Rozdział luźny, jak większość ostatnich. To taki delikatny wstęp do gorszych dziejów. Skończy się sielanka i zacznie dramat >D. Wakacje, wakacje, wakacje! Obiecałam sobie, że skończę podczas nich drugi tom WCN i zacznę rozpiskę do trzeciego. Ostatnio myślałam co by to było, gdybym skończyła WCN. Matko, to by było trochę dziwne, ale nie można wiecznie stać w miejscu. Już tak bardzo nie przykładam się do tego opowiadania. Jest po prostu luźnym odejściem od innej twórczości. Mimo tego - kocham wszystkich bohaterów!
Będzie trochę la bonne fee, ale rozdział w największej mierze poświęcony jest Laurielowi <3. Niech w końcu trochę poromansują. Miłych wakacji!
PS. Tak to jest jak poprawia się rozdział dzień wcześniej, a potem w niedzielę się zapomina, że miało się go wstawić >D!
Będzie trochę la bonne fee, ale rozdział w największej mierze poświęcony jest Laurielowi <3. Niech w końcu trochę poromansują. Miłych wakacji!
PS. Tak to jest jak poprawia się rozdział dzień wcześniej, a potem w niedzielę się zapomina, że miało się go wstawić >D!
***
– Gratuluje awansu, kapitanie!
Madlene złożyła na poliku Arena szybkiego
całusa, a potem powróciła do grzebania w kartach. Chłopak patrzył na to z góry
pobłażliwie.
– Dzięki – odpowiedział krótko i
wsparł się o stół tak, żeby jego dziewczyna nie mogła wyjąć spod jego dłoni najważniejszej karty. Spojrzała na niego z wyrzutem, ale niczego nie
powiedziała. – Znowu to wasze czarodziejskie wróżenie? – spytał, unosząc brew do
góry.
– Bo to już obsesja –
stwierdziła spokojna jak zawsze herbaciana wiedźma, unosząc filiżankę do ust. –
Twierdzi, że ostatnio widzi w kartach coś dziwnego.
– Bo tak jest. – Madlene
zmarszczyła czoło. – Aren, weź tą rękę. – Z niezadowoloną miną trzepnęła go w
dłoń. – Chodzi o to, że nie mogę połączyć w całość tego, co widzę. A widzę
demony, to na pewno. Jest też galeria handlowa. – Czarodziejka przesunęła jedną
z kart do zgrabnie ułożonego rzędu i zmarszczyła czoło. – Jakiś pistolet, dużo
rannych, śmierć i… nic poza tym. – Westchnęła i wzruszyła bezradnie ramionami.
– A co do Nathiela i Laury, widzę coś,
co przypomina zły urok, klątwę. Nie wiem o co chodzi.
– Może wiedźmy maczały w tym
palce – mruknęła od niechcenia Alex, wspierając się na dłoni. – A co do galerii
handlowej, to wcale bym się nie zdziwiła, gdyby demony zaatakowały sklep z
zabawkami. Masz tu nawet rozwiązanie dla tajemniczego pistoletu. Ukradną go,
napełnią wodą i zrobią napad na bank. Albo na nas – mówiąc to, wzruszyła
obojętnie ramionami. Nigdy nie wierzyła kartom. Owszem, większość wróżb
się sprawdzała, ale nie każda. Można je było interpretować na różne sposoby i
nie zawsze właściwie. Madlene miała w tym wprawę, ale popełniała błędy jak każdy, tym bardziej, że była dosyć roztrzepanym typem osobowości. Gdy były małe,
wywróżyła im, że nie powinny wychodzić z domu, bo będzie padał krwisty deszcz
wymieszany z kwasem. Ich krwistym deszczem okazał się keczup, który otwierała
mała Patricia. Wszystkie były zostały nim umazane. Kwasu żadnego nie było, ale Madlene
dostała alergicznych plam po kąpieli w pomidorach. Może dlatego tak bardzo ich
nienawidziła?
– Ponosi cię fantazja, Alex –
powiedziała nachmurzona Mad. – To naprawdę poważna sprawa. Czuję, że może stać
się coś naprawdę złego. Głupie karty – warknęła i uderzyła pięścią w stół. W
jej oczach pojawiły się łzy bezradności.
– Okres czy ciąża? – spytała z
ironią płomienna wiedźma.
– Żadnej ciąży! – pisnęła jej
przyjaciółka.
– Fakt. Wtedy nie mogłybyśmy z
tobą przebywać, bo zniszczyłabyś nas swoimi humorami.
– Jesteś wredna, Alex – jęknęła
Mad.
– Ponoć byłam wredna już w
brzuchu matki. – Czarodziejka wzruszyła obojętnie ramionami. – Taka moja
natura. Ktoś musi.
Aren uśmiechnął się pod nosem i
usiadł przy stole. Podbródek wsparł na złączonych ze sobą dłoniach.
– To nawet interesujące, że
każda z was ma zupełnie inny charakter – odezwał się.
– Więc jakbyś miał nas określić
jednym słowem, jakie byłoby to słowo? – spytała ciekawsko Mad.
– Rozsądna Martha, wybuchowa
Alex, spokojna Patricia, roztrzepana Mad.
– Ej, czemu ja mam najgorsze
określenie? I dlaczego wszyscy uważają, że jestem roztrzepana? – jęknęła
śpiewająca czarodziejka.
– Może dlatego, że dzisiaj, gdy
wstawałaś i szłaś do łazienki, sama walnęłaś się drzwiami w łeb – mruknęła Alex
od niechcenia.
– Albo zaliczyłaś za jednym
razem stół, krzesło i wywaliłaś się w progu pokoju – dodała spokojnie Martha,
przyglądając się pustej zawartości kubka z fusami. Pstryknęła palcami i w
powietrzu pojawiła się nowa porcja wrzącej wody w dzbanku.
– Założyłaś majtki na lewą
stronę – zakończył Aren.
Wszystkie czarodziejki spojrzały
na niego milcząco. Martha uniosła brew do góry, Alex zmrużyła podejrzliwie
oczy, a Madlene rozdziawiła buzię i zarumieniła się soczyście. Przez dłuższa
chwilę w kuchni panowała cisza. Aren jak zawsze zakończył temat w sposób
dobitny. Zdążył się nauczyć jak uciszyć czarodziejki i zmienić niechciany czy niepotrzebny
jego zdaniem temat.
– Mam dosyć – jęknęła Mad i
podniosła się z krzesła. Zazwyczaj brała ze sobą karty, ale tym razem zostawiła
je na stole. Załamana wyruszyła do pokoju. Aren tylko wzruszył ramionami i poszedł za
nią.
– Co to było? Milcząca zgoda na
to, żeby Aren zmienił jej majtki na właściwą stronę? – spytała pod nosem Alex.
– Skończmy ten temat – westchnęła Martha. – A
najlepiej to chodźmy do domu. Mam za dobry słuch.
***
Chlap, chlap, śmiech,
gaworzenie, westchnięcie. Cierpliwy demoniczny ojciec mył swoją córkę w
brodziku. Takie kąpiele dostarczały Aurze mnóstwo radości, po nich nie
musieliśmy się martwić, że nie zaśnie – zazwyczaj padała jak martwa i spała do samego rana. Jedyną wadą kąpieli Aury było to, że musieliśmy sprzątać. Przepraszam, ja musiałam. Nathiel udawał, że nie
widzi litrów wody na kafelkach i porozrzucanych po całej łazience gumowych
zabawek, którymi Aura rzucała do celu – raz znalazłam jedną w ubikacji, innym
razem w koszu na pranie. Jej ojciec nigdy nie odkładał rzeczy na miejsce. Nawet
ciuszki dwulatki rzucał na kafelki, gdzie mokły pod drobnymi stópkami,
wychodzącymi niesfornie z brodzika, gdy ojciec szedł do pokoju po ręcznik, bo
oczywiście zawsze o nim zapominał. Kąpiel była zdecydowanie bardziej
uporządkowana, gdy to ja siedziałam z Aurą w łazience. Ze mną nawet tak bardzo
nie szalała. To przy Nathielu wstępował w nią prawdziwy, cienisty demon.
– Aura, ale ja jestem czysty
– westchnął ojciec, obserwując jak córka nabiera wodę w drobne rączki i ze
śmiechem w ustach polewa go nią po włosach. Kiedy ona bawiła się wodą, on
szorował jej blade, dziecięce ciałko różową gąbeczką w kształcie słonika. Gdy
byliśmy w supermarkecie to była pierwsza na którą zwróciła uwagę. Zdziwiłam
się, że nie chciała czarnego nietoperza, który stał obok. Może jeszcze nie jest
tak spaczona pod względem kolorów jak reszta demonów?
Stanęłam w drzwiach i oparłam
się o framugę.
– Chyba nie musisz już dziś brać
kąpieli, Nathiel – powiedziałam z uśmiechem.
– Bardzo śmieszne. – Auvrey
spojrzał na mnie przez ramię i odwzajemnił mój ironiczny uśmiech. Gdy już umył w całości swoją córkę, zaczął spłukiwać z niej pianę.
Aura nie lubiła tego momentu kąpieli. Zawsze siedziała obrażona ze
ściągniętymi, czarnymi brewkami i patrzyła się na swojego ojca, jakby chciała
go zabić samym wzrokiem. Wiedziała, że słuchawka od prysznica oznaczała koniec
wodnych zabaw, które tak kochała. Niby była obrażona, a jednak zawsze ziewała
zmęczona zabawą i na koniec wyciągała drobne łapki do ojca, żeby otulił ją
wreszcie jej ulubionym, puchatym ręcznikiem. Nieraz bywało, że usypiała od razu
w jego ramionach. Tak było i tym razem. Aura usypiała już w brodziku. Oczka
jej się zamykało, a ciałko kiwało na prawo i lewo, jakby zaraz miało
stracić równowagę. Na szczęście w pobliżu był troskliwy ojciec, który
przytrzymał swoją córkę, nim upadła.
– Czemu jest grzeczna tylko,
kiedy śpi? – spytał nachmurzony Nathiel, owijając córkę w ręcznik.
– Każde dziecko tak ma, Nathiel
– powiedziałam.
Przepuściłam Auvreya w drzwiach, a sama zabrałam się za sprzątanie łazienki. Zabawki do koszyka, ciuszki do prania, mop w ruch. Na szczęście nie trwało to zbyt długo. Gdy wykonałam wszystko, co powinnam, po cichu, na paluszkach, weszłam do pokoju dziecięcego. Z ramek na komodzie uśmiechała się do mnie trójka członków rodziny Auvrey: Nathiel z wielkim wyszczerzem na twarzy i gołą piersią, Aura ze sztucznym wężem w ręku, uśmiechnięta od ucha do ucha i ja w białej sukience tuż obok mojej małej rodziny. Byliśmy wtedy nad jeziorem, siedzieliśmy na kocu. Zdjęcie robiła nam Amy, nasza główna pani fotograf, bez której pewnie nie mielibyśmy żadnych pamiątek. Zawsze gdy patrzę na tą ramkę, robi mi się cieplej na sercu.
Przepuściłam Auvreya w drzwiach, a sama zabrałam się za sprzątanie łazienki. Zabawki do koszyka, ciuszki do prania, mop w ruch. Na szczęście nie trwało to zbyt długo. Gdy wykonałam wszystko, co powinnam, po cichu, na paluszkach, weszłam do pokoju dziecięcego. Z ramek na komodzie uśmiechała się do mnie trójka członków rodziny Auvrey: Nathiel z wielkim wyszczerzem na twarzy i gołą piersią, Aura ze sztucznym wężem w ręku, uśmiechnięta od ucha do ucha i ja w białej sukience tuż obok mojej małej rodziny. Byliśmy wtedy nad jeziorem, siedzieliśmy na kocu. Zdjęcie robiła nam Amy, nasza główna pani fotograf, bez której pewnie nie mielibyśmy żadnych pamiątek. Zawsze gdy patrzę na tą ramkę, robi mi się cieplej na sercu.
– Wspomnienia? – spytał szeptem
Auvrey. Siedział przy łóżku śpiącej Aury i gładził ją po czarnych, niesfornych
włoskach. Nasza córka spała w najlepsze. Myślę, że nawet odgłosy wybuchu nie
wybudziłyby jej ze snu.
– Po prostu lubię to zdjęcie –
stwierdziłam.
– Fajnie wtedy było.
– No, nie wiem. Zobaczyłeś demona, który opalał się w otoczeniu kobiet w bikini i zacząłeś go gonić po
całym parku. Przez ciebie wyrzucili nas stamtąd – powiedziałam i uśmiechnęłam
się wrednie w jego stronę.
– Ja zawsze wolę pamiętać te
pozytywne rzeczy – zachichotał. Jego oczy zabłyszczały łobuzersko. – Prawie cię
przeleciałem na wydmach.
Przewróciłam oczami.
– Nie prawie – mruknęłam
niepocieszona, zakładając ręce na piersi. – Po pierwsze to było miejsce
publiczne, po drugie Aura bawiła się z psem w pobliżu. Tylko mnie całowałeś. Za
dużo wypiłeś, dlatego fantazjowałeś.
– No, tak. Oczami wyobraźni
widziałem cię nagą skąpaną w jeziorze. Tylko my i nikt więcej – powiedział z
wrednym uśmiechem. Próbował mnie zawstydzić i doskonale o tym wiedziałam. Mimo,
że miałam już swoje lata i byłam mężatką, sprawy intymne wciąż były dla mnie
ciężkie do przejścia. Auvrey lubił zwać to wrodzoną nieśmiałością, Amy
dziecinnością, ja nie chciałam tego nazywać. Nie każdy musiał być otwarty na
doznania seksualne i rozmowę o nich. Nie byłam w tych tematach ani bezwstydnym
Nathielem, ani otwartą Amy.
Postanowiłam, że przemilczę
dzienną porcję fantazji demona.
– Wiesz, powinniśmy podrzucić
Aurę przyszłemu państwu Blythe – zaironizował. – Tak na dwa dni. Sorath
powinien się przyzwyczaić, że niedługo będzie mu tuptało obok takie małe,
wredne coś, a my trochę wypoczniemy.
– To nie jest zły pomysł –
westchnęłam. – Obydwoje potrzebujemy odpoczynku od Aury. Odpoczynek od demonów
też by się przydał. Nie mamy życia. Ciągle obracamy się w tym samym, jak na
karuzeli.
Usiadłam na łóżku obok Nathiela.
Niedawno sprzedaliśmy dziecięce łóżeczko Aury i kupiliśmy jej nowe, bez
szczebelków. Chyba jej się spodobało, bo przez pierwsze dni wykorzystywała
fakt, że mogła bez problemu wyskoczyć z łóżka i pobiec do naszego pokoju, gdzie
rozdzielała nas dziecięcym, drobnym ciałkiem. Już dawno nie pamiętam, żebym po
prostu przytuliła się do piersi Nathiela i zasnęła wtulona w nią. My naprawdę
rozpaczliwie potrzebowaliśmy odpoczynku. Dlaczego dopiero teraz zdałam sobie z
tego sprawę?
Młody Auvrey przyciągnął mnie do
siebie i objął ramieniem.
– Przejmujesz się czymś
ostatnio, prawda? – spytał, unosząc brew do góry. Odgarnął mi kosmyk włosów z
polika i spojrzał prosto w oczy. Czasem wydawał się być głupi, ale jak nikt
potrafił rozczytać wszystkie moje obawy.
– Grupami w Nox – westchnęłam i
oparłam się o jego ramię. – Nie sądzę, żebym się do tego nadawała. Danie pod
moje skrzydła całkiem nowych członków nie jest dobrym pomysłem.
– A ja sądzę, że jest. – Chłopak
wzruszył ramionami. – Sam byłem za tym, żebyś w końcu dostała jakąś porządną
rolę w Nox. Do tej pory byłaś spychana gdzieś na koniec.
– Nie przeszkadzało mi to. Nie
jestem zbyt dobrą łowczynią. To ty, Sorathiel, Ethan i Aren wiedziecie trym w
organizacji.
Nathiel zaczął bawić się
kosmykiem moich włosów. Nawijał go na palec i rozwijał, jakby znalazł sobie
nową, ciekawą zabawkę. Wydawał się być zamyślony.
– To nie tak, że jesteś w czymś
zła. W sumie nie ma rzeczy w której byłabyś kiepska – stwierdził z
rozbawieniem. – To ja zawsze walczyłem z tym, żebyś nie dostawała ciężkich
misji.
– A więc co się stało, że byłeś
za tym, abym prowadziła jakąś grupę? – Uniosłam do góry brew. Pierwszy raz w
życiu nie rozumiałam postępowania i zmiany w Nathielu. Skoro celowo odpychał
mnie od trudnych zadań, walcząc z Sorathielem o inny przydział, to dlaczego
nagle tak bardzo nalegał na to, bym również została jednym z przywódców Nox?
– Bo wiesz – zaczął chłopak. –
Teraz jesteś panią Auvrey, więc możesz więcej – zachichotał.
Przewróciłam oczami.
– Pytam poważnie.
Nie patrzył mi w oczy. Z
uśmiechem zerkał na komodę, gdzie stała ramka ze zdjęciem. Jedyna jaką
posiadaliśmy zresztą. Ostatnio Aura próbowała po nią sięgnąć. Stwierdziła, że tata,
mama i Aura są tylko jedni. Nie może być ich gdzie indziej. To muszą być
potwory, które wkradają się do jej łóżka nocą! Dlatego zawsze biegnie do
właściwych rodziców, żeby jej nie zaczepiały. Cała Aura.
– Przecież codziennie chodzę z
tobą na misje – stwierdził. – Świetnie sobie radzisz. Po prostu zbyt krytycznie
na siebie patrzysz. Perfekcjonistka – prychnął, ale zachichotał.
– Ktoś musi w tym domu być
perfekcjonistą, ty z pewnością nie zaliczasz się do ich grona – powiedziałam z
uśmiechem. Chłopak wzruszył ramionami.
– Nie muszę być perfekcjonistą.
Jestem perfekcyjny sam w sobie – stwierdził seksownym głosem, nachylając się
tuż nad moją twarzą. Palcem wskazującym uniósł mój podbródek do góry.
– Wielkie ego pana Auvreya
wróciło – zaironizowałam.
– Bo wielkie ego pana Auvreya
ciągnie do ego pani Auvrey – zachichotał i pocałował mnie w usta. Odsunęłam
jego twarz z wrednym uśmiechem.
– Ego pani Auvrey idzie położyć
się do łóżka, bo jest zmęczone.
Gdy ja podniosłam się z łóżka,
Nathiel spojrzał na mnie niezadowolony. Myślał, że dziś zarwie? Niedoczekanie.
Dzisiaj odbyliśmy aż dwie misje w Nox. Wczesnym porankiem i po południu. Od
południa Nathiel bawił się z Aurą, a ja zajmowałam się domem. Byliśmy na nogach
aż do teraz.
Kiedyś usłyszałam stwierdzenie,
że kiedy pojawia się dziecko, matka przestaje nawet pamiętać co to takiego czas
wolny. Mając tak energiczną córkę jaką mam, muszę przyznać tym kobietom rację.
Tylko Amy ratuje mnie czasem od zwariowania, z drugiej strony czy wypełnianie
misji w Nox jest odpoczynkiem? Powiedziałabym, że jeszcze większym trudem
życia, ale przecież nikt nie kazał mi być łowczynią. Zostałam nią z własnego
wyboru.
W towarzystwie obrażonego Nathiela
ruszyłam do sypialni. Była dopiero godzina 21. Już od dwóch godzin kręciłam się
po domu w piżamie. Wiedziałam, że szybko usnę, dlatego nie traciłam nocnego
czasu na głupoty.
– No, weź – jęknął Nathiel do
moich pleców. – Demon też potrzebuje się zrelaksować.
– A pół demon potrzebuje snu –
westchnęłam. – Możesz sobie sprawić przyjemność na masę innych sposobów.
– Ale że ręką? Wyrosłem z tego.
Tylko dzieciaki trzepią sobie przy pornolach!
– Nathiel – mruknęłam
niezadowolona i przewróciłam oczami.
– Dziwek też nie sprowadzę, bo
drogie!
– Nathiel. – Tym razem mój głos
zabrzmiał ostrzej.
– Sąsiadkę? Fajną ma dupę, ale
obawiam się, że nie zmieściłaby się w drzwiach.
Padłam twarzą na łóżko i
rozłożyłam ręce w bok. Miałam dosyć jego gadania. Kołdra wyglądała teraz na o
wiele bardziej zachęcającą niż Auvrey paradujący bez koszulki. Zdążyłam się już
przyzwyczaić do jego nagiej piersi, a on cały czas żył w przeświadczeni, że
onieśmiela mnie to jak wtedy, gdy byłam nastolatką. Wiele rzeczy zmieniło się od
tamtej pory. Miałam wrażenie, że Nathiel wciąż jedną nogą tkwił w 17-letnim,
beztroskim życiu.
Ledwo przewróciłam się na plecy,
a już dzika bestia nachylała się nade mną z seksownym uśmiechem na twarzy.
Podziwiałam go za to, że nigdy się nie poddawał, ale w tej sytuacji wolałabym,
aby to zrobił. Był jak dziecko. Nie dawał mi spać, kiedy naprawdę tego
chciałam, na rzecz własnych, egoistycznych zachcianek.
– Jutro – wyrzucił z siebie, nie
spuszczając szmaragdowych oczu z mojej twarzy. Nachylił się nade mną tak
blisko, że stykał się ze mną czołem. Czułam jego chłodny, miętowy oddech. Zapewne żuł przed chwilą gumę. To dlatego, że chciał się do mnie dobrać?
– Nie wiem – burknęłam
nachmurzona, odwracając wzrok w drugą stronę. Powoli zaczynał mnie irytować
swoim zachowaniem. Niewyspana Laura to zła Laura.
– Jutro podrzucimy Aurę
Sorathielowi i Amy. Na dwa dni – zakończył swoją myśl. Spojrzałam na niego
niepewnie. Wydawał się być poważny. – Wtedy będziemy leżeć w łóżku w piżamach
do późna, opieprzać się, pić wino, rozmawiać, tulić się i inne takie. Od Nox
też bierzemy wolne. No, chyba, że będzie jakiś nagły przypadek.
Początkowo nie wiedziałam czy to
dobry pomysł. Po pierwsze Aura dałaby nieźle popalić Sorathielowi i Amy, po
drugie Amy była w ciąży i ostatnio czuła się naprawdę źle, po trzecie obydwoje
wciąż żyli w niezgodzie i milczeniu, po czwarte brak nas na misji trochę by
utrudnił życie Nox, po piąte… tak, potrzebowaliśmy odpoczynku.
Westchnęłam i kiwnęłam głową.
– Dobrze – stwierdziłam. – Ale
najpierw spytamy o zdanie Amy i Sorathiela.
Nathiel rzucił się na łóżko obok
mnie. Ręce podłożył pod głowę, nogi skrzyżował.
– Nie pytajmy. Przyda im się
taki mały szok w postaci dziecka. Przygotują się i w ogóle, zobaczą jak to
jest. Przy okazji może Sorath przestanie milczeć jak baba, w końcu sam zrobił
sobie bachora – mruknął, wzruszając ramionami.
Rzadko popierałam zdanie
Auvreya, a jednak. Uważam, że jego przyjaciel nie zachowywał się zbyt dobrze w
stosunku co do Amy. To zadziwiające, że po latach w perfekcyjnym,
rozsądnym chłopaku byliśmy w stanie dostrzec coś, co nam nie odpowiada. Nawet
Nathiel zareagował lepiej na wieść, że jestem w ciąży, dla Sorathiela to jak
koniec świata. Czy naprawdę tak bardzo bał się o przyszłość swojej rodziny z
powodu demonów? A może powód był jakiś inny, bardziej płytki? Może choć raz
myślał jak typowy egoista? Może nienawidził dzieci? Na dobrą sprawę nie
widziałam, żeby kiedykolwiek bawił się z Aurą dłużej niż 5 minut. Zaraz
pochłaniały go inne rzeczy, a nasza córka nie lubiła nudziarzy.
– Martwię się tylko o Amy –
mruknęłam niezadowolona. – Źle się ostatnio czuje. Nie chce jej narzucać Aury,
przecież wiesz jaka jest męcząca. Nie da jej spokoju.
– W takim razie szepnę jej kilka
słów, żeby uczepiła się Soratha. Powiem jej, że w nagrodę dostanie worek
słodyczy czy coś. – Nathiel zachichotał, a ja przewróciłam oczami. Auvrey i
jego nietuzinkowe pomysły.
Przewróciłam się na lewy
bok i poprawiłam poduszkę. Teraz
spoglądaliśmy sobie w oczy.
– Więc jesteśmy umówieni? –
spytał, unosząc brew do góry w ten swój uwodzicielski, niepodrabialny sposób. –
Nie, żebym chciał cię przelecieć – mówiąc to, przyciągnął do siebie ręce w
obronnym geście.
– W ogóle – prychnęłam, ale nie
mogłam powstrzymać się od uśmiechu. Tyle, że w mniemaniu Nathiela prezentował
sobą zupełnie coś innego niż po prostu rozbawienie. Mój uśmiech zachęcił go do
działania. Przybrał najbardziej niewinną ze wszystkich swoich min i przybliżył
się do mnie. Niby bez celu przejechał palcem po moich ustach, a jednak – to
było tylko przygotowanie do pocałunków, upewnienie się, że go nie odepchnę.
Niech mu będzie.
Westchnęłam tak, aby tego nie usłyszał i przymknęłam zachęcająco oczy. Nie czekałam długo – spragnione czułości i namiętności usta demona, dobrały się do mnie jak wygłodniała hiena. Czułam, jakbym miała zostać pochłonięta w całości. Skąd u mnie takie rozbawienie?
Westchnęłam tak, aby tego nie usłyszał i przymknęłam zachęcająco oczy. Nie czekałam długo – spragnione czułości i namiętności usta demona, dobrały się do mnie jak wygłodniała hiena. Czułam, jakbym miała zostać pochłonięta w całości. Skąd u mnie takie rozbawienie?
– Z czego się śmiejesz? – spytał
uwodzicielskim szeptem Nathiel, wkładając rękę pod moją piżamę od strony
pleców. Poczułam gęsią skórkę. Jego palce dziwnie na mnie działały. Nie mogłam
przestać się śmiać. Zupełnie, jakby opanował mnie znany z auvreyowych
przypadków stan głupawki.
Tym razem Nathiel skutecznie
zatkał mi usta swoim pocałunkiem. Miałam wrażenie, że w tej gwałtowności kryła
się tęsknota. Kiedy ostatnim razem mieliśmy dla siebie chwilę spokoju? Aura
zawsze stała na straży naszej moralności. Nie daj Boże dostałam jednego całusa
w policzek od jej ojca, a już patrzyła na nas krzywo i z zazdrością. Choć na
krótką chwilę mogliśmy utonąć w zapomnieniu. Na chwilę to zresztą bardzo dobre
określenie.
– Tataaaaa!
Rozpaczliwy głosik wdarł się do
naszych głów. Zgodnie westchnęliśmy. Oto nadchodziła kolejna noc spędzona z
Aurą w łóżku. Nasza mała przeszkoda w małżeńskim pożyciu.
***
Rozpoczął się nasz wolny dzień.
Podczas gdy wczesnym południem Nox odbywało misję, my mogliśmy pójść w spokoju
na zakupy. Aura była jeszcze z nami, zamierzaliśmy oddać ją Sorathielowi i Amy
pod opiekę dopiero, gdy wyjdziemy z nowej galerii handlowej. Musiałam kupić Aurze
buty, a ojciec w zamian za bycie grzeczną i za szczególne zainteresowanie się
Sorathielem, gdy będzie już w organizacji, obiecał córce kupić fajną
zabawkę. Kiedy Aura coś chciała, potrafiła być aniołkiem. W tej kwestii
przypominała Nathiela. On również był dzisiaj nieziemsko grzeczny. Chyba nie
chciał, żebym mu cokolwiek zarzuciła, gdy będziemy już sami.
Małe ¾ demona siedziało
grzecznie u taty na ramionach i trzymało się kurczowo jego głowy. Nóżki były
podtrzymywane przez Nathiela. To już ten czas, kiedy próbowaliśmy odzwyczaić
Aurę od wózka. Zadziwiające było to, jak bardzo łatwo było ją odzwyczaić od
wszystkiego. Pieluszki? W porządku. Smoczek? W porządku. Butelka? W porządku.
Łóżeczko? Nie ma sprawy! Wózek? Jak najbardziej, ramiona taty lepsze, z nich
zobaczy cały świat! Wielu rodziców mogłoby nam pozazdrościć łatwości we
wprowadzanych zmianach. Aura nie bała się żadnych nowości.
– Iha, tata! – krzyknął mały
demon, zanosząc się swoim przedziwnym, diabelskim śmiechem. Gdy Aura się
śmiała, ludzie zawsze oglądali się do tyłu. Żadne dziecko nie śmiało się tak
jak ona. Diabelsko, wrednie i donośnie. A przecież nie zawsze miała złe
intencje.
Czarne włosy Nathiela zostały
pociągnięte niczym lejce od konia. Dziwiłam się, że w ogóle go to nie ruszyło.
Wciąż uśmiechał się wesoło, niezrażony zachowaniem córki.
– Nie jestem koniem, Aura –
stwierdził spokojnie, ściągając jej drobne łapki ze swoich włosów.
– Pieś? – spytała nachmurzona
dziewczynka.
– A czy robię hau hau? –
zachichotał.
– Tata lobi au au!
– A może miau?
– Miau mama lobi!
Obydwoje Auvreye spojrzeli na
mnie wyczekująco. Uniosłam tylko brew do góry. Zdecydowanie nie sprawdzałam się
w roli kota. Nie zamierzałam miauczeć. Nikt
mnie do tego nie zmusi.
– Mam coś dla was – mruknęłam.
Znałam sposób na córkę i męża.
Nim zdążyli zaprotestować,
podeszłam do budki z lodami. Nathielowi wybrałam trzygałkowe – miętowe z
kawałkami czekolady, czekoladowe i waniliowe, a Aurze jej ulubione –
truskawkowe. Obydwoje cieszyli się jak dzieci, z tym, że Aura wciąż była mała,
Nathiel niekoniecznie. Temat miauczenia, kotków i piesków został zapomniany.
Byłam wolna od wydawania z siebie dziwnych dźwięków na mieście.
Uśmiechnęłam się do siebie z
nutką triumfu. Świętowałam wewnątrz siebie swoje własne, małe zwycięstwo. Przez
chwilę miałam wrażenie, że moja dusza chichocze się łobuzersko, ale szybko
okazało się, że to ktoś inny – osoba, która przechodziła obok. Co dziwne, przed
oczami mignęły mi pastelowo-różowe włosy. Nozdrza wyczuły mocny, kwiatowy
zapach. Wstrzymałam dech, jednak gdy stanęłam na środku zatłoczonego chodnika i
oglądnęłam się w tył, nie dostrzegłam niczego podejrzanego. To nie pierwszy raz,
kiedy mam przed oczami włosy Sapphire. Nikt mi nie wmówi, że to przywidzenie.
Ona chciała, żebym ją widziała. Chciała wzbudzić we mnie strach, niepokój,
obawę o to, że coś się wokół nas będzie działo. Nie chciałam niepokoić
Nathiela, który zajadał się z córką lodami. Znając go, zacząłby wrzeszczeć i
przedzierać się przez ludzi z nożem, szukając denerwującej, nastoletniej
członkini departamentu. Po prostu będę bardziej czujna.
Skręciliśmy w prawą uliczkę,
która prowadziła nas prosto do galerii handlowej. Jej szklane szyby błyszczały
w słońcu jak diament. Wielki napis złożony z drukowanych liter głosił: Arcadia.
Osobiście nie znosiłam zakupów, ale
niestety jako gospodyni domowa, żona i matka musiałam je robić i to prawie
codziennie. Na szczęście nie zajmowało mi to dużo czasu. Jak już wchodziłam do
sklepu, brałam co musiałam i wychodziłam. Zdecydowanie nie byłam w tej kwestii
Nathielem, który brał miliony niepotrzebnych rzeczy i nie przejmował się
wydawanymi pieniędzmi. Na szczęście po ślubie to ja zaczęłam zajmować się
naszym majątkiem. Pieniądze z misji bardzo nam pomagały, szczególnie,
że Nathiel do tej pory nie znalazł stałej pracy – chwytał się tych mało
znaczących i krótkotrwałych, bez umów. Rozdawanie ulotek, układanie czegoś nocą
w sklepie, rozładowywanie rzeczy do magazynu, stróżowanie nocne i inne. Był też
spory majątek po Hughu – na szczęście Nathiel nie zdołał wydać go w całości.
Dzięki niemu żyliśmy po ludzku i póki co nie przejmowaliśmy się finansami.
Wiedziałam jednak, że gdy Aura podrośnie, będę musiała znaleźć pracę dla
siebie. Studiów już raczej nie skończę, ale to nic. Ważniejsza jest mądrość,
którą posiadam w głowie, nie ta wyuczona na potrzeby uniwersyteckie. Niektóre
marzenia po prostu trzeba odłożyć na bok na rzecz ważniejszych spraw.
– Hej – usłyszałam obok głowy.
Obróciłam się niechętnie w stronę skąd dochodził głos. Była to podejrzanie
ciemna uliczka. Stał tam czarnoskóry mężczyzna, którego ledwo dostrzegłam przez
panującą tam ciemność. Widziałam tylko białka jego oczu i parujący w górze dym.
Płaszcz detektywa podchodził pod kolor jego skóry, gdzieś w oddali migały mi
jego białe adidasy, niepasujące do całości. Chciałam zignorować podejrzanego
typa, w tym celu odwróciłam głowę i ruszyłam przed siebie, ale oczywiście
Nathiel musiał być inny. Pomyślał, że to demon czy jak?
– E, co tam robisz? – spytał,
mrużąc groźnie oczy. – I dlaczego zaczepiasz moją żonę?
Nathiel opuścił Aurę na dół, bo
zaczęła się wyrywać. Nie chciałam jej zgubić, dlatego patrzyłam gdzie biegnie. Na
szczęście chodziło jej tylko o wielką maskotkę stojącą przed galerią handlową.
Człowiek przebrany za słonia roznosił balony i ulotki. Z uśmiechem
przypatrywałam się jak tuli słonia do siebie, a potem dostaje balonika.
Słyszałam, że Nathiel rozmawia z podejrzanym mężczyzną, ale nie skupiłam się
zbytnio na ich rozmowie. Usłyszałam tylko coś o pistolecie. A może miałam
przesłyszenia? Nie chciałam to wnikać. Auvrey poradzi sobie, kimkolwiek
mężczyzna jest, a wątpiłam szczerze w to, że będzie chciał go zabić w biały
dzień. Ruszyłam za Aurą, nie oglądając się na Nathiela. Moja córka podbiegła do
mnie z radosną miną i pomachała różowym balonem w górze.
– Pać, ma! – krzyknęła.
– Widzę – odpowiedziałam,
klękając przy niej. Odgarnęłam jej poskręcane włoski z czoła.
– Dzie tata? – spytała niepewnie
Aura. Rozglądała się na wszystkie boki pragnąc odszukać pierwszą, ojcowską
miłość swojego życia. Chwyciłam ją za rączkę, żeby nie uciekła i nie zniknęła
mi w tych potężnych tłumach ludzi. Jeżeli wciąż kręci się tu Sapphire, mogła jej
zrobić krzywdę. Może teraz ja zachowywałam się jak przewrażliwiona matka, ale
jak mogłam zachowywać się, kiedy straciłam już z oczu jedno dziecko po którym
nie ma nawet śladu?
Aura wydawała się być
niezadowolona, ale stała grzecznie w miejscu. Dopiero po kilku dobrych minutach
z tłumów wynurzył się uśmiechnięty łobuzersko Auvrey. Poprawiał spodnie, klepał
się po kieszeni, oczy świeciły mu w podejrzanie tajemniczy sposób. Chyba nie miał homoseksualnych zapędów?
– A tobie co? – spytałam podejrzliwie,
gdy już do nas dotarł.
– Nic takiego – odparł niewinnie.
Obrażoną Aurę wziął znowu na barana. – Idziemy w końcu do tej galerii? Trzeba
kupić jakieś wino dla nas – zachichotał i mrugnął do mnie uwodzicielsko. – No i
buty dla Aury, no tak, zapomniałem.
– Pamiętasz tylko o swoich przyjemnościach.
– Spojrzałam na niego znacząco. Humor jeszcze bardziej mu się wyostrzył.
Uśmiechał się, jakby wziął jakieś narkotyki od tajemniczego, czarnoskórego
mężczyzny. Miałam nadzieję, że niczego poważnego mu nie zrobił. A jeżeli to
sprawka Sapphire? Nie, to niemożliwe. Nie mogłam być tak bardzo przewrażliwiona.
– Nathiel, co działo się w tej
uliczce? – spytałam z powagą.
– Porozmawiałem trochę z
gościem, samotny był. – Wzruszył obojętnie ramionami. – Wiesz, siedział sobie
tam cały dzień i palił papierosy i wszyscy od niego uciekali. Musiałem go przytulić.
Zmrużyłam podejrzliwie oczy.
Wiedziałam, że mnie kłamie. Po pierwsze mówił głupoty, po drugie nie patrzył mi
w oczy tylko uśmiechał się w przedziwnie niewinny, a zarazem łobuzerski sposób.
Nie chciałam ciągnąć tematu. Jeszcze dowiedziałabym się czegoś dziwnego i co
wtedy? Znając życie, obcy mężczyzna w zaułku naciągnął go na jakiś podejrzany
gadżet. Nie wiem, tanie prezerwatywy, nowy nóż albo jakaś inna głupota.
Naprawdę, nie będę w to wnikać.
– Buciki, tata – upomniała swojego
ojca nachmurzona Aura.
– Tak, tak, już idziemy –
zachichotał Nathiel i ruszył w stronę galerii.
Przez cały nasz pobyt w ogromnym
szklanym budynku, obserwowałam go uważnie, ale nie dostrzegłam niczego
dziwnego. Miałam tylko nadzieję, że nie wkopał się w nic podejrzanego. W końcu
Nathiel to... Nathiel. Nigdy się nie zmieni.
***
Gdy oddawaliśmy Aurę pod opiekę
Sorathiela i Amy, dowiedziałam się, że Nathiel nawet nie dał im znać, że
zamierzamy coś takiego zrobić. Uważałam, że to bardzo niesprawiedliwe w
stosunku co do mojej przyjaciółki, ale Auvrey stwierdził, że przecież lubi Aurę
i bardzo cieszyła się na jej widok. Owszem, nie można było odmówić jej radości,
ale dziś nie wyglądała zbyt dobrze. Była blada, zmęczona i mimo tego, że było
południe chodziła w piżamie. Amy zawsze chodziła w piżamie, gdy czuła się źle
lub po prostu chorowała. Czyżby dziecko aż tak dawało jej popalić? Gdy o to
spytałam nie chciała się przyznać. Mówiła, że wszystko jest w porządku.
Z tego co zdążyłam zauważyć,
dwójka przyszłych rodziców wciąż się ze sobą nie pogodziła. Podczas naszej
krótkiej wizyty nie wymienili ze sobą żadnego słowa, a nawet spojrzenia. Nie
przypominam sobie, aby kiedykolwiek byli na siebie źli tak długo. Obydwoje byli
mało kłótliwymi typami osobowości, które ponad wszystko lubiły zgodę. Jak widać
– każdy ma swój kryzys.
Amy cieszyła się na widok Aury,
a jak zareagował Sorathiel, wyrwany z sideł papierów dotyczących Nox? Po prostu
pogłaskał naszą córkę po głowie i wrócił do roboty. Oczywiście Aura zgodnie z
umową nie dawała mu pracować już od początku. Jak na 2-latkę rozumiała naprawdę
wiele, choć myślę, że uczenie jej intryg od małego nie było dobrym
rozwiązaniem.
– Mój drogi przyjacielu! –
odezwał się Nathiel, rozkładając wtedy ramiona na widok Sorathiela. – Mam dla
ciebie wspaniały prezent! Tą oto damę z dumnej rodziny Auvreyów. Jej rodzice
muszą zrobić coś ważnego, wobec czego biorą wolne i od Nox i od córki. Przyda
ci się przećwiczenie ojcowskiej roli!
Sorathiel nie zdążył nawet
odpowiedzieć. Otworzył tylko usta. Nathiel wepchnął mu się w pierwsze słowo
zdania, którego nawet nie zrozumiałam.
– Tak, wiem, że się cieszycie! –
odezwał się donośnym głosem. – Tu macie cały wór niezbędnych dla Aury rzeczy –
mówiąc to, rzucił duży plecak na sofę. – Ostatni posiłek spożywa o godzinie 19,
odgrzewamy jej te śmieszne słoiczki, które leżą w lodówce organizacji. Najbardziej
przepada za tymi z groszkiem, marchewką i kurczakiem. Lubi też wypić butelkę
ciepłego mleka, wtedy lepiej sypia. Do kąpieli dwie kaczuszki i jedna foczka,
ta różowa, nie mylić ze słoniem. Śpi z żyrafą Gertrudą. Czasem zdarza jej się
narobić jeszcze w pieluszkę, więc uwaga. Gdy siku, nadmuchuje poliki, gdy
kupka, zaczyna płakać. Lubi wspinać się na parapety, uwaga. No i tłucze
naczynia, tak więc powodzenia. – Gdy chłopak zakończył swój ojcowski wywód,
chwycił mnie niespodziewanie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia. Spojrzałam
bezradnie na Amy.
– Przepraszam – szepnęłam.
– W porządku – odszepnęła Amy,
puszczając mi oczko. – Upojnej nocy – zachichotała na koniec.
10 minut później znaleźliśmy się
w cichym i pustym domu. Nathiel nawet nie dał mi posprzątać. Rzucił zakupy na
blat kuchenny wraz z dziecięcymi bucikami, wyjął z reklamówki wino, a potem
pociągnął mnie za rękę do sypialni. Już wtedy wiedziałam, że nie będę mogła
protestować. Sama zgodziłam się na spędzenie czasu z Nathielem na osobności.
Nie spodziewałam się takiej gwałtowności, jaką mnie obdarzył. Niespodziewanie przyparł mnie do ściany. Ręce ułożył obok mojej głowy. Wesołe iskierki lśniły mu w oczach. Uśmiechał się jak rasowy gwałciciel, który zaraz dobierze się do swojej ofiary. Oczywiście zaczął od niewinnego pocałunku.
Nie spodziewałam się takiej gwałtowności, jaką mnie obdarzył. Niespodziewanie przyparł mnie do ściany. Ręce ułożył obok mojej głowy. Wesołe iskierki lśniły mu w oczach. Uśmiechał się jak rasowy gwałciciel, który zaraz dobierze się do swojej ofiary. Oczywiście zaczął od niewinnego pocałunku.
– Dziś mi nie uciekniesz –
szepnął do ucha, dobierając się do ramiączka mojej koszulki. – I nie ma że
głowa boli.
Jakby nie było, mnie się rozdział podobał. Jeszcze chwila wytchnienia im się przyda zwłaszcza, że Laura i Nathiel mają jeden rok w plecy. Tego nie da się odwrócić. Aura to mały diabeł, ale uroczy diabeł. Zastanawiają mnie te karty Mad. Kilka rzeczy już z nich wyszło, co znaczy reszta? I tylko Sorathiel, weź się człowieku ogarnij, co? Pozłościliśmy się, pozłościliśmy, ale czas ruszyć dalej i żyć. Niektórych rzeczy się nie odkręci.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Cześć :)
OdpowiedzUsuńAren ma sposób na Mad i wprawianie jej w zakłopotanie przy innych. Wciąż mnie to bawi :D
No, no, no. Opisy kąpieli są świetne :D W ogóle widać, jak bardzo Nathiel zaangażowany jest w wychowanie córki. To mi się podoba, do jego głupoty po dwóch latach zdołałam przywyknąć xD
Oho, czas dla Lauriel :D Strasznie mi się podoba ten wątek, więc i cały rozdział przypadł mi do gustu.
Tylko to zachowanie Sorathiela wciąż drażni.
Czekam na nn ^^
Pozdrawiam! :)