sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 54 - "Boisz się, że ktoś mógłby się w tobie zakochać?"

54 rozdział jest jeszcze dłuższy niż poprzedni i wynagradza to, czego nie było w 53, a więc będzie dużo, dużo Lauriela. W sumie początkowo nie oczekiwałam, że zakończy się to tak, jak się zakończy, ale stało się. 
Witam przy szalonej misji Lauriela, macham wam z różowego BMXa (miałam takiego samego w dzieciństwie)!

POPRAWIONE [14.10.2018]
***
Żadną cząstką duszy i serca nie żałowałam swojej decyzji. Dzięki niej, każdego dnia po szkole, siadałam w wygodnym fotelu z kubkiem ciepłej herbaty w ręku i przysłuchiwałam się historiom nie z tej ziemi. W ciągu tych kilku dni dowiedziałam się wielu rzeczy na temat demonów, departamentu, a także organizacji Nox. Obraz Calanthe zaczął się przede mną malować w jaśniejszych barwach. Chwilami zdawało mi się, że dowiaduję się o niej nawet więcej, niż bym chciała wiedzieć – w rozmowie ze mną nie kryła nawet najpikantniejszych szczegółów ze swojego życia. Z trudem powstrzymałam ją przed tym, żeby nie opowiadała mi o okolicznościach mojego poczęcia. Nie byłam na to gotowa (i chyba nigdy nie będę). Na razie wystarczały mi opowieści, które sprowadzały się do tego, jak wyglądała relacja Calanthe i Aidena – gdybym miała ją komuś opisać jednym zdaniem, zapewne porównałabym ją do zetknięcia płonącego żywo ognia z lodowym wierchem.
Mój umysł został także nakarmiony nowymi informacjami dotyczącymi poprzedniego składu organizacji Nox. Tak jak podejrzewałam, osoby znajdujące się na zdjęciach były przyjaciółmi Calanthe, którzy pod wpływem tragicznych wydarzeń zginęli. Ponoć tylko ona i chłopak o imieniu Ethan do dzisiejszego dnia żyli. Historia rodziców Sorathiela była mi już znana – zginęli podczas niedzielnego spaceru za sprawą demonów, których obecności nikt się nie spodziewał. Sorathiel przeżył tylko dlatego, że miał obok siebie Nathiela, który chwycił za exitialis zmarłego Arthura Blythe’a i rozprawił się z wrogami. Gdy Calanthe opowiadała mi o Elisabeth i Arthurze, widziałam w jej oczach ból, który za wszelką cenę starała się ukryć. Wielokrotnie powtarzała, że Elisabeth była dla niej osobą, której o wszystkim mogła powiedzieć. Jako jedyna wiedziała o jej ciąży i starała się ją odwieść od złych decyzji. Byłam wdzięczna matce Sorathiela za to, że o mnie walczyła, zanim jeszcze ujrzałam światło dzienne. Kto wie, może to właśnie dzięki niej się narodziłam?
Byłam pewna, że nikt na tym świecie nie był w stanie przeżyć tyle, ile moja matka. Wcale nie dziwiłam się jej wewnętrznej zmianie. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zachowałby swojej młodzieńczej radości i optymizmu przy takim obrocie sytuacji. Straciła wszystkich swoich bliskich – rodzinę, przyjaciół, a ostatecznie zdradziła ją nawet osoba, którą kochała. Została całkowicie sama, a jednak potrafiła się podnieść jak feniks z popiołów – to było miano, na które z pewnością zasługiwała.
W moich podróżach na obrzeża miasta często towarzyszył mi Nathiel. Jego relacje z moją matką wcale się nie poprawiły – bałam się, że pewnego dnia naprawdę się pozabijają. Z pewnością nie byli do siebie nastawieni pozytywnie. Nieraz noże latały po całym domu, a sarkazm i agresja wypełniały jego ściany, mało go nie rozsadzając od środka. W takich sytuacjach musiałam interweniować. Nathiela posyłałam wtedy do sklepu albo odsyłałam do organizacji, ją zaś z kolei zajmowałam rozmową. Calanthe wielokrotnie powtarzała, że jeżeli kiedykolwiek przyjdzie mi do głowy spędzić z nim resztę życia, powinnam się nad tym głęboko zastanowić. Ja jednak nie planowałam tak dalekiej przyszłości.  
Moja rodzicielka zdobyła kilka nowych fiolek antidotum, co pozwoliło jej na przeżycie dodatkowego tygodnia. To wciąż jednak było za mało. Rozpaczliwie potrzebowała prawdziwej odtrutki, którą mogła jej zapewnić tylko tajemnicza roślina z Reverentii. Nie istniała osoba, która zdolna była do samobójczej podróży w tę niebezpieczną krainę. Nawet prośby skierowane do Blaziera nie pomagały – z oburzeniem stwierdził, że nie będzie narażał własnego życia dla obcej kobiety, która żyła po to, aby niszczyć takich typów jak on. Nie wiedziałam jak jej pomóc. Nie wiedziałam też, dlaczego za wszelką cenę chciałam jej pomóc. Przecież znałyśmy się zaledwie kilka dni. Czy człowiek był zdolny przywiązać się do kogoś w tak krótkim czasie? A co z przebaczeniem? Do tej pory myślałam, że jestem osobą bardzo pamiętliwą i nieufną.
– Znowu za dużo myślisz.
Wybudzona z rozmyśleń spojrzałam na Nathiela, który szedł tuż obok mnie, podrzucając do góry nóż łowców. Prawie zapomniałam o tym, że mi towarzyszył. Uciekanie do świata własnych rozważań było czasami niebezpieczne.
Hugh uznał, że byłam gotowa na kolejną misję, tym razem jednak miałam ją odbyć tylko i wyłącznie z Nathielem (który strasznie na to nalegał). To nie był dobry pomysł. Nie bez powodu poszedł na nią tylko i wyłącznie ze mną. Bałam się, że może mu wpaść do głowy jakiś dziwny plan.
Szybko nie zdobędziesz mojego serca, Nathielu Auvrey. Od dawna wiadomo, że jest skute lodem, który topi się w zastraszająco wolnym tempie.
– To gdzieś po prawej stronie – powiedział odkrywczo Nathiel, przewracając roboczą mapę na drugą stronę. Westchnęłam ciężko i wyrwałam mu ją z rąk. Mój palec powędrował w stronę czerwonego krzyżyka. Wiedziałam już, gdzie byliśmy i ile zostało nam drogi.
– Po lewej stronie – poprawiłam go. – Musimy przejść obok sklepu zielarskiego, a potem skierować się na Lipową Aleję, gdzie znajduje się nasz cel  – powiedziałam w skrócie.
Zerknęłam na Nathiela, który wyglądał na urażonego. Bądźmy szczerzy, gdyby nie ja na pewno byśmy tutaj nie trafili. On był tu tylko od brudnej roboty, czytaj: zabijał demony. Całym mózgiem operacji byłam ja. W żaden sposób mi to nie przeszkadzało, bo wolałam myśleć niż zabijać.  
Misja nie była skomplikowana i miała na celu lekkie przeszkolenie mojej osoby. Jedyne, co mi zostało przydzielone to obserwacja. Ostatnio członkowie organizacji Nox wykryli rodzinę, która padła ofiarą demonów bezczelnie pożerających ich energię potencjalną. Wraz z Nathielem mieliśmy rozeznać się w sytuacji i przekazać informacje na jej temat. Patrząc na czarnowłosego, wątpiłam w to, że nasza misja zakończy się na samym obserwowaniu. Hugh wyraźnie go upominał i prosił o to, aby zważał też na moją obecność. Nathiel wyłącznie kiwał głową w sposób wyrażający totalny brak zainteresowania jego prośbami. Bałam się, że gdy zobaczy demony, po prostu się na nie rzuci, a wtedy i ja będę musiała mu pomóc. Na swoim koncie nie miałam jeszcze ani jednej zabitej pokraki. Bałam się, że ten moment w końcu będzie musiał nadejść. W swojej głowie miałam utrwalony obraz demonicznego potwora w skórze Margaret, zabijającego moją zastępczą matkę. Wiedziałam, z jaką łatwością rzucały ludźmi o ściany. To przez nich moje żebra ucierpiały na kilka następnych miesięcy.
– Nathiel – zaczęłam lekko zaniepokojona.  Miałam nadzieję, że przynajmniej mnie posłucha. W tej sytuacji wykorzystywałam jego zaintrygowanie moją osobą, ale nie było to chyba jakimś ogromnym grzechem.
– Przysięgnij mi, że nie rzucisz się na te demony bez powodu. – Posłałam mu znaczące spojrzenie.
Chłopak przewrócił oczami.
– Przecież to tylko demony – mruknął niepocieszony na boku, zakładając ręce na piersi.
– Dla mnie to AŻ demony, pamiętaj o tym.
Zielonooki chwycił mnie niespodziewanie za rękę, przybierając zabójczy uśmiech.
Westchnęłam ciężko. Standardowo starał się o moje względy w zbyt odważny sposób. Tylko czekałam na jeden z wybitnie romantycznych tekstów, którym chciał mnie obdarzyć.
– Obronię cię, maleńka – powiedział, puszczając do mnie oczko.
Tym razem to ja przewróciłam oczami i wyrwałam swoją dłoń z jego uścisku. Nie potrzebowałam teraz nadmiernej uczuciowości – ta i tak by na mnie nie działała, gdy moje nerwy były napięte. Nawet myśl, że obok mnie szedł Nathiel gotowy do rzucenia się w paszcze potwora, tylko po to, by rozpruć go od środka, nie pomagała.  
Wkroczyliśmy w Lipową Aleję. To był znak, że byliśmy już naprawdę blisko od celu naszej misji.
Drzewa kołysały się niespokojne na delikatnym, letnim wietrze, wprawiając mnie w stan otępienia. Mimo tego, że niedawno rozpoczęły się wakacje, a temperatura przechodziła ludzkie pojęcie, wieczory bywały chłodne. Gdy na moich ramionach pojawiła się gęsia skórka, zaczęłam żałować wyboru ciuchów. Krótkie, dżinsowe spodenki i biała koszulka w drobne, czarne kropki z wyciętym miejscem na plecach, wcale nie dostarczały ciepła, a wręcz przeciwnie. Dziwiłam się, jak Nathiel mógł iść tuż obok mnie i wachlować się dłonią.
– Zimno ci? – spytał zaskoczony.
Kiwnęłam głową. Cieszyłam się, że nie miał przy sobie żadnej bluzy. Wolałabym uniknąć jego czułego gestu, który miałby na celu ogrzanie mnie. Sam w końcu był w krótkiej koszulce, na której widniał napis: „Take me, baby”. Swoją drogą – idealnie to do niego pasowało.
– Zaraz cię rozgrzeję – zaśmiał się i ku mojemu zdziwieniu, bez zażenowania ściągnął z siebie koszulkę.
Oniemiałam.
Zdążyłam się już przyzwyczaić do Nathiela, który chodził bez koszulki i narzekał, że jest mu za gorąco, ale zupełnie nie wiedziałam, jak w tym momencie zareagować. Zważając na okoliczności, najwyraźniej powinnam zacząć uciekać.
– Chodź, przytul się do mojego gorącego ciałka – powiedział, szczerząc się do mnie jak wygłodniały wilk szukający ofiary. Rozłożył ramiona w bok i zbliżył się do mnie. Odskoczyłam od niego jak oparzona, wystawiając przed siebie ręce w obronnym geście.
– Ubierz tę koszulkę! – wykrzyknęłam przerażona.
Auvrey roześmiał się wesoło.
– Tak uroczo wyglądasz, gdy się rumienisz – przyznał, puszczając mi oczko. Założył na siebie koszulkę. Najwyraźniej był to z jego strony tylko i wyłącznie głupi żart. Rozumiałam to, że lubił świecić gołą klatą, ale niech wstrzyma swoje dzikie, demoniczne żądze. To nie był dobry sposób na poderwanie mnie.
Odwróciłam od niego głowę, próbując ukryć swoją zaczerwienioną ze wstydu twarz.
Coraz bardziej bałam się z nim przebywać sam na sam. Moje serce nieraz uciekało na tylną część żeber, krzycząc i zawodząc, gdy się do mnie zbliżał. Coraz częściej zapatrywał się w moje oczy, próbując mnie zaczarować. Szukał momentu, kiedy ja również zawieszę na nim wzrok, a on będzie mógł zatopić swoją zdradziecką dłoń w moich włosach i bezczelnie mnie pocałować. Przez niego wyznawałam teraz zasadę: co najmniej dwa metry od Nathiela.
Naszym oczom ukazał się rząd identycznie wyglądających, niewyróżniających się niczym domów. Nie musiałam posiadać szczególnie wyczulonych zmysłów, aby zorientować się, gdzie znajdował się nasz cel. Był wieczór, prawie we wszystkich mieszkaniach paliło się światło. W oknach można było dostrzec przemieszczających się pomiędzy pokojami ludzi. Tylko jedno mieszkanie okryte było ciemnością. Łatwo było zgadnąć, że to tam pomieszkiwała „nawiedzona rodzinka”. Wymieniając znaczące spojrzenia z Nathielem, ruszyliśmy w jego stronę.
Dlaczego miałam dziwne przeczucie, że ta misja wcale nie zakończy się pozytywnie?
Dotarliśmy do progu mieszkania. Auvrey przytykając palec do ust w geście uciszenia, zostawił mnie na moment przed samymi drzwiami i ruszył na tyły domu. Najwyraźniej chciał zrobić rozeznanie. Może akurat jakieś okna były pootwierane albo dom zawierał tylne, otwarte i bezpieczniejsze wejście? Długo nie musiałam czekać. Już chwilę później lekko podenerwowany wyminął mnie i bez chwili zastanowienia chwycił za klamkę, a potem z wielkim rozmachem pchnął do przodu drzwi.
Serce stanęło mi w miejscu. Patrzyłam na niego, po raz kolejny nie dowierzając jego głupocie. Właśnie tą postawą potwierdził moje obawy – zamierzał walczyć. Nie zdążyłam chwycić go za rękę, wpadł do mieszkania jak strzała. Jego zachowanie zaczęło mnie zastanawiać – wyglądał na zbyt poruszonego, aby móc zrzucić to na złe funkcjonowanie jego mózgu, łamane przez maniakalną chęć zabijania demonów. Musiał mieć jakiś powód do nagłej interwencji.
Wyjęłam exitialis z kieszeni i po cichu weszłam do domu. Jedyne, co mnie tu na razie uderzało, to przeklęta ciemność. Bałam się, że może mnie tu zastać scena jak z horroru. Demony zdecydowanie lepiej radziły sobie podczas zmroku. Nie na darmo nazywano je istotami nocnymi.
Ledwo przeszłam przed przedpokój, a do moich uszu doszły okrzyki przerażenia. Domyślałam się, że Nathiel zdążył już zadziałać. Sądząc po porozwalanych gdzieniegdzie przedmiotach, które zdobiły dywan w salonie, walka musiała rozpocząć się właśnie na dolnych partiach domu (i to jej świadkiem był wcześniej Nathiel). Krzyki dochodziły z góry, tam więc skierowałam swoje kroki.
Schody straszliwie skrzypiały – odnosiłam wrażenie, że uginają się pod moimi stopami, zdążyłam więc wywnioskować, że dom do najnowszych nie należał. Po dźwiękach zdążyłam się zorientować, że Nathiel prowadzi właśnie walkę z jakimś mężczyzną. Zapewne ojcem dzieci, o którym wcześniej wspominał Hugh. Jego cieniem musiał zawładnąć demon. Różne przedmioty codziennego użytku uderzały o ściany i podłogę, zapełniając pomieszczenie dźwięcznym chaosem. Od czasu do czasu słyszałam też ciche, dziecięce, płaczliwe głosy. Na początku myślałam, że mam przesłyszenia, ale gdy dotarłam na górę i stanęłam w drzwiach dziecięcego pokoju, odkryłam, że to nie omamy słuchowe. Wiedziałam już, dlaczego Nathiel zareagował jak szaleniec pragnący tylko i wyłącznie zabijać demony. Chciał obronić dzieciaki, które kuliły się ze strachu, tuż za jego plecami, pod ścianą.
Była ich trójka. Około siedmioletni chłopiec i dwie, młodsze od niego dziewczynki, które płakały w jego objęciach. Chłopiec był ranny, miał rozdartą koszulkę, pod którą w bladym świetle nocy mogłam dostrzec długie, krwawe ślady po demonicznych pazurach – na okrągłej twarzyczce odznaczał się szok. Najwyraźniej nie mógł uwierzyć w to, że zaatakował go ktoś, komu ufał. Gdybym miała czas, zapewne moje serce zalałoby się ciepłem, a umysł zmusiłby mnie do pokłonu w stronę Nathiela, który nie zważał na żadne przeszkody, jeżeli komuś groziło niebezpieczeństwo.
– Zabierz ich stąd – usłyszałam nerwowy głos mojego przyjaciela, który właśnie dopadł cień odbijający się w księżycowej poświacie. Wbijając w niego nóż, dał początek uwalnianiu się demona. Do głowy rodziny dołączyła matka, która dzierżąc w dłoni lampę, zaatakowała Nathiela. Ufałam mu i wiedziałam, że sobie poradzi, w końcu na co dzień zabijał więcej demonów, dwójka to dla niego nic. Ja miałam teraz inną misję.
Podeszłam do dzieciaków i ostrożnie przy nich uklęknęłam. Wiedziałam, że nie będzie łatwo. Moja obecność sprawiła, że dziewczynki zaczęły krzyczeć, a chłopiec posłał mi wrogie spojrzenie, tuląc je do swojej zranionej piersi.
– Nie macie się czego bać. – Zaśmiałam się ironicznie w duchu. Przecież sama trzęsłam się ze strachu, a mówiłam to dzieciakom, których rodzice nagli dostali szału i chcieli im zrobić krzywdę. Brawo, Lauro. Punkt za profesjonalizm. – Nie zrobię wam krzywdy.
– A rodzice? – spytała niepewnie najmłodsza z dziewczynek.
– Nic im nie będzie – odpowiedziałam spokojnie, choć sama nie wierzyłam w te słowa.
Skierowałam spojrzenie na chłopca. Dopiero teraz dostrzegłam, że ma również zranioną nogę. Najpierw się przestraszyłam, że może mieć problem z poruszaniem się, ale rana nie wyglądała na zbyt poważną. To zaledwie draśnięcie. Świetnie, będzie mógł się poruszać. Najpierw wręczyłam mu fiolkę z odtrutką na demoniczny jad, tłumacząc uspokojonym głosem, co powinien z nią zrobić. Przestrzegłam go również przed konsekwencjami jej nieużycia – moje słowa wywołały przerażenie, które rzutowało szybkim zastosowaniem się do moich instrukcji.  
– Za rogiem znajduje się posterunek policji – powiedziałam głośno i wyraźnie na zakończenie. – Jesteś w stanie zaprowadzić tam swoje siostry? – spytałam. 
Przerażony chłopiec kiwnął głową. Mimo strachu widziałam w jego oczach poczucie odpowiedzialności. Może to nie był dobry pomysł zostawiać dzieciaki samym sobie, ale wiedziałam, że sobie poradzą. Poza tym ktoś musiał się nimi zająć – nie mogłam to być ani ja, ani Nathiel. W przeciągu kilku minut powinniśmy stąd zniknąć, jakby nas tu nie było. Policją się nie przejmowałam. Kto uwierzyłby takim malcom w istnienie demonów, które opętały ich rodziców? Nikt. Gdy przyjadą na miejsce, omdlali będą leżeć na podłodze. Chaos, który ich otaczał, równie dobrze mógł być wynikiem wyrządzonych przez jakieś leśne zwierzę szkód.
Wzrokiem odprowadziłam pędzące schodami w dół dzieciaki. Nóż miałam w gotowości, by w razie czego ich obronić. Na szczęście nie było takiej potrzeby. Drzwi na dole trzasnęły za nimi głośno akurat, gdy Nathiel skończył walkę z demonem, który zawładnął matką. Uśmiechnął się wtedy triumfalnie i zarzucił swoją przydługą już grzywką na bok.
– To była bułka z dżemem – powiedział, choć wydawało mi się, że odrobinę za wcześnie.
Demony, które zawładnęły ciałami rodziców zostały zniszczone, ale żadne z nas nie przewidziało, że może być ich tutaj więcej. Nim się obejrzeliśmy, z kątów zaczęły wyłaniać się przerażające cienie o wykrzywionych w nienawiści obliczach. Powoli układały się w demoniczne sylwetki. Trzęsąc z niedowierzaniem głową, stanęłam plecami do Nathiela i wystawiłam przed siebie exitialis.
– No, to zaczyna się impreza – powiedział najwyraźniej uradowany chłopak. Spojrzałam na niego w tył jak na ostatniego szaleńca na Ziemi. Moje usta nie były nawet w stanie wymówić żadnego słowa. Nathiel najwyraźniej wyczuł mój niepokój, ponieważ chwilę później zwrócił się ku mnie i chłodnym, nieznoszącym sprzeciwu głosem powiedział: – Uciekaj. – W takich chwilach wiedziałam, że nie mogę mu się sprzeciwiać. – Poradzę sobie i niedługo do ciebie dołączę.
Kiwnęłam głową. Nie zamierzałam się z nim kłócić. Doskonale wiedziałam, że będę mu tylko zawadzała. Kiedy stąd pójdę, nie będzie musiał dzielić uwagi i na demony, i na mnie, w obawie, że stanie mi się krzywda.
Podbiegłam do drzwi, na moje nieszczęście okazało się jednak, że były zamknięte. Serce podskoczyło mi do samego gardła. Byłam w stanie wydobyć z siebie tylko cichy jęk załamania.
Nathiel najwyraźniej nie zauważył tego, że wciąż stałam w pokoju. Z dziką pasją zajmował się niszczeniem demonów, gdy ja kuliłam się pod drzwiami, ściskając w drżącej dłoni nóż łowców. Nie byłam niezauważalna i miałam tego świadomość. Walka była dla mnie nieunikniona.
Widząc zbliżające się w moją stronę pokraki, zastanawiałam się, czy umrę od ich ciosów, czy zwyczajnie, zanim do mnie dotrą, dostanę zawału. Choć nigdy się nie modliłam, mój umysł wypowiadał teraz modlitwy kierowane w pusty eter. Widziałam jak wyciągnięte przede mnie exitialis drży w moim uścisku.
Jeden z potworów rzucił się na mnie tak gwałtownie, że wydałam z siebie niekontrolowany okrzyk zaskoczenia. Nie zamierzałam zamykać oczu – zrobiłam to mechanicznie. Na szczęście nie byłam do końca sparaliżowana. Moje dłonie zadziałały samoczynnie, jakby wbrew mojemu strachu. Robiąc dobrze znany i wypracowany gest, zatoczyłam krąg i trafiłam nożem prosto w demona. Gdy otworzyłam oczy, wiedziałam jednak, że to nie czas na triumf. Następna cienista pokraka zaczęła się do mnie przybliżać – robiła to zdecydowanie ostrożniej, niż jej zabity już kamrat, a mimo tego nie zdołałam użyć noża. Jego obślizgła łapa trafiła w drzwi, tuż obok mojej głowy, przejeżdżając po pękniętym drewnie i rozrzucając wkoło drzazgi. Dziura wyglądała jakby zrobił ją co najmniej niedźwiedź – może gdy zjawi się tu policja, właśnie taki wysuną wniosek. Wykorzystując chwilę nieuwagi demona, wbiłam nóż w jego pierś, wywołując u niego nieludzki jęk bólu. Już po chwili rozpłynął się w oparach cienistego dymu.
Moja droga do Nathiela została oczyszczona. Wolałam być bliżej niego, dlatego dłużej nie zwlekałam. Gdy pojawiłam się tuż obok, zdążył już zabić jednego z ostatniego demonów. Widziałam na jego twarzy wysiłek, ale i oburzenie. Zanim jednak cokolwiek zdołał powiedzieć, wytłumaczyłam się:
– Nie mogłam uciec. Drzwi były zamknięte.  
Chłopak westchnął ciężko i przewrócił ostentacyjnie oczami. Domyślałam się, że gdyby nie kolejne cienie wyłaniające się z kątów, podszedłby do drzwi i rozwalił je jednym kopnięciem, dokańczając robotę, którą zaczął poprzedni cień. Demony mu to jednak uniemożliwiły. Tym razem było ich o wiele więcej. Wiedziałam, że sobie nie poradzimy.
– Skąd do cholery tu tyle demonów? – spytał sam siebie Nathiel, marszcząc czoło.
Nie potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie. Z bijącym sercem i wyczekiwaniem wpatrywałam się w jego twarz. Miałam nadzieję, ze wymyśli coś ambitniejszego niż walkę, która z góry była skazana na niepowodzenie.
Zaczęły nas otaczać coraz większe szeregi demonów. Ich przerażające gęby i ciche, demoniczne warknięcia wyrażające zadowolenie przyprawiały mnie o dreszcze. Widziałam, że triumfują swoje zbliżające się zwycięstwo. Nathiel tymczasem nie wyglądał na wzruszonego. Bałam się, że chce walczyć, choć szybko odwiódł mnie od tych niepokojących myśli. Nim się obejrzałam, chwycił mnie w mocnym i gwałtownym uścisku do góry i z diabelskim uśmiechem na twarzy rzekł:
– Szykuj się na skok życia, maleńka.
Taranując demoniczne szeregi z nożem w ręku, wyskoczył przez okno. Nie byłam na to gotowa, dlatego już po chwili zaczęłam krzyczeć. Nie mogłam uwierzyć w to, że ten szaleniec posunął się do tak absurdalnego i nienormalnego rozwiązania!
Oboje wylądowaliśmy w krzakach. Nie było to zbyt miłe zetknięcie z podłożem. Czułam, że kolce ranią moje nogi i ręce, dziękowałam jednak losowi, że nie było to bezpośrednie zetknięcie z twardą ziemią – wtedy mogłabym się nieźle połamać.
Spojrzałam w stronę okna, z którego chwilę temu wyskoczyliśmy i oniemiałam. Demony wcale nie zamierzały odpuścić. W zastraszającym tempie, jak szaleni samobójcy, zaczęli wyskakiwać przez okno.
Nim się obejrzałam, Nathiel stał już obok i ciągnął mnie w swoją stronę, aby uwolnić z sideł kolczastych krzaków. Powstałam obolała, przeklinając go w duchu za ten niecny czyn. Nie miałam jednak czasu na głośne oburzenie. Demony były blisko nas.
Zielonooki zostawił mnie na moment i podbiegł do drzewa, gdzie leżał mały, różowy BMX. Gdyby nie powaga sytuacji, z pewnością wybuchłabym teraz gromkim śmiechem. To nie było jednak ani trochę zabawne. Nie, kiedy demony sięgały po nas ostrymi pazurami.
Nathiel podniósł rower i przywołał mnie do siebie dłoną.
Nie miałam wyboru. Musiałam mu zaufać.
– Wskakuj na barana – powiedział poważnie, choć po jego ustach błąkał się delikatny uśmiech rozbawienia.
Jęknęłam załamana. Naprawdę chciał dosiąść tego „różowego rumaka” i uciec na nim w bliżej nieokreśloną stronę? Błagam cię, Nathiel! Jeżeli ten dziecięcy rowerek nie ugnie się pod naszym ciężarem, to będzie cud.
– Wskakuj! – tym razem wykrzyknął zniecierpliwiony.
Posłuchałam go. Już po chwili w nieporadnej pozie wisiałam na plecach mojego towarzysza misji, który wsiadł na rower, kuląc się na nim jak kamienny gargulec. Ta krytyczna sytuacja znalazła w sobie jakiś moment kpiącego śmiechu, który bałam się jednak wyrzucić ze swoich płuc.
– Au revoir, demoniczne cioty! – wykrzyknął Nathiel, śmiejąc się jak wariat. Gdy jeden z demonów sięgnął po mnie łapą, zaczęliśmy właśnie zjeżdżać ze stromej górki prosto w nieznane rejony ciemnego lasu. Mojemu krzykowi przerażenia towarzyszył okrzyk szaleńczej radości Nathiela, który wymachiwał w górze pięścią, jakby przeżywał właśnie przygodę życia. Naszym głosom i szumiącemu w uszach wiatrowi towarzyszył wesoły oddźwięk kolorowych koralików przyczepionych do szprych.
Jak wielkim trzeba być idiotą, aby cieszyć się z powodu pędzącego w dół, różowego roweru, ukradzionego jakiejś małej dziewczynce?!
W moich oczach pojawiły się łzy.
Na przyszłość będę już wiedziała, aby nie wybierać się na żadną misję z Nathielem.
Rozpędzony, malutki rowerek zjeżdżał po pagórkach, zwiastując nieprzewidziany w skutki upadek. Wiedziałam, że gdy się zatrzymamy, może nas to bardzo, ale to bardzo zaboleć. W wyobraźni widziałam łamiące się kości i zdarte kolana, z których sączy się krew. Starałam się nie dopuszczać do siebie innych pesymistycznych zakończeń tej szaleńczej podróży.
Liście drzew uderzały mnie w twarz, nie pozwalając patrzeć z otwartymi oczami przed siebie, a gwałtowny wiatr wywołany przez nasz dziki pęd sprawiał, że traciłam dech. Czy kiedyś nadejdzie koniec tej morderczej trasy?
Moje prośby zostały wysłuchane. Już po chwili wysunęliśmy się na przestrzeń, gdzie drzewa się rozrzedziły. Nareszcie mogłam otworzyć oczy. Nie wiedziałam jednak, czy w tym momencie mam się cieszyć, czy płakać. Na samym dole znajdowało się bowiem jezioro.
– Hamuj! – wykrzyknęłam piskliwym głosem.
Widziałam, że Nathiel naciskał hamulce, dziwił mnie jednak brak efektu ich użycia. Jego ciche: „ups” świadczyło widocznie o tym, że nie działały tak, jak tego oczekiwał. Nie zdążyłam nawet krzyknąć, gdy różowy BMX dotknął po raz ostatni skrawka ziemi i wyrzucając nas w górę, wpadł wraz z nami w głąb jeziora. Racjonalne myślenie opuściło mnie na krótki moment, kiedy powinnam zdać sobie sprawę z tego, że aby oddychać pod wodą, potrzebowałam powietrza, którego nie nabrałam w płuca. Gdy woda przywitała mnie chłodną tonią, poczułam, że się duszę. Całe szczęście, umiałam pływać.
Kiedy wynurzyłam się z jeziora i gwałtownie zaczerpnęłam powietrza, zaczęłam kasłać jak szalony gruźlik, wypluwając z ust wodę. Od razu rozglądnęłam się wkoło w poszukiwaniu Nathiela. Był po mojej prawej stronie, odrobinę bliżej brzegu, niż ja. Właśnie odgarnął swoje mokre włosy do tyłu. Nie wyglądał na przerażonego, raczej na… dziwnie podekscytowanego.
– To było... – zaczął cicho po to, aby zaraz wykrzyknąć z całą siłą w płucach: – NIEWIARYGODNIE ZAJEBISTE! – Jego szalonej radości towarzyszył głośny wybuch śmiechu.
Rozdziawiłam usta, wpatrując się w niego niedowierzająco.
Cudem przeżyliśmy atak demonów. Wyskoczyliśmy przez okno z pierwszego piętra i wylądowaliśmy w kolczastych krzakach. Następnie dosiadaliśmy różowy rower, którym zjechaliśmy w dół. Okazało się, że hamulce przestały działać, więc obydwoje wpadliśmy z rozmachem do jeziora. W jakim momencie tego wydarzenia było zajebiście?!
– W życiu nie widziałam większego psychopaty! – krzyknęłam do Nathiela. – Nigdy więcej nie idę z tobą na żadną misję – dodałam z wyrzutem. Moje schłodzone mroźną wodą ciało zaczęło przypominać mi o tym, że byłam cała poraniona przez kolce. Rany nieprzyjemnie szczypały.
Auvrey spojrzał na mnie z rozbawieniem, ponawiając swój irytujący wybuch śmiechu. Albo rozbawił go w tym momencie mój zmoczony doszczętnie wizerunek, albo wciąż trzymała go euforia wywołana niewiarygodnie dziką misją.
– Przecież było zabawnie – odpowiedział, podpływając tyłem do brzegu jeziora. Gdy płynął, patrzył się na mnie z tym swoim okropnym, rozbawionym uśmiechem, który miałam ochotę zetrzeć mu z twarzy. Przeklinałam go w duchu za beztroskę, jaką kierował się w życiu. W przeciwieństwie do niego byłam teraz rozgoryczona. Moje szaleńczo bijące serce wcale nie zwalniało tempa. Miałam wrażenie, że lada moment zaśmieje mi się w twarz i wypłynie na głębokie jezioro, zostawiając mnie samą w tym bezdusznym świecie.
Moje ciało pod wpływem mrożącej krew w żyłach wody zaczęło niespokojnie dygotać. Zdecydowanie nienawidziłam zimna. Zimna i zaskakujących skoków do zimnej wody.
Podpłynęłam do brzegu, gdzie stał już Nathiel wyciskający swoją koszulkę. Woda spływała po jego oświetlonej blaskiem księżyca klatce piersiowej. Na szczęście nie wyglądał jak Edward ze Zmierzchu. Podejrzewałam, że był nawet przystojniejszy niż on, z tym, że się nie błyszczał, jakby ktoś go obsypał kilogramem brokatu.
Z pomocą dłoni Auvreya, już po chwili wynurzyłam się z wody i wylądowałam plecami na ubłoconym podłożu. Nie obchodziło mnie teraz, że byłam cała mokra, zmarznięta i wybrudzona. Liczyło się to, że przeżyłam – z tą właśnie myślą wgapiałam się w niebo usiane gwiazdami, które otaczały przyciemnione korony drzew. Wzięłam kilka głębszych wdechów.
– Do twarzy ci w mokrych włosach – powiedział chłopak, kucając przy mnie i nachylając się tuż nad moją twarzą z zabójczym uśmiechem, który stosował, gdy chciał kogoś poderwać.
Leżałam wśród brudnej, mokrej trawy, ciężko dysząc i spoglądając na niego z niekrytym załamaniem. Nie miałam nawet ochoty go odpychać. 
– Jesteś chory, wiesz?
Zielonooki odgarnął mi kosmyk mokrych włosów z czoła. Uśmiech nie znikał z jego twarzy.
– Chory z miłości – odpowiedział rozbawiony.
Jęknęłam z zawodem, zakrywając dłońmi twarz.
Czy on nigdy nie przestanie z tymi swoimi pseudo romantycznymi tekstami? To za dużo jak na moją głową i serce, które i tak były teraz w krytycznym stanie. Czułam się jak przepalona i na dodatek potłuczona żarówka, która już nigdy nie zaświeci nad głowami innych ludzi.
Podniosłam się ociężale z ziemi, powodując, że Nathiel odsunął się na bok. Potrzebowałam teraz ręcznika, ciepłej herbaty, kołdry, dobrej lektury i spokoju od mojego zielonookiego towarzysza, którego zamierzałam unikać przez kolejny tydzień. Z wielkimi celami na szczycie mojej świadomości ruszyłam pod górkę. Miałam nadzieję, że ciemność lada moment zniknie, a moim oczom ukaże się oświetlona blaskiem chwały droga prowadząca wprost do organizacji. W tym szaleńczym tempie podbudowanym silnymi motywami nie zorientowałam się, że jeden z moich butów się rozkleił. Niestety, niezniszczalne trampki okazały się nie być niezniszczalne. Moje szybkie wspinanie się pod górkę spowodowało bolesny upadek. Wylądowałam na kolanach, zatapiając je w grząskim błocie.
Z oddali doszedł mnie szaleńczy śmiech Nathiela, co dodatkowo podburzyło moje zszargane nerwy. Zacisnęłam usta, aby nie wydać na świat kilku niecenzuralnych słów.
– Trzeba było się tak spieszyć? – spytał z oddali.
Westchnęłam i z lekko urażoną dumą podniosłam się ostrożnie z ziemi. Z pewnością nie był to miły powrót do pionu. Upadek dał o sobie znać w postaci bólu kostki, która wykręciła się wcześniej pod dziwnym kątem. Nie wiedziałam czy jest skręcona, czy to po prostu chwilowy ból, trudno było mi się jednak poruszać, szczególnie drepcząc pod górkę.
Nim się obejrzałam, dołączył do mnie Nathiel, który westchnął ciężko na mój widok. Wiedziałam, co sobie teraz myślał. „No i masz. Potykasz się o własne nogi, więc od razu zostaniesz zniszczona przez demony. Żaden z ciebie łowca, powinnaś z tym skończyć”. Nim cokolwiek powiedział, obdarowałam go jednak morderczym spojrzeniem, przez które od razu zamknął buzię. Na jego twarzy widniał tylko drobny, zabójczy uśmieszek małego chochlika, który szykował jeszcze swój rychły, łobuzerski powrót. Z tego, co widziałam, zdążył już założyć na siebie swoją mokrą koszulkę. Tym lepiej dla mnie.
– Pomogę ci – usłyszałam. Nim zdołałam zaprotestować, zostałam chwycona pod uda i plecy, frunąc gwałtownie w górę. Po raz kolejny tego dnia znalazłam się w ramionach osoby, od której miałam się trzymać z dala.
Jęknęłam z zawodem, choć nie protestowałam.
– Nie jęcz tak, bo jeszcze sobie zwierzątka pomyślą, że im miejscówę do rozwijania stosunków międzyzwierzęcych zabieramy – powiedział wesoło Nathiel, puszczając mi oczko.
Poddałam się swojemu losowi. Przynajmniej na ten moment, gdy wdrapywaliśmy się pod górkę. Nie próbowałam się nawet odzywać, bo nie chciałam dawać mu powodu do nawiązania kolejnej durnej dyskusji. Nie patrzyłam również w zwodzące na manowce szmaragdowe oczy, udając przy tym, że ciekawsze są drzewa, które się przed nami zarysowują.
– Jesteś przerażająco lekka – stwierdził Auvrey, patrząc na mnie karcąco jak ojciec, który próbuje dokarmiać niejadka. – Nie dziwię się, że demony rzucają tobą o ściany. Zdecydowanie za mało jesz.
– Jem tyle, ile muszę – odpowiedziałam zażenowana, mimowolnie patrząc mu w twarz. Nie spodziewałam się, że będę znajdowała się tak blisko niej. Prawie stykaliśmy się ze sobą nosami. Szybko odwróciłam wzrok, udając, że w żaden sposób mnie to nie wzruszało. Rumieńce na twarzy przysłaniał mrok panujący wkoło. – Nie moja wina, że tak wyglądam.
– Idź na siłkę, pakuj w klatę – zaśmiał się chłopak.
Przewróciłam oczami. Na szczęście górka się skończyła i moje stopy mogły poczuć płaskie podłoże. Wiedziałam jednak, że szybko w takim stanie nie trafię do organizacji – dowiedziałam się tego już wtedy, gdy postawiłam zdradliwy krok wprzód i mało nie zgięłam się wpół. Z  pomocą ponownie przyszedł mi Nathiel. Już po chwili uklęknął tyłem do mnie i posłał mi znaczące spojrzenie przez ramię.
– Wskakuj na barana.
Nie protestowałam. W potrzebie mogłam skorzystać z pleców barana (idealne określenie), ale to będzie pierwszy i ostatni raz, kiedy to zrobię. Zbyt często korzystałam z pomocy Auvreya. Jeszcze trochę i mój dług będzie tak wielki, że za jego spłatę będzie oczekiwał ślubu i gromady rozwydrzonych dzieci. 
Powoli wdrapałam się na jego plecy. Poniekąd podobała mi się ta perspektywa. Mogłam z tej pozycji więcej zobaczyć.
W milczeniu ruszyliśmy w drogę powrotną do organizacji. Moje serce wciąż biło jak oszalałe. Mogłam się założyć, że sam Nathiel czuł na swoich plecach jego szaleńcze uderzenia. Czułam się z tym dziwnie, choć nie byłam zawstydzona. Moje ramiona obejmowały szyję zielonookiego, a głowa wspierała się na jego ramieniu. Byłam naprawdę blisko niego. Jego ciepłe dłonie trzymały mnie pod kolanami, dzięki czemu byłam w stanie bez problemu utrzymać się w górze.
Od dawna mnie zastanawiało, jak demon, który nie posiadał ludzkiej krwi, mógł być taki ciepły? Co go grzało? Co czyniło go żywym, skoro prawdopodobnie nie był zbudowany jak zwyczajny człowiek? Coś w głębi podpowiadało mi, że nawet jeżeli był demonem i był innej budowy niż przeciętny mieszkaniec Ziemi, nie robiło to dla mnie wielkiej różnicy. Wciąż był przecież tym samym niepoprawnym Nathielem o wielkim, choć głupim sercu. Zdawało mi się, że go lubiłam i to bardziej, niż Sorathiela czy Amy, z którą spędziłam większość mojego dzieciństwa. To był zupełnie inny rodzaj relacji – o wiele bardziej niepokojący.
– Laura – usłyszałam głos Nathiela. Drgnęłam, zaskoczona przerwaniem milczenia, które towarzyszyło nam w drodze przez mroczny las.
– Hm? – mruknęłam tuż nad jego uchem. Nie chciałam brzmieć niepewnie, ale właśnie tak się teraz czułam. Auvrey nigdy nie wypowiadał mojego imienia z taką powagą, jak zrobił to teraz.
– Wiesz, lubię cię – przyznał szczerze i beztrosko.
Nie było to dla mnie nic zaskakującego. Wiedziałam jednak, że jego słowa prowadzą do głębszej rozmowy, której tak się bałam. W tej sytuacji moje serce naprawdę lada moment mogło dostać palpitacji.
– Ja ciebie też – odpowiedziałam po dłuższej chwili. W moim głosie pobrzmiewała niepewność.
– Ale tak bardzo – dodał chłopak.
– Co znaczy to twoje „bardzo”? – spytałam z prychnięciem, chwilę potem przeklinając siebie w duchu za to pytanie. Wcale nie chciałam wiedzieć, co oznaczało to słowo, bo przecież się go domyślałam. – Nie, nie odpowiadaj – dodałam szybko.
– Bo co? Boisz się, że ktoś mógłby się w tobie zakochać? – spytał odważnie. W jego głosie pobrzmiewała nuta irytacji. Najwyraźniej denerwowała go moja wiecznie ucieczka w emocjonalny chłód i to, że nigdy nie rozmawiałam z nim o uczuciach.
– Boję się, że to mógłbyś być ty – podsumowałam.
– A nawet jeśli? – spytał, najwyraźniej oburzony. – Nikt nie wybiera osoby, którą chciałby pokochać. To przychodzi samo.
– Chcesz mi właśnie wyznać miłość? – spytałam głosem przepełnionym sarkazmem. – Nawet o tym nie myśl – syknęłam przez zęby trochę zbyt gwałtownie jak na siebie.
– Nie myślę o tym – burknął obrażony chłopak. Zapewne gdyby mógł, założyłby teraz ręce na piersi, ale niestety trzymał mnie nimi, bym nie zsunęła się z jego pleców.
Wiedziałam, że uraziłam jego dumę. Poświadczył o tym ton głosu i nagłe milczenie, które otuliło nas jak noc. Tylko sowa hukała teraz gdzieś w ciemnych koronach drzew, przyprawiając mnie o dreszcze.
Nie chciałam go urazić. Byłam z nim po prostu szczera. Naprawdę bałam się tego dnia, kiedy Nathiel wyzna mi miłość. Nie chciałam tego. Przecież jeszcze niedawno siebie nienawidziliśmy. On gonił mnie z nożem dookoła stołu, a ja rzucałam go książkami, żeby dał mi święty spokój. Co się nagle stało? Dlaczego te beztroskie rozmowy szybko przeminęły i przeszły w poważniejszy stan rzeczy? Dopóki nie pokazywał, że był mną zainteresowany, dopóki moje serce pozostawało chłodne, gdy na niego patrzyłam, wszystko było w porządku. Teraz czułam, że nasza relacja stawała się każdego dnia coraz cięższa i mniej zrozumiała. Chciałam od tego uciec. W końcu byłam tchórzem.
– Kim dla ciebie jestem? – spytał z nagła Nathiel, który najwyraźniej zdążył uciszyć swoją dumę.
– Kimś ważnym – odpowiedziałam bez zastanowienia i zażenowania. To była najszczersza prawda, której nie mogłam zaprzeczyć.  
– Sprecyzuj.
– Przyjacielem. Może nawet bratem.
Nathiel oburzył się i prychnął niczym rozjuszony kot.
– Nie chciałbym być w związku kazirodczym.
– Nie martw się, nie będziesz w żadnym związku.
Nie wstrzymałam kłębiącej się we mnie ironii. Wiedziałam, że po tej ciętej ripoście mój towarzysz umilknie i obrazi się na cały wieczór. W tej chwili byłby nawet zdolny zrzucić mnie z pleców i zostawić na pastwę losu w tym ciemnym, niezmierzonym lesie. Nie zrobił tego jednak. Nie wydał z siebie nawet żadnego dźwięku, który mógłby świadczyć o jego przejęciu, obrazie czy innych negatywnych emocjach. Milczał i dalej szedł przed siebie tym samym tempem, co wcześniej. Powoli zaczynał mnie niepokoić. Miałam złe przeczucia.
– Kocham cię, Laura. I nic na to nie poradzę – odpowiedział po dłuższej chwili milczenia, ignorując moją wcześniejszą wypowiedź.
Wierzyłam w jego słowa. Podejrzewałam, że w końcu padną i wywołają w mojej głowie chaos. Mój umysł krzyczał teraz z rozpaczy, nie wiedząc, co ze sobą począć. Kto normalny był w stanie zakochać się w osobie, która darzyła wszystkich wkoło chłodem i ironią? W kimś, kto był tchórzem, potrzebującym na każdym kroku pomocy? Co tak naprawdę we mnie było, że zdołał to pokochać? W żaden sposób tego nie rozumiałam.
– Dlaczego ja? – spytałam bezradnie. Początkowo nie chciałam o to pytać, słowa same wyszły jednak z moich ust.
– Dlaczego? – powtórzył po mnie zdziwiony Nathiel. – Sam tego nie wiem. Dla mnie jesteś po prostu inna niż wszystkie dziewczyny. Może trochę ciężka w obyciu, wredna, jędzowata, chłodna, ironiczna, ale jak chcesz, to potrafisz być nawet urocza – zaśmiał się. – Poza tym jako pierwsza osoba nie uciekłaś przede mną z płaczem. Już wtedy zrobiłaś na mnie wrażenie. 
Chwilami nie rozumiałam, co do mnie mówił. Urocza? Inna niż wszystkie dziewczyny? Rzeczywiście, może byłam trochę inna – mniej otwarta, niezainteresowana typowymi dla nastolatek sprawami (w końcu która z nich zadawała się z demonem walczącym z innymi demonami). Może byłam trochę bardziej poważna niż reszta moich rówieśników. Może trochę  bardziej chłodna i mniej przystępna. Nie mogłam jednak w dalszym ciągu zrozumieć, dlaczego zakochał się w kimś takim. A może zbyt krytycznie na siebie patrzyłam? Może wcale nie byłam taka zła?
Westchnęłam ciężko, kładąc głowę na jego ramieniu. Zdecydowanie miałam dosyć emocji jak na jeden dzień.
Pierwsza misja z Nathielem, pierwszy zabity demon, zabójcza ucieczka i wyznanie, które namieszało mi w głowie. To wszystko mnie przerastało.

10 komentarzy:

  1. Spoilery tak bardzo! Kij z tym, że o 7 mam wstać, by jechać do Krakowa, najwyżej się nie wyśpię w mieszkaniu, nadrobię w autobusie.
    Nathiel jest już u mnie, moje serducho się raduje <3
    Więc nadchodzę z komentarzem! Jest długi rozdział, będzie długaśny komentarz. Może znowu przekroczę limit? :3
    Teraz będę się mogła jarać do tego stopnia, że niedługo wpadną do mnie ludzie z białym kaftanem :3

    "Ona, płonąca żywym ogniem dziewczyna" - dlaczego ja tu widzę Naffa i ogień miłości?! God, blogi ryją mi mózg.
    "on, zimny jak lód mężczyzna" - zmienić "mężczyznę" na "nastolatka" i wyjdzie Astley. Powiązania tak bardzo <3
    Elisabeth osobą, która nie pozwoliła zabić Laury. Dziękujemy ci za to, Elisabeth!!!
    "Straciła wszystkich swoich bliskich - rodzinę, przyjaciół, a ostatecznie zdradziła ją nawet jej własna miłość. Przeżyła tak wiele w swoim nastoletnim wieku, że nie miałam wątpliwości, iż rzeczywiście jest feniksem, który powstaje z popiołów." - Calanthe to postać, którą bardzo podziwiam za ogrom siły. I mam nadzieję, że jest jeszcze dość silna, by uporać się z trucizną, odwieść śmierć w czasie.
    " W moich podróżach często towarzyszył mi Nathiel, choć coraz częściej miałam świadomość tego, że jeżeli dalej będzie przy mnie tkwił, pozabija się nawzajem z Calanthe." - Dlaczego mam wrażenie, że trzeba by myśleć o pogrzebie zielonookiego?
    "Calanthe wielokrotnie powtarzała, że jeżeli kiedykolwiek przyjdzie mi do głowy spędzić z nim życie, powinnam się nad tym głęboko zastanowić." - Ciekawe, czy Cal miałaby coś przeciwko, gdybym ja, Czyścicielka i Jeździec Chaosu, związała się z Nathielem?
    " - Znowu za dużo myślisz.
    Wybudzona z rozmyśleń, spojrzałam na Nathiela, który szedł tuż obok mnie, podrzucając do góry swój zmasakrowany nóż" - a niech cię ten nóż draśnie w dłoń, demonie.
    "Szybko nie zdobędziesz mojego serca, Nathielu Auvrey. Od dawna wiadomo, że jest skute lodem, który topi się w zastraszająco wolnym tempie." - szczera Laura, którą czasami wprost uwielbiam! :3
    "Nathiel oczywiście kiwał głową w sposób wyrażający totalny brak zainteresowania jego prośbami" - kiedyś zginie, jak się nie będzie starszych słuchał.
    " Zielonooki chwycił mnie niespodziewanie za rękę, przybierając zabójczy uśmiech. Westchnęłam ciężko. Standardowo starał się o moje względy w zbyt odważny sposób.
    - Obronię cię - powiedział, puszczając do mnie swoje uwodzicielskie oczko." - jednoczesne AWW *__* i "WTF?! Co ty odwalasz? Podryw na rycerza? Przy Laurze? Zgłupiałeś jeszcze bardziej?" z mojej strony. Nathiel wzbudza we mnie zbyt wiele sprzecznych emocji.
    "- Zimno ci? - spytał mnie zaskoczony.
    Kiwnęłam głową. Cieszyłam się, że nie ma przy sobie żadnej bluzy. Wolałabym uniknąć jego czułego gestu, który miałby na celu ogrzanie mnie. Sam w końcu był w krótkiej koszulce na której widniał napis: "Take me, baby". Swoją drogą - idealnie to do niego pasowało." - na wzmiance o koszulce przypomniała mi się nasza grudniowa konwersacja na temat t-shirtów w sklepach, gdy byłaś z braćmi na zakupach. Przypominam: Nathiel miał mieć raz koszulkę z napisem: "Jestem demonem... Seksu". Wciąż na nią czekam :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. " - Zaraz cię rozgrzeję - zaśmiał się i ku mojemu zdziwieniu, bez zażenowania ściągnął z siebie koszulkę.
      Oniemiałam." - a ja zmrużyłam oczy z myślą ŁOT.DE.FAK.?! Uwielbiam romantyzm, ale w wykonaniu Nathiela coraz częściej myślę: "to romantyczny gest, czy tylko zielonooki chce tworzyć niezręczne sytuacje?"
      " - Chodź, przytul się do mojego gorącego ciałka - powiedział, szczerząc się do mnie, jakby dostał niesamowitą zabawkę. Rozłożył ramiona na bok i zbliżył się do mnie. Odskoczyłam od niego jak oparzona.
      - Ubierz tą koszulkę! - wykrzyknęłam przerażona.
      Auvrey roześmiał się wesoło.
      - Tak uroczo wyglądasz, gdy się rumienisz - przyznał, puszczając mi oczko." - a w tę śliczną mordkę chcesz zarobić, panie Auvrey? Co jej przyjdzie z Twojego ciepła, poza słuchaniem bicia twojego serca i chwilowym ociepleniem? Niewiele.
      "Szukał tylko momentu w którym zapatrzę się na niego, a on będzie mógł zatopić swoją dłoń w moich włosach i bezczelnie mnie pocałować. Przez niego wyznawałam teraz zasadę: co najmniej dwa metry od Nathiela." - bardzo dobra taktyka, Lauro! Nie dajmy się władzy demonicznym oczu, nie dajmy!
      "Tą postawą uznał właśnie, że będzie walczył. Nie zdążyłam chwycić go za rękę. Wpadł do mieszkania jak strzała z nożem w dłoni. Wyglądał teraz, jakby coś go poruszyło. Zaczęłam wątpić, że zrobił to z powodu złego funkcjonowania mózgu. Musiał mieć jakiś powód." - wyczuł demony, swój swego pozna.
      W ogóle muszę coś wtrącić - ŚWIETNE OPISY. Naprawdę :) Mam na myśli i te z rozmyśleniami Laury, jak i opisy drogi, widoków, etc. Brawo! *w głowie ma głos Patricka Jane'a mówiącego to jedno słowo, tak bardzo żałoba po Mentaliście*
      "Wiedziałam już, dlaczego Nathiel zareagował jak szaleniec, pragnący tylko i wyłącznie zabijać demony. Chciał obronić dzieciaki, które kuliły się ze strachu, tuż za jego plecami, pod ścianą" - pokochałam za to Nathiela jeszcze bardziej <3
      " - Zabierz je ze sobą - usłyszałam nerwowy głos Nathiela, który właśnie dopadł odrobinę cienia odbijającego się w księżycowej poświacie. " - troska o innych w wykonaniu Auvrey'a - aww ^__^
      " - No, to zaczyna się prawdziwa zabawa - powiedział najwyraźniej uradowany chłopak." - co kogo kręci.
      "- Uciekaj - usłyszałam chwilę potem chłodne brzmienie jego głosu. Wiedziałam, że nie mogę mu się w tej chwili sprzeciwiać - Poradzę sobie i niedługo do ciebie dołączę." - robienie za bohatera nie zawsze jest skuteczne.
      Laura zabija demony po raz pierwszy w swojej historii bycia łowcą i nie jest nawet aż tak źle. Nawet.
      "Nim się obejrzałam, chwycił mnie w mocnym i gwałtownym uścisku na ręce i z diabelskim uśmiechem na twarzy odrzekł:
      - Szykuj się na skok życia, maleńka." - God, mam ochotę go trzasnąć w twarz za te denne teksty.
      Jesst!!!!!!!!! Różowy rower!!! <3 <3 <3 Już się jaram, a jeszcze nie przeczytałam, ale spoilery tak bardzo odżywają w moim mózgu w tej chwili! :3
      "- Au revoir, demoniczne cioty! - wykrzyknął Nathiel, śmiejąc się jak ostatni wariat na ziemi." - Idiot. He's really idiot.
      "Mojemu krzykowi przerażenia, towarzyszył okrzyk szaleńczej radości Nathiela. Jak wielkim trzeba być wariatem, aby cieszyć się z powodu pędzącego w dół, różowego roweru?!" - nie trzeba być wariatem, wystarczy być Nathielem. Tyle w temacie.
      "Widziałam, że Nathiel naciska hamulce, dziwił mnie jednak brak efektu ich użycia. Jego ciche: "ups" świadczyło widocznie o tym, że zostały one zepsute." - Ups? Brak słów.
      " - To... było... - zaczął - NIEWIARYGODNIE ZAJEBISTE! - wykrzyknął na całe gardło, zanosząc się głośnym śmiechem." - no co ty nie powiesz.

      Usuń
    2. " Woda spływała po jego klatce piersiowej, błyszcząc w świetle księżyca. Na szczęście nie wyglądał jak Edward ze Zmierzchu." - BADUM TSS! DUP! *ha, nie zapomniałam o DUP! :3*
      " - Do twarzy ci w mokrych włosach - powiedział chłopak, kucając przy mnie i nachylając się tuż nad moją głową z zabójczym uśmiechem." - a ty oberwiesz w twarz. Odsuń sie.
      "- Jesteś chory, wiesz?
      Zielonooki odgarnął mi kosmyk mokrych włosów z czoła. Uśmiech wcale nie znikał z jego twarzy.
      - Chory z miłości - odpowiedział rozbawiony." - wciąż twierdzę, że miłość, ta romantyczna, to najgorsza choroba psychiczna świata.
      Trampki Laury [*]
      " - Nie jęcz tak, bo jeszcze sobie zwierzątka pomyślą, że im miejscówe do rozwijania stosunków między zwierzęcych zabieramy - powiedział uwodzicielskim głosem Nathiel, puszczając do mnie oczko." - What? Czy jest ktoś w stanie zrozumieć psychikę Nathiela? Bo ja powoli zaczynam się gubić.
      "- Jesteś przerażająco lekka - stwierdził Auvrey, patrząc na mnie karcąco - Nie dziwię się, że demony rzucają tobą o ściany. Zdecydowanie za mało jesz.
      - Jem tyle, ile muszę - odpowiedziałam zażenowana, wpatrując się w jego twarz - Nie moja wina, że tak wyglądam.
      - Idź na siłkę, pakuj w klatę - zaśmiał się chłopak." - zryty mózg

      Usuń
    3. [CZAS NA REKLAMĘ]
      Narrator: Jesz, ile chcesz, a wciąż wyglądasz jak szkielet?
      Laura *kiwa potakująco głową* Tak!
      Narrator: Demony nie mają problemów z rzuceniem tobą o ścianę?
      Laura: Tak!
      Narrator: Jesteś tak lekki, że niosąc cię na rękach, człowiek czuje, jakby niósł małego szczeniaczka?
      Laura: TAK!
      Narrator: Chcesz to zmienić?
      Laura *łzy w oczach* TAK!!!
      Narrator: Już dziś zaprasamy na siłownię "Siła łowców". Oferujemy ciekawe rabaty, trenerów osobistych i treningi, po których będziesz chciał umrzeć.
      *z boku pojawia się Nathiel z bananem na twarzy* Polecam, Nathiel Auvrey.
      [KONIEC REKLAMY]
      Musiałam.
      "- Wskakuj na barana." - Ao Haru Ride mi się przypomniało. Nathiel = baran <3
      Ta rozmowa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! <3 <3 <3 <3 <3 Wreszcie mogę się jawnie jarać!!! :3 <3
      Aż sobie ten fragment skopiuję i zapiszę w Wordzie. God, teraz mogę umrzeć! <3 <3 <3 *robię się śpiąca i mi odwala*
      Mój ulubiony dialog Lauriel na wieki: " - Kim dla ciebie jestem? - spytał z nagła Nathiel, który najwyraźniej zdążył uciszyć swoją dumę.
      - Kimś ważnym - odpowiedziałam bez zastanowienia i zażenowania. To była najszczersza prawda, której nie mogłam zaprzeczyć.
      - Sprecyzuj.
      - Przyjaciel. Prawie jak brat.
      Nathiel oburzył się i prychnął, niczym rozjuszony kot.
      - Nie chciałbym być w związku kazirodczym - odpowiedział.
      - Nie martw się, nie będziesz w żadnym związku." <3 <3 <3 <3 <3 Jedyny spoiler, który umiałam zacytować dokładnie po pierwszym jego przeczytaniu. Kocham! <3
      " - Kocham cię, Laura i nic na to nie poradzę" - UMARŁAM. ZNOWU. <3 <3 <3 <3
      A mnie to nie przeraża, Lauro. Mnie to wszystko strasznie JARA! *płonie niebieskim ogniem jak kłoda drzewa wyrzucona na brzeg morza*

      Okay, spokój. Wdech, wydech, jak Jane uczył.
      Uff. To chyba mój ulubiony rozdział. Demony, głupota Nathiela, pierwsza misja Laury i tyle romantyzmu, że wyczerpała mnie lektura i zaraz idę spać.
      Zdążę z publikacją przed pierwszą w nocy! Dup!

      To tyle ode mnie.

      Czekam na nn ^^




      Usuń
  2. Właście natrafiłam na tego bloga. Polubiłam to opowiadanie :) Jak spodoba mi się więcej rozdziałów będę wpadać regularnie! <3 Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Yahoo, znowu z opóźnieniem. ;___; DUŻO LAURIEL! YEA! Będzie co świętować!
    "Na razie wystarczył mi sam fakt i opowieści, które sprowadzały się do tego, że jej relacja z Aidenem była czystą, szaloną namiętnością."- Hoho. >D Niedawno się zorientowałam, że parring Calanthe i Aidena to... *smutne famfary* Caiden! *sniffa* Kurdę. Whyyyy?! *tak bardzo sniffa, bo wiadomo co*
    "Nikt nie zaprzeczy temu, że byłam człowiekiem z krwi i kości, a moja demoniczność to tylko dodatek do całości."- Taki gratis? XD Wooo. Fajnie. Tylko teraz, kup Laurę, a 50% demona dostaniesz w bonusie! Huehue. >D
    " Nie raz noże latały po całym domu, a sarkazm i agresja wypełniały jego ściany."- Yahoo! Podoba mi się taki obrót spraw! ;__;
    "Nie istniała jednak osoba, która zdolna była do podróży w krainę demonów, a przynajmniej jej nie znałam."- A może jednak? *znacząco- wyzywająca minka*
    "Wspólną misję w raz z Nathielem na którą strasznie nalegał."- Zastanawia mnie to, czy nalegał na nią dlatego, że na ostatniej misji się z Laurą pocałował. Huehue. Może chce powtórki z rozrywki.
    "Szybko nie zdobędziesz mojego serca, Nathielu Auvrey. "- Ale zdobędziesz, rozumie się? >D
    " - Po lewej stronie - poprawiłam go - Sklep zielarski, lipowa aleja i tuż za nią nasz cel - powiedziałam w skrócie."- Lipowa aleja: coś czuję, że będzie romatycznie, huhu! Przypomina mi się zdjęcie, które kiedyś wstawiłaś z Lauriel. Hohohohoho. <3
    "Na swoim koncie nie miałam jeszcze ani jednego zabitego demona. "- A będziesz miała, bo zaspoilerowałam sobie końcówkę. Tak, nie mogłam się powstrzymać.

    OdpowiedzUsuń
  4. " - Zimno ci? - spytał mnie zaskoczony."- Zaczyna się! *leci po popcorn, ale go nie ma, smuteguje*
    "Sam w końcu był w krótkiej koszulce na której widniał napis: "Take me, baby". Swoją drogą - idealnie to do niego pasowało."- Take me, baby, oh, take me! >D Bierz mnie! Znowu pojawia się w głowie reklama Nathiela z Nathielfresha i to "albo wiesz co, nie kupuj Nathielfresha. Bierz mnie! >D"
    " - Zaraz cię rozgrzeję - zaśmiał się i ku mojemu zdziwieniu, bez zażenowania ściągnął z siebie koszulkę."- OM NOM NOM. <3 *cichnie, ale i tak się uśmiecha jak głupia >D*
    " - Chodź, przytul się do mojego gorącego ciałka - powiedział, szczerząc się do mnie, jakby dostał niesamowitą zabawkę. Rozłożył ramiona na bok i zbliżył się do mnie. Odskoczyłam od niego jak oparzona.
    - Ubierz tą koszulkę! - wykrzyknęłam przerażona."- Tak w sumie to bardzo dobra reakcja! XD
    "Rozumiem, że lubi świecić gołą klatą, ale niech wstrzyma swoje dzikie, demoniczne żądze."- *dziwny uśmieszek a'la przypominają się rozmowy o gwałcicielach foczek*
    "Przez niego wyznawałam teraz zasadę: co najmniej dwa metry od Nathiela."- Zakaz zbliżania się! Hohoh! Mocno!
    " Ciężko wzdychając, wyjęłam exitialis z kieszeni i po cichu weszłam do domu. "- A tak swoją drogą, to zaczęłam się zastanawiać, jak nóż może mieścić się w kieszeni. Hm. Nie wbija się nigdzie ani nic? >D A zważając na to, że Laura miałą na sobie tego dnai krótkie spodenki, tym bardziej wydaje mi się to nieprawdopodobne *logika Królika, rymy jak z maszyny, hehe, zjem cie*. A mniejsza. Decha z tym, moje rozmyślania są dziwne. ;___;
    " Uśmiechnął się wtedy triumfalnie i zarzucił swoją grzywką na bok.
    - To była bułka z masłem - powiedział, choć wydawało mi się, że za wcześniej."- Boski Alvaro Nathiel, poleca się na zabijanie demonów! >d
    " Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem i podbiegłam do drzwi, które na moje nieszczęście... były zamknięte."- Trolololo? XD
    "Nóż po raz kolejny zaświecił jasnym blaskiem i powodując u potwora nieludzki jęk bólu, pozbył się go raz na zawsze. "- Robimy imprezę, pierwszy demon zabity! Gratulacje, Laura! Yahooooo! Tańczmy! *znowu się dziwnie rusza przed laptopem* Imprezaaaa! >D
    " - Szykuj się na skok życia, maleńka."- Jeeeej! <3
    " Po czym taranując demoniczne szeregi z nożem w ręku, wyskoczył przez okno. Na dworze rozległ się mój głośny okrzyk przerażenia. Nie mogłam uwierzyć w to, że ten szaleniec posunął się do tak absurdalnego i nienormalnego rozwiązania!"- I believe I can fly, sialalala~ Nie ma to jak wyskoczyć przez okno! >D
    " Obydwoje wylądowaliśmy w krzakach. "- Krzaki again! A jak tam był Mścisław? :o Jak chciał tym razem poderwać Nathiela? >D
    Swoją drogą, przypomina się scena Lemice z balu, huehue.
    " Zielonooki zostawił mnie na moment i podbiegł do drzewa, gdzie leżał mały, różowy rower BMX."- I w tym momencie zaczynam się chichrać jak głupia, bo wyobraziłam sobie Nathiela na nim. Oh goat. XD
    " - Wskakuj na barana - powiedział."- *facepalm* A wiesz, że takie zabawy są niebezpieczne? Przypomina mi się sytuacja z siostrą Żydzia. *ciarki >d*


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. " - Au revoir, demoniczne cioty! - wykrzyknął Nathiel, śmiejąc się jak ostatni wariat na ziemi."- Wow, Nathiel zna takie zwroty po... *kopiuj, wklej, google tłumacz* francusku! Ale cytat mi się podoba, huehue.
      " Jak wielkim trzeba być wariatem, aby cieszyć się z powodu pędzącego w dół, różowego roweru?!"- Trzeba być Nathielem. >D
      Tak w ogóle to zamknij oczy i wyobraź sobie taką sytuację. Tour de France. Piękne widoki, wieża Eiffla w tle, krzyki wiwatu, zbliża się koniec. Kolarze pedałują ile sił, wszystko podnieceni. I nagle wśród tłumu kolarzy wyróżnia się Nathiel na swoim różowym BMXie z Laurą! Zapierniczają jakby ich demony goniły! Jakby od tego zależała ich przyszłość razem!
      Meta, meta już jest i kto pierwszy ją przekroczył?
      LAURIEEEEL!
      Przekroczyli metę, Nathiel gwałtownie hamuje, tłumy wiwatują, bierze Laurę w objęcia, zarzuca grzyweczką na bok jak boski alvaro, uśmiech na całą gębę.
      "Kupujcie Nathielfresh! *boski śmiech, chamska reklama bardzo*"
      WTF MÓZGU.
      Albo wyobraź sobie taką sytuację, kiedy Lauriel zjeżdża z górki na różowym BMXie i nagle pojawiają się tłumy i wiwatują. Yahoo!
      Albo Lauriel na różowym BMXie zapierncizający na autostradzie!
      Na plaży!
      Na rowerku wodnym!
      Na pociągu!
      Ze zjeżdżalni!
      Po dachu domu!
      Staph. ;_____;
      "Jego ciche: "ups" świadczyło widocznie o tym, że zostały one zepsute."- Leżę. XD A może Nathiel to uknuł! *mina a'la uuu you touch my tralala*.
      A teraz zamień rower w rowerek wodny i bang!
      "Właśnie odgarnął swoje mokre włosy do tyłu. To dziwne, ale nawet z nimi wyglądał przystojnie."- Auvreyowi we wszystkim ładnie, huehue.
      " - To... było... - zaczął - NIEWIARYGODNIE ZAJEBISTE! - wykrzyknął na całe gardło, zanosząc się głośnym śmiechem."- TAAAAAAK! *łapka do góry* To takie w jego stylu! YAHOOOO! POWTÓRZMY TO!
      " - W życiu nie widziałam większego psychopaty! - krzyknęłam do Nathiela załamana."- No tak, nie widziałaś Ithiela. :P

      Usuń
    2. " miałam wrażenie, iż lada moment moje serce zaśmieje mi się w twarz i wypłynie na głębokie jezioro"- Dlaczego mam tu obraz takiego serduszka, które nagle się wyrywa z piersi Laury i pływa na pleckach po jeziorze? ;_____;
      " Woda spływała po jego klatce piersiowej, błyszcząc w świetle księżyca."- *podjarka, tak bardzo zaraziła się fascynacją od pozostałych*
      "Na szczęście nie wyglądał jak Edward ze Zmierzchu."- badum tss! >D
      " Zielonooki odgarnął mi kosmyk mokrych włosów z czoła. Uśmiech wcale nie znikał z jego twarzy.
      - Chory z miłości - odpowiedział rozbawiony."- BUM! Wybucham!
      " - Nie jęcz tak, bo jeszcze sobie zwierzątka pomyślą, że im miejscówe do rozwijania stosunków między zwierzęcych zabieramy - powiedział uwodzicielskim głosem Nathiel, puszczając do mnie oczko."- COOOOOOOOOO. XD Teksty Nathiela rządzą!
      " - Idź na siłkę, pakuj w klatę - zaśmiał się chłopak."- A- ale... Najpierw masa, potem rzeźba!
      " - Wskakuj na barana."- O, już drugi raz. >d
      " - Laura - zaczął po długiej, milczącej przechadzce Auvrey.
      - Hmm? - mruknęłam tuż nad jego uchem.
      - Wiesz, lubię cię - przyznał.
      Cóż, nie było to dla mnie coś zaskakującego. Wiedziałam, jednak, że prowadzi to do głębszej rzeczy i rozmowy, której się bałam.
      - Ja ciebie też - odpowiedziałam, próbując zbyć go z toru, którym podążał.
      - Ale tak bardzo - dodał chłopak."- To mi przypomina rozmowę dzieci troszku. XD "Hej, lubię cię. Ale tak bardzo cię lubię. Ale tak bardzo bardzo" >D
      " - Boisz się, że ktoś mógłby się w tobie zakochać? - spytał odważnie.
      Westchnęłam głęboko.
      - Boję się, że mógłbyś to być ty - podsumowałam."- Kurdę, podoba mi się ten cytat. >d
      " - Przyjaciel. Prawie jak brat."- FRIENDZONED!
      Minuta ciszy dla naszego przyjaciela poległego we friendzoned. [*]
      *tak wiem, powtarzam się*

      Usuń
    3. " - Nie chciałbym być w związku kazirodczym - odpowiedział.
      - Nie martw się, nie będziesz w żadnym związku."- BUM! Odpowiedź Laury taka mocna!
      " - Kocham cię, Laura i nic na to nie poradzę "- *rączki do góry, zaciska je w piątki i zaczyna nimi dziwnie machać* Jeeej! <3
      " - Dlaczego? - powtórzył po mnie zdziwiony Nathiel - Sam tego nie wiem. Dla mnie jesteś po prostu inna, niż wszystkie dziewczyny. Może trochę ciężka w obyciu. Wredna, jędzowata, chłodna, ironiczna, ale jak chcesz, to potrafisz być urocza - zaśmiał się. - Poza tym jesteś oryginalna i jako pierwsza osoba nie uciekłaś przede mną z płaczem. Już wtedy zrobiłaś na mnie wrażenie, choć mam pojęcie o tym, że nie świecisz odwagą."- Sakjaaaaaat! <3 Lauriel! Królik accepted!
      Osz ty w mordę, czytam komentarz Cleo, przypominam sobie wszystko i zaczynam beczeć. Nieeeeee! Moje serceee! Poruszyłaś moje serce, które prawie w ogóle nie płacze przy czytaniu czegooooś! UEEEEEEEEEEEEEEEEEE! Dlaczegoooo! *sniffa, podkówka, łzy w oczach*
      *ociera łezki, ogarnia się*
      Pamiętam, jak kiedyś mówiłaś, że chciałabyś, żeby ktoś się kiedyś popłakał przy czytaniu "W cieniu nocy" *albo coś w tym stylu, a może mi się coś popierniczyło, mniejsza*. Proszzz bardzo. ;_______;
      Rozdział taki piękny, mój komentarz taki zdechły. Ostatnio jestem taka zdechła. Ueeee. Przepraszaaam! :C
      Wybucham. Rozpływam się. Demony wyssały ze mnie energię, a kto inny życie *spoilers >D*. Bum. Idę poćpać różane świeczki.
      DUP. Milion dup spacerujących po wrzechświecie. Bladych dup albinosa. Wyobraź je sobie. Takie piękne dupy, aczkolwiek do dupy. Które śpiewają radosną piosenkę dup o dupach. Pięknie.
      WTF mózgu. Już idem. ;____;

      Usuń