał się tych mało znaczących i krótkotrwałych, bez umów. Rozdawanie ulotek, układanie czegoś nocą w sklepie, rozładowywanie rzeczy do magazynu, stróżowanie nocne i inne. Był też spory majątek po Hughu – na szczęście Nathiel nie zdołał wydać go w całości. Dzięki niemu żyliśmy po ludzku i póki co nie przejmowaliśmy się finansami. Wiedziałam jednak, że gdy Aura podrośnie, będę musiała znaleźć pracę dla siebie. Studiów już raczej nie skończę, ale to nic. Ważniejsza jest mądrość, którą posiadam w głowie, nie ta wyuczona na potrzeby uniwersyteckie. Niektóre marzenia po prostu trzeba odłożyć na bok na rzecz ważniejszych spraw.
                – Hej – usłyszałam obok głowy. Obróciłam się niechętnie w stronę skąd dochodził głos. Była to podejrzanie ciemna uliczka. Stał tam czarnoskóry mężczyzna, którego ledwo dostrzegłam przez panującą tam ciemność. Widziałam tylko białka jego oczu i parujący w górze dym. Płaszcz detektywa podchodził pod kolor jego skóry, gdzieś w oddali migały mi jego białe adidasy, niepasujące do całości. Chciałam zignorować podejrzanego typa, w tym celu odwróciłam głowę i ruszyłam przed siebie, ale oczywiście Nathiel musiał być inny. Pomyślał, że to demon czy jak?
                – E, co tam robisz? – spytał, mrużąc groźnie oczy. – I dlaczego zaczepiasz moją żonę?
                Nathiel opuścił Aurę na dół, bo zaczęła się wyrywać. Nie chciałam jej zgubić, dlatego patrzyłam gdzie biegnie. Na szczęście chodziło jej tylko o wielką maskotkę stojącą przed galerią handlową. Człowiek przebrany za słonia roznosił balony i ulotki. Z uśmiechem przypatrywałam się jak tuli słonia do siebie, a potem dostaje balonika. Słyszałam, że Nathiel rozmawia z podejrzanym mężczyzną, ale nie skupiłam się zbytnio na ich rozmowie. Usłyszałam tylko coś o pistolecie. A może miałam przesłyszenia? Nie chciałam to wnikać. Auvrey poradzi sobie, kimkolwiek mężczyzna jest, a wątpiłam szczerze w to, że będzie chciał go zabić w biały dzień. Ruszyłam za Aurą, nie oglądając się na Nathiela. Moja córka podbiegła do mnie z radosną miną i pomachała różowym balonem w górze.
                – Pać, ma! – krzyknęła.
                – Widzę – odpowiedziałam, klękając przy niej. Odgarnęłam jej poskręcane włoski z czoła.
                – Dzie tata? – spytała niepewnie Aura. Rozglądała się na wszystkie boki pragnąc odszukać pierwszą, ojcowską miłość swojego życia. Chwyciłam ją za rączkę, żeby nie uciekła i nie zniknęła mi w tych potężnych tłumach ludzi. Jeżeli wciąż kręci się tu Sapphire, mogła jej zrobić krzywdę. Może teraz ja zachowywałam się jak przewrażliwiona matka, ale jak mogłam zachowywać się, kiedy straciłam już z oczu jedno dziecko po którym nie ma nawet śladu?
                Aura wydawała się być niezadowolona, ale stała grzecznie w miejscu. Dopiero po kilku dobrych minutach z tłumów wynurzył się uśmiechnięty łobuzersko Auvrey. Poprawiał spodnie, klepał się po kieszeni, oczy świeciły mu w podejrzanie tajemniczy sposób. Chyba nie miał homoseksualnych zapędów?
                – A tobie co? – spytałam podejrzliwie, gdy już do nas dotarł.
                – Nic takiego – odparł niewinnie. Obrażoną Aurę wziął znowu na barana. – Idziemy w końcu do tej galerii? Trzeba kupić jakieś wino dla nas – zachichotał i mrugnął do mnie uwodzicielsko. – No i buty dla Aury, no tak, zapomniałem.
                – Pamiętasz tylko o swoich przyjemnościach. – Spojrzałam na niego znacząco. Humor jeszcze bardziej mu się wyostrzył. Uśmiechał się, jakby wziął jakieś narkotyki od tajemniczego, czarnoskórego mężczyzny. Miałam nadzieję, że niczego poważnego mu nie zrobił. A jeżeli to sprawka Sapphire? Nie, to niemożliwe. Nie mogłam być tak bardzo przewrażliwiona.
                – Nathiel, co działo się w tej uliczce? – spytałam z powagą.
                – Porozmawiałem trochę z gościem, samotny był. – Wzruszył obojętnie ramionami. – Wiesz, siedział sobie tam cały dzień i palił papierosy i wszyscy od niego uciekali. Musiałem go przytulić.
                Zmrużyłam podejrzliwie oczy. Wiedziałam, że mnie kłamie. Po pierwsze mówił głupoty, po drugie nie patrzył mi w oczy tylko uśmiechał się w przedziwnie niewinny, a zarazem łobuzerski sposób. Nie chciałam ciągnąć tematu. Jeszcze dowiedziałabym się czegoś dziwnego i co wtedy? Znając życie, obcy mężczyzna w zaułku naciągnął go na jakiś podejrzany gadżet. Nie wiem, tanie prezerwatywy, nowy nóż albo jakaś inna głupota. Naprawdę, nie będę w to wnikać.
                – Buciki, tata – upomniała swojego ojca nachmurzona Aura.
                – Tak, tak, już idziemy – zachichotał Nathiel i ruszył w stronę galerii.
                Przez cały nasz pobyt w ogromnym szklanym budynku, obserwowałam go uważnie, ale nie dostrzegłam niczego dziwnego. Miałam tylko nadzieję, że nie wkopał się w nic podejrzanego. W końcu Nathiel to... Nathiel. Nigdy się nie zmieni.
***
                Gdy oddawaliśmy Aurę pod opiekę Sorathiela i Amy, dowiedziałam się, że Nathiel nawet nie dał im znać, że zamierzamy coś takiego zrobić. Uważałam, że to bardzo niesprawiedliwe w stosunku co do mojej przyjaciółki, ale Auvrey stwierdził, że przecież lubi Aurę i bardzo cieszyła się na jej widok. Owszem, nie można było odmówić jej radości, ale dziś nie wyglądała zbyt dobrze. Była blada, zmęczona i mimo tego, że było południe chodziła w piżamie. Amy zawsze chodziła w piżamie, gdy czuła się źle lub po prostu chorowała. Czyżby dziecko aż tak dawało jej popalić? Gdy o to spytałam nie chciała się przyznać. Mówiła, że wszystko jest w porządku.
                Z tego co zdążyłam zauważyć, dwójka przyszłych rodziców wciąż się ze sobą nie pogodziła. Podczas naszej krótkiej wizyty nie wymienili ze sobą żadnego słowa, a nawet spojrzenia. Nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek byli na siebie źli tak długo. Obydwoje byli mało kłótliwymi typami osobowości, które ponad wszystko lubiły zgodę. Jak widać – każdy ma swój kryzys.
                Amy cieszyła się na widok Aury, a jak zareagował Sorathiel, wyrwany z sideł papierów dotyczących Nox? Po prostu pogłaskał naszą córkę po głowie i wrócił do roboty. Oczywiście Aura zgodnie z umową nie dawała mu pracować już od początku. Jak na 2-latkę rozumiała naprawdę wiele, choć myślę, że uczenie jej intryg od małego nie było dobrym rozwiązaniem.
                – Mój drogi przyjacielu! – odezwał się Nathiel, rozkładając wtedy ramiona na widok Sorathiela. – Mam dla ciebie wspaniały prezent! Tą oto damę z dumnej rodziny Auvreyów. Jej rodzice muszą zrobić coś ważnego, wobec czego biorą wolne i od Nox i od córki. Przyda ci się przećwiczenie ojcowskiej roli!
                Sorathiel nie zdążył nawet odpowiedzieć. Otworzył tylko usta. Nathiel wepchnął mu się w pierwsze słowo zdania, którego  nawet nie zrozumiałam.
                – Tak, wiem, że się cieszycie! – odezwał się donośnym głosem. – Tu macie cały wór niezbędnych dla Aury rzeczy – mówiąc to, rzucił duży plecak na sofę. – Ostatni posiłek spożywa o godzinie 19, odgrzewamy jej te śmieszne słoiczki, które leżą w lodówce organizacji. Najbardziej przepada za tymi z groszkiem, marchewką i kurczakiem. Lubi też wypić butelkę ciepłego mleka, wtedy lepiej sypia. Do kąpieli dwie kaczuszki i jedna foczka, ta różowa, nie mylić ze słoniem. Śpi z żyrafą Gertrudą. Czasem zdarza jej się narobić jeszcze w pieluszkę, więc uwaga. Gdy siku, nadmuchuje poliki, gdy kupka, zaczyna płakać. Lubi wspinać się na parapety, uwaga. No i tłucze naczynia, tak więc powodzenia. – Gdy chłopak zakończył swój ojcowski wywód, chwycił mnie niespodziewanie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia. Spojrzałam bezradnie na Amy.
                – Przepraszam – szepnęłam.
                – W porządku – odszepnęła Amy, puszczając mi oczko. – Upojnej nocy – zachichotała na koniec.
                10 minut później znaleźliśmy się w cichym i pustym domu. Nathiel nawet nie dał mi posprzątać. Rzucił zakupy na blat kuchenny wraz z dziecięcymi bucikami, wyjął z reklamówki wino, a potem pociągnął mnie za rękę do sypialni. Już wtedy wiedziałam, że nie będę mogła protestować. Sama zgodziłam się na spędzenie czasu z Nathielem na osobności. 
                Nie spodziewałam się takiej gwałtowności, jaką mnie obdarzył. Niespodziewanie przyparł mnie do ściany. Ręce ułożył obok mojej głowy. Wesołe iskierki lśniły mu w oczach. Uśmiechał się jak rasowy gwałciciel, który zaraz dobierze się do swojej ofiary. Oczywiście zaczął od niewinnego pocałunku.
                – Dziś mi nie uciekniesz – szepnął do ucha, dobierając się do ramiączka mojej koszulki. – I nie ma że głowa boli.

2 komentarze:

  1. Jakby nie było, mnie się rozdział podobał. Jeszcze chwila wytchnienia im się przyda zwłaszcza, że Laura i Nathiel mają jeden rok w plecy. Tego nie da się odwrócić. Aura to mały diabeł, ale uroczy diabeł. Zastanawiają mnie te karty Mad. Kilka rzeczy już z nich wyszło, co znaczy reszta? I tylko Sorathiel, weź się człowieku ogarnij, co? Pozłościliśmy się, pozłościliśmy, ale czas ruszyć dalej i żyć. Niektórych rzeczy się nie odkręci.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć :)
    Aren ma sposób na Mad i wprawianie jej w zakłopotanie przy innych. Wciąż mnie to bawi :D
    No, no, no. Opisy kąpieli są świetne :D W ogóle widać, jak bardzo Nathiel zaangażowany jest w wychowanie córki. To mi się podoba, do jego głupoty po dwóch latach zdołałam przywyknąć xD
    Oho, czas dla Lauriel :D Strasznie mi się podoba ten wątek, więc i cały rozdział przypadł mi do gustu.
    Tylko to zachowanie Sorathiela wciąż drażni.

    Czekam na nn ^^
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń