niedziela, 15 marca 2015

Rozdział 59 - "Wzdłuż krwistej rzeki"

Krótkie, opisowe, wydaje się dosyć nieciekawe. Coś więcej zacznie się dziać dopiero w 60-tym rozdziale (będzie Nathiel, yahoo!). Aktualnie odpoczywam od pracy i staram się napisać 62, ale co z tego wyjdzie, zobaczymy. 

POPRAWIONE [16.12.2018]
***
Ze snu wybudził mnie głośny trzask. Początkowo się nim nie przejęłam, dlatego przewróciłam się na drugi bok i na nowo starałam pogrążyć we śnie. Na jednym trzasku się jednak nie skończyło. Z czasem zaczęły do nich dołączać przyciszone głosy, a także głośne stąpanie koło mojego namiotu. Wtedy już wiedziałam, że dzieje się coś niepokojącego. Zanim zdążyłam jednak zareagować, szmaciana zasłona została mojego schronu rozsunięta. Ktoś pociągnął mnie mocno za łokieć i przywrócił do pionu. Zdezorientowała zamrugałam kilka razy oczami. To na szczęście nie był żaden wróg.
– Musimy uciekać – usłyszałam z ust niebieskookiego demona.
– Co się dzieje?
– Zostaliśmy odnalezieni.
Moje serce stanęło w miejscu. Doskonale wiedziałam, że to nie ich szukali, tylko mnie. Moja obecność sprowadziła na nich niebezpieczeństwo, ale przecież nie mogli tego wiedzieć. Nie mieli pojęcia, w jakim celu tu przybyłam i że uciekłam prosto z balu czczącego departament.
– Uciekaj w stronę krwistej rzeki. – Półdemon nie spoglądał w moją twarz, jego uwagę przykuł raczej rząd poruszających się za naszymi plecami krzewów.
Chciałam mu podziękować za okazaną pomoc, ale wszystkie słowa nagle ugrzęzły w moim gardle. Nie spodziewałam się, że cieniste demony odnajdą mnie tak szybko.
Zawładnął mną strach. Skoro były na tyle zdeterminowani, aby odszukać nic niewartego półdemona, półczłowieka, nie miałam zbyt dużych szans na ucieczkę. Gdziekolwiek bym pobiegła, oni i tak w końcu by mnie znaleźli.
Dzieciaki już dawno wyruszyły w pogoń. Zauważyłam, że każde skierowało się w inną stronę. Najprawdopodobniej mieli ustaloną z góry strategię radzenia sobie w przypadku ataku cienistych demonów. Na pewno sobie poradzą. Gorzej ze mną.
Nie miałam więcej czasu do stracenia. Musiałam uciekać w stronę rzeki, pytanie: gdzie się znajdowała? Mój wzrok nie sięgał tak daleko. Nie miałam wyboru, jak po prostu biec przed siebie. Uznałam, że najlepszym rozwiązaniem będzie skierowanie się w stronę lasu – tam będę częściowo zakryta przez drzewa, a więc w razie ataku odległościowego, zyskam większą szansę na ratunek. Na szczęście nie wyglądał tak mrocznie, jak wspomniany wcześniej przez Nairę Las Śmierci, po którym biegłam boso. Miałam nadzieję, że tym razem nie zaskoczą mnie tu żadne trujące krzaki, w przeciwnym razie będę miała wielki problem. Mogłam już przecież nie spotkać półdemonów. Nie wiedziałam, do którego miejsca zmierzali, a Reverentia zdawała się być ogromna. Pozostała jeszcze jedna ważna kwestia do przemyślenia: skoro świat demonów nie zawierał praktycznie żadnego wysokiego wzgórza lub budynku, czy powinnam wrócić się do zamku? Jeżeli tego nie zrobię, będę błąkać się po tym świecie bez pożywienia i nadziei na powrót. Czy to nie jedyna opcja? Jeżeli tak, w jaki sposób miałam się tam dostać zupełnie niezauważona? To niemal graniczyło z cudem.
Miałam jeszcze czas na podjęcie samobójczych działań. Najpierw musiałam uciec przed wrogami, potem zacznę zastanawiać się nad dalszym rozwojem sytuacji.
– Brać ją! – usłyszałam nieopodal dosyć twarde, chrapliwe brzmienie głosu.
Przeraziłam się. Nie sądziłam, że demony były tak blisko mnie. Co, jeśli dobrowolnie oddałam się w ich ręce, trafiając prosto w ich zasadzkę? Przecież nie pojawili się tutaj znienacka. Od początku wiedzieli, że wybiorę las.
Tym razem demony były o krok od złapania mnie. Dopiero teraz zaczęłam żałować, że nie znajdowałam się w Lesie Śmierci. Tam przynajmniej było o wiele mniej światła i więcej zarośli, które mogłyby mnie skutecznie zakryć. Tu biegłam tylko po granatowej trawie w otoczeniu kilku łysych drzew, które nie były dla mnie zbytnio łaskawą ochroną.
Postanowiłam, że zaryzykuję i dlatego oglądnęłam się do tyłu. Podążały za mną trzy groźne cieniste demony. Może nie miały ze sobą żadnej ostrej, materialnej broni, ale przecież jej nie potrzebowali – w końcu na co dzień stosowali magię.
Gdybym nie biegła i nie walczyła o swoje życie, zapewne stanęłabym teraz w miejscu i po prostu zemdlała, ale nie mogłam się poddawać. Stawka toczyła się nie tylko o mój los, ale również i o Nathiela, którego zapewne zamknięto w jakimś mrocznym lochu. Moja misja była dwuetapowa: uciec z Reverentii i wezwać posiłki. Stopień trudności był niezwykle wysoki jak na początkującego gracza, ale próbowałam nie myśleć o porażce, póki naprawdę nie poczuję jej na swojej skórze.
Zaryzykowałam i skręciłam gwałtownie w prawo. Skumulowana cienista moc trafiła w drzewo, powalając je na ziemię. Przełknęłam głośno ślinę, bo wiedziałam, że mogłam skończyć tak samo. Od śmierci dzieliły mnie tak naprawdę sekundy, a jednak udało mi się podjąć właściwą decyzję. Najwyraźniej los mi sprzyjał, przynajmniej przez krótką chwilę. Teraz musiałam się skupić na unikaniu innych magicznych ataków, inaczej zostanę pozbawiona głowy albo którejś z kończyn.
Wzięłam najgłębszy oddech jaki potrafiłam, a potem przyspieszyłam swój szaleńczy bieg. W międzyczasie, po swojej prawej stronie, gdzieś pomiędzy drzewami, dostrzegłam rzekę. Nie wiedziałam, czy się cieszyć, czy płakać, miałam jednak nadzieję, że nie bez powodu niebieskooki, półdemon będący niegdyś opiekunem Deaniela, kazał mi pobiec w jej stronę. Może jeszcze byłam w stanie uciec?
Otoczona cienistymi kulami, które uderzały w drzewa i trawę, wybiegłam z lasu. Teraz nie chroniło mnie już nic oprócz własnej skóry.
Po stromym pagórku zbiegłam jak szalona, mało nie potykając się o własne nogi. Dopiero gdy znalazłam się na dole, spojrzałam z niepokojem na krwistą rzekę. I wtedy zrozumiałam, że nazwa, którą jej nadano nie była bezpodstawna. Moja wyobraźnia zaczęła podsuwać mi przedziwne obrazy i sceny, w których to demony spuszczają litry krwi z niewinnych ludzi, wprost do potężnego rowu wypełnionego po brzegi wodą, a potem wrzucają tam ich martwe ciała, które odtąd stanowią jego grunt. Na samą myśl o tym przeszyły mnie dreszcze. To nie było pozytywne wyobrażenie.
Cieniste demony były już blisko. Z trudem unikałam ich ataków, pędząc zygzakiem w stronę zbiornika wody. Jeden cios mało nie pozbawił mnie głowy, drugi otarł się o mój łokieć raniąc go, trzeci przeleciał gdzieś obok prawej nogi, nawet jej nie muskając. W tym momencie byłam w stanie zrobić wszystko, byle żeby stąd uciec, nawet zaprzedać duszę diabłu. Tylko nie demonom, w końcu w ich ręce nie chciałam się jeszcze oddawać. No chyba, że byłyby to ręce Nathiela. Oddałabym wszystkie demoniczne pokraki świata za niego jednego. Mogłabym nawet zostać z nim zamknięta w jednym pokoju na resztę życia. Jakoś bym to wytrzymała.
Nie zastanawiałam się długo nad tym, co mam zrobić. Musiałam przepłynąć przez rzekę. Nieważne, co się tam znajdowało, nieważne czy jakaś obślizgła ręka pociągnie mnie na samo dno, to jedyna droga ucieczki, która mi pozostała i musiałam chwycić się jej jak ostatniej deski ratunku.
Biorąc głęboki wdech, pobiegłam w stronę brzegu. Nim jednak gołe stopy dotknęły krwistej rzeki, stało się coś, czego po części mogłam się spodziewać – dostałam cienistą kulą mocy prosto w łydkę. Cios był tak silny, że spowodował mój upadek wprost do płytkiej wody, która zalewała teraz moją twarz.
Jęknęłam z bólu. Nawet nie chciałam oglądać się w tył. Wiedziałam, ze uderzenie było mocne i pozostawiło po sobie niemały ślad, domyśliłam się tego po uczuciu słabości, którym natychmiastowo zareagował mój organizm. Zanim jednak pociemniało mi w oczach, wczołgałam się wprost do krwistej rzeki, modląc się o to, aby nie utracić nagle przytomności. Wciąż przyświecał mi jeden cel: uciec i przeżyć.
Z wielkim trudem, ciągnąc za sobą zranioną nogę, wślizgnęłam się do wody. Kiedy odbiłam się od płytkiego dna, wypłynęłam na głębsze rejony. Pływanie nigdy nie sprawiało mi problemów, ale nie robiłam tego będąc w takim stanie, w jakim teraz byłam. Czułam, że zanim dopłynę do brzegu, mogę odlecieć do krainy wiecznego snu. Przed oczami widziałam tylko pożerające mój światopogląd fioletowe plamy, na które wpływ miała nie tylko groźna rana, ale również szaleńczy bieg, który skutecznie pozbawił mnie powietrza w płucach. Zdecydowanie nie chciałam umrzeć na wodach nieznanego miejsca. Śmierć poprzez utonięcie zawsze wydawała mi jednym z gorszych scenariuszy, jakie mogło przypisać człowiekowi życie.
Naprzemian topiąc się i pokonując pewien odcinek wody, rozpaczliwie walczyłam o własne życie. W takich momentach moja głowa przepełniona była myślami dotyczącymi osób, które zostawię, jeśli naprawdę umrę. Nie dość, że nikt nie odnajdzie mojego ciała, to jeszcze nie uratuję ani Nathiela, ani mojej matki. Z drugiej strony zawsze mogę dołączyć do Joanne, ale... czy ona by tego chciała? Przecież to dzięki niej wciąż żyłam. Nie mogłam się tak łatwo poddawać, choćby przez wzgląd na jej poświęcenie.
Ostatkami sił, chłepcząc czerwone wody, które wydzierały z moich płuc potężny kaszel, dobrnęłam do brzegu. Miałam szczęście, że rzeka nie była długa. Na dodatek demony wolały do niej nie wchodzić – może nie bezpodstawnie?
 Z trudem wczołgałam się na suchą trawę. W uszach nieziemsko mi szumiało. Płuca bolały tak bardzo, że z trudem mogłam oddychać. Obraz przed moimi oczami zdawał się tonąć w czerni oznaczającej kres mojej wytrzymałości. Nogi pozostawiłam w wodzie, ponieważ nie miałam już sił podciągnąć się na tyle, aby przytulić całe ciało do suchej powierzchni. Cały czas miałam przy tym nadzieję, że nikt mnie tutaj nie dojrzy, że będę mogła tymczasowo pogrążyć się w ciemnościach, aby za chwilę podnieść się do góry i ruszyć w dalszą podróż.
W pewnym momencie poczułam, jak jakieś obce ręce podciągają mnie do góry. Nie mogłam ustać w miejscu, choć próbowano postawić mnie pionowo na płaskim podłożu. Dziwiłam się, że czułam przy tym tak wielki spokój.  Zupełnie jakby ucieczka przestała mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie, a pragnieniem nadrzędnym stał się odpoczynek. Pytanie tylko, czy znajdowałam się we właściwych rękach i mogłam sobie na to pozwolić?
Jak przez mgłę widziałam szmaragdowe oczy demona otoczonego pobratymcami tej samej rasy. Wtedy właśnie pożałowałam, że w ogóle podjęłam się ucieczki. Może gdybym nie nadwyrężyła swoich sił, nie zostałabym zraniona? Może wymyśliłabym jakiś inny sposób na ucieczkę? A może moim przeznaczeniem od początku było wpaść w ramiona cienistych demonów…
***
Powoli się budziłam. Doskonale pamiętałam, co się wydarzyło, a przypomniał mi o tym silny ból w łydce. Dziwiłam się, że cokolwiek czułam lub inaczej: że w ogóle żyłam. Czyżby tajemniczy demon mnie oszczędził? A może właśnie taki miał rozkaz – utrzymać mnie przy życiu? 
Moje wątpliwości zostały rozwiane w momencie, gdy odzyskałam władzę w kończynach i poruszyłam dłońmi. Syknęłam z bólu. Coś ograniczało moje ruchy, coś twardego i ciężkiego. Oddźwięk przesuwających się po ziemi łańcuchów potwierdził moje obawy.
Odrobinę trzeźwiejszym wzrokiem spojrzałam w dół. Widziałam kamienną posadzkę i swoje zmrożone, poranione stopy, które dotykały chłodnej powierzchni. Z trudem przeniosłam się do pozycji stojącej (wcześniej klęczałam). Miałam wrażenie, że cała ludzka krew odpłynęła z moich kończyn górnych – w końcu były ściśnięte i utrzymywały mnie w zwisie przez dłuższą chwilę. Na szczęście zdrętwiałe ręce niebawem odzyskały czucie.   
Przejmujący chłód uderzył w moje ciało, powodując niechciane dreszcze. Sądząc po zimnie, kamiennej posadzce i kajdanach rodem z filmu grozy, musiałam znajdować się gdzieś w lochach, a co za tym idzie: demony mnie dopadły. Dziwiła mnie tylko jedna rzecz: jakim cudem wciąż żyłam? Przecież mogli mnie zabić na miejscu. Właśnie to próbowali zrobić, kiedy mnie ścigali, prawda?
Zamrugałam kilka razy oczami, próbując wyostrzyć wzrok. Chciałam zbadać miejsce, w którym byłam. Nim to jednak zrobiłam, napotkałam oczami coś, czego się nie spodziewałam, a co wstrzymało przepływ powietrza w moich płucach.  
– Mówiłem, żebyś uciekała – odezwał się dobrze mi znany głos, choć teraz może nieco przytłumiony i zmęczony.
Oczy zaszły mi łzami. W świetle bladych świec, gdzieś w głębi mrocznych lochów, dostrzegałam dobrze mi znaną twarz. I chyba nigdy nie cieszyłam się na jej widok tak bardzo, jak teraz.
– Nathiel – szepnęłam, czując jak smutek i radość ogarniają naraz moje serce. Bałam się, że lada moment eksploduję z powodu skrajnych emocji, które mną targały, albo co najgorsze: poryczę się jak małe dziecko, pokazując swoją słabość komuś, komu od dłuższego czasu chciałam pokazać, że byłam silna.
Demoniczny łowca patrzył na mnie oczami, w których kryło się coś więcej niż zmęczenie. Blade światło pojedynczej świecy, które na nas padało, pozwoliło mi dostrzec kilka istotnych rzeczy. Nathiel stał tutaj jedynie w podartych spodniach. Był poraniony i tak samo ja przypięty kajdanami do kamiennej ściany. Jego włosy były w jeszcze większym nieładzie, niż zwykle, na skroniach widniały krople potu, a twarz zmieniła się nie do poznania. W jego oczach dostrzegłam coś, czego się bałam – demoniczność.
Chłód, złość i nienawiść czaiły się w szmaragdowych tęczówkach, nie zwiastując obfitych w miłe słowa wypowiedzi. Wiedziałam, że przebywał tu już zbyt długo. Powoli stawał się tym, kim nie chciał być. Demonem z krwi i kości.

6 komentarzy:

  1. A tak się zastanawiałam, czy dzisiaj pojawi się rozdział, skoro od ostatniego minął tydzień. Wchodzę na bloggera - jest rozdział! Zacieszam :3
    Ja bym mogła się wziąć za 61, ale bardziej myślę nad KŻŻ.
    Nathiel w 60 i znalazłam cel w życiu :3

    Odnalezieni, ohoho.
    Przez obecność Laury innym odmieńcom grozi niebezpieczeństwo. Można się było tego spodziewać. Ale oni są przyzwyczajeni do uciekania, więc ja też się o nich nie martwię.
    Wiesz, jak bardzo poprawiły się Twoje opisy? Są plastyczne, dynamiczne, przeżywam ucieczkę Laury wraz z nią. A te jej rozmyślenia są świetne!
    Tylko Nathiela jakoś brak. Tęsknię za nim.
    Krwawa rzeka, ohoho. Dlaczego uśmiecham się jak psychopata?
    "W ich ręce nie chciałam się oddawać. No, chyba, że w ręce Nathiela. Oddałabym wszystkie demoniczne pokraki świata za niego jednego. Naprawdę. Mogłabym nawet zostać z nim zamknięta w jednym pokoju na resztę życia." - AWW *__* ^__^ Laura lubi bardzo Nathiela, ohoho! Powtórzę się za poprzednim komentarzem: miłość rośnie wokół nas, jej zapach jest tuż, tuuż!!!
    Ałć. Demoniczną kulą w łydkę. Nie chciałabym tego doświadczyć.
    "Żałowałam tylko, że nie były to dobrze mi znane oczy Nathiela." - ach <3
    Kij z lochem, kij z lochem, jest tu Nathiel! *atak hiperwentylacji* NATHIEL! <3 <3 <3
    "Był jedynie w obdartych spodniach, bez koszulki, poraniony, lekko wybrudzony, tak samo ja przypięty kajdanami do kamiennej ściany." - dlaczego jara mnie to wyobrażenie w mojej głowie? A no tak, Nathiel. Ja się nim będę jarać w każdych okolicznościach. Miłość jest głupia.
    Ucieczka Laurze nie wyszła, nie spełniła obietnicy, ale Nathiel nie powinien być zły. Przynajmniej wie, że blondynka żyje. Jeszcze.
    Obejdzie się bez disów na Auvrey'a, bo się stęskniłam.
    "Chłód, złość i nienawiść czaiły się w szmaragdowych tęczówkach, nie zwiastując obfitych w miłe słowa wypowiedzi. Wiedziałam, że przebywał tu już zbyt długo. Powoli stawał się tym, kim nie chciał być. Demonem z krwi i kości." - ach. Nathiel pokazuje sobą swoje przeznaczenie - bycie demonem. Podoba mi się to, choć jednocześnie jest straszne.

    Mój komentarz niemrawy, bo nie mam co napisać. Powyżej wszystkie emocje.

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Usunięte. Nie wiem co to się ostatnio z tymi SPAMami na WCN dzieje ;___;

      Usuń
    2. Ja też nie mam pojęcia. Tak sobie zerkam, czy czasem Królik znowu nie znalazł powodu do ćpania świeczek, a tu komentarze z istnym spamem, które nic nie wnoszą, jeśli chodzi o opinię dotyczącą tekstu. Będę pod każdym takim pisać o usunięcie, nie ma zmiłuj.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. "jego uwagę przykuł raczej rząd poruszających się krzaków."- A może to Mścisław i jego bracia tańczą? Może breakdanceują z Krawcem? Hęęęę? >D
    "W ich ręce nie chciałam się oddawać. No, chyba, że w ręce Nathiela."- Ohhhh~ <3
    " - Mówiłem, żebyś uciekała - odezwał się dobrze mi znany głos, choć w tym momencie miał dosyć zmęczone i ochrypłe brzmienie."- Nathieeeeel! :o
    "Chłód, złość i nienawiść czaiły się w szmaragdowych tęczówkach, nie zwiastując obfitych w miłe słowa wypowiedzi. Wiedziałam, że przebywał tu już zbyt długo. Powoli stawał się tym, kim nie chciał być. Demonem z krwi i kości."- Czy tylko mnie to troszku cieszy? ;__________;
    Hej, coś krótki ten rozdział! >D A mój komentarz jeszcze krótszy.Kiedy ja takie pisałam, hohooo. Cóż, przepraszam za tą zdechłość. ;___; Lecem dalej. Ueee.

    OdpowiedzUsuń