Rozdział temu wybiła połowa WCSa. Nie mogę sobie wyobrazić, co zrobię, kiedy zakończę tę serię. Chyba się poryczę jak bóbr. No, ale jeszcze kilka rozdziałów do napisania, poza tym jest WCO i może napiszę kiedyś kilka ambitnych shotów z życia nastoletniej Aury. Trudno będzie rozstać się z czymś, z czym ma się prawie na co dzień do czynienia.
Rozdział niezbyt długi, znów taki lekko tłumaczeniowy. Soriel coś kombinuje, Patricia jest zaślepiona miłością, a Nox rusza do akcji, żeby dorwać departament. Będzie się działo.
Rozdział niezbyt długi, znów taki lekko tłumaczeniowy. Soriel coś kombinuje, Patricia jest zaślepiona miłością, a Nox rusza do akcji, żeby dorwać departament. Będzie się działo.
***
Czasem wystarczy jedna rozmowa,
jedno spojrzenie i kilka słów, żeby wszystko co złe przestało mieć znaczenie.
Patricia już wiedziała, co to znaczy być zakochanym. Odkąd przyjęła do siebie
tą oczywistą wiadomość i pogodziła się z
tym, przed czym broniła się przez tyle lat, jej życie nabrało kolorów. Soriel wciąż
znajdował się w więzieniu, ostrzeżona przez czarodziejki, które się z nią
policzą, jeżeli zrobi coś głupiego, nie zamierzała go uwalniać. Starała się
cierpliwie czekać i spędzała z nim jak najwięcej wolnego czasu siedząc po
drugiej stronie krat. Nieraz marzyła o tym, żeby przytulić się do niego i
spędzić tak cały dzień, zupełnie nic nie robiąc, ale na spełnienie tego planu
musiała jeszcze poczekać. Swój plan na uwolnienie Soriela wcieliła już w życie,
na razie wszystko szło zgodnie z planem.
Zadowolona i uśmiechnięta
zeskoczyła z ostatniego schodka. Nie był to dobry pomysł, ponieważ niosła ze
sobą wiele szpargałów, których zażyczył sobie Auvrey, i mało się nie potknęła,
ale na szczęście szybko odzyskała równowagę. Nucąc coś cicho pod nosem podeszła
do krat.
Soriel siedział na podłodze po
turecku i przeglądał jakieś pismo dla kobiet, które ostatnio mu podrzuciła. Prawą ręką sięgał do małej miseczki z orzeszkami. Miał na sobie tylko
podarte, czarne spodnie. Brzuch owinięty był świeżym bandażem. Żałowała, że to
nie ona mogła go opatrzeć. Nie pozwolono jej się do niego zbliżać właśnie ze
względu na to, że jest w nim zakochana. Na ostatnich obradach Nox z
sojusznikami, kiedy poruszyła temat młodego Auvreya, powiedziała to otwarcie.
Wtedy też pierwszy raz w życiu broniła kogoś jak lwica. Niektórzy byli
zdziwieni jej waleczną postawą, inni uśmiechali się pod nosem, a jeszcze inni
próbowali odpierać jej argumenty, nie mogąc się nadziwić jej dziwnemu zachowaniu.
Niewiele osób wiedziało przecież o jej kontaktach z Sorielem. Szczególnie
niezadowolony był Nathiel, który krzyczał najgłośniej i nie chciał nikogo
dopuścić do słowa – nie życzył sobie, aby wypuszczono jego brata z więzienia.
Patricia opowiedziała o przebiegu obrad swojemu demonowi, który tylko obojętnie
wzruszył ramionami. Nie dziwiła się mu. Tu gdzie był czuł się bezpieczny. Żaden
więzień nie miał takich luksusów co on, a to tylko dlatego, że Patricia
dostarczała mu, co tylko zechciał. Czasami czuła się wykorzystywana, ale uznała,
że póki był ranny mogła się dla niego poświęcić.
– Dostawa – powiedziała na
przywitanie i uśmiechnęła się szeroko. Chociaż w piwnicy było ciemno, jej twarz
wyglądała tak radośnie oślepiająco, że Soriel musiał zmrużyć oczy, aby ochronić
oczy przed nadmiernym blaskiem.
– Coś taka zadowolona? – spytał
z rozbawieniem.
Czarodziejka uklęknęła i podała
demonowi wszystkie zamówione rzeczy, z czego większa część składała się ze
słodyczy i słonych przekąsek. Kupiła mu nawet nową koszulkę, żeby przypadkiem
nie zamarzł w piwnicy, która owiewała skórę nieprzyjemnym chłodem. W więziennej
wyprawce znalazł się również stos różnych gazet – nie miała oczywiście zamiaru
kupować mu pism pornograficznych, których sobie zażyczył. Codziennie chodziła do pobliskiego marketu i nie chciała, żeby powstały na jej temat dziwne plotki.
Soriel przyjął to wszystko z szerokim
uśmiechem na twarzy. Skinął dziękująco głową i zaraz rozpakował paczkę
M&Msów, które w niewielkiej swojej części rozsypały się po podłodze.
Uratowaną resztę drażetek czekoladowych w kolorowych skorupkach wrzucił do miseczki z orzechami. Nie
przejmował się wymieszanymi smakami. Demony z reguły miały mocne żołądki i
mogły jeść co tylko chciały – to kolejna rzecz, która odróżniała ich od
zwyczajnych ludzi.
Garstka przysmaków
wylądowała w jego ustach. Przeżuwał je z zadowoleniem.
Patricia wygodniej usadowiła
się na starej poduszce, którą tu ze sobą przyniosła, żeby nie odmrozić sobie
pośladków. Błękitną sukienkę podwinęła pod siebie tak, żeby Soriel przypadkiem
nie zaglądał tam, gdzie nie powinien. Za zerkanie musiała skarcić go wzrokiem.
Auvrey wzruszył obojętnie ramionami, chichocząc się jak małe dziecko. Nic nie
mógł na to poradzić. Taka była jego męska natura.
– Wiesz dlaczego jestem taka
szczęśliwa? – spytała czarodziejka. – Bo znowu rozmawiałam z Nox i nareszcie
udało mi coś wymyślić – dodała z entuzjazmem. – Każda z czarodziejek ma
poboczne umiejętności, które często są dziedziczone lub po prostu nabywane z
czasem. Alex nauczyła się w szkole jak wykrywać kłamstwa. Ustaliliśmy, że kiedy
już złapiemy resztę departamentu, przeprowadzimy na tobie test prawdy. Jeżeli
nie będziesz kłamał i ładnie odpowiesz na wszystkie pytania, wtedy cię
wypuszczą! – Mało tego nie wykrzyknęła.
Soriel wybuchnął śmiechem.
Odkąd wyjaśnili sobie zawiłości, które między nimi istniały, Patricia zmieniła
się nie do poznania. Uśmiech nie schodził jej z twarzy i już na pierwszy rzut
oka było widać, że jest szczęśliwa. Nawet złe sny przestały ją dręczyć. Czasem
to entuzjastyczne zachowanie go bawiło, ale on również musiał przyznać, że czuł się teraz lepiej. Przede wszystkim wyleczył się z chorej tęsknoty za matką. Ostatecznie poszedł śladami jej słów i postanowił oddać wszystkie swoje wzniosłe uczucia osobie, która nigdy go nie zostawiła, gdy był w potrzebie.
– Jeśli cię wypuszczą to… to
może zamieszkamy razem? – spytała nieśmiało dziewczyna, zerkając gdzieś w bok,
jakby powiedziała coś naprawdę zawstydzającego.
– Myślałem, że to jasne –
powiedział Soriel, wzruszając ramionami. – Przecież nie mam zamiaru wracać do
Reverentii. Mój dom jest tam, gdzie ty jesteś, zajączku – mówiąc to, puścił jej
oczko i uśmiechnął się uwodzicielsko. Patricia zaśmiała się cicho.
– Mógłbyś znaleźć wtedy pracę
i…
Soriel jej przerwał.
Soriel jej przerwał.
– To może od razu zróbmy
dzieci? – prychnął z niezadowoleniem. Założył ręce na piersi, jakby się obraził. Nie
spieszyło mu się do pracy. Mimo tego, że nie należał już do departamentu, wciąż
nie był przykładnym i dobrym obywatelem, tylko demonem, a demony miały inne
sposoby na zdobywanie pieniędzy.
– Soriel! – oburzyła się
czarodziejka. – Rozmawialiśmy już o tym. Chcąc tutaj żyć, musisz się ucywilizować.
Koniec z czarowaniem oczami i okradaniem ludzi – powiedziała ostrzej,
zakładając ręce na piersi. – Nie zamierzam na to dłużej pozwalać.
Auvrey przewrócił oczami. Nie
zamierzał rozmawiać na ten temat. Jeżeli naprawdę ze sobą zamieszkają Patricia
będzie miała trudny orzech do zgryzienia. Nie zamierzał przejść od razu na
dobrą stronę. Chciał się trzymać od Nox i departamentu jak najdalej. Marzył o
tym, żeby powrócić do swojej neutralności i upragnionej rutyny, tym razem
jednak przy boku osoby, którą kochał. Ze swoich demonicznych sztuczek nie miał zamiaru rezygnować.
– Porozmawiamy o tym, kiedy już
mnie stąd wypuszczą – odpowiedział demon, wzruszając obojętnie ramionami. – Na
razie nie mamy co planować.
Dziewczyna zmarszczyła czoło.
Podejrzewała, że właśnie tak będzie. Czuła, że mieszkanie z Sorielem może dostarczyć
jej wiele stresu, łez i nerwów, ale była na to gotowa. Obojętnie co by się nie działo – na
pewno sobie z nim poradzi, bo kiedy chciał, naprawdę potrafił słuchać.
Auvrey wrzucił kolejną porcję
draży do ust. Miał jeszcze jedną sprawę do załatwienia, zanim na dobre rozpocznie
nowe życie przy boku Patricii. Musiał ostatni raz pójść do Reverentii i dlatego
nie mógł dopuścić do testu prawdy, który chciało na nim zastosować Nox. Jedynym
rozwiązaniem na uwolnienie się stąd była ucieczka. Wiedział, że może tym
naruszyć po raz kolejny zaufanie Patricii, ale nie miał wyboru. Istniała osoba,
której musiał się koniecznie pozbyć. Demony miały do siebie to, że lubiły się
mścić. Nawet Nathiel, który żył w świecie ludzi, nie mógł się pozbyć tego
nienawistnego uczucia, które nim kierowało. Przecież sam znalazł się w Nox po
to, aby pomścić matkę i swoje rodzeństwo, zabijając ojca. Soriel zamierzał być
szybszy od niego.
Usta Auvreya rozciągnęły się w
kocim uśmiechu. Zmrużył szmaragdowe oczy, które zaszły mgłą wyobrażeń. Patricii
nie umknęła ta dziwna zmiana zachowania. Początkowo przyglądała się demonowi,
który najwyraźniej wpadł w jakiś dziwny trans, ale w końcu się odezwała:
– Soriel, mam nadzieję, że nie
planujesz nic złego – odezwała się niepewnie. Przesunęła ręką po zimnej
podłodze i położyła ją po drugiej stronie krat. Auvrey patrzył chwilę na jej
rękę w zamyśleniu, jakby nie był pewien, czy może jej dotknąć. Zaraz ją jednak chwycił i
przytulił do swojego policzka, rozkoszując się ludzkim ciepłem. Zamknął
oczy, a jego uśmiech stracił całą dzikość i zamienił się błogość.
Patricia cicho odetchnęła.
– Zupełnie nic nie knuję,
zajączku – odpowiedział. – Już niedługo stąd wyjdę i nareszcie będziemy mogli
być razem. – Jego uśmiech nabrał przymilnego wyrazu, którego oczarowana i
zakochana czarodziejka nie dostrzegła.
Szczęście czasem potrafiło zaślepić człowieka.
Szczęście czasem potrafiło zaślepić człowieka.
Soriel postanowił, że okłamie
ją po raz ostatni i to tylko z konieczności, nie z powodu własnego widzimisię.
Potem zamierzał wieść spokojne życie i stworzyć własną rodzinę, której mu tak bardzo brakowało. Tym sposobem zapełni pustkę, która wciąż znajdowała się gdzieś na dnie jego demonicznego serca.
– Muszę iść – odezwała się
dziewczyna. Jej mina wskazywała na to, że wcale nie chce stąd wychodzić. W normalnym
przypadku Auvrey zacząłby ją kusić jak wąż, ale uznał, że tym razem nie będzie
jej zatrzymywał. Musiał przecież obmyślić szybki plan. Nox zamierzało wybrać
się po resztę demonów z departamentu właśnie dzisiaj. Jutro mógł stracić swoją
szansę na wydostanie się stąd. Bez zbędnych i zwyczajowych dla siebie narzekań, przyciągnął swoją dziewczynę do krat w taki sposób, aby nie uderzyła w nie
czołem i pocałował ją w usta tak mocno, żeby starczyło jej na kolejne dni.
Chciał, żeby tęskniła za nim tak mocno, jak to tylko możliwe. W ten sposób będzie
potrafiła mu wybaczyć kolejny niecny występek.
Początkowo spięta czarodziejka
rozluźniła w końcu mięśnie ramion i odwzajemniła delikatnie pocałunek. Potem
oderwała się od niego, potarła zarumienione policzki, poprawiła sukienkę i
pomachała mu na do widzenia. Soriel odwzajemnił ten uroczy gest. Wyglądał na
podejrzanie miłego, jednak tego zaślepiona miłością Patricia również nie
dostrzegła. Od krat oddaliła się niechętnie, a potem równie niechętnie ruszyła
w stronę schodów.
Auvrey opadł na swój skrzypiący materac dopiero wtedy, kiedy usłyszał zamykające się za nią drzwi od piwnicy. Wtedy też odetchnął, podłożył pod głowę ręce i oddał się swoim myślom. Natychmiastowo sporządził liczbę osób, które kiedykolwiek się tu zjawiły i obliczył prawdopodobieństwo, że znów się tu znajdą. To oczywiste, że Patricia była jedną z osób, które bywały tu najczęściej, ale jej nie mógł użyć do tego planu. Nie powinna o niczym wiedzieć, mogłaby mieć problem z Nox. Musiał użyć kogoś niepozornego, kogoś, kto jest na tyle głupi, żeby mu zaufać, a to nie będzie proste.
Auvrey opadł na swój skrzypiący materac dopiero wtedy, kiedy usłyszał zamykające się za nią drzwi od piwnicy. Wtedy też odetchnął, podłożył pod głowę ręce i oddał się swoim myślom. Natychmiastowo sporządził liczbę osób, które kiedykolwiek się tu zjawiły i obliczył prawdopodobieństwo, że znów się tu znajdą. To oczywiste, że Patricia była jedną z osób, które bywały tu najczęściej, ale jej nie mógł użyć do tego planu. Nie powinna o niczym wiedzieć, mogłaby mieć problem z Nox. Musiał użyć kogoś niepozornego, kogoś, kto jest na tyle głupi, żeby mu zaufać, a to nie będzie proste.
Auvrey westchnął ciężko i
przetarł oczy wierzchem dłoni. Wiedział, że ta misja nie będzie łatwa. Był
pilnowany. Nox dbało o to, aby nie miał
zbyt wielu możliwości na ucieczkę. Może w takim razie powinien urządzić jakąś
akcję, gdy będzie poddawany testowi? Z chęcią poderżnąłby gardło wiedźmie,
która będzie go na nim przeprowadzać, ale wiedział, że Patricia mu tego nie
wybaczy. Nie chciał jej już więcej ranić. I tak wybaczyła mu wiele z jego
najgorszych występków. Nie znał osoby, która byłaby tak naiwna i przy okazji
niewinna jak ona. Naprawdę musiała go kochać, skoro dała mu już tyle szans na
odkupienie win.
Drzwi od piwnicy zaskrzypiały
cicho. Soriel niezbyt się tym przejął. Podejrzewał, że to Nathiel przyszedł
zażyć kolejną dawkę braterskiej ironii. Jednak się mylił. Osoba, która pojawiła
się bezgłośnie przy kratach, sprawiła, że najpierw uniósł brwi w zdziwieniu, a
potem uśmiechnął się szeroko niczym diabeł. Los był dla niego miłościwy.
Mała blondyneczka stanęła naprzeciw celi i spojrzała prosto w oczy demona. Ojciec tej dziewczynki wielokrotnie
jej wspominał, aby sama się tutaj nie wybierała. Była tutaj dwa czy trzy razy,
ale zawsze w czyimś towarzystwie. Teraz przyszła sama. Owinęła drobne rączki
wokół krat i przyjrzała się Sorielowi z uwagą, jakby był jakimś zwierzęciem
zamkniętym w zoo.
Głupia, ciekawska, mała
idiotka. Powiedzenie, że dzieci są ciekawe rzeczy, których rodzice im
zabraniają naprawdę okazało się prawdziwe.
Auvrey usiadł ostrożnie na
materacu, żeby jej nie spłoszyć, uśmiechnął się szeroko jak prawdziwy diabeł i powiedział:
– Witaj, Anastasio. Nie bój się
mnie, niczego ci nie zrobię. – Demon chwycił za miseczkę ze słodyczami i
przybliżył się do krat.
Jak widać – niektóre
rozwiązania same znajdują do nas drogę.
***
Do
ponownego otwarcia przejścia umożliwiającego demonom powrót do Reverentii
został jeden dzień. Nie mogliśmy dłużej czekać. Nadszedł czas na działanie. Wszystko
było dopięte na ostatni guzik.
Sorathiel podzielił nas na dwie grupy – w pierwszej byłam ja, Andi, Alec, Sorathiel, Ethan i Aren oraz wspierające nas magią Alex i Patricia. Mieliśmy również obstawę w postaci pięciu niedoświadczonych członków organizacji, którzy mieli się poukrywać i reagować tylko w razie nieudanej misji. Sorathiel był oczywiście przodownikiem akcji, Aren i Ethan mieli być jego pomocnikami. Za wsparcie drugiego rejonu odpowiadałam ja wraz z Aleciem i Andi. Tak naprawdę ten podział mnie nie zaskoczył. Zdążyłam się już przyzwyczaić do tego, że moje zdolności stoją na poziomie dwóch, zakochanych w sobie nastolatków. Mogłabym nawet zaryzykować stwierdzeniem, że jestem gorsza niż oni. Nigdy nie uważałam siebie za dobrego łowcę, ale zostanie nim uznałam za konieczność, którą miałam zamiar kontynuować póki nie zginę. W Nox liczył się każdy, nieważne jakie posiadał zdolności.
Sorathiel podzielił nas na dwie grupy – w pierwszej byłam ja, Andi, Alec, Sorathiel, Ethan i Aren oraz wspierające nas magią Alex i Patricia. Mieliśmy również obstawę w postaci pięciu niedoświadczonych członków organizacji, którzy mieli się poukrywać i reagować tylko w razie nieudanej misji. Sorathiel był oczywiście przodownikiem akcji, Aren i Ethan mieli być jego pomocnikami. Za wsparcie drugiego rejonu odpowiadałam ja wraz z Aleciem i Andi. Tak naprawdę ten podział mnie nie zaskoczył. Zdążyłam się już przyzwyczaić do tego, że moje zdolności stoją na poziomie dwóch, zakochanych w sobie nastolatków. Mogłabym nawet zaryzykować stwierdzeniem, że jestem gorsza niż oni. Nigdy nie uważałam siebie za dobrego łowcę, ale zostanie nim uznałam za konieczność, którą miałam zamiar kontynuować póki nie zginę. W Nox liczył się każdy, nieważne jakie posiadał zdolności.
Nasz
zespół miał za zadanie złapać Riela i Raidena. Martha, która śledziła mentalnie
młodą część departamentu podała nam dokładne dane co do miejsca ich pobytu. Nie
oddalali się od siebie, ale też nie byli w tym samym miejscu. Złapanie ich
dwóch naraz mogło być ciężkie. Nie mieliśmy żadnego planu na zwabienie ich w tę samą pułapkę, dlatego istniało prawdopodobieństwo, że kiedy jednego z nich uda
nam się usidlić, to drugi wyczuwając utratę towarzysza postanowi uciec. W razie
takiego wypadku, la bonne fee miały pilnować wejścia do drugiego budynku w
ukryciu. Jeżeli demon ucieknie, będą go śledzić i naprowadzą nas na niego po
skończeniu z jego towarzyszem. Wszystko wyglądało kolorowo, ale nie zawsze
wizja malowana jasnymi barwami musiała skończyć się dobrze. Nikt z nas nie
robił sobie zbędnej nadziei. To tylko kolejna z ryzykownych prób naszej
organizacji.
Drugi
zespół miał za zadanie pojmać Sapphire. Jako, że młoda demonica była jedną z
tych, które mogą wywołać najwięcej szkód, grupa musiała być obstawiona większą
ilością wspierających ją ludzi. Tymczasowo nie mieliśmy kontaktu z pół demonami,
które postanowiły przeczekać akcję usidlenia departamentu w Reverentii, do
dyspozycji został nam tylko zespół pod dowództwem detektywa Claya Herendsena.
Przywódców misji było trzech – sam Clay, Martha oraz Nathiel. Co do ostatniego
miałam pewne obawy. Mimo upływu tylu lat młody Auvrey ani trochę się nie
zmienił. Nigdy nie trzymał się planu, jednak z jakiegoś powodu to sam Sorathiel
wysłał go w misję mającą na celu unieszkodliwienie Sapphire. Może chodziło o
jego siłę i spryt? Nie mogłam odmówić temu, że Nathiel był najlepszym łowcą w
Nox. W końcu sam był demonem, dlatego lepiej rozumiał swój gatunek i wiedział
jakie cierpienie im zadać, żeby najbardziej zabolało. Miałam tylko nadzieję, że
ich misja zakończy się powodzeniem. Nie mogliśmy zapominać, że Sapphire wciąż
mogła być ranna. Była tak samo jak ja pół demonem pół człowiekiem – wszystkie ludzkie
rany goiły się jej w spowolnionym tempie, a Nox zdołało ją nieźle
pokiereszować. Co do Marthy nie miałam żadnych wątpliwości – to ona jako jedyna
z niewielu potrafiła pokonać Sapphire. Wiedziałam, że będzie wiodła trym
w tej misji.
Porą
dnia odpowiednią do naszej akcji uczyniliśmy noc. Nie chcieliśmy rzucać się w
oczy zwykłym cywilom, a z pewnością będziemy mieć z nimi do czynienia. La bonne
fee ogłosiła, że cała trójka demonów znajduje się w miejscach publicznych,
dlatego wywabienie ich będzie jeszcze trudniejsze niż wcześniej zakładaliśmy. Z
jakiegoś powodu departament postanowił wtopić się w tłum – każdy z nas przyjął
to ze zdumieniem. Demony postępowały tak, jak nakazywał im instynkt
pierwotny, a ten zazwyczaj podpowiadał, że powinni znaleźć kryjówkę, pozbyć
się świadków i pożreć tyle życiodajnej energii, ile będą w stanie w sobie
zmieścić. Jak widać, młodzi członkowie departamentu działali inaczej. Istniało
jeszcze jedno rozwiązanie: mieli jakiś plan, którego póki co nie potrafiliśmy
rozszyfrować.
Jak
zawsze przy takich misjach musieliśmy skoczyć w ogień i zaryzykować. Wynik nie
był przesądzony. Jeszcze wszystko mogło się wydarzyć.
Westchnęłam
ciężko i stanęłam obok Sorathiela, który oparł się dłonią o mocny, stary dąb na
skraju lasu. Stąd mieliśmy dobry widok na huczący muzyką i kolorami studencki
dom. Aż trudno było uwierzyć, że to akurat tam krył się Raiden.
Z
uwagą oglądałam jednego z rosłych studentów, który właśnie wystawił przed
siebie dłoń i zwyklinał młodzieńca, który starał się dostać do środka na
imprezę. Stwierdził głośno i wyraźnie, że wstęp mają tylko pełnoletni studenci,
nie żadne dzieciaki, nastolatki czy ludzie w wieku średnim. On i jego towarzysz
mogli nam utrudnić misję. Co zamierzał zrobić Sorathiel?
Spojrzałam
w zamyśloną twarz szefa organizacji, która wcale nie wyrażała niepokoju. Założył ręce na piersi i zaczął miarowo uderzać butem o trawiaste podłoże. Każdy z naszej
grupy oczekiwał na słowa mające określić naszą strategię, którą jak zwykle musieliśmy
zmienić w trakcie misji.
–
Powinniśmy wykonać to przy jak najmniejszym oporze ludzi z zewnątrz –
przyuważył szef organizacji. – Nie możemy zwracać na siebie uwagi ani wywoływać
zbędnych konfliktów.
Miał
całkowitą rację, dlatego wszyscy przytaknęliśmy.
–
Do środka wejdę ja, Aren i Laura – wydał wyrok.
Napięłam
mięśnie ramion i spojrzałam na niego z uniesioną brwią. Nie spodziewałam się, że
to mnie wyśle do środka, wiedziałam jednak dlaczego to zrobił. Ethan nie
zostanie wpuszczony do środka, miał już swoje lata. Andi i Alec byli zbyt
młodzi, żeby rośli studenci dali się nabrać. Wytyczne spełniałam tylko ja,
Sorathiel, Aren, Patricia i Alex – tylko, że la bonne fee miały inne zadanie do
wypełnienia.
–
Bądźcie w pobliżu, okrążcie dom – powiedział szef organizacji i bez zbędnych
tłumaczeń ruszył w stronę studenckiego mieszkania.
Nie
miałam wyboru jak podążać jego śladem.
Nie
zamierzałam nikogo zawieść. Nie tym razem.