wtorek, 10 lutego 2015

Rozdział 52 - "Moje serce jest zajęte"

Trochę na temat poszukiwań Calanthe i dawka Lauriel. Rozdział 53 będzie drugim, najdłuższym rozdziałem w historii "W cieniu nocy". W sumie... nie mam nic więcej do powiedzenia :o.
PS. Nie wiem czemu, ale zawsze jak chcę wstawić rozdział to internet się buntuje ;___;

POPRAWIONE [23.09.2018]
***
Nie było nic gorszego od uczucia, które nakazywało ci rzucić własne zmysły na głęboką wodę i poświęcić całą swoją energię mentalną oraz fizyczną po to, aby natrafić na trop, który w gruncie rzeczy nie istniał. Długie poszukiwania nauczyły mnie jednak, że z pomocą silnej woli i determinacji jesteśmy w stanie jako zwykli ludzie dokonać prawdziwych cudów.
Zaczęliśmy od najprostszego rozwiązania – przepytaliśmy wszystkich członków organizacji, którzy znali wcześniej moją matkę, z nadzieją, że któryś z nich może naprowadzić nas na właściwą poszlakę. Niestety, poza kilkoma nic nieznaczącymi miejscami związanymi z jej poprzednim życiem, nie zdobyliśmy żadnych ważnych informacji. Wybraliśmy bardziej skomplikowaną strategię, licząc na łut szczęścia. Dziennie przepytywanie obcych ludzi spieszących się gdzieś stale, nie wpłynęło pozytywnie na optymizm tej sytuacji. Większość z nich patrzyło się na nas jak na kosmitów, którzy czyhają za rogiem domu, aby tylko wessać ich do swojego statku kosmicznego. Ludzie, których udało nam się na moment zatrzymać, spoglądali na nas zdziwieni i oznajmiali, że nigdy nie słyszeli o kimś takim jak Calanthe Clerinell. Tylko jeden raz pewien starszy pan oznajmił, że to imię i nazwisko coś mu mówi. Dał nam wtedy cząstkę nadziei, którą szybko utraciliśmy, gdy stwierdził, że musiało mu się przesłyszeć. W tej sytuacji byliśmy pewni tylko jednego: moja matka musiała mieszkać gdzieś w zacisznym miejscu stanowiącym idealną kryjówkę przed demonami.
„Znajdę ją, nawet jeżeli będzie już martwa” – słowa, które ostatnio wypowiedziałam, towarzyszyły mi podczas każdej podróży w nieznane. Pokrzepiały mnie i zmuszały do dalszej walki. Miałam w końcu jeszcze tyle pytań do mojej rodzicielki. Nie chciałam się tak szybko poddawać. Całe szczęście, gdybym chciała to uczynić, gdzieś obok mnie stał Nathiel kipiący optymizmem.
Po tygodniu bezowocnych poszukiwań byliśmy już zmęczeni. Nie mieliśmy żadnej poszlaki, a szczęście wyraźnie nam nie sprzyjało. Wydawało się, że Calanthe wsiąknęła gdzieś pod ziemię. Kluczem w tej mozolnej podróży okazał się być mój nowy, demoniczny przyjaciel – Blazier. Pewnego wieczoru przyszedł do mnie, skrył się w cieniu fotela i oznajmił krótko: „Wiem, gdzie znajduje się to, czego szukasz”. Moje serce podskoczyło wtedy do góry, a duszę opanowała nieokreślona radość. Mimo że była już noc, moje nogi zerwały się do biegu, pragnąc jak najszybciej znaleźć się w progu jej domu. Gdy ciekawość gnała mnie przed siebie, nawet stado pędzącego bydła nie było w stanie mnie powstrzymać przed dotarciem do celu. Całe szczęście, nikt mnie nie trzymał za rękę i nie kazał zawrócić. Wszyscy zgodnie uznali, że powinnam do niej iść, choć oczywiście nie sama. Nigdy nie wiadomo, czy gdzieś nieopodal organizacji nie czaił się Departament Kontroli Demonów, a przecież nie chciałam, aby mnie dopadli. Potrzebowałam wsparcia, a przede wszystkim ochrony. Doskonale wiedziałam, kto się do tego nada najbardziej.
– Pójdziesz ze mną? – spytałam Nathiela, który siedział właśnie w fotelu i z dzikim zamiłowaniem klikał coś w telefonie. Cały czas go obserwowałam. Gdy opowiadałam Hugh o tym, że wreszcie dowiedziałam się, jaki jest adres zamieszkania mojej matki, Nathiel przysłuchiwał się temu z boku, udając niezainteresowanego sytuacją. Wiedziałam, że czeka na moje pytanie. Kiedy już je usłyszał, rzucił telefon na bok i gwałtownie podniósł się z fotela, wykazując pełną gotowość do działania.
– No, pewnie – odpowiedział szybciej, niż powinien, uśmiechając się od ucha do ucha.    
Potrząsnęłam pobłażliwie głową i ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych.
Jeszcze kilka dni temu w moim umyśle znajdowały się dokładnie ułożone pytania, które zamierzałam zadać mojej rodzicielce, teraz miałam wrażenie, że wszystkie plany ulotniły się wraz ze stresem i jak na złość nie chciały wrócić do ładu. Czy powinnam wobec tego oddać się w ręce chwili? Nie przejmować się brakiem dobrze ułożonego planu? Czy będę w stanie spytać ją o wszystko, czego chciałam się dowiedzieć? A co, jeśli nawet nie wpuści nas do domu? Jeżeli wyrzuci nas za drzwi? Z pewnością nie chciała, abym zaczęła jej szukać, inaczej nie pisałaby listu.
– Nie myśl tyle – powiedział Nathiel, który stanął obok mnie, prezentując sobą pełną gotowość. Opierał się właśnie luzacko o framugę drzwi i spoglądał na mnie z góry, uśmiechając się z nutką rozbawienia. Najwyraźniej zdołał już dostrzec moje przejęcie i to, że niezwykle spieszyło mi się do wyjścia.
Musiałam przyznać, że Auvrey pomimo swojego zwyczajowego, niechlujnego wyglądu, dziś wyglądał wyjątkowo dobrze. Włosy, które zawsze wędrowały na wszystkie strony świata jakby chciały od niego uciec, dziś zdawały się układać w porządny sposób – najwyraźniej doszły ze sobą do chwilowego rozejmu. Koszulkę z dziwnym napisem zastąpiła granatowo-czarna koszula w kratę z kapturem. Twarzy nie zdobił tym razem durnowaty uśmiech, tylko dziwna normalność, która w ryzykownych słowach mogłaby oznaczać, że był po prostu uroczy. A co, jeśli to nie Nathiel, tylko moje przyzwyczajenie? Z czasem gdy do kogoś przywykniesz, przestają cię irytować jego niedoskonałości i zaczynasz je w pełni akceptować.
Uśmiechnęłam się lekko w stronę Nathiela, rzuciłam krótkim „ruszajmy” i wyszłam z domu.
Zdążyłam już sprawdzić, gdzie znajduje się dom bądź też inaczej: kryjówka Calanthe. To dosyć zalesiona okolica, znana głównie z gęstego, brzozowego lasku. Znajdowała się na zachodnich krańcach miasta. Nie bez powodu moja matka wybrała właśnie to miejsce. Naprawdę mało osób się tam zapuszczało, chyba że ktoś lubił nadmierny spokój i samotność.
– Laura, ogarnij się – usłyszałam Nathiela. Stanął właśnie przede mną i pochylił twarz w moją stronę. Podskoczyłam do góry zaskoczona. Moje myśli całkowicie odcięły mnie od świata rzeczywistego. – Pędzisz jak stado dzikich koni – stwierdził rozbawiony. – Na dodatek masz minę, jakbyś przeżywała brak bakaliowych lodów w markecie.
Westchnęłam ciężko. To, że znał moje gusta żywieniowe, zaczynało mnie powoli przerażać. Zazwyczaj nie zapamiętywał takich szczegółów. Chyba powinnam czuć się zagrożona.
– Nic na to nie poradzę – odpowiedziałam spokojnie.
– Poradzisz – zaprzeczył Nathiel, posyłając mi mocnego pstryczka w czoło.
Z cichym syknięciem bólu przyłożyłam dłoń do czoła. Z miłą chęcią ucięłabym mu te przeklęte palce. Dziwnym trafem miałam akurat pod ręką exitialis. Ciekawe czy demonom odrastały kończyny?
– Po pierwsze: matka ci nie ucieknie, bo i tak jest pewnie uziemiona, po drugie: nie myśl o tym, co będzie, tylko idź na żywca, po trzecie: pamiętaj, że masz mnie – stwierdził, uśmiechając się szeroko, niczym ucieszony butelką mleka niemowlak.
– Ciebie? – spytałam zdziwiona. – A skąd pewność, że ciebie chcę? – dodałam, posyłając mu wredny uśmiech.
– Widzę to w twoich oczach. Krzyczą do mnie z głębi: „Bierz mnie, Nathiel, bierz!”. No wiesz, Laura? Ale ty jesteś bezwstydna – powiedział demoniczny łowca, śmiejąc się szaleńczo.
– Ach tak, wybacz. Zapomniałam, że lubisz prowadzić konwersacje z własną osobą.
– Oczywiście – oburzył się chłopak, zakładając ręce na piersi. – Jestem w końcu dla siebie najlepszą osobą do rozmowy. Często ze sobą dyskutujemy z moim drugim ja, wiesz? „Cześć Nathiel, przystojnie dziś wyglądasz”, „Dzięki, wiem to od dziecka, ale… mów mi więcej”.
Potrząsnęłam głową z niedowierzaniem. Na szczęście miałam na tyle samozaparcia, aby nie chłonąć głupoty z otoczenia mojego towarzysza. Wciąż mnie zastanawiało, dlaczego tak dobrze się z nim dogadywałam, skoro tak niewiele nas łączyło, a jeszcze więcej dzieliło. Jego świat był kolorowy, przepełniony abstrakcyjną radością, mój całkiem szary i sztywny. Dwa światy, jedna w miarę zgodna przyjaźń. Cóż, jak to mówią ludzie: przeciwieństwa się przyciągają. Może jako członkowie społeczeństwa rzeczywiście potrzebowaliśmy kogoś, kto będzie dopełniał nasze braki?
Zwolniłam krok, przyznając Nathielowi rację. Moja matka i tak była uziemiona. Blazier był u niej na zwiadach i sam stwierdził, że nie rusza się z domu, ponieważ jest ranna.
Spojrzałam na torbę zawieszoną na moim ramieniu. Jakaś nieznana siła kazała mi wziąć ze sobą apteczkę. Domyślałam się, że nikt odpowiednio nie pomógł Calanthe. Zdaniem Blaziera sama odizolowała się od świata, nie chcąc od nikogo pomocy. Czyżby wolała umrzeć w samotności? W jakiś sposób mnie to zirytowało. Życie było zbyt cenne, aby poświęcić je w imię swojej chorej dumy.
– Boisz się?
Uśmiechnęłam się pod nosem.
– Ja? Ja mam się bać? – spytałam głosem przepełnionym ironiczną wyższością.
– Czekaj. – Zielonooki zmarszczył czoło. – Czy ty właśnie nie próbowałaś przypadkiem mnie udawać?
– Jesteś wyjątkowo domyślny, Nathielu.
– Wiesz? – spytał sarkastycznie, uśmiechając się w moją stronę z niepokojącą słodyczą. – Czasami żałuję, że przestałem bawić się w ganianie za tobą z nożem. To była całkiem fajna zabawa.
Tym razem nie trudziłam się, aby ukryć rozbawienie. Doskonale wiedziałam, że nie ucieknę przed radością. Jeszcze niedawno kryłam swoje emocje gdzieś głęboko wewnątrz mnie, dziś nie zamierzałam jednak tego robić. Nie przeszkadzało mi, że ktoś taki jak Nathiel mógł poznać prawdziwą wersję mnie. I tak wiedział już o mojej chłodnej osobie niemal wszystko.
– Lubię jak się uśmiechasz. – Spojrzałam na niego z lekkim zdziwieniem. Jego wyznanie mnie zakłopotało. W moim uśmiechu nie było przecież nic szczególnego. – Wyglądasz wtedy jak małe, słodkie dziecko, które właśnie dostało słodycze – zaszczebiotał, chwytając mnie za policzki, które zaczął rozciągać na wszystkie strony.
Cały czar komplementu prysnął. Tylko Nathiel potrafił zbudować klimat, a potem bezwzględnie go zniszczyć. Cóż, z głupotą nie wygrasz, ponieważ jej mistrz rozłoży cię na łopatki w każdej sytuacji.
Na przystanku autobus już na nas czekał. Niestety, organizacja mieściła się na samym krańcu miasta, tak jak dom Calanthe, tyle że po przeciwnej jego stronie. Mieliśmy długą drogę do przebycia. Gdybyśmy chcieli podróżować tam na piechotę, zastałby nas tu poranek. Oczywiście nie popierałam entuzjazmu Nathiela, który uwielbiał jeździć komunikacją miejską – twierdził, że właśnie w taki sposób znajdywał najwięcej demonów i podrywał największą ilość dziewczyn. Cóż, chciałabym kiedykolwiek zobaczyć Nathiela, który wyrwał jakąś przedstawicielkę płci żeńskiej. Jego podryw kończył się na seksownym mrugnięciu okiem, powabnym uśmiechu i rzuceniu sławnym: „Co tam, maleńka?”. Ten rytuał raczej wzbudzał w innych dziewczyn śmiech, niż powodował u nich niekontrolowane palpitacje serca.
Na nasze nieszczęście cały autobus był przepełniony po brzegi ludźmi. Nawet nie liczyłam na to, że znajdziemy wolne miejsce, dlatego stanęliśmy gdzieś z boku, przytulając się do okien. Zalała nas fala duszności i ludzkich, przyziemnych rozmów. Nie przepadałam za poruszaniem się środkami komunikacji miejskiej. Czułam się przytłoczona ludźmi, których przecież zawsze wolałam oglądać z daleka. Nie lubiłam, gdy ktoś szturchał mnie łokciem, deptał mi po stopach lub przypadkowo ocierał się o moje ramię. Ceniłam sobie przestrzeń osobistą. Dopuszczałam do siebie tylko nieliczne osoby, w tym i Nathiela, który stał teraz naprzeciw mnie. Postawiłam w jego stronę nic nieznaczący krok, akurat gdy autobus ruszył w drogę, nie wzbudziłam tym więc żadnych podejrzeń. Spojrzałam w jego twarz, która wyglądała na wyjątkowo skupioną. Zdawał się niczego nie zauważyć. Rozglądał się po pojeździe, jakby oczekiwał, że znajdzie tu jakiegoś demona.
Opuściłam wzrok w dół. Moja szyja nie była przystosowana do zbyt długiego spoglądania w górę, bo nie kryjąc tego bolesnego faktu, byłam bardzo niska, na dodatek otaczali mnie sami wysocy ludzie, przez co czułam się jeszcze bardziej przytłoczona. Jak ktoś tak mały i drobny mógł w ogóle walczyć z demonami? Cóż, wystarczyło spojrzeć na Calanthe, która nie była wiele wyższa ode mnie. W starych ruinach rzucała pokrakami po ścianach, jakby były zwykłymi, szmacianymi kukłami. Poza tym zadarła z samym departamentem i na dodatek wciąż żyła (co było niemal wyczynem ekstremalnym). Jak mogła osiągnąć to kobieta mojego wzrostu i postury? To była rzecz, której nie mogłam pojąć.
Na swoich plecach poczułam nagle mocny uścisk. To Nathiel przyciągnął mnie gwałtownie do siebie i mocno przytulił do piersi. Byłam zdezorientowana. Nie wiedziałam, co się dzieje. Gdzieś za moimi plecami rozbrzmiewały ciche piski rozpaczy jakiś zdesperowanych nastolatek.
– Co ty robisz? – spytałam zdezorientowana z polikiem wtulonym w pierś Nathiela.
– Muszę pokazać, że jestem zajęty – odezwał się z pełną powagą chłopak.
Zdziwiłam się.
– Przecież nie jesteś.
Zaśmiał się cicho.
– Moje serce jest i to mi wystarczy – odpowiedział.
Jego słowa zamknęły mi usta na kłódkę. Dziewczęce głosy zaczęły głośno narzekać, że Nathiel był „zajętym przystojniakiem”. Jedna z jego adoratorek stwierdziła, że niemożliwością jest, aby podobała mu się taka chorobliwie blada, niska i nieładna dziewczyna.
Uśmiechnęłam się pobłażliwie pod nosem.
– Po prostu ci zazdroszczą – stwierdził Nathiel, wzruszając ramionami.
Prychnęłam cicho. Tak, rzeczywiście. Zazdrościły mi tego, że to ja znajdowałam się w jego silnym uścisku i to ja codziennie go widywałam, w końcu był moim (domniemanym) chłopakiem.
– Głupia. – Nathiel po raz kolejny pstryknął mnie w czoło. Najwyraźniej domyślił się, jakie myśli chodziły po mojej głowie. Postanowił sprecyzować swoją wcześniejszą wypowiedź: – Zazdroszczą ci tego, że jesteś ładna – dodał ciszej, pochylając się tuż nad moim uchem.
Zdziwiona spojrzałam na Auvreya. On tylko uśmiechał się w moją stronę w dziwnie łagodny sposób, który tylko potwierdził prawdziwość tego szalonego stwierdzenia.
Czy za wszelką cenę musiał to robić? Wciąż próbował uświadomić moją osobę  o tym, że coś do mnie czuł. W takich momentach nienawidziłam jego otwartości z całego serca i miałam ochotę uciec stąd jak najdalej, byleby nie patrzeć się w te zdradliwe, szmaragdowe oczy. 
Czując lżejszy uścisk Nathiela, postanowiłam się jak najszybciej ewakuować. Jednak autobus chciał zupełnie innego obrotu sytuacji. Gdy gwałtownie zahamował, najwyraźniej próbując uniknąć zderzenia z autem, które zajechało mu drogę, znowu poleciałam w jego stronę. W uszach brzęczał mi śmiech Auvreya, który znowu przygarnął mnie do siebie, choć tym razem po to, abym nie upadła.
– Wiedziałem, że na mnie lecisz – stwierdził rozbawiony. – Ponoć od przeznaczenia nie da się uciec, wiesz?
Czy on właśnie zasugerował, że był mi przeznaczony? Niech szlag trafi jego piekielną pewność siebie! Przydałoby mu się jakieś zimne wiadro wody na jego rozczochraną, gorącą głowę, w której nie było miejsca na rozum!
Oderwałam się od niego i stanęłam tak, aby autobus nie sprawił mi znowu zawodu, czyli z dala od Nathiela. Jego bliskość sprawiała, że moje serce było bliskie palpitacji, dlatego chciałam uniknąć sytuacji, w której mogłoby wylecieć z mojej piersi.
O ile łatwiejsze byłoby teraz moje życie, gdyby Nathiel się w nim nie pojawił? Mniej zawirowań w głowie, więcej spokoju…
– Jesteśmy na miejscu – usłyszałam.
Kiwnęłam tylko głową i jak najszybciej opuściłam autobus. Delikatny wiatr uderzył moją twarz, dając mi na chwilę odetchnąć od ciężkiej przeprawy przez ludzi.
Nareszcie wolność. Nigdy więcej jeżdżenia komunikacją miejską. Bywała niebezpiecznym środkiem zbliżającym do siebie ludzi – czasami aż za bardzo. 
Rozglądnęłam się. Rzeczywiście znajdowaliśmy się w przerażająco spokojnej okolicy. Nie było tu żadnej żywej duszy. W trawie dźwięczały tylko cykady, które dawały znać o tym, że nie było to miejsce całkowicie wymarłe.
– Dom numer jedenaście – mruknął Nathiel, wskazując palcem w stronę ukrytego za małym laskiem, podniszczonego domku, który mimo wszystko nie sprawiał wrażenia zbyt podejrzanego.
Kiwnęłam lekko głową i powolnym krokiem ruszyłam we wskazanym przez Nathiela kierunku.
Moje myśli zaczęły nachodzić dziwne pytania, które w normalnej sytuacji zapewne nie sprawiałyby mi problemu, a ich prostotę zwyczajnie bym wyśmiała.
Co powinnam zrobić? Zapukać? Wejść bez pukania? A co jeśli drzwi będą zamknięte? Przecież nie wkradnę się tam przez okno. Dlaczego Blazier nie mógł sprawdzić tak prostej rzeczy? Zdecydowanie ułatwiłoby mi to sprawę.  
Stanęliśmy przed drzwiami. Spojrzałam niepewnie w stronę Nathiela, który stał tuż obok mnie z rękoma schowanymi w kieszeniach. Nie był przejęty sytuacją. Było to dla niego coś całkiem normalnego, co wcale mnie nie dziwiło, w końcu to nie on miał się teraz spotkać ze swoją matką, którą dopiero niedawno poznał.
Nim się obejrzałam, chłopak zapukał głośno do drzwi. Moje serce aż podskoczyło do góry. Wiedziałam jednak, że jeżeli on tego nie zrobi, moja ręka może się naprawdę długo wahać. Po części byłam mu więc za to wdzięczna, ale tylko po części – w osiemdziesięciu procentach byłam zirytowana jego nietaktem i tym, że nawet nie pozwolił mi się przygotować na prawdziwe starcie z moją matką.
Nie oczekiwałam cudów. Domyślałam się, że Calanthe może nie otworzyć drzwi. Rozwiązania były różne – być może chciała udać, że wcale jej tutaj nie ma, a dom stoi pusty (z bliska właśnie na taki wyglądał), a może zwyczajnie nie miała siły, żeby się ruszyć i sprawdzić, kto ją o tej późnej porze niepokoił.
Spojrzałam na Nathiela, który kiwnął głową w stronę klamki. Chciał mnie zachęcić, abym spróbowała otworzyć drzwi. Cóż, najwyraźniej nie miałam wyboru. To była moja jedyna szansa.
Nacisnęłam klamkę i już po chwili drzwi stanęły przed nami otworem.
Czyżby Calanthe nie miała nawet siły na to, aby porządnie je zamknąć?  
Biorąc głęboki wdech, przekroczyłam próg obcego domu. Moje nozdrza gwałtownie uderzył kwiatowy zapach, dzięki czemu nie miałam wątpliwości, że to mieszkanie należało do kobiety. Pełna obaw postawiłam kilka kroków ku ciemności. Nathiel próbował znaleźć na ścianie jakiś włącznik światła, ponieważ blada poświata pochodząca od miejskich lamp nie była wystarczająca, aby czuć się tutaj bezpiecznym. Kiedy pomieszczenie zostało rozświetlone, przystanęłam na środku salonu ze zdziwieniem. Dom nie wyglądał tak, jak się tego spodziewałam. Nie był ani stary, ani nawet brudny, widać w nim było kobiecą dłoń. Czego się spodziewałam? Wybitych okien, zabitych dechami drzwi i innych niedogodności sprawiających wrażenie prawdziwej, choć opuszczonej kryjówki? Calanthe musiała gdzieś mieszkać i na pewno wolała się tu czuć swojo, a nie obco. W sumie nie znałam żadnej kobiety, która z radością zamieszkiwałaby ruderę.
Gdy skończyłam oglądać większość elementów upiększający mały domek, odwróciłam się w stronę Nathiela. Niemal od razu zesztywniałam w bezruchu, a w płucach zabrakło mi powietrza. Oto tuż za moim towarzyszem, z nożem przyłożonym do jego gardła, stał nie kto inny, jak moja matka.
Tylko czemu uznała nas za wrogów?

6 komentarzy:

  1. Dzień doberek~
    Przybywam! >D Sok pomarańczowy i czekolada truskawokowa, eksplozja smaku, yahoo! >D
    "Większość z nich patrzyło się na nas jak na kosmitów, którzy czyhają za rogiem domu, aby tylko wessać ich do swojego statku kosmicznego. "- Czy tylko ja tu widzę takiego zielonego ludka a'la orzeszek... emmm, fistaszek o, z odkurzaczem w ręce, maską a'la Zorro *Zerro >D* który wystawia morderczą broń w stronę niewinnych ludzi z psychopatycznym uśmieszkiem a'la Ithiel *chciałam napisać Soriel, hepl ;____;* i tekstem "Dzień dobry, ja tu tylko po to, żeby się wessać >D". I nagle przypomniały mi się te dziwne rozmowy z Olcią i Żydziem i zassany odbyt... >D Dobra, nie drążę tematu!
    "Nie wiedziałam czy to cisza przed burzą czy nagłe zbawienie, nie chciałam jednak uspokajać całkowicie swoich zmysłów. "- Cisza przed burzą, zdecydowanie. >D Cicha woda brzegi rwie *sialalalala~*
    " W poszukiwaniu Calanthe, kluczem okazał się być mój demoniczny przyjaciel. Nie, nie Nathiel. Blazier."- Blazier! Yahoo! Taki pomocny! JEEEJ! >D
    "Gdy ciekawość gnała mnie przed siebie, nawet stado pędzącego, dzikiego bydła nie było w stanie mnie powstrzymać przed dotarciem do celu. "- I przed oczami stanęła mi scena z Króla Lwa, kiedy to umiera Mufasa. ;_____; Dlaczego?
    " - Pójdziesz ze mną? - spytałam Nathiela, który siedział właśnie na fotelu i z dzikim zamiłowaniem klikał na coś w telefonie."- Jeej! Uroczo! *____* Zastanawia mnie jednak, co Nathiel tak uparcie klikał na telefonie. Flappy bird? >D Chyba nie ma do tego nerwów. Angry Birds? To gra bardziej logiczna, nieee. >D Cut the rope? Ja rozumiem, że Om Nom jest uroczy, ale to też bardziej logiczne. Facebook? Nathiel raczej go nie ma. Ma go Soriel. Huehue. >D
    " Jego oczy rozglądające się po całej organizacji, mogły mówić tylko jedno: wybrała mnie, nie was."- Narcyz tak bardzo. >D
    "Musiałam przyznać, że wyglądał dziś całkiem uroczo."- AWWW! <3
    Tak bardzo widzę w głowie wygląd Nathiela. Hoho. >D
    "Grove street, dom numer 11."- A mi się Grove kojarzy z Groverem z Sezamkowej Ulicy. A Sezamkowa Ulica z Ciasteczkowym Potworem. A może Calanthe jest ciasteczkowym potworem? :o
    *w tle mój epicki okap >D Żydziu wiedziałby, o czym mówię. XD*
    " - Wyglądasz i zachowujesz się jak rozpędzony pociąg - stwierdził rozbawiony "- Ale Laura nie robi ciuf ciuf! CIUF CIUF! >D
    CZAS NA REKLAMĘ! *ja też, huehue. To jak ebola!*
    Narrator: Twój pociąg uciekł, a ty potrzebujesz szybkiego transportu do pracy, sklepu lub domu kochanka?
    Naff: *wychyla się nagle z ram ekranu, diabelski uśmieszek* Tak! Potrzebuję transportu do kochanka! >D
    Narrator: Przedstawiamy państwu linię kolei Laura Trains!
    Nathiel: *wypycha Laurę z krzaków, diaboliczny chichot*
    Laura: *chłód, zero emocji*
    Narrator: Już teraz, Laura Trains zabierze cię wszędzie! Zachowuje się jak rozpędzony pociąg!
    Laura: *patrzy w kamerę bez wyrazu*
    Nathiel: *wyskakuje z krzaków, chwyta jej rączki i zaczyna nimi wymachiwać* CIUF CIUF!
    Narrator: Wygląda jak rozpędzony pociąg!
    Nathiel: *znieruchomiał, patrzy do kamery* Jak ja mam to, do cholery, przedstawić?
    Naff: *wyskakuje z kartonem i nakłada go Laurze przez głowę, mrug znacząco do Nathiela*
    Nathiel: *na boku* A jak ma alergię na kartony jak Hanka Mostowiak? *troska wiele*
    Naff: *pokazuje okejkę* Nie ma! *i znika w ramach ekranu*
    Narrator: Już teraz, Laura Trains! Już teraz w twoim mieście!
    Naff: Wsiąść do pociągu, byleeee jakiego! *cichutko, milknie nagle* HEJ, NARRATOR, A CO Z MOIM PRZEJAZDEM DO KOCHANKA?
    Laura: *zero emocji, patrzy w kamerę dalej*
    Nathiel: *pokazuje okejkę, seksowny smile* Polecam, Nathiel Auvrey! >D
    Laura: *wciąż bez wyrazu* Ciuf ciuf.
    *KONIEC REKLAMY*
    "Z miłą chęcią ucięłabym mu te przeklęte palce."- Nie wiem dlaczego, mózg podpowiada mi, że dalszy ciąg powinien brzmieć "i zrobiła parówki". Mózgu, staph. Za dużo sadyzmu, za dużo.
    Aczkolwiek... Ciekawe, czy takie parówki byłyby dobre. *STAPH! STAPH!*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *CZAS NA REKLAAAAMĘ! >D*
      Narrator: Masz ochotę na parówki, ale nie chce ci się iść do sklepu?
      Laura: Dokładnie. *chłodno*
      Narrator: Odetnij twojemu demonicznemu koledze palce i przerób na parówki! (tak bardzo móżg mówił, żebym napisała: odetnij parówki! >D)
      Laura: *pokazuje okejkę, goni za Nathielem z nożem, huehue. Role sie zamieniły!*
      Narrator: Paluszki parówkowe, tylko teraz w sieci sklepów Bievrey! >D
      *KONIEC REKLAMY*
      " - Widzę to w twoich oczach. Krzyczą do mnie z głębi: "Bierz mnie, Nathiel, bierz!". No, wiesz, Laura? Ale ty jesteś bezwstydna - powiedział zielonooki, śmiejąc się szaleńczo."- AHAHAHAH. B ierz mnie. XD Przypomina się Tonio Wzięty. Szalone Nożyczki forever.
      *PRZERWA NA REKLAMĘ! >D Coś dużo ich*
      Nathiel: *kaptur na głowie, jakiś złoty łańcuch rapera na szyi, czarne okularki, kiwa się jak dziecko z chorobą sierocą* Będę brał cię *wskazuje na Laurę* (w aucie? XD)
      *KONIEC PSEUDOREKLAMY*
      " - Oczywiście - oburzył się chłopak - Jestem dla siebie najlepszą osobą do rozmowy. "Cześć Nathiel, przystojnie dziś wyglądasz", "Dzięki, wiem to od dziecka, ale wiesz? Mów mi więcej"."- Już to czytałam, a nadal to kocham. >D Widać, że Auvrey huehue.
      "Dwa światy, jedna, w miarę zgodna przyjaźń."- Minuta ciszy dla naszego przyjaciele poległego we friendzonie. [*]
      *dobra, wiedziałam o tym, ale no. >D*
      " - Wiesz? - spytał sarkastycznie - Czasami żałuję, że przestałem bawić się w ganianie za tobą z nożem. To była całkiem fajna zabawa."- Tak bardzo skojarzyło mi się to z Ithielem. ;_____;
      " - Wyglądasz wtedy jak małe, słodkie dziecko, które właśnie dostało słodycze - zaszczebiotał, chwytając mnie za poliki."- Uroczo, ale... Za szybko, Nathiel, ty też chcesz własne linie kolejowe? >D
      " Twierdził, że właśnie w taki sposób znajdywał najwięcej demonów i podrywał największą ilość dziewczyn."- A jakże. W końcu mały dystans pomiędzy nim, a dziewojowymi włosami jest mały. Huehue. >D Chyba, że woli co innego. Na przykład plecy? XD
      "Cóż, chciałabym kiedykolwiek zobaczyć Nathiela, który wyrwał jakąkolwiek osobę płci żeńskiej."
      "Cześć, zbierasz kubki z jogurtów?"
      "Nie"
      "Ja też nie. Mamy coś wspólnego!" *podryw na magika*
      "Jesteś tak gorąca, że mogłabyś być moim osobistym kaloryferem" *podryw na Ithiela huehue albo na Naffa do Astleya? >D*
      "Jesteś tak chłodna, że mogłabyś być moją lodówką" *podryw na Laurę? >D*
      "Musisz dobrze gotować, bo mój nóż idealnie wpasował się w twoje dłonie" *słabo wiele, końćzę!*
      " Na swoich plecach poczułam nagle mocny uścisk. To Nathiel pociągnął mnie gwałtownie w swoją stronę i mocno przytulił do piersi. "- OHHH! <3
      "Co ty robisz? - spytałam zdezorientowana z polikiem wtulonym w pierś Nathiela.
      - Muszę pokazać, że jestem zajęty - odezwał się z pełną powagą chłopak."- Nathiel, rozwalasz mój mózg. Może parówek? >D
      " - Przecież nie jesteś.
      Chłopak zaśmiał się cicho.
      - Moje serce jest i to mi wystarczy - odpowiedział."- Suodko. <3
      "Zazdroszczą mi tego, ze mnie tuli i że w tej sytuacji jest moim domniemanym chłopakiem."- Przeczytać zamiast domniemany słowo domestosowy to jak wygrać życie!
      " - Zazdroszczą ci tego, że jesteś ładna - dodał jeszcze ciszej."- Lauriel yea! *_____*
      " - Wiedziałem, że na mnie lecisz - stwierdził rozbawiony - Ponoć od przeznaczenia nie da się uciec."- "Jesteś samolotem? Bo chyba na mnie lecisz". Ahahah.
      " Nigdy więcej jeżdżenia komunikacją miejską."- Może nie autobusem, ale Laura Trains czeka! *ciuf ciuf!*
      " Gdy skończyłam oglądać większość elementów upiększający mały domek, odwróciłam się w stronę Nathielo."- Ah, Nathielo! Ah, Nathielo! Niczym boski Alvaro! XDD
      "Oto tuż za nim z nożem przyłożonym do jego gardła, stała moja matka."- Calanthe, co ty odpierniczasz? :o

      Usuń
    2. A, nie. Jednak rozumiem. W końcu Nathiel jest demonem, a Calanthe nie wie, że jest dobry. Nice try, Calanthe. Chociaż w takim stanie raczej z Nathiem nie wygrasz. >D
      OK! Dzisiaj to chyba nawet bez podsumowania się obejdzie. O, zauważyłam coś: podSUMOwanie. Huehue. Sumo. Huehue. Śmieszne. >D
      Chyba mi trochę odbija. Nie ma to jak na pierwszej lekcji zostać wysłanym przez polonistę po spinacze, iść do sekretariatu, wysłuchując tego, że mówię cicho, szybko i niewyraźnie, po czym wrócić do polinsty z dwoma spinaczami. Dokładnie dwoma. Popatrzył wtedy na mnie i kazał przynieść więcej. >D Spinacze przez cały dzień. Huehue. I to jego: "Zapiszcie jej to".
      Goat, znowy się rozgadałam. >D
      Nevermore.
      NIEEE! Ani razu DUP nie było! Ueee! Jak to? ;_____; I nawet sialala. Kurde, kurde.
      Były za to parówki, Laura Trains i podryw na jogurt. >D
      Ok. Czekam na nn, 15 lutego. Huehue, ferie już będę miała tak bardzo. <3
      Pozdrówka, całuski i uściski!
      DUP!

      Usuń
    3. God, zryłaś mi musk tymi reklamami z Nathielem. Ja go chcę!
      A podryw na magika - chylę czoła c:

      "Przeczytać zamiast domniemany słowo domestosowy to jak wygrać życie!" - Dios, teraz to już w ogóle leżę!! Królik, you made my night, muchas gracias! :*
      A o DUP! to nawet ja już nie zapominam :P

      Usuń
  2. Królik już się dorwał i skomentował. DUP!
    Mam przy sobie nektar pomarańczowy dla mojej hemoglobiny i krakersy z biedronki, ale nie poczytam, bo jestem na fonie, a brakuje mi WordPada do pisania komentarza.
    Rezerwuję więc miejsce, za jakąś godzinę będzie odpowiedź.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. " Jego oczy rozglądające się po całej organizacji, mogły mówić tylko jedno: wybrała mnie, nie was." - wyobraziłam sobie Nath'a z takim łobuzerskim uśmiechem i dumnie wypiętą piersią. God, dlaczego taki obrazek mi się podoba?
      " - Nie myśl tyle - powiedział Nathiel, który stanął obok mnie, prezentując sobą pełną gotowość." - czasami nadmiar myśli czyni nas jeszcze bardziej zagubionymi. A czasami myślenie ratuje nam życie.
      "Z czasem, gdy do kogoś przywykniesz, przestają cię irytować jego niedoskonałości i zaczynasz je akceptować." - to samo dzieje się, gdy się kogoś naprawdę kocha. Ale nie będę się kłócić ;)
      " - Wyglądasz i zachowujesz się jak rozpędzony pociąg - stwierdził rozbawiony - Na dodatek masz minę, jakbyś przeżywała brak bakaliowych lodów w markecie." - wzmianka o lodach bakaliowych i ja leżę. Nathiel!!! <3 <3 <3 Ale, ale! Muszę to napisać, bo mnie to irytuje - w biedronce nie ma lodó bakaliowych! A moje ulubione bakaliowe z Carte Dor w Kauflandzie kosztują dziewięć złotych! A to tylko 450 ml! Jestem zła!
      "A skąd pewność, że ciebie chcę? - dodałam, śmiejąc się cicho.
      - Widzę to w twoich oczach. Krzyczą do mnie z głębi: "Bierz mnie, Nathiel, bierz!". No, wiesz, Laura? Ale ty jesteś bezwstydna - powiedział zielonooki, śmiejąc się szaleńczo.
      - Ach, tak. Zapomniałam, że lubisz prowadzić konwersacje z własną osobą - zaironizowałam.
      - Oczywiście - oburzył się chłopak - Jestem dla siebie najlepszą osobą do rozmowy. "Cześć Nathiel, przystojnie dziś wyglądasz", "Dzięki, wiem to od dziecka, ale wiesz? Mów mi więcej"." - ległam. Wytłumaczy mi ktoś, jak ja mam Nathiela nie kochać? Przecież jest tak uroczo wkurzający, że chętnie bym go do siebie przyjęła na stałe. I nie przykuła go do kaloryfera w piwnicy. Tylko w sypialni. Yghym. ^__^
      "Czasami żałuję, że przestałem bawić się w ganianie za tobą z nożem. To była całkiem fajna zabawa." - i kolejne AWW ^__^ z mojej strony.
      " - Lubię jak się uśmiechasz." - umieram na zawał <3
      "Cóż, z głupotą nie wygrasz, a jej mistrz rozłoży cię na łopatki w każdej sytuacji." - takie to prawdziwe.
      Na wzmiankę o komunikacji miejskiej przypomniałam sobie tę rozmowę z autobusu! Ach, ten spoiler, wciąż w mej głowie siedzi. I już piszę, mimo że nie doczytałam do niego, że się rozpływam :3
      "Zazdroszczą mi tego, ze mnie tuli i że w tej sytuacji jest moim domniemanym chłopakiem." - domniemanym, buahahaha!
      " - Zazdroszczą ci tego, że jesteś ładna " - umarłam. Jestem duchem. Teraz mogę być Panią Czyśćca!
      " - Wiedziałem, że na mnie lecisz - stwierdził rozbawiony - Ponoć od przeznaczenia nie da się uciec." <3 <3 <3 <3 <3 *nadmiar serduszek od Cleo świadczy o jej chorobie psychicznej*
      "Gdy skończyłam oglądać większość elementów upiększający mały domek, odwróciłam się w stronę Nathiela. Momentalnie oniemiałam. Oto tuż za nim z nożem przyłożonym do jego gardła, stała moja matka." - cześć, Calanthe. Wiedziałam, że nie przywitasz się z córką w normalny sposób. Ale żeby Nathiela atakować? Tak, to demon. Ale przybył tutaj z twoją córką, helloł.

      Rozdział aww z mojej strony. Dobre opisy, akcja w autobusie wymiata, a Cal z nożem staje się dla mnie codziennością.

      Czekam na nn ^^

      Usuń