To ostatni rozdział na plusie. Wyszło jak zawsze. Obiecałam sobie, że po 23 czerwca będę bez przerwy pisać, a może z dwa razy sięgnęłam do 3/4. Jestem na połowie 46 rozdziału. Trza się wziąć w garść. Siedzę tylko i się opierniczam, nie mogąc zebrać w sobie motywacji! A tyle shotów do napisania, a tyle wszystkiego! Ach!
Rozdział wydaje mi się w porządku. Mamy do czynienia na dłużej z Andi. Lubię ją. Sama bliżej ją poznałam przy tym rozdziale i uważam, ze zasługuje na uwagę, no, ale przy tylu bohaterach to trudno o większą dla jednej postaci. Jest nagi Nathiel i rozterki Laury przed pierwszą misją z grupą. Oj, zacznie się dramat. To są jedne z tych rozdziałów, które chce się pisać, bo dzieje się od cholery.
– To on ci się podoba?!
Rozdział wydaje mi się w porządku. Mamy do czynienia na dłużej z Andi. Lubię ją. Sama bliżej ją poznałam przy tym rozdziale i uważam, ze zasługuje na uwagę, no, ale przy tylu bohaterach to trudno o większą dla jednej postaci. Jest nagi Nathiel i rozterki Laury przed pierwszą misją z grupą. Oj, zacznie się dramat. To są jedne z tych rozdziałów, które chce się pisać, bo dzieje się od cholery.
***
– To on ci się podoba?!
– Matko! Przecież to taki
przystojniaczek! I na dodatek niedostępny dla innych!
– No, ponoć gada tylko z
wysokimi lafiryndami!
– Ale się z nim znam i mówimy
sobie nawet „cześć”.
Nastoletnia demonica przewróciła oczami. Miała już dosyć tej koleżeńskiej gadaniny. Jej
przyjaciółki robiły wielki hałas wokół tego, że ktoś jej się podoba i to na
dodatek chłopak, który ich zdaniem nie jest dla niej. Fakt, może kryła się
jakaś mała prawda w tym, że obracał się raczej w towarzystwie bardziej
kobiecych nastolatek, ale to nie skreśla jej od razu z listy. Była średniego
wzrostu, miała płomienne, dosyć krótkie włosy rozchodzące się na wszystkie
strony świata – ludzie uważali, że są farbowane i wcale nie odwodziła ich od
tych myśli, w końcu żaden normalny człowiek nie ma ich w takim kolorze, to po
prostu demoniczna genetyka. Z trudem wmawiała innym również, że nie nosi
soczewek, a szmaragdowy kolor to prawdziwa barwa jej tęczówek – dla
udowodnienia tego faktu, poprosiła pewnego dnia Nathiela, żeby przyszedł po nią
do szkoły, przecież mieli taki sam kolor oczu. Koleżanki rzeczywiście jej
uwierzyły i każda zazdrościła jej szmaragdowych, pięknych tęczówek. Brzydka nie
była, miała w sobie pewien urok. Nie malowała się i nie robiła niczego z
włosami. Ciuchy lubiła raczej męskie niż damskie, ale zdarzało jej się ubrać
adekwatnie do sytuacji. Na przykład dzisiaj. Specjalnie dla Matthiasa ubrała
sukienkę – białą w różowe kwiaty. Wiedziała, że chodzi tu codziennie. Nowa odsłona Andi zaskoczyła wszystkich. Zazwyczaj spotykano ją ubraną w ciemne
kolory, nigdy jasne, a co dopiero sukienki czy spódnice? To naprawdę wyglądało,
jakby się zakochała! A to przecież nie tak. Po prostu podobał jej się jakiś
chłopak. Nie szukała głębszych relacji. Przecież gdyby miała się z kimś
spotykać, miałaby wielki problem z ukryciem tego czym zajmuje się po szkole.
Poza tym nie powie przecież nikomu, że jest demonem!
Matthiasa poznała na poprawie z
chemii. Nie zaliczyła ostatniego sprawdzianu, a więc musiała zjawić się po
lekcjach w sali numer 102. Nie było wolnych miejsc, więc musiała przysiąść się do niego. W klasie zostali jako ostatni. Znudzona nauczycielka po prostu
wyszła do toalety, a oni zaczęli rozmawiać. Początkowo podpowiadali sobie
nawzajem, chociaż byli z zupełnie różnych klas i lat – on był starszy od niej o
2 lata. Andi nie była jednak głupia. Uczyła się bardzo dobrze i nawet jakoś się
sprawowała – Laura nie musiała przychodzić do niej do szkoły jak kiedyś.
Sprawdzian zawaliła z powodu misji w Nox. Nie omieszkała napomnieć tego
Sorathielowi, który obiecał w zadośćuczynieniu kupić jej to, co będzie chciała.
Wybrała nową książkę. Nigdy nie czytała romansów i uważała je za głupie, ale
skoro koleżanki ją namawiały to czemu nie? Lektura nie była zła.
Od poprawy chemii, gdy widywali
się na korytarzu, mówili sobie „cześć”. Kilka razy zatrzymali się nawet, żeby ze
sobą pogadać. Jej przyjaciółki nie mogły w to uwierzyć.
– W sumie to byście do siebie
nie pasowali.
– No, Andi w ogóle jest taka
specyficzna.
– Przydałby ci się ktoś bardziej
męski!
Andi znowu westchnęła.
– Ale ja nie chcę być w żadnym
głupim związku – burknęła niezadowolona, zakładając ręce na piersi. – Po prostu
Matthias jest fajny.
Wszystkie dziewczyny stanęły jak
wryte. 14-letnia demonica nie wiedziała o co im chodzi i podążała dalej
przed siebie.
– Cześć, Andi – przywitał się
rozbawiony chłopak. Dziewczynie mało szczęka nie wypadła na ziemię. Przez
chwilę nie wiedziała co powiedzieć. Przecież musiał usłyszeć to, co o nim
mówiła! Tak poza tym to… musiał się domyślić, że mu się podoba! No, bo nie
rozmawiałaby z przyjaciółkami o nim, gdyby nie była w nim zabujana! No, nie!
Na jej polikach pojawiły się
rzadkie rumieńce o różowym kolorze.
– Hej – burknęła, nie wiedząc
jak się zachować. Spojrzała natychmiastowo w bok. Gdy odszedł już do swoich
koleżanek, przyjaciółki podbiegły do niej piszcząc jak oszalałe. Jedna ciągnęła
ją za sukienkę, druga za rękę, trzecia skakała w miejscu, jakby miała ADHD. Nie
rozumiała o co im chodzi. Przyglądała im się z nierozumną miną.
– Co? – spytała, rumieniąc się
jeszcze bardziej.
– Śmiał się do ciebie!
– Był taki uroczy!
– Bierz go, mała!
Andi wzruszyła ramionami, nie
komentując ich zachowania. Zazwyczaj grała chłodną. W organizacji wszyscy jej
powtarzali, że czasem zachowywała się jak Laura. Może to dlatego, że z całego
tego zgromadzenia to ją lubiła najbardziej? Poniekąd była jej autorytetem.
– Koniec tego śmieszkowania,
idziemy do sklepu – westchnęła.
Nowo otwarta galeria handlowa
znajdowała się nieopodal ich szkoły. Teraz wszystkie dzieciaki i nastolatki
chadzały do niej po szkole. Andi zazwyczaj odwiedzała tutejsze księgarnie, niezbyt
lubiła sklepy z ciuchami – jeżeli chodziło o ubraniowe zakupy, zawsze
wykonywała je za nią Amy, o dziwo jej wybory zawsze były słuszne, wiedziała co
mała demonica lubi. Bywało też, że Andi chodziła z koleżankami na jakiś koktajl czy
lody, w końcu było lato, warto było się ochłodzić.
Dzisiejszy plan był taki jak zwykle. Dziewczyny
idą popatrzeć na ciuchy – jedna z nich chciała kupić sobie kapelusz nad morze,
a ona pójdzie do księgarni obok i kupi sobie kilka upragnionych nowości
książkowych. Wczoraj była premiera „Krwawego noża”. Uwielbiała thrillery,
kryminały i horrory. Jeżeli chodziło o przedział wiekowy to zdecydowanie wolała książki przeznaczone dla dorosłych. Młodzieżowe były jakoś wyjątkowo mało krwawe i takie
ograniczone w fabule! Potrzebowała czegoś mocnego, w końcu była demonem.
Odprowadzona przez przyjacielskie chichoty,
związane z postacią Matthiasa, rozdzieliła się z przyjaciółkami przy rogu pierwszego
piętra. Od książkowego świata dzieliło ją tylko kilka kroków. Już z daleka
czuła przecudowny zapach nowego papieru. Sam widok księgarni radował jej
demoniczne serce. Gdy tylko się tam
zjawiała, dopadała się do najbliższego regału z upragnioną twórczością –
zazwyczaj były to nowości. Tylko czemu jej kryminały były zawsze w towarzystwie
tych landrynkowych młodzieżówek? Straszliwie ją to irytowało. Często celowo
przestawiała twory książkowe i układała je wg. własnego upodobania. Tak było i
tym razem. Kiedy upragnione dzieło trafiło już w jej ręce, ukradkiem zaczęła
przestawiać papierowych przyjaciół i wrogów. Na szczęście ekspedientki nie było
widać.
– Co ty robisz? – znajomy głos rozległ się tuż za jej plecami. Mało nie podskoczyła do góry.
– Andariel, idioto! – oburzyła się. Odwróciła
się do brata wraz z książką i uderzyła go nią w pierś. Mimo, że się cieszyła,
spojrzała na niego karcąco. – Musisz mnie teraz nawiedzać nawet w księgarni?
– Nie zrobiłbym tego, gdybym nie musiał –
mruknął niepocieszony chłopak. Owszem, byli rodzeństwem, ale proces czułości
już dawno się między nimi skończył. Tak, kochali się jak brat i siostra na tyle, ile ich demoniczność na to pozwalała, dobrze
się rozumieli, jednak ich stosunki przy ludziach zdawały się być bardzo
oficjalne.
Andariel na szczęście nie przeszedł na stronę
wroga. Uważnie ich obserwował i przekazywał jej od czasu do czasu jakieś
niezbędne informacje, które potem mogła wykorzystać przeciwko demonom.
Zazwyczaj spotykali się pod drzewem nieopodal organizacji, dlatego dzisiejsze spotkanie
ją zaskoczyło.
– Coś się stało? – spytała, unosząc brew do
góry.
– Radziłbym ci się stąd wynieść – westchnął
chłopak. – Lada moment rozpęta się tu prawdziwa burza demonów. Departament nie
wie, że tu jesteś. Jak się wszyscy na ciebie rzucą, nie uciekniesz.
Andi zrobiła zdziwioną minę.
– Jak to? – spytała. – Po co departament miałby
atakować niewinnych ludzi w galerii handlowej?
– Spytaj ich, nie mnie, a najlepiej to nie pytaj
nikogo, tylko zwiewaj do Nox.
Demonica nie protestowała, tym bardziej, że
lampa nad głowami czytelników zaczęła przedziwnie migać. W górze czuła ciężką
chmurę nieprzyjemnych zdarzeń.
Andariel zniknął, a ona odstawiła książkę na
honorowe miejsce na czubku piramidy nowości i wybiegła na zewnątrz. Przed
oczami mignął jej różowy kosmyk włosów. Stanęła gwałtownie w miejscu i
przełknęła ślinę. Sapphire. Przeszła obok niej i zaśmiała się kpiąco, jakby
wiedziała, że tutaj jest. Ale przecież jej nie widziała, jak to możliwe? A może
ta Sapphire to tylko złudzenie? To ona najczęściej objawiała się przez ten rok
organizacji Nox. Jej włosy stały się charakterystyczne dla sytuacji
krytycznych. Tak, wiedziała, ze za chwilę coś się stanie i wcale się nie
zdziwiła, gdy grube szyby galerii zaczęły pękać, a do środka jak czarna, wielka
masa włamała się chmara demonów. Nie musiała czekać. Ludzie od razu zaczęli
panikować i uciekać, na dodatek w jej stronę. Szła pod prąd,
kiedy inni obijali się o nią łokciami. Bardzo jej się to nie podobało. Ludzi
nawet nie obchodziło co tu robi i dlaczego idzie w stronę zagrożenia, a ona po
prostu wiedziała, że swój swego nie tknie. Ta tępa, czarna masa doskonale
zdawała sobie sprawę z tego, że jest demonem. Póki ich nie potraktuje jak
wroga, będą sądzić, że jest po ich stronie. Świetnie. Teraz wypadałoby znaleźć
przyjaciółki. Ale… w którym sklepie były?
Andi wymacała kieszenie i wydała z siebie krótki
jęk zawodu. Przecież telefon zostawiła w organizacji. Stwierdziła, że skoro
dziś nie ubiera spodni to i nie musi brać komórki. Nigdy więcej nie założy
sukienki! Zostało jej po prostu wydostać się z galerii. Zetknięcie z
departamentem mogło być dla niej zgubne. Wiedziała, że to egoistyczne zostawiać
swoje przyjaciółki w tej potężnej galerii, ale nie miała wyboru. Obiecała
szefowi Nox, że jeżeli kiedykolwiek w jej obecności stanie się coś poważnie
„demonicznego” to wtedy da mu o tym natychmiastowo znać, a nawet jeżeli nie mu
to komuś innemu w organizacji. Najbliżej nowej galerii mieszkała Laura z
Nathielem. To do nich pobiegnie.
Kolejna porcja tłumów przebiegła obok niej i
popchnęła ją na szklaną ścianę sklepu z ciuchami. Miała wrażenie, że wśród
wybiegających za drzwi ludzi, znajdowały się jej przyjaciółki. A może to tylko
przywidzenie? Jeżeli naprawdę uda im się uciec – będzie wdzięczna losowi. Wtedy
nie będzie miała wyrzutów sumienia, że im nie pomogła.
Andi postanowiła zjechać windą na najniższe
piętro galerii. Kilka dni temu zjechały tam z koleżankami. Okazało się, że jest tam magazyn. Można było z niego wyjść tylnym wyjściem. Mało osób o tym wiedziało.
Zazwyczaj na dole stal ochroniarz, ale prawdopodobieństwo, że uciekł było wysokie.
Podbiegła do windy i wcisnęła przycisk.
Zniecierpliwiona zaczęła przystępować z nogi na nogę. Spoglądała na
przestraszonych ludzi do których dobierało się stado demonów. Wywołało to na
jej twarzy niemały grymas. Chciała wyjąć nóż z kieszeni, ale znów się zorientowała,
że nie wzięła go z domu. Kto by pomyślał, że sukienka okaże się fatalnym
pomysłem? Swoich mocy nie chciała używać. To jedna z wad życia na Ziemi. Jej moce były bardzo słabe, nierozwinięte, nie radziła sobie z nimi.
Andi postanowiła, że w domu spali tą jaskrawą sukienkę. Przecież sam Nathiel powtarzał zawsze, że obojętnie gdzie się jest, powinno się mieć ze sobą exitialis. Ten kretyn miał racje. Chociaż raz.
Andi postanowiła, że w domu spali tą jaskrawą sukienkę. Przecież sam Nathiel powtarzał zawsze, że obojętnie gdzie się jest, powinno się mieć ze sobą exitialis. Ten kretyn miał racje. Chociaż raz.
Winda nadjechała. Gdy do niej wsiadała,
przeklinała w duchu jej ociężałość i powolność. Uporczywie klikała na przycisk
z cyferką –1. Zanim jeszcze drzwi się zamknęły, weszły za nią dwie osoby.
Pewnie by się nimi nie zainteresowała, gdyby nie fakt, że te osoby w ogóle się
nie bały. Spojrzała niepewnie do góry i wstrzymała dech. Plecami do niej stała
zielonowłosa Lamiere i Raiden z przepaską na oku. Przywarła do ściany windy,
nie wiedząc co zrobić. Czy
podejrzane nie wydawałoby się to, że ma szmaragdowe oczy? A włosy?
Spuściła wzrok w dół. Czuła jak demoniczne serce wali jej w
piersiach. Co robić? Przecież w końcu muszą zwrócić na nią uwagę. Wiedzieli, że
z kimś wsiadają do windy!
– Zjadłabym lody – usłyszała dziewczęcy,
znudzony głos.
– Jak wrócimy to będziesz mogła je sobie wziąć z
zamrażarki. O ile te cieniste pokraki jej nie zniszczyły – odpowiedział
obojętnie Raiden, wzruszając ramionami. – Ale teraz mamy coś do zrobienia.
– Nie chce mi się.
– Mi też nie. W ogóle ta cała akcja z wzięciem
ludzi jako zakładników w galerii handlowej jest głupim pomysłem.
Lamiere nie odpowiedziała. Zaczęła gładzić swoje
długie włosy czułym gestem.
Andi błagała w duchu, aby nie oglądali się do
tyłu. Miała też nadzieję, że nie zjadą na to samo piętro co ona. Niestety, los
wolał być okrutny. Jechali w to samo miejsce. Gdy znaleźli się na dole, nie
wytrzymała presji i wybiegła przed nimi. Dwa demony spojrzały za nią
nierozumnie. Były szybsze niż ona. Skutecznie zamknęły drzwi wjściowe. Niech to szlag!
Chociażby za nie szarpała, to nic nie dawało! I co jej
teraz zrobią?! Zaciukają?! Jaka była głupia! Zachowała się jak Nathiel, który
ryzykuje nie zastanawiając się nad konsekwencjami! A mogła się skryć gdzieś za
schodami i przeczekać!
Z bezradnością malującą się w oczach spoglądała
na klamkę, którą trzymał cienisty dym. Słyszała, że kroki demonów są coraz
bliższe. W głowie powtarzała tylko, żeby nie pokazywać swoich oczu. A co jeżeli i bez tego wiedzą kim jest?
Nie wiedziała czy to jej wyobraźnia, czy realia
– czuła na swojej szyi mrożący oddech demona.
– Nie mamy drogi ucieczki, co? – szepnął jej do
ucha Raiden. Przeszły ją ciarki. Nawet nie wiedziała co mogłaby odpowiedzieć.
Jej waleczna natura i pyskata buzia straciły swoją moc w momencie zagrożenia.
Przed oczami widziała tragiczne sceny śmierci. Przypominało jej się wszystko,
co dotychczas przeżyła, jak dobrze było jej w Nox, że nawet lubiła tego idiotę
Nathiela, a Aura nie była takim złym dzieckiem… Ale potem drzwi ustąpiły pod
naciskiem i wypadła na światło dzienne, lądując na betonowym podjeździe.
Syknęła, bo zdarła sobie skórę rąk. Na szczęście nie w takim stopniu, żeby miał
zacząć wyciekać jej demoniczny dymek. Wciąż bała się spoglądać w tył. Niepotrzebnie. Oni
doskonale wiedzieli kim jest.
– Leć, Andi, wezwij swoich przyjaciół. Czekamy
na nich – zaśmiał się Raiden, a potem zamknął potężne wrota od magazynu i
zniknął w półmroku. Mała demonica odzyskała swoją waleczność. Prychnęła głośno
i splunęła pod same drzwi. Skoro już została rozszyfrowana, mogła robić co
chciała.
– Pedał! – wykrzyknęła w stronę zamkniętych
drzwi, powstrzymując się od wulgarnego gestu, jakim było wystawienie środkowego palca. To zresztą bez sensu, drzwi jej niczego nie zrobiły.
Gdy się podniosła, dostrzegła wielką dziurę w
sukience na poziomie kolana. Przeklęła pod nosem w taki sposób, że babcie
wychodzące z kościoła mogłyby się przestraszyć. Na szczęście ich tu nie było, generalnie po ludziach nie było śladu. Na demony ponarzeka później. Teraz musi
pędzić do Laury i Nathiela.
Co im powie? Prawdę, to na pewno. Słyszała coś o
tym, że mają jakiś urlop, ale przecież w krytycznych sytuacjach nie może go
uwzględniać, prawda? Jak już wspominała – Lauriel (lubiła ich tak nazywać, to
takie ładne połączenie imienia Laura i Nathiel) mieszkają najbliżej galerii,
tak więc to tam podąży najpierw. Dlaczego miała dziwne wrażenie, że to co
dzieje się w galerii handlowej było planowane od dłuższego czasu? Madlene
mówiła coś przelotnie o jakichś dziwnych wróżbach, gdzie pojawiała się galeria
handlowa, śmierć, nieszczęścia i inne takie. Musiało chodzić właśnie o to! Ale
zaraz… Czy to nie oznacza, że ktoś zginie? Chyba, że chodzi o tych wszystkich
ludzi, których dopadły demony. Na pewno ktoś zginął. Media zaraz to nagłośnią.
Pewnie będzie mowa o jakiejś zmyślonej mafii, która po raz kolejny zaatakowała
miasto. Departament był jak mafia, ale nie do końca jak ta ludzka. Oni byli
groźniejsi. Nie załatwiali ludzi konkretami, a niszczyli ich powoli, powoli,
czyniąc ich ofiarami swoich tortur. Nox też było przez nie torturowane. To
musiało być ich kolejne, choć odrobinę dramatyczniejsze przedstawienie. Teraz
zginą niewinni ludzie, a na następnym to Nox zacznie ginąć. Przeczuwała to.
Departament się niecierpliwił.
Andi przeskoczyła przez płot obcego domu i
podarła sukienkę. Jacyś ludzie krzyczeli na nią w oddali, że bezcześci ich
trawniki. Nie przejmowała się tym. I tak wszystko pójdzie na Nathiela, bo
oficjalnie w tych kręgach mieszkalnych była jego kuzynką – dobrze, że nie
siostrą, tego by nie przeżyła, Andariel jej wystarczy.
Nie lubiła pukać do domu Auvreyów, zazwyczaj
mieli otwarte drzwi, wobec czego wchodziła do nich jak do własnego domu. Dziś
było jednak inaczej. Gdy zaczęła się szarpać z klamką, drzwi nie chciały
ustąpić. Zaczęła się zastanawiać czy przypadkiem Nathiel i Laura byli w domu?
Musieli być. Sam Nathiel chwalił się jej, że „będzie się opierniczał w łóżku
żrąc chipsy”. Na pewno tak zrobił, to w jego stylu. Zresztą zakupów narobili na
kilka dni, musieli tu zostać. Co mogła zrobić? Po prostu zaczęła walić pięściami
w zamknięte drzwi. W duchu jak mantrę powtarzała: otwórzcie, bo przecież nie
będzie się drzeć, ludzie wkoło i tak dziwnie na nią patrzyli.
A co jeśli naprawdę nie było ich w domu?
***
Otworzyłam oczy w momencie, gdy rozległo się
głośne pukanie. Początkowo myślałam, że to listonosz, ale przecież żaden z nich
nie pukał z takim natężeniem. To nerwowe, niemiarowe stukanie dłońmi w
drewniane przejście, kojarzyło mi się z rozpaczliwym wołaniem dziecka o atencje.
Gdy przetarłam oczy, uświadomiłam sobie jednak, że Aury z nami nie było, a chyba nie uciekła od Amy i Sorathiela. Z drugiej strony: czy miałaby na tyle
siły, żeby walić do drzwi jak mężczyzna uprawiający boks? Wątpię.
Potarłam czoło z nadzieją, że ten ktoś się
oddali. Ukradkowo spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Przecież gdyby coś się
wydarzyło w Nox, Sorathiel za chwilę by dzwonił. Może to jakiś alkoholik, żul, narkoman,
pijany Ethan, nie wiem. Te pukanie zaczynało mnie coraz bardziej irytować. Ktoś
nie miał lepszych zajęć z rana?
Tym razem spojrzałam na zegar ścienny. Jęknęłam.
Było południe, dokładnie godzina 14, a ja spałam sobie w najlepsze w łóżku z
demonem. To prawda, że poszliśmy późno spać, dużo też wypiliśmy – butelki
porozrzucane wkoło łóżka temu dowodziły. Tak naprawdę nigdy nie widziałam większego
burdelu wkoło siebie. Ciuchy leżały wszędzie. Koszulka Nathiela na oparciu
fotela, moja sukienka na parapecie okna, skarpetka na stole w
szklance wody. Pokój niczym oprószony solonym śniegiem, mienił się kawałkami
rozdrobnionych chipsów, puste opakowania po ciasteczkach jak brutalnie
zgniecione butem świeciły w słońcu folią. Ten nieporządek przyprawił mnie o
zawrót głowy. A może to nie nieporządek, a po prostu efekt wypicia zbyt dużej
ilości alkoholu? Przysięgam, nigdy w swoim życiu nie zaszalałam tak bardzo jak
tej nocy. Nathiel jednak sądził, że mi się należało. Nie do końca nawet
pamiętam co robiliśmy, choć można było się tego domyśleć po stanie ubioru w
jakim się znajdowaliśmy. Tylko kołdra zasłaniała nasze ciała.
Spojrzałam na śpiącego głęboko Nathiela, który
nawet nie przejął się głośnym waleniem do drzwi. Chrapał z otwartą buzią i nawet teraz był cholernie przystojny. To zadziwiające, że w każdej sytuacji dobrze wyglądał.
Nawet gdy był ranny i mało nie umarł, przypominał młodego Boga.
Przeklęte demony. Moja połówka odjęła mi trochę z wyglądu. Na pewno było po
mnie widać, że miałam ciężką noc.
Szturchnęłam Nathiela, żeby się obudził.
– Ktoś wali do drzwi. – Zdziwiłam się brzmieniem
swojego głosu. Był ochrypły i niski, może jeszcze nie do końca trzeźwy? Jak
nisko upadłam. Sądząc po niezrozumiałych burknięciach Nathiela, zawierających w
sobie słowa „pomidor”, „demony”, „seks”, „krem do golenia”, „fermentacja”, mogłam
być jednak dumna, że nie upadłam aż tak nisko jak on.
– Fermentuje mi w żołądku. Demony wszędzie.
Pomidorem ich! A potem kremem do golenia! Zero seksu z demonami, w ciula mnie
zrobią – mruczał już bardziej wyraźnie.
– Nathiel – westchnęłam. Uszczypnęłam go w polik
i dopiero to dało upragniony efekt. Jęknął coś niewyraźnie i otworzył nareszcie
oczy. Tyle, że zamiast przejąć się pukaniem do drzwi, uśmiechnął się do mnie
szeroko w uwodzicielski sposób. Seksowny demon na dzień dobry. I niech się
pali, wali, wybucha, on i tak musi pozostać sobą.
– Hej, maleńka, było ci dobrze? – spytał niskim,
uwodzicielskim głosem.
Przewróciłam oczami i stwierdziłam, że
przemilczę tą kwestię. Skończył się dzień dobroci dla demonów.
Z podłogi zebrałam biały, puchaty szlafrok.
Założyłam go na siebie i ruszyłam w stronę drzwi. Nie bałam się ich otwierać.
Miałam dziwne przeczucie, że to ktoś znajomy. Wnętrze podpowiadało mi, że to
mogłyby być la bonne fee z jakąś błahą informacją, która nie zmieni mojego
życia, ale realia oczywiście były zupełnie inne.
– Laura, do cholery! – jęknęła Andi, wznosząc
ręce ku niebiosom. – Nareszcie!
– Miłe przywitanie jak na 14-latkę – mruknęłam. Owinęłam się dokładniej moim cieplutkim szlafrokiem, choć na dworze było dziś
gorąco. – Co się stało?
– Departament! – wykrzyknęła mała demonica. To
mi wystarczyło, żeby stwierdzić, że sprawa jest naprawdę poważna. Bez słowa
wciągnęłam ją do środka. Małe, demoniczne, szmaragdowe oczka świeciły się w
dziwny sposób. Zupełnie, jakby przed chwilą przeżyła coś naprawdę
emocjonującego. Nawet nie zdążyłam zamknąć drzwi, a ona już zaczęła krzyczeć w
wielkim skrócie to, co się wydarzyło:
– Andariel! Wszyscy! Raiden! Lamiere! Galeria!
Atak! Moje przyjaciółki!
– Andi, uspokój się, to co mówisz nie ma sensu –
westchnęłam bezradnie. Dopiero wtedy
zaaferowanie nastolatki minęło. Wzięła kilka głębokich wdechów. Oczywiście
niedane było jej zacząć historii. W drzwiach pokoju pojawił się Nathiel. Andi
jęknęła donośnie i zasłoniła dłońmi twarz.
– Nie chciałam tego widzieć, do cholery, nie
chciałam! – warknęła. – Moje oczy, moje życie, ja pieprzę! Umrę! Cholera!
Spojrzałam w tył i przybrałam pokerową minę.
Nathiel stał przed nami tak, jak go matka na świat wydała. Golutki. Nie za
bardzo wiedział co się dzieje. Wciąż był zaspany. Ręką przeczesywał i tak już
zmierzwione włosy, szmaragdowe oczy były jeszcze przymrużone sennością. Cóż,
widok nagiego Nathiela musiał być dla Andi wielkim szokiem, dlatego nie
skarciłam jej za to nietaktowne słownictwo.
– Co? – spytał Auvrey nierozumnie. Wskazałam palcem na dół i spojrzałam na niego
znacząco. Dopiero wtedy zorientował się, że jest całkowicie nagi. Oczywiście
jego reakcja nie była ani trochę dziwiąca. Zachichotał, zwrócił swoje dwa,
blade pośladki w naszą stronę i zniknął w pokoju.
– Już? Mogę? – spytała załamana Andi, wciąż
trzymając dłonie na oczach.
– Tak.
Demonica
odsłoniła niepewnie twarz i wychyliła ostrożnie głowę za moje ramię. Odetchnęła
z ulgą, gdy zorientowała się, że Nathiel poszedł założyć na siebie spodnie.
Mimo tego, ze wciąż wyglądała na załamaną męskimi widokami, była już w stanie
opowiedzieć mi historię. Mówiła szybko, z przejęciem, odrobinę chaotycznie. Jej mowa przepełniona była nadmiernymi emocjami i uczuciami, bardzo
przy tym gestykulowała, na szczęście byłam w stanie ją zrozumieć. Miałam ochotę
przekląć. Dlaczego wtedy, kiedy nareszcie chcieliśmy odpocząć, departament
musiał się odezwać? Wiem, to bardzo egoistyczne, ale jedna noc i następny dzień
spędzony ze skutkami picia ciążącymi w głowie to za mało. Jak mamy ratować tych
ludzi, skoro to najpierw nas trzeba ratować przed wszechmocną potęgą kaca?
Odchodząc myślami od własnej osoby, zaczęłam
zastanawiać się co demony mają na celu, bo to, że chcą nas sprowokować do
przyjścia do nich – to na pewno. Kolejne przedstawienie? Czy może konkretna
rzeź? Bałam się. To będzie pierwsza misja z moją osobistą grupą pod skrzydłami
– to po pierwsze, po drugie znowu nie wiedzieliśmy co nas czeka. Musieliśmy
powiadomić o tym Sorathiela. Zanim Nathiel pojawił się w salonie ubrany w
spodenki, wykręciłam już numer do jego przyjaciela. Był spokojny, choć na pewno
nowa wieść go poruszyła. Pod galerię postanowił wysłać swojego najlepszego szpiega – Arena. Nam zalecił jak
najszybsze zjawienie się w organizacji. Przy okazji powiedział, że przykro mu z
powodu nieudanego urlopu. Mi nie było przykro. Jeden dzień odpoczynku okazał
się zbawienny, ale drugi przydałby się na odespanie tego, co się działo. Trudno.
Czas ruszać na misję.
***
Wszystko było ustalone, choć doskonale wiedzieliśmy,
że strategia w tej sytuacji nie jest korzystna. Wobec departamentu wszystko się
sypało i żadne grupy nie miały prawa bytu, chyba, że naprawdę mocno trzymały
się swojego opiekuna. Spoglądałam na przerażone twarze nowych łowców i już
wiedziałam, że będę ich niańką. Błagałam o to, aby nie mieli bezpośredniej
konfrontacji z demonami, a już szczególnie nie z członkami departamentu – w
starciu z nimi mało kto mógł przeżyć. Wiedziałam, że jeżeli ktoś z nich
wałczyłby z nami na poważnie, nie przeżylibyśmy. Demony zawsze się z nami bawiły,
nie używając pełni swoich mocy. Kpili z łowców. Nasze starania były dla nich po
prostu zabawne, a starcia z nami dostarczały im rozrywki.
Gdy wychodziliśmy z organizacji, zauważyłam jedną
istotną rzecz, która mogła być dla mnie pocieszeniem. Amy najwyraźniej dogadała
się z Sorathielem, a to wszystko dzięki naszej Aurze. Ponoć strasznie płakała, gdy
nas nie było i biegała po całym domu nawołując Nathiela. Samotna Amy nie dawała
sobie z nią rady i wylewała łzy, biorąc udział w małej gonitwie po domu.
Sorathiel okazał się nie być do końca bez uczuć. Pomógł jej i okazał się
świetnym opiekunem, Aura momentalnie go pokochała. Gdy siedzieli przy obiedzie,
nareszcie zaczęli rozmawiać ze sobą na temat przyszłości. Moje przypuszczenia okazały
się prawidłowe. Sorathiel naprawdę martwił się o przyszłość rodziny. Nie
odzywał się i był jeszcze bardziej zajęty z tego powodu, że opracowywał
przyszłe strategie i wypełniał całą robotę ze zdwojoną siłą, byleby jak
najszybciej pozbyć się departamentu i móc zająć się Amy. Początkowo bardzo nie
spodobał mu się fakt, że jest w ciąży, ale w końcu stwierdził, że posiadanie
własnego dziecka może być całkiem fajne. Aura pod koniec dnia zasnęła z
Sorathielem na sofie, a szczęśliwa Amy otuliła ich kocem. Jej opowieść była
krótka i chaotyczna, ale zdołałam zrozumieć całość jej radości. Od razu
wyglądała lepiej i ciążowe dolegliwości zdawały się ją mniej obchodzić i
dręczyć. To dobra wiadomość. Jedyna dobra tego dnia. Oczywiście Aura cieszyła
się na nasz widok, ale szybko zasmuciła, gdy usłyszała, że idziemy na jakąś
misję. Przestała się do nas odzywać i poszła do pokoju pobawić się w
samotności. Obiecałam jej, że gdy wrócimy, zajmiemy się nią, ale dla niej
liczyło się tylko tu i teraz. Cała Aura. Kwintesencja dziecinnej chciwości.
Do tej pory nie miałam zbyt wielu okazji, by
zapoznać się ze swoją grupą. Dopiero teraz mogłam z nimi porozmawiać i
dowiedzieć się czegoś więcej na ich temat. Jak w przedszkolu zaleciłam im
opowiedzenie czegoś o sobie na forum podróżniczym. Nie mieliśmy czasu na
siedzenie w organizacji, wszystko załatwialiśmy w drodze do galerii. Była nas szóstka. Ja, Andi i czwórka nowych
członków. 15-letnia Jamie, która miała twarz jak 10-latka – niewinna, nieśmiała
malarka, która całe życie spędziła z demonami. Jej historia jest długa.
To było jakieś pół roku temu. Wkradliśmy się do tzw. hotelu demonów. Jamie była ich służącą od 6 roku życia. Nie bardzo wiedziała na jakich zasadach opiera się świat. Mieszkała w ciemnościach, w piwnicy. Rzadko dostawała jedzenie, musiała się po nie wymykać do lasu. Demony zabiły jej rodzinę, a ją uczyniły swoją niewolnicą. Gdy ją spotkaliśmy była blada, chuda i przerażona. Zaatakowała Nathiela deską wyrwaną z podłogi piwnicy, bo myślała, że jesteśmy jej wrogami. Po całej akcji porozmawialiśmy ze sobą i postanowiliśmy przygarnąć ją do Nox. Po kilku dniach odnaleźliśmy jej ciotkę, która się nią zajęła. Jamie sama przyszła do nas po kilku miesiącach i poprosiła o to, byśmy ją przyjęli do organizacji. Oczywiście się zgodziliśmy.
Następną osobą była Ava. Wysoka atletka o lisim uśmiechu i odstających uszach. Nie miała zbyt fascynującej historii. Zaciągnął ją w nasze szeregi Aren – tak samo jak Madlene, chodziła kiedyś z nim na zajęcia. Była ich równolatką. Pół demon ognia, pół demon ziemi, iście pomieszany charakter. Madlene była o nią straszliwie zazdrosna i nie odzywała się do Arena przez 3 dni. Energiczna, czasem za głośno mówiła i nie świeciła inteligencją, ale zawsze słuchała rozkazów i dobrze je wykonywała.
Noah miał lat 16. Od zawsze wierzył w demony – jego ojciec interesował się ich tematyką i zgromadził potężną ilość dzieł na ich temat. Obydwoje byli zapalonymi maniakami Reverentii. Może dlatego demony bliżej się nimi zainteresowały. Sami do nas przyszli i poprosili o pomoc, choć nie mam pojęcia jak nas znaleźli i skąd wyczytali, że zajmujemy się egzorcyzmami. Odprawiliśmy nasz demoniczny rytuał, a Noah uratował plecy Sorathiela od ostatniego z wrogów, który skrył się w cieniu lampy. Na początku nie chciał się zgodzić na dołączenie do nas, ale ostatecznie sam przyszedł i zadeklarował się, że dołączy do Nox.
Michael to 19-latek , który miał nieprzyjemność studiować na kierunku z którego w każdym tygodniu znikała kolejna osoba. Gdy dowiedzieliśmy się o tym, że chemię na studiach wykłada demonica, akurat przyszedł do niej na konsultacje. Mieliśmy go ocalić, ale Sorathiel w ostatniej chwili powstrzymał nas przed wkroczeniem do akcji. Michael ogłuszył demonicę krzesłem, a potem wypchnął ją przez okno. Po tej sytuacji był w takim szoku, że utracił przytomność. Obudził się w Nox, gdzie powiedział, że dołączenie do nas to cholernie zły pomysł, bo czuje się, jakby wstępował do sekty, ale zrobi to.
To było jakieś pół roku temu. Wkradliśmy się do tzw. hotelu demonów. Jamie była ich służącą od 6 roku życia. Nie bardzo wiedziała na jakich zasadach opiera się świat. Mieszkała w ciemnościach, w piwnicy. Rzadko dostawała jedzenie, musiała się po nie wymykać do lasu. Demony zabiły jej rodzinę, a ją uczyniły swoją niewolnicą. Gdy ją spotkaliśmy była blada, chuda i przerażona. Zaatakowała Nathiela deską wyrwaną z podłogi piwnicy, bo myślała, że jesteśmy jej wrogami. Po całej akcji porozmawialiśmy ze sobą i postanowiliśmy przygarnąć ją do Nox. Po kilku dniach odnaleźliśmy jej ciotkę, która się nią zajęła. Jamie sama przyszła do nas po kilku miesiącach i poprosiła o to, byśmy ją przyjęli do organizacji. Oczywiście się zgodziliśmy.
Następną osobą była Ava. Wysoka atletka o lisim uśmiechu i odstających uszach. Nie miała zbyt fascynującej historii. Zaciągnął ją w nasze szeregi Aren – tak samo jak Madlene, chodziła kiedyś z nim na zajęcia. Była ich równolatką. Pół demon ognia, pół demon ziemi, iście pomieszany charakter. Madlene była o nią straszliwie zazdrosna i nie odzywała się do Arena przez 3 dni. Energiczna, czasem za głośno mówiła i nie świeciła inteligencją, ale zawsze słuchała rozkazów i dobrze je wykonywała.
Noah miał lat 16. Od zawsze wierzył w demony – jego ojciec interesował się ich tematyką i zgromadził potężną ilość dzieł na ich temat. Obydwoje byli zapalonymi maniakami Reverentii. Może dlatego demony bliżej się nimi zainteresowały. Sami do nas przyszli i poprosili o pomoc, choć nie mam pojęcia jak nas znaleźli i skąd wyczytali, że zajmujemy się egzorcyzmami. Odprawiliśmy nasz demoniczny rytuał, a Noah uratował plecy Sorathiela od ostatniego z wrogów, który skrył się w cieniu lampy. Na początku nie chciał się zgodzić na dołączenie do nas, ale ostatecznie sam przyszedł i zadeklarował się, że dołączy do Nox.
Michael to 19-latek , który miał nieprzyjemność studiować na kierunku z którego w każdym tygodniu znikała kolejna osoba. Gdy dowiedzieliśmy się o tym, że chemię na studiach wykłada demonica, akurat przyszedł do niej na konsultacje. Mieliśmy go ocalić, ale Sorathiel w ostatniej chwili powstrzymał nas przed wkroczeniem do akcji. Michael ogłuszył demonicę krzesłem, a potem wypchnął ją przez okno. Po tej sytuacji był w takim szoku, że utracił przytomność. Obudził się w Nox, gdzie powiedział, że dołączenie do nas to cholernie zły pomysł, bo czuje się, jakby wstępował do sekty, ale zrobi to.
Tak właśnie przedstawiała się nasza grupa.
Stawiała zaledwie nieśmiałe kroki ku prawdziwemu wojowaniu, ale wiele w nich
było nadziei i waleczności. Mieliśmy być głównie obserwatorami i pomagać tylko
w krytycznych sytuacjach. Przy okazji nie mieliśmy prawa się rozdzielać. Trudno
będzie mi utrzymać ich wszystkich w kupie, szczególnie, że nie wiemy co się
stanie i czy departament specjalnie nas nie rozdzieli. Dlatego właśnie bałam
się wielkiej odpowiedzialności, którą narzucił mi Sorathiel. Bo posiadanie
jakiejś grupy to nie tylko prowadzenie ich ku zwycięstwu. To też opieka nad
nimi i przyjmowanie na swoje barki wszelakich, grupowych porażek. Cały czas się bałam. Nie tylko o siebie, ale o tych, których będę musiała chronić
w chwili zagrożenia.
– Przejmujesz się? – spytała konspiracyjnym
szeptem uważna Andi.
– Trochę. – Stwierdziłam, że nie będę kłamać.
Choć wciąż jest buntowniczą nastolatką, potrafi wiele rzeczy zrozumieć.
– Chyba nie możesz tego traktować zbyt osobiście
– powiedziała już normalnym głosem mała demonica. Wzruszyła ramionami. – Jesteś
przywódczynią, ale przecież wszyscy wiedzą co mają robić i jak się zachować. To
już nie pięciolatki, nie? – Andi spojrzała w tył, a reszta pokiwała głowami.
Wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że byłaby zdecydowanie lepszym przywódcą niż
ja. Zabawna sprawa. Ja nigdy nie miałam przywódczych cech. Raczej wolałam, żeby
ktoś mną prowadził.
– Wiemy, że możemy umrzeć – odezwała się
piskliwym głosikiem Jamie.
– I że nie zawsze wszystko idzie według planu –
dodał z powagą Noah.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
– Sprawiacie wrażenie mniej zestresowanych ode
mnie – stwierdziłam.
– Będę obok, maleńka, nie musisz się martwić –
zaironizowała Andi, udając niski, uwodzicielski głos Nathiela. Cała grupa
zdążyła go już poznać. Wszyscy się zaśmiali. Można powiedzieć, że demonica z
rodu Touraville’ów rozluźniła atmosferę. Ręce nie pociły mi się już tak bardzo,
a serce nie waliło o pierś jak skała o mur. Oczywiście wciąż nie traciłam
czujności, ale mniej się martwiłam. I pomyśleć, że wystarczyła chwila
rozbawienia i ciepłe słowa własnej drużyny, która przecież była całkowicie
nowym składem do którego nawet nie zdążyłam się jeszcze przyzwyczaić.
Dotarliśmy pod wyznaczone miejsce. Kilkadziesiąt
metrów dalej dostrzegłam Nathiela z jego wąską grupą. Uśmiechnął się do mnie i
puścił mi oczko. Czy ten demon nigdy się niczym nie przejmował? Nawet po
ostatniej walce z Sorielem nie zdołał się uspokoić. Jeszcze bardziej palił się
do bicia. Przed wyjściem męczył nas swoim monologiem o treści: jak to nie
załatwi swojego ojca i brata, nakopie im do dupy tak, że z grobu nie wstaną. I
oby. Wszyscy mieliśmy już dosyć departamentu, choć na dobrą sprawę to dopiero
nasze drugie spotkanie z nimi. Musimy być czujni. Przecież nie będą się z nami
wiecznie bawić.
Nie mieliśmy żadnej wygórowanej strategii.
Galeria miała tylko trzy wejścia. Demony na pewno się spodziewały, że nie
wejdziemy wszyscy jednym z nich. Musiały już na nas czekać. Aren zrobił
rozeznanie. Okazało się, że departament nie ma żadnego, określonego położenia.
Chodzą po całej galerii, jakby po prostu robili zakupy. Do fontanny przywiązali
kilkunastu ludzi, którzy prawdopodobnie nie mieli zbyt wielkiego wpływu na
przyszłe dzieje. Najwyraźniej demonom się nudziło. To wszystko przypominało
słabe przedstawienie nad którym nawet nie chciało się aktorom pracować. Jeżeli
chodzi o policje – już dawno się tu zjawiła. Tyle, że departament to
przewidział. Galerie otaczała ogromna bariera do której mogły dostać się tylko
osoby posiadające noże exitialis,
bądź będące demonami lub pół demonami. Departament już zagrzał nam miejsca na
widowni. Szkoda, że gdy tam wejdziemy nasze role drastycznie się zmienią. Byłam słabą
aktorką. Do wszelakich przedstawień w szkołach nie chcieli brać chłodnej kłody,
która potrafiła mówić tylko i wyłącznie zimnym, obojętnym głosem o jednej
tonacji. Tak właśnie unikałam wystąpień, których nienawidziłam. Dzisiaj odbędzie się
jednak to od którego nie zdołałam uciec, a może nawet i nie zdołam z niego
wrócić.
Spojrzałam na Nathiela. Podniósł kciuk do góry,
co oznaczało, że najwyższy czas wkroczyć do akcji. Wzięłam głęboki, bezgłośny
wdech i spojrzałam na swoją drużynę. Chciałam im coś powiedzieć, chciałam ich
jakoś wesprzeć, podbudować, ale nie potrafiłam. Patrzyłam się na nich tępo.
Serce ścisnął mi żal. To były dzieciaki, które czekały na słowo wsparcia.
Jednocześnie w szoku, przerażone, niepewne i gotowe do walki, z iskierką
waleczności gdzieś na dnie serca. Przecież ja ich prowadzę na pewną śmierć.
Jeżeli żadne z nas nie zginie uznam to za cud, a pamiętajmy, że cud to pojęcie
abstrakcyjne i rzadko się wydarza.
Nie umiałam nic powiedzieć. Milczałam, nawet nie
podejmując próby otwarcia ust. Uśmiechnęłam się krzywo, choć chciałam, żeby ten
uśmiech był pokrzepiający. Ręce znów zaczęły mi drżeć. Tym razem nie pomogło mi
nawet spojrzenie w stronę Nathiela. Był zajęty – jako pierwszy wszedł do
galerii. Wiedziałam, że na nas również pora.
Machnęłam ręką i zaprosiłam nowych rekrutów w
siedlisko kipiące złem.
Przepraszam.
Cześć :)
OdpowiedzUsuńOho, lubię nastoletnią Andi! Jest w niej wciąż demon, ale jednocześnie zachowuje się, jak na nastolatkę przystało.
Sukienka bez kieszeni? Ostatnio kupiłam sobie sukienkę w paski i ona nie ma kieszeni, rozumiem ten ból!
Scena z nagim Nathielem - miałam to jako spoiler, ale i tak wielbię! <3
Departament urządza małe branie zakładników. Jaki w tym cel? Sprowadzenie łowców w pułapkę i wypicie ich co do głowy? Nie zdziwiłabym się.
Mam nadzieję, że nikomu nic się nie stanie (nikt nie wróci na tarczy); członkowie grupy Laury wydają się porządni, chętnie poznałabym ich bliżej. Choć imion przez pewien czas nie zdołam zapamiętać.
Czekam na nn ^^
Pozdrawiam! :*