niedziela, 3 lipca 2016

[TOM 2] Rozdział 45 - "Burza demonów"

To ostatni rozdział na plusie. Wyszło jak zawsze. Obiecałam sobie, że po 23 czerwca będę bez przerwy pisać, a może z dwa razy sięgnęłam do 3/4. Jestem na połowie 46 rozdziału. Trza się wziąć w garść. Siedzę tylko i się opierniczam, nie mogąc zebrać w sobie motywacji! A tyle shotów do napisania, a tyle wszystkiego! Ach!
Rozdział wydaje mi się w porządku. Mamy do czynienia na dłużej z Andi. Lubię ją. Sama bliżej ją poznałam przy tym rozdziale i uważam, ze zasługuje na uwagę, no, ale przy tylu bohaterach to trudno o większą dla jednej postaci. Jest nagi Nathiel i rozterki Laury przed pierwszą misją z grupą. Oj, zacznie się dramat. To są jedne z tych rozdziałów, które chce się pisać, bo dzieje się od cholery. 
***

                – To on ci się podoba?!
                – Matko! Przecież to taki przystojniaczek! I na dodatek niedostępny dla innych!
                – No, ponoć gada tylko z wysokimi lafiryndami!
                – Ale się z nim znam i mówimy sobie nawet „cześć”.
                Nastoletnia demonica  przewróciła oczami. Miała już dosyć tej koleżeńskiej gadaniny. Jej przyjaciółki robiły wielki hałas wokół tego, że ktoś jej się podoba i to na dodatek chłopak, który ich zdaniem nie jest dla niej. Fakt, może kryła się jakaś mała prawda w tym, że obracał się raczej w towarzystwie bardziej kobiecych nastolatek, ale to nie skreśla jej od razu z listy. Była średniego wzrostu, miała płomienne, dosyć krótkie włosy rozchodzące się na wszystkie strony świata – ludzie uważali, że są farbowane i wcale nie odwodziła ich od tych myśli, w końcu żaden normalny człowiek nie ma ich w takim kolorze, to po prostu demoniczna genetyka. Z trudem wmawiała innym również, że nie nosi soczewek, a szmaragdowy kolor to prawdziwa barwa jej tęczówek – dla udowodnienia tego faktu, poprosiła pewnego dnia Nathiela, żeby przyszedł po nią do szkoły, przecież mieli taki sam kolor oczu. Koleżanki rzeczywiście jej uwierzyły i każda zazdrościła jej szmaragdowych, pięknych tęczówek. Brzydka nie była, miała w sobie pewien urok. Nie malowała się i nie robiła niczego z włosami. Ciuchy lubiła raczej męskie niż damskie, ale zdarzało jej się ubrać adekwatnie do sytuacji. Na przykład dzisiaj. Specjalnie dla Matthiasa ubrała sukienkę – białą w różowe kwiaty. Wiedziała, że chodzi tu codziennie. Nowa odsłona Andi zaskoczyła wszystkich. Zazwyczaj spotykano ją ubraną w ciemne kolory, nigdy jasne, a co dopiero sukienki czy spódnice? To naprawdę wyglądało, jakby się zakochała! A to przecież nie tak. Po prostu podobał jej się jakiś chłopak. Nie szukała głębszych relacji. Przecież gdyby miała się z kimś spotykać, miałaby wielki problem z ukryciem tego czym zajmuje się po szkole. Poza tym nie powie przecież nikomu, że jest demonem!
                Matthiasa poznała na poprawie z chemii. Nie zaliczyła ostatniego sprawdzianu, a więc musiała zjawić się po lekcjach w sali numer 102. Nie było wolnych miejsc, więc musiała przysiąść się do niego. W klasie zostali jako ostatni. Znudzona nauczycielka po prostu wyszła do toalety, a oni zaczęli rozmawiać. Początkowo podpowiadali sobie nawzajem, chociaż byli z zupełnie różnych klas i lat – on był starszy od niej o 2 lata. Andi nie była jednak głupia. Uczyła się bardzo dobrze i nawet jakoś się sprawowała – Laura nie musiała przychodzić do niej do szkoły jak kiedyś. Sprawdzian zawaliła z powodu misji w Nox. Nie omieszkała napomnieć tego Sorathielowi, który obiecał w zadośćuczynieniu kupić jej to, co będzie chciała. Wybrała nową książkę. Nigdy nie czytała romansów i uważała je za głupie, ale skoro koleżanki ją namawiały to czemu nie? Lektura nie była zła.
                Od poprawy chemii, gdy widywali się na korytarzu, mówili sobie „cześć”. Kilka razy zatrzymali się nawet, żeby ze sobą pogadać. Jej przyjaciółki nie mogły w to uwierzyć.
                – W sumie to byście do siebie nie pasowali.
                – No, Andi w ogóle jest taka specyficzna.
                – Przydałby ci się ktoś bardziej męski!
                Andi znowu westchnęła.
                – Ale ja nie chcę być w żadnym głupim związku – burknęła niezadowolona, zakładając ręce na piersi. – Po prostu Matthias jest fajny.
                Wszystkie dziewczyny stanęły jak wryte. 14-letnia demonica nie wiedziała o co im chodzi i podążała dalej przed siebie.
                – Cześć, Andi – przywitał się rozbawiony chłopak. Dziewczynie mało szczęka nie wypadła na ziemię. Przez chwilę nie wiedziała co powiedzieć. Przecież musiał usłyszeć to, co o nim mówiła! Tak poza tym to… musiał się domyślić, że mu się podoba! No, bo nie rozmawiałaby z przyjaciółkami o nim, gdyby nie była w nim zabujana! No, nie!
                Na jej polikach pojawiły się rzadkie rumieńce o różowym kolorze.
                – Hej – burknęła, nie wiedząc jak się zachować. Spojrzała natychmiastowo w bok. Gdy odszedł już do swoich koleżanek, przyjaciółki podbiegły do niej piszcząc jak oszalałe. Jedna ciągnęła ją za sukienkę, druga za rękę, trzecia skakała w miejscu, jakby miała ADHD. Nie rozumiała o co im chodzi. Przyglądała im się z nierozumną miną.
                – Co? – spytała, rumieniąc się jeszcze bardziej.
                – Śmiał się do ciebie!
                – Był taki uroczy!
                – Bierz go, mała!
                Andi wzruszyła ramionami, nie komentując ich zachowania. Zazwyczaj grała chłodną. W organizacji wszyscy jej powtarzali, że czasem zachowywała się jak Laura. Może to dlatego, że z całego tego zgromadzenia to ją lubiła najbardziej? Poniekąd była jej autorytetem.
                – Koniec tego śmieszkowania, idziemy do sklepu – westchnęła.
                Nowo otwarta galeria handlowa znajdowała się nieopodal ich szkoły. Teraz wszystkie dzieciaki i nastolatki chadzały do niej po szkole. Andi zazwyczaj odwiedzała tutejsze księgarnie, niezbyt lubiła sklepy z ciuchami – jeżeli chodziło o ubraniowe zakupy, zawsze wykonywała je za nią Amy, o dziwo jej wybory zawsze były słuszne, wiedziała co mała demonica lubi. Bywało też, że Andi chodziła z koleżankami na jakiś koktajl czy lody, w końcu było lato, warto było się ochłodzić.
Dzisiejszy plan był taki jak zwykle. Dziewczyny idą popatrzeć na ciuchy – jedna z nich chciała kupić sobie kapelusz nad morze, a ona pójdzie do księgarni obok i kupi sobie kilka upragnionych nowości książkowych. Wczoraj była premiera „Krwawego noża”. Uwielbiała thrillery, kryminały i horrory. Jeżeli chodziło o przedział wiekowy to zdecydowanie wolała książki przeznaczone dla dorosłych. Młodzieżowe były jakoś wyjątkowo mało krwawe i takie ograniczone w fabule! Potrzebowała czegoś mocnego, w końcu była demonem.
Odprowadzona przez przyjacielskie chichoty, związane z postacią Matthiasa, rozdzieliła się z przyjaciółkami przy rogu pierwszego piętra. Od książkowego świata dzieliło ją tylko kilka kroków. Już z daleka czuła przecudowny zapach nowego papieru. Sam widok księgarni radował jej demoniczne serce.  Gdy tylko się tam zjawiała, dopadała się do najbliższego regału z upragnioną twórczością – zazwyczaj były to nowości. Tylko czemu jej kryminały były zawsze w towarzystwie tych landrynkowych młodzieżówek? Straszliwie ją to irytowało. Często celowo przestawiała twory książkowe i układała je wg. własnego upodobania. Tak było i tym razem. Kiedy upragnione dzieło trafiło już w jej ręce, ukradkiem zaczęła przestawiać papierowych przyjaciół i wrogów. Na szczęście ekspedientki nie było widać.
– Co ty robisz? – znajomy głos rozległ się tuż za jej plecami. Mało nie podskoczyła do góry.
– Andariel, idioto! – oburzyła się. Odwróciła się do brata wraz z książką i uderzyła go nią w pierś. Mimo, że się cieszyła, spojrzała na niego karcąco. – Musisz mnie teraz nawiedzać nawet w księgarni?
– Nie zrobiłbym tego, gdybym nie musiał – mruknął niepocieszony chłopak. Owszem, byli rodzeństwem, ale proces czułości już dawno się między nimi skończył. Tak, kochali się jak brat i siostra na tyle, ile ich demoniczność na to pozwalała, dobrze się rozumieli, jednak ich stosunki przy ludziach zdawały się być bardzo oficjalne.
Andariel na szczęście nie przeszedł na stronę wroga. Uważnie ich obserwował i przekazywał jej od czasu do czasu jakieś niezbędne informacje, które potem mogła wykorzystać przeciwko demonom. Zazwyczaj spotykali się pod drzewem nieopodal organizacji, dlatego dzisiejsze spotkanie ją zaskoczyło.
– Coś się stało? – spytała, unosząc brew do góry.
– Radziłbym ci się stąd wynieść – westchnął chłopak. – Lada moment rozpęta się tu prawdziwa burza demonów. Departament nie wie, że tu jesteś. Jak się wszyscy na ciebie rzucą, nie uciekniesz.
Andi zrobiła zdziwioną minę.
– Jak to? – spytała. – Po co departament miałby atakować niewinnych ludzi w galerii handlowej?
– Spytaj ich, nie mnie, a najlepiej to nie pytaj nikogo, tylko zwiewaj do Nox.
Demonica nie protestowała, tym bardziej, że lampa nad głowami czytelników zaczęła przedziwnie migać. W górze czuła ciężką chmurę nieprzyjemnych zdarzeń.
Andariel zniknął, a ona odstawiła książkę na honorowe miejsce na czubku piramidy nowości i wybiegła na zewnątrz. Przed oczami mignął jej różowy kosmyk włosów. Stanęła gwałtownie w miejscu i przełknęła ślinę. Sapphire. Przeszła obok niej i zaśmiała się kpiąco, jakby wiedziała, że tutaj jest. Ale przecież jej nie widziała, jak to możliwe? A może ta Sapphire to tylko złudzenie? To ona najczęściej objawiała się przez ten rok organizacji Nox. Jej włosy stały się charakterystyczne dla sytuacji krytycznych. Tak, wiedziała, ze za chwilę coś się stanie i wcale się nie zdziwiła, gdy grube szyby galerii zaczęły pękać, a do środka jak czarna, wielka masa włamała się chmara demonów. Nie musiała czekać. Ludzie od razu zaczęli panikować i uciekać, na dodatek w jej stronę. Szła pod prąd, kiedy inni obijali się o nią łokciami. Bardzo jej się to nie podobało. Ludzi nawet nie obchodziło co tu robi i dlaczego idzie w stronę zagrożenia, a ona po prostu wiedziała, że swój swego nie tknie. Ta tępa, czarna masa doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jest demonem. Póki ich nie potraktuje jak wroga, będą sądzić, że jest po ich stronie. Świetnie. Teraz wypadałoby znaleźć przyjaciółki. Ale… w którym sklepie były?
Andi wymacała kieszenie i wydała z siebie krótki jęk zawodu. Przecież telefon zostawiła w organizacji. Stwierdziła, że skoro dziś nie ubiera spodni to i nie musi brać komórki. Nigdy więcej nie założy sukienki! Zostało jej po prostu wydostać się z galerii. Zetknięcie z departamentem mogło być dla niej zgubne. Wiedziała, że to egoistyczne zostawiać swoje przyjaciółki w tej potężnej galerii, ale nie miała wyboru. Obiecała szefowi Nox, że jeżeli kiedykolwiek w jej obecności stanie się coś poważnie „demonicznego” to wtedy da mu o tym natychmiastowo znać, a nawet jeżeli nie mu to komuś innemu w organizacji. Najbliżej nowej galerii mieszkała Laura z Nathielem. To do nich pobiegnie.
Kolejna porcja tłumów przebiegła obok niej i popchnęła ją na szklaną ścianę sklepu z ciuchami. Miała wrażenie, że wśród wybiegających za drzwi ludzi, znajdowały się jej przyjaciółki. A może to tylko przywidzenie? Jeżeli naprawdę uda im się uciec – będzie wdzięczna losowi. Wtedy nie będzie miała wyrzutów sumienia, że im nie pomogła.
Andi postanowiła zjechać windą na najniższe piętro galerii. Kilka dni temu zjechały tam z koleżankami. Okazało się, że jest tam magazyn. Można było z niego wyjść tylnym wyjściem. Mało osób o tym wiedziało. Zazwyczaj na dole stal ochroniarz, ale prawdopodobieństwo, że uciekł było wysokie.
Podbiegła do windy i wcisnęła przycisk. Zniecierpliwiona zaczęła przystępować z nogi na nogę. Spoglądała na przestraszonych ludzi do których dobierało się stado demonów. Wywołało to na jej twarzy niemały grymas. Chciała wyjąć nóż z kieszeni, ale znów się zorientowała, że nie wzięła go z domu. Kto by pomyślał, że sukienka okaże się fatalnym pomysłem? Swoich mocy nie chciała używać. To jedna z wad życia na Ziemi. Jej moce były bardzo słabe, nierozwinięte, nie radziła sobie z nimi. 
Andi postanowiła, że w domu spali tą jaskrawą sukienkę. Przecież sam Nathiel powtarzał zawsze, że obojętnie gdzie się jest, powinno się mieć ze sobą exitialis. Ten kretyn miał racje. Chociaż raz.
Winda nadjechała. Gdy do niej wsiadała, przeklinała w duchu jej ociężałość i powolność. Uporczywie klikała na przycisk z cyferką –1. Zanim jeszcze drzwi się zamknęły, weszły za nią dwie osoby. Pewnie by się nimi nie zainteresowała, gdyby nie fakt, że te osoby w ogóle się nie bały. Spojrzała niepewnie do góry i wstrzymała dech. Plecami do niej stała zielonowłosa Lamiere i Raiden z przepaską na oku. Przywarła do ściany windy, nie wiedząc co zrobić. Czy podejrzane nie wydawałoby się to, że ma szmaragdowe oczy? A włosy?
Spuściła wzrok w dół. Czuła jak demoniczne serce wali jej w piersiach. Co robić? Przecież w końcu muszą zwrócić na nią uwagę. Wiedzieli, że z kimś wsiadają do windy!
– Zjadłabym lody – usłyszała dziewczęcy, znudzony głos.
– Jak wrócimy to będziesz mogła je sobie wziąć z zamrażarki. O ile te cieniste pokraki jej nie zniszczyły – odpowiedział obojętnie Raiden, wzruszając ramionami. – Ale teraz mamy coś do zrobienia.
– Nie chce mi się.
– Mi też nie. W ogóle ta cała akcja z wzięciem ludzi jako zakładników w galerii handlowej jest głupim pomysłem.
Lamiere nie odpowiedziała. Zaczęła gładzić swoje długie włosy czułym gestem.
Andi błagała w duchu, aby nie oglądali się do tyłu. Miała też nadzieję, że nie zjadą na to samo piętro co ona. Niestety, los wolał być okrutny. Jechali w to samo miejsce. Gdy znaleźli się na dole, nie wytrzymała presji i wybiegła przed nimi. Dwa demony spojrzały za nią nierozumnie. Były szybsze niż ona. Skutecznie zamknęły drzwi wjściowe. Niech to szlag! Chociażby za nie szarpała, to nic nie dawało! I co jej teraz zrobią?! Zaciukają?! Jaka była głupia! Zachowała się jak Nathiel, który ryzykuje nie zastanawiając się nad konsekwencjami! A mogła się skryć gdzieś za schodami i przeczekać!
Z bezradnością malującą się w oczach spoglądała na klamkę, którą trzymał cienisty dym. Słyszała, że kroki demonów są coraz bliższe. W głowie powtarzała tylko, żeby nie pokazywać swoich oczu. A co jeżeli  i bez tego wiedzą kim jest?
Nie wiedziała czy to jej wyobraźnia, czy realia – czuła na swojej szyi mrożący oddech demona.
– Nie mamy drogi ucieczki, co? – szepnął jej do ucha Raiden. Przeszły ją ciarki. Nawet nie wiedziała co mogłaby odpowiedzieć. Jej waleczna natura i pyskata buzia straciły swoją moc w momencie zagrożenia. Przed oczami widziała tragiczne sceny śmierci. Przypominało jej się wszystko, co dotychczas przeżyła, jak dobrze było jej w Nox, że nawet lubiła tego idiotę Nathiela, a Aura nie była takim złym dzieckiem… Ale potem drzwi ustąpiły pod naciskiem i wypadła na światło dzienne, lądując na betonowym podjeździe. Syknęła, bo zdarła sobie skórę rąk. Na szczęście nie w takim stopniu, żeby miał zacząć wyciekać jej demoniczny dymek. Wciąż bała się spoglądać w tył. Niepotrzebnie. Oni doskonale wiedzieli kim jest.
– Leć, Andi, wezwij swoich przyjaciół. Czekamy na nich – zaśmiał się Raiden, a potem zamknął potężne wrota od magazynu i zniknął w półmroku. Mała demonica odzyskała swoją waleczność. Prychnęła głośno i splunęła pod same drzwi. Skoro już została rozszyfrowana, mogła robić co chciała.
– Pedał! – wykrzyknęła w stronę zamkniętych drzwi, powstrzymując się od wulgarnego gestu, jakim było wystawienie środkowego palca. To zresztą bez sensu, drzwi jej niczego nie zrobiły.
Gdy się podniosła, dostrzegła wielką dziurę w sukience na poziomie kolana. Przeklęła pod nosem w taki sposób, że babcie wychodzące z kościoła mogłyby się przestraszyć. Na szczęście ich tu nie było, generalnie po ludziach nie było śladu. Na demony ponarzeka później. Teraz musi pędzić do Laury i Nathiela.
Co im powie? Prawdę, to na pewno. Słyszała coś o tym, że mają jakiś urlop, ale przecież w krytycznych sytuacjach nie może go uwzględniać, prawda? Jak już wspominała – Lauriel (lubiła ich tak nazywać, to takie ładne połączenie imienia Laura i Nathiel) mieszkają najbliżej galerii, tak więc to tam podąży najpierw.                                 Dlaczego miała dziwne wrażenie, że to co dzieje się w galerii handlowej było planowane od dłuższego czasu? Madlene mówiła coś przelotnie o jakichś dziwnych wróżbach, gdzie pojawiała się galeria handlowa, śmierć, nieszczęścia i inne takie. Musiało chodzić właśnie o to! Ale zaraz… Czy to nie oznacza, że ktoś zginie? Chyba, że chodzi o tych wszystkich ludzi, których dopadły demony. Na pewno ktoś zginął. Media zaraz to nagłośnią. Pewnie będzie mowa o jakiejś zmyślonej mafii, która po raz kolejny zaatakowała miasto. Departament był jak mafia, ale nie do końca jak ta ludzka. Oni byli groźniejsi. Nie załatwiali ludzi konkretami, a niszczyli ich powoli, powoli, czyniąc ich ofiarami swoich tortur. Nox też było przez nie torturowane. To musiało być ich kolejne, choć odrobinę dramatyczniejsze przedstawienie. Teraz zginą niewinni ludzie, a na następnym to Nox zacznie ginąć. Przeczuwała to. Departament się niecierpliwił.
Andi przeskoczyła przez płot obcego domu i podarła sukienkę. Jacyś ludzie krzyczeli na nią w oddali, że bezcześci ich trawniki. Nie przejmowała się tym. I tak wszystko pójdzie na Nathiela, bo oficjalnie w tych kręgach mieszkalnych była jego kuzynką – dobrze, że nie siostrą, tego by nie przeżyła, Andariel jej wystarczy.
Nie lubiła pukać do domu Auvreyów, zazwyczaj mieli otwarte drzwi, wobec czego wchodziła do nich jak do własnego domu. Dziś było jednak inaczej. Gdy zaczęła się szarpać z klamką, drzwi nie chciały ustąpić. Zaczęła się zastanawiać czy przypadkiem Nathiel i Laura byli w domu? Musieli być. Sam Nathiel chwalił się jej, że „będzie się opierniczał w łóżku żrąc chipsy”. Na pewno tak zrobił, to w jego stylu. Zresztą zakupów narobili na kilka dni, musieli tu zostać. Co mogła zrobić? Po prostu zaczęła walić pięściami w zamknięte drzwi. W duchu jak mantrę powtarzała: otwórzcie, bo przecież nie będzie się drzeć, ludzie wkoło i tak dziwnie na nią patrzyli.
A co jeśli naprawdę nie było ich w domu?
***
Otworzyłam oczy w momencie, gdy rozległo się głośne pukanie. Początkowo myślałam, że to listonosz, ale przecież żaden z nich nie pukał z takim natężeniem. To nerwowe, niemiarowe stukanie dłońmi w drewniane przejście, kojarzyło mi się z rozpaczliwym wołaniem dziecka o atencje. Gdy przetarłam oczy, uświadomiłam sobie jednak, że Aury z nami nie było, a chyba nie uciekła od Amy i Sorathiela. Z drugiej strony: czy miałaby na tyle siły, żeby walić do drzwi jak mężczyzna uprawiający boks? Wątpię.
Potarłam czoło z nadzieją, że ten ktoś się oddali. Ukradkowo spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Przecież gdyby coś się wydarzyło w Nox, Sorathiel za chwilę by dzwonił. Może to jakiś alkoholik, żul, narkoman, pijany Ethan, nie wiem. Te pukanie zaczynało mnie coraz bardziej irytować. Ktoś nie miał lepszych zajęć z rana?
Tym razem spojrzałam na zegar ścienny. Jęknęłam. Było południe, dokładnie godzina 14, a ja spałam sobie w najlepsze w łóżku z demonem. To prawda, że poszliśmy późno spać, dużo też wypiliśmy – butelki porozrzucane wkoło łóżka temu dowodziły. Tak naprawdę nigdy nie widziałam większego burdelu wkoło siebie. Ciuchy leżały wszędzie. Koszulka Nathiela na oparciu fotela, moja sukienka na parapecie okna, skarpetka na stole w szklance wody. Pokój niczym oprószony solonym śniegiem, mienił się kawałkami rozdrobnionych chipsów, puste opakowania po ciasteczkach jak brutalnie zgniecione butem świeciły w słońcu folią. Ten nieporządek przyprawił mnie o zawrót głowy. A może to nie nieporządek, a po prostu efekt wypicia zbyt dużej ilości alkoholu? Przysięgam, nigdy w swoim życiu nie zaszalałam tak bardzo jak tej nocy. Nathiel jednak sądził, że mi się należało. Nie do końca nawet pamiętam co robiliśmy, choć można było się tego domyśleć po stanie ubioru w jakim się znajdowaliśmy. Tylko kołdra zasłaniała nasze ciała.
Spojrzałam na śpiącego głęboko Nathiela, który nawet nie przejął się głośnym waleniem do drzwi. Chrapał z otwartą buzią i nawet teraz był cholernie przystojny. To zadziwiające, że w każdej sytuacji dobrze wyglądał. Nawet gdy był ranny i mało nie umarł, przypominał młodego Boga. Przeklęte demony. Moja połówka odjęła mi trochę z wyglądu. Na pewno było po mnie widać, że miałam ciężką noc.
Szturchnęłam Nathiela, żeby się obudził.
– Ktoś wali do drzwi. – Zdziwiłam się brzmieniem swojego głosu. Był ochrypły i niski, może jeszcze nie do końca trzeźwy? Jak nisko upadłam. Sądząc po niezrozumiałych burknięciach Nathiela, zawierających w sobie słowa „pomidor”, „demony”, „seks”, „krem do golenia”, „fermentacja”, mogłam być jednak dumna, że nie upadłam aż tak nisko jak on.
– Fermentuje mi w żołądku. Demony wszędzie. Pomidorem ich! A potem kremem do golenia! Zero seksu z demonami, w ciula mnie zrobią – mruczał już bardziej wyraźnie.
– Nathiel – westchnęłam. Uszczypnęłam go w polik i dopiero to dało upragniony efekt. Jęknął coś niewyraźnie i otworzył nareszcie oczy. Tyle, że zamiast przejąć się pukaniem do drzwi, uśmiechnął się do mnie szeroko w uwodzicielski sposób. Seksowny demon na dzień dobry. I niech się pali, wali, wybucha, on i tak musi pozostać sobą.
– Hej, maleńka, było ci dobrze? – spytał niskim, uwodzicielskim głosem.
Przewróciłam oczami i stwierdziłam, że przemilczę tą kwestię. Skończył się dzień dobroci dla demonów.
Z podłogi zebrałam biały, puchaty szlafrok. Założyłam go na siebie i ruszyłam w stronę drzwi. Nie bałam się ich otwierać. Miałam dziwne przeczucie, że to ktoś znajomy. Wnętrze podpowiadało mi, że to mogłyby być la bonne fee z jakąś błahą informacją, która nie zmieni mojego życia, ale realia oczywiście były zupełnie inne.
– Laura, do cholery! – jęknęła Andi, wznosząc ręce ku niebiosom. – Nareszcie!
– Miłe przywitanie jak na 14-latkę – mruknęłam. Owinęłam się dokładniej moim cieplutkim szlafrokiem, choć na dworze było dziś gorąco. – Co się stało?
– Departament! – wykrzyknęła mała demonica. To mi wystarczyło, żeby stwierdzić, że sprawa jest naprawdę poważna. Bez słowa wciągnęłam ją do środka. Małe, demoniczne, szmaragdowe oczka świeciły się w dziwny sposób. Zupełnie, jakby przed chwilą przeżyła coś naprawdę emocjonującego. Nawet nie zdążyłam zamknąć drzwi, a ona już zaczęła krzyczeć w wielkim skrócie to, co się wydarzyło:
– Andariel! Wszyscy! Raiden! Lamiere! Galeria! Atak! Moje przyjaciółki!
– Andi, uspokój się, to co mówisz nie ma sensu – westchnęłam bezradnie. Dopiero wtedy zaaferowanie nastolatki minęło. Wzięła kilka głębokich wdechów. Oczywiście niedane było jej zacząć historii. W drzwiach pokoju pojawił się Nathiel. Andi jęknęła donośnie i zasłoniła dłońmi twarz.
– Nie chciałam tego widzieć, do cholery, nie chciałam! – warknęła. – Moje oczy, moje życie, ja pieprzę! Umrę! Cholera!
Spojrzałam w tył i przybrałam pokerową minę. Nathiel stał przed nami tak, jak go matka na świat wydała. Golutki. Nie za bardzo wiedział co się dzieje. Wciąż był zaspany. Ręką przeczesywał i tak już zmierzwione włosy, szmaragdowe oczy były jeszcze przymrużone sennością. Cóż, widok nagiego Nathiela musiał być dla Andi wielkim szokiem, dlatego nie skarciłam jej za to nietaktowne słownictwo.
– Co? – spytał Auvrey nierozumnie.  Wskazałam palcem na dół i spojrzałam na niego znacząco. Dopiero wtedy zorientował się, że jest całkowicie nagi. Oczywiście jego reakcja nie była ani trochę dziwiąca. Zachichotał, zwrócił swoje dwa, blade pośladki w naszą stronę i zniknął w pokoju.
– Już? Mogę? – spytała załamana Andi, wciąż trzymając dłonie na oczach.
– Tak.
 Demonica odsłoniła niepewnie twarz i wychyliła ostrożnie głowę za moje ramię. Odetchnęła z ulgą, gdy zorientowała się, że Nathiel poszedł założyć na siebie spodnie. Mimo tego, ze wciąż wyglądała na załamaną męskimi widokami, była już w stanie opowiedzieć mi historię. Mówiła szybko, z przejęciem, odrobinę chaotycznie. Jej mowa przepełniona była nadmiernymi emocjami i uczuciami, bardzo przy tym gestykulowała, na szczęście byłam w stanie ją zrozumieć. Miałam ochotę przekląć. Dlaczego wtedy, kiedy nareszcie chcieliśmy odpocząć, departament musiał się odezwać? Wiem, to bardzo egoistyczne, ale jedna noc i następny dzień spędzony ze skutkami picia ciążącymi w głowie to za mało. Jak mamy ratować tych ludzi, skoro to najpierw nas trzeba ratować przed wszechmocną potęgą kaca?
Odchodząc myślami od własnej osoby, zaczęłam zastanawiać się co demony mają na celu, bo to, że chcą nas sprowokować do przyjścia do nich – to na pewno. Kolejne przedstawienie? Czy może konkretna rzeź? Bałam się. To będzie pierwsza misja z moją osobistą grupą pod skrzydłami – to po pierwsze, po drugie znowu nie wiedzieliśmy co nas czeka. Musieliśmy powiadomić o tym Sorathiela. Zanim Nathiel pojawił się w salonie ubrany w spodenki, wykręciłam już numer do jego przyjaciela. Był spokojny, choć na pewno nowa wieść go poruszyła. Pod galerię postanowił wysłać swojego najlepszego szpiega – Arena. Nam zalecił jak najszybsze zjawienie się w organizacji. Przy okazji powiedział, że przykro mu z powodu nieudanego urlopu. Mi nie było przykro. Jeden dzień odpoczynku okazał się zbawienny, ale drugi przydałby się na odespanie tego, co się działo. Trudno. Czas ruszać na misję.
***
Wszystko było ustalone, choć doskonale wiedzieliśmy, że strategia w tej sytuacji nie jest korzystna. Wobec departamentu wszystko się sypało i żadne grupy nie miały prawa bytu, chyba, że naprawdę mocno trzymały się swojego opiekuna. Spoglądałam na przerażone twarze nowych łowców i już wiedziałam, że będę ich niańką. Błagałam o to, aby nie mieli bezpośredniej konfrontacji z demonami, a już szczególnie nie z członkami departamentu – w starciu z nimi mało kto mógł przeżyć. Wiedziałam, że jeżeli ktoś z nich wałczyłby z nami na poważnie, nie przeżylibyśmy. Demony zawsze się z nami bawiły, nie używając pełni swoich mocy. Kpili z łowców. Nasze starania były dla nich po prostu zabawne, a starcia z nami dostarczały im rozrywki.
Gdy wychodziliśmy z organizacji, zauważyłam jedną istotną rzecz, która mogła być dla mnie pocieszeniem. Amy najwyraźniej dogadała się z Sorathielem, a to wszystko dzięki naszej Aurze. Ponoć strasznie płakała, gdy nas nie było i biegała po całym domu nawołując Nathiela. Samotna Amy nie dawała sobie z nią rady i wylewała łzy, biorąc udział w małej gonitwie po domu. Sorathiel okazał się nie być do końca bez uczuć. Pomógł jej i okazał się świetnym opiekunem, Aura momentalnie go pokochała. Gdy siedzieli przy obiedzie, nareszcie zaczęli rozmawiać ze sobą na temat przyszłości. Moje przypuszczenia okazały się prawidłowe. Sorathiel naprawdę martwił się o przyszłość rodziny. Nie odzywał się i był jeszcze bardziej zajęty z tego powodu, że opracowywał przyszłe strategie i wypełniał całą robotę ze zdwojoną siłą, byleby jak najszybciej pozbyć się departamentu i móc zająć się Amy. Początkowo bardzo nie spodobał mu się fakt, że jest w ciąży, ale w końcu stwierdził, że posiadanie własnego dziecka może być całkiem fajne. Aura pod koniec dnia zasnęła z Sorathielem na sofie, a szczęśliwa Amy otuliła ich kocem. Jej opowieść była krótka i chaotyczna, ale zdołałam zrozumieć całość jej radości. Od razu wyglądała lepiej i ciążowe dolegliwości zdawały się ją mniej obchodzić i dręczyć. To dobra wiadomość. Jedyna dobra tego dnia. Oczywiście Aura cieszyła się na nasz widok, ale szybko zasmuciła, gdy usłyszała, że idziemy na jakąś misję. Przestała się do nas odzywać i poszła do pokoju pobawić się w samotności. Obiecałam jej, że gdy wrócimy, zajmiemy się nią, ale dla niej liczyło się tylko tu i teraz. Cała Aura. Kwintesencja dziecinnej chciwości.
Do tej pory nie miałam zbyt wielu okazji, by zapoznać się ze swoją grupą. Dopiero teraz mogłam z nimi porozmawiać i dowiedzieć się czegoś więcej na ich temat. Jak w przedszkolu zaleciłam im opowiedzenie czegoś o sobie na forum podróżniczym. Nie mieliśmy czasu na siedzenie w organizacji, wszystko załatwialiśmy w drodze do galerii.  Była nas szóstka. Ja, Andi i czwórka nowych członków. 15-letnia Jamie, która miała twarz jak 10-latka – niewinna, nieśmiała malarka, która całe życie spędziła z demonami. Jej historia jest długa. 
To było jakieś pół roku temu. Wkradliśmy się do tzw. hotelu demonów. Jamie była ich służącą od 6 roku życia. Nie bardzo wiedziała na jakich zasadach opiera się świat. Mieszkała w ciemnościach, w piwnicy. Rzadko dostawała jedzenie, musiała się po nie wymykać do lasu. Demony zabiły jej rodzinę, a ją uczyniły swoją niewolnicą. Gdy ją spotkaliśmy była blada, chuda i przerażona. Zaatakowała Nathiela deską wyrwaną z podłogi piwnicy, bo myślała, że jesteśmy jej wrogami. Po całej akcji porozmawialiśmy ze sobą i postanowiliśmy przygarnąć ją do Nox. Po kilku dniach odnaleźliśmy jej ciotkę, która się nią zajęła. Jamie sama przyszła do nas po kilku miesiącach i poprosiła o to, byśmy ją przyjęli do organizacji. Oczywiście się zgodziliśmy. 
Następną osobą była Ava. Wysoka atletka o lisim uśmiechu i odstających uszach. Nie miała zbyt fascynującej historii. Zaciągnął ją w nasze szeregi Aren – tak samo jak Madlene, chodziła kiedyś z nim na zajęcia. Była ich równolatką. Pół demon ognia, pół demon ziemi, iście pomieszany charakter. Madlene była o nią straszliwie zazdrosna i nie odzywała się do Arena przez 3 dni. Energiczna, czasem za głośno mówiła i nie świeciła inteligencją, ale zawsze słuchała rozkazów i dobrze je wykonywała. 
Noah miał lat 16. Od zawsze wierzył w demony – jego ojciec interesował się ich tematyką i zgromadził potężną ilość dzieł na ich temat. Obydwoje byli zapalonymi maniakami Reverentii. Może dlatego demony bliżej się nimi zainteresowały. Sami do nas przyszli i poprosili o pomoc, choć nie mam pojęcia jak nas znaleźli i skąd wyczytali, że zajmujemy się egzorcyzmami. Odprawiliśmy nasz demoniczny rytuał, a Noah uratował plecy Sorathiela od ostatniego z wrogów, który skrył się w cieniu lampy. Na początku nie chciał się zgodzić na dołączenie do nas, ale ostatecznie sam przyszedł i zadeklarował się, że dołączy do Nox. 
Michael to 19-latek , który miał nieprzyjemność studiować na kierunku z którego w każdym tygodniu znikała kolejna osoba. Gdy dowiedzieliśmy się o tym, że chemię na studiach wykłada demonica, akurat przyszedł do niej na konsultacje. Mieliśmy go ocalić, ale Sorathiel w ostatniej chwili powstrzymał nas przed wkroczeniem do akcji. Michael ogłuszył demonicę krzesłem, a potem wypchnął ją przez okno. Po tej sytuacji był w takim szoku, że utracił przytomność. Obudził się w Nox, gdzie powiedział, że dołączenie do nas to cholernie zły pomysł, bo czuje się, jakby wstępował do sekty, ale zrobi to.
Tak właśnie przedstawiała się nasza grupa. Stawiała zaledwie nieśmiałe kroki ku prawdziwemu wojowaniu, ale wiele w nich było nadziei i waleczności. Mieliśmy być głównie obserwatorami i pomagać tylko w krytycznych sytuacjach. Przy okazji nie mieliśmy prawa się rozdzielać. Trudno będzie mi utrzymać ich wszystkich w kupie, szczególnie, że nie wiemy co się stanie i czy departament specjalnie nas nie rozdzieli. Dlatego właśnie bałam się wielkiej odpowiedzialności, którą narzucił mi Sorathiel. Bo posiadanie jakiejś grupy to nie tylko prowadzenie ich ku zwycięstwu. To też opieka nad nimi i przyjmowanie na swoje barki wszelakich, grupowych porażek. Cały czas się bałam. Nie tylko o siebie, ale o tych, których będę musiała chronić w chwili zagrożenia.
– Przejmujesz się? – spytała konspiracyjnym szeptem uważna Andi.
– Trochę. – Stwierdziłam, że nie będę kłamać. Choć wciąż jest buntowniczą nastolatką, potrafi wiele rzeczy zrozumieć.
– Chyba nie możesz tego traktować zbyt osobiście – powiedziała już normalnym głosem mała demonica. Wzruszyła ramionami. – Jesteś przywódczynią, ale przecież wszyscy wiedzą co mają robić i jak się zachować. To już nie pięciolatki, nie? – Andi spojrzała w tył, a reszta pokiwała głowami. Wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że byłaby zdecydowanie lepszym przywódcą niż ja. Zabawna sprawa. Ja nigdy nie miałam przywódczych cech. Raczej wolałam, żeby ktoś mną prowadził.
– Wiemy, że możemy umrzeć – odezwała się piskliwym głosikiem Jamie.
– I że nie zawsze wszystko idzie według planu – dodał z powagą Noah.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
– Sprawiacie wrażenie mniej zestresowanych ode mnie – stwierdziłam.
– Będę obok, maleńka, nie musisz się martwić – zaironizowała Andi, udając niski, uwodzicielski głos Nathiela. Cała grupa zdążyła go już poznać. Wszyscy się zaśmiali. Można powiedzieć, że demonica z rodu Touraville’ów rozluźniła atmosferę. Ręce nie pociły mi się już tak bardzo, a serce nie waliło o pierś jak skała o mur. Oczywiście wciąż nie traciłam czujności, ale mniej się martwiłam. I pomyśleć, że wystarczyła chwila rozbawienia i ciepłe słowa własnej drużyny, która przecież była całkowicie nowym składem do którego nawet nie zdążyłam się jeszcze przyzwyczaić.
Dotarliśmy pod wyznaczone miejsce. Kilkadziesiąt metrów dalej dostrzegłam Nathiela z jego wąską grupą. Uśmiechnął się do mnie i puścił mi oczko. Czy ten demon nigdy się niczym nie przejmował? Nawet po ostatniej walce z Sorielem nie zdołał się uspokoić. Jeszcze bardziej palił się do bicia. Przed wyjściem męczył nas swoim monologiem o treści: jak to nie załatwi swojego ojca i brata, nakopie im do dupy tak, że z grobu nie wstaną. I oby. Wszyscy mieliśmy już dosyć departamentu, choć na dobrą sprawę to dopiero nasze drugie spotkanie z nimi. Musimy być czujni. Przecież nie będą się z nami wiecznie bawić.
Nie mieliśmy żadnej wygórowanej strategii. Galeria miała tylko trzy wejścia. Demony na pewno się spodziewały, że nie wejdziemy wszyscy jednym z nich. Musiały już na nas czekać. Aren zrobił rozeznanie. Okazało się, że departament nie ma żadnego, określonego położenia. Chodzą po całej galerii, jakby po prostu robili zakupy. Do fontanny przywiązali kilkunastu ludzi, którzy prawdopodobnie nie mieli zbyt wielkiego wpływu na przyszłe dzieje. Najwyraźniej demonom się nudziło. To wszystko przypominało słabe przedstawienie nad którym nawet nie chciało się aktorom pracować. Jeżeli chodzi o policje – już dawno się tu zjawiła. Tyle, że departament to przewidział. Galerie otaczała ogromna bariera do której mogły dostać się tylko osoby posiadające noże exitialis, bądź będące demonami lub pół demonami. Departament już zagrzał nam miejsca na widowni. Szkoda, że gdy tam wejdziemy nasze role drastycznie się zmienią. Byłam słabą aktorką. Do wszelakich przedstawień w szkołach nie chcieli brać chłodnej kłody, która potrafiła mówić tylko i wyłącznie zimnym, obojętnym głosem o jednej tonacji. Tak właśnie unikałam wystąpień, których nienawidziłam. Dzisiaj odbędzie się jednak to od którego nie zdołałam uciec, a może nawet i nie zdołam z niego wrócić.
Spojrzałam na Nathiela. Podniósł kciuk do góry, co oznaczało, że najwyższy czas wkroczyć do akcji. Wzięłam głęboki, bezgłośny wdech i spojrzałam na swoją drużynę. Chciałam im coś powiedzieć, chciałam ich jakoś wesprzeć, podbudować, ale nie potrafiłam. Patrzyłam się na nich tępo. Serce ścisnął mi żal. To były dzieciaki, które czekały na słowo wsparcia. Jednocześnie w szoku, przerażone, niepewne i gotowe do walki, z iskierką waleczności gdzieś na dnie serca. Przecież ja ich prowadzę na pewną śmierć. Jeżeli żadne z nas nie zginie uznam to za cud, a pamiętajmy, że cud to pojęcie abstrakcyjne i rzadko się wydarza.
Nie umiałam nic powiedzieć. Milczałam, nawet nie podejmując próby otwarcia ust. Uśmiechnęłam się krzywo, choć chciałam, żeby ten uśmiech był pokrzepiający. Ręce znów zaczęły mi drżeć. Tym razem nie pomogło mi nawet spojrzenie w stronę Nathiela. Był zajęty – jako pierwszy wszedł do galerii. Wiedziałam, że na nas również pora.
Machnęłam ręką i zaprosiłam nowych rekrutów w siedlisko kipiące złem.
Przepraszam.

1 komentarz:

  1. Cześć :)
    Oho, lubię nastoletnią Andi! Jest w niej wciąż demon, ale jednocześnie zachowuje się, jak na nastolatkę przystało.
    Sukienka bez kieszeni? Ostatnio kupiłam sobie sukienkę w paski i ona nie ma kieszeni, rozumiem ten ból!
    Scena z nagim Nathielem - miałam to jako spoiler, ale i tak wielbię! <3
    Departament urządza małe branie zakładników. Jaki w tym cel? Sprowadzenie łowców w pułapkę i wypicie ich co do głowy? Nie zdziwiłabym się.
    Mam nadzieję, że nikomu nic się nie stanie (nikt nie wróci na tarczy); członkowie grupy Laury wydają się porządni, chętnie poznałabym ich bliżej. Choć imion przez pewien czas nie zdołam zapamiętać.

    Czekam na nn ^^
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń