Mało dialogów. Opisy tu wszystko przebijają. Będzie Mścisław *fioletowy krzak!* i trochę poważniejszych dziejów. No i ojczulek, którego wszyscy znienawidzą. Chyba. Nie wiem, ja go osobiście nie lubię, a to rzadkość, żebym jakiejś swojej postaci nie lubiła. Cleo bynajmniej szykuje dla niego trumnę. Ja gdzieś w składziku mam łopatę, więc się nada. Życzę miłego czytania!
POPRAWIONE [04.11.2018]
***
Bałam się. Strach dosłownie
paraliżował moje zmysły. Nawet głębokie wdechy niedużo mi pomagały. Byłam
bliska wycofania się z tej niemożliwej do wykonania misji z góry skazanej na
niepowodzenie. Nie chciałam jednak
zawieść Calanthe. Poza tym nie mogłabym na tym etapie zostawić tego głupiego,
demonicznego łowcy samemu sobie. Może na taką nie wyglądałam, ale martwiłabym
się, gdyby poszedł tam sam, a z pewnością by to zrobił. Kiedy chciał coś
osiągnąć, nie zważał na niesprzyjające sytuacji okoliczności. Po prostu parł do
przodu jak szaleniec.
Spojrzałam w jego niewzruszoną
żadnymi emocjami twarz. W mroku nocy dostrzegałam tylko błyszczące, szmaragdowe
oczy. Na samą myśl o tym, że mogłabym oglądać Nathiela, który zabija kogoś ze
swojej rodziny, robiło mi się niedobrze. Nathiel nie był zabójcą. Co innego
pozbywanie się cienistych pokrak, co innego ludzkiego demona, dzięki któremu
istniał. Czy zemsta na pewno była dobrym rozwiązaniem? Czy to, że ktoś kogoś
zabił oznaczało, że jego również należało zabić? To marzenie mogło stać się dla
niego zgubne.
Biorąc kolejny już głęboki
wdech, rozejrzałam się po okolicy. Nie miałam pojęcia, gdzie byłam prowadzona.
Nathiel nie zdołał oświecić mnie odnośnie sposobu transportu lub miejsca, które
pomoże nam przemieścić się do Reverentii. Gdy go o to pytałam, milczał jak
zaklęty, uśmiechając się w dziwnie irytujący sposób. Dlaczego miałam wrażenie,
że ta podróż nie będzie normalna? Może dlatego, że milczenie mojego
demonicznego przyjaciela było nieco podejrzane.
Przełknęłam głośno ślinę,
przykładając dłoń do serca. Biło jak szalone, sprawiając mi przy tym ból.
Chciałam choć na chwilę odejść myślami od tego, co miało się niebawem wydarzyć.
Zajęcie mózgu zupełnie przyziemnymi rozważeniami będzie najodpowiedniejsze.
Amy. Zawsze gdy o niej
myślałam, czułam swoisty spokój. W mojej wyobraźni uśmiechała się do mnie
wesoło i krzyczała z oddali: „Laura, patrz jaki przystojniak!”. Kiedy moje
rozkołatane serce się uspokoiło, wiedziałam już, że weszłam na dobry tor myśli.
Przed wyjściem Amy chwyciła za
aparat i zaczęła robić nam mnóstwo zdjęć z każdej perspektywy. Nigdy nie
lubiłam pozować, za to Nathiel czuł się na tej sesji jak ryba w wodzie. Za
każdym razem na jego twarzy widniał seksowny uśmiech, któremu towarzyszyło albo
przymknięte oko albo uwodzicielski wyraz twarzy. W przeciwieństwie do niego stałam
jak drewniany kołek z wyprostowanymi plecami, a moja twarz nie była wzruszona
żadnymi emocjami. W pewnym momencie oburzony moją obojętnością chłopak
przytulił mnie do siebie, co skutkowało serią kilku zdjęć, gdzie miałam inną
minę – w tym przypadku zbulwersowaną. Gdy chciał zaś udać, że mnie całuje,
robiąc dzióbka z ust, przytkałam mu rękę do twarzy, deformując tę demoniczną,
roześmianą facjatę. Amy miała z nas niesamowicie wielki ubaw i od razu po
naszej sesji stwierdziła, że bylibyśmy świetną parą. To stwierdzenie wywołało u
mnie dreszcze.
Podczas tego dziwnego,
zdjęciowego szaleństwa poczułam się jak przed jakimś wielkim balem licealnym,
podczas którego rodzice upamiętniają wygląd swojego dziecka wraz z jej osobą
towarzyszącą. Niestety, prawda była daleka od wyobrażeń. Czekało nas coś
znacznie gorszego niż szkolna impreza dla spitych nastolatków całujących się po
kątach.
Moje myśli znowu zeszły na
bardziej mroczny tor. Cóż, najwyraźniej domeną mojego umysłu było przerabianie
wszystkich optymistycznych rozmyśleń oraz wspomnień na czysty pesymizm.
– Jesteśmy na miejscu! – rzucił
Nathiel.
Dopiero teraz spostrzegłam, że
zatrzymał się na krańcu niebezpiecznie wyglądającego urwiska.
– Co to ma znaczyć? – spytałam,
spoglądając na niego niepewnie.
– Podejdź – powiedział chłopak,
uśmiechając się uroczo jak niewinne dziecko, które chwilę temu stłukło ulubiony
wazon matki. Przywołał mnie do siebie ruchem dłoni. Nathiel wyglądał tak
podejrzanie, że bałam się zrobić chociaż jednego kroku. W tej sytuacji moje
zaufanie schowało się za drzewami, niknąc gdzieś w ciemnym lesie.
– Zaufaj mi – powiedział cicho,
wystawiając w moją stronę dłoń. – Nie zrobię ci przecież krzywdy. Poza tym
przez cały czas możesz trzymać mnie za rękę.
Westchnęłam ciężko, wreszcie
ruszając się z miejsca. Już po chwili stałam tuż przy Nathielu i spoglądałam na
oświetlone sztucznymi światłami miasto. Widok stąd był niesamowity.
Przynajmniej przez ten moment, kiedy patrzyłam na horyzont. Gdy spojrzałam w
dół i dostrzegłam wielki cień skały, na której staliśmy, moje serce ponownie
zadrżało ze strachu.
Ręka Nathiela spoczęła delikatnie
na moich plecach. Od jego dotyku cała zesztywniałam.
– Wiesz jak się podróżuje do
Reverentii? – spytał słodkim, powolnym głosem.
– Nie – szepnęłam ledwo
słyszalnie, spoglądając z niepokojem w jego twarz.
– Więc podwiń sukienkę i... – przerwał,
pochylając się tuż nad moim uchem – leć.
Nim zdążyłam zareagować, Auvrey
pchnął mnie prosto w przepaść. Gwałtowny lot w dół spowodował, że moje gardło
uwolniło najwyższe dźwięki, jakie tylko udało mi się wydobyć z krtani. Machałam
w górze rękoma, rozpaczliwie próbując się czegoś złapać, byłam jednak za daleko
od skały.
Będąc tuż nad ziemią, zacisnęłam
mocno powieki. Oczekiwałam na swój rychły koniec. Ku swojemu zaskoczeniu,
zamiast poczuć ból spowodowany zderzeniem z twardym gruntem, frunęłam jednak dalej.
Otworzyłam gwałtownie oczy i nim
wylądowałam boleśnie w jakichś bliżej nieokreślonych krzakach, zdążyłam się zorientować,
że znajdowałam się w zupełnie innym miejscu. Przodem swojej czarnej sukienki
zaryłam w ziemistym podłożu. W duchu dziękowałam wszystkim nieczystym,
demonicznym siłom za to, że przeżyłam, a upadek nie był tak bolesny, jak tego
oczekiwałam.
Tuż obok mnie na prostych
nogach wylądował Nathiel. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się łobuzersko. Miałam
ochotę wydrapać mu oczy. Jak mógł mnie tak bezczelnie oszukać? Przecież od razu
mógł powiedzieć, na czym polega podróż do Reverentii! Nigdy bym nie wpadła na
to, że na spadaniu z urwiska w dziwnie wyglądający cień. Już bliższe mym myślom
było to, że Auvrey chciał mnie zabić.
– Chodź – powiedział
rozbawiony, podając mi dłoń.
Złapałam za nią, przenosząc się
z pomocą jego silnego uścisku do pionu. Dopiero teraz miałam okazję rozejrzeć
się wkoło. Widok, który miałam przed oczami zaparł mi dech w piersiach. Moją
pierwszą, najprostszą myślą było to, że ten świat z pewnością wyglądał inaczej
niż ten, w którym żyliśmy na co dzień. I wcale nie wzbudzał na pierwszy rzut
oka takiego strachu, jakiego się spodziewałam.
Od
Blaziera słyszałam kiedyś, że w Reverentii nie ma czegoś takiego jak dzień. To
dlatego zwano tę krainę Królestwem Nocy. Każdego dnia, o każdej porze, na
granatowym niebie osnutym bordowym płaszczem wisiał dziwnie jaskrawy, pomarańczowy
księżyc. Z pewnością gdybym była tu w celach rekreacyjno-turystycznych już
dawno podziwiałabym jego majestat z aparatem w ręku. Nie mogłam jednak ulegać
pięknym widokom w tak okrutnym miejscu.
Otrzepałam
swoją czarną sukienkę, chłonąc oczami wszystkie elementy nowego krajobrazu.
Reverentia była barwnym i niesamowitym miejscem. Takich widoków nie
było nawet na ziemi. Podczas gdy nasz ludzki świat zdobiły w większości zielone
drzewa i krzewy, tu były one w przeróżnych kolorach i na dodatek kształtach.
Podeszłam do jednego z dziwnie
falujących krzewów i z ciekawości przy nim uklęknęłam. Był w kolorze jasnego
fioletu, a liście miał w kształcie odwróconych serc. Nie to mnie jednak zastanawiało.
Z jakiegoś powodu w Reverentii nie było ani odrobiny wiatru, dlatego
zaciekawiło mnie to, że podryguje w powolnym tańcu.
– Ej, to się rusza – stwierdził
odkrywczo Nathiel, kucając obok mnie.
Nim cokolwiek zdążyłam zrobić,
on sięgał już dłonią w jego stronę. Krzew zareagował natychmiastowo. Z jego
głębi wynurzyła się mała, fioletowa macka, która przyczepiła się do dłoni
chłopaka. To zaskakujące wydarzenie sprawiło, że straciłam równowagę i
wylądowałam na tyłku.
– Cholera! – wykrzyknął równie
zaskoczony Auvrey, próbując wyrwać się z uścisku roślinnej macki. Gdy mu się to
udało, wstał jak najszybciej z ziemi i postawił kilka kroków w tył. – Co to za chore
miejsce? – spytał pod nosem.
Dopiero teraz uświadomiłam
sobie, że to również jego pierwszy raz w Reverentii. Już jako dziecko mieszkał
w świecie ludzi, tak więc nie miał nawet okazji znaleźć się w miejscu, z
którego pochodził. Cóż, można było powiedzieć, że moja połowa, którą powołał do
życia Aiden Vaux, również należała do tego miejsca. Nie odczuwałam jednak zbyt
silnej potrzeby odkrywania tego świata. Może było tutaj pięknie, ale to jednak
wciąż świat, w którym żyły bezwzględne demony.
Podniosłam się z ziemi i
stanęłam obok mojego towarzysza.
– Też to czujesz? – spytał
Nathiel, marszcząc czoło.
– Zirytowanie? – upewniłam się,
spoglądając prosto w jego twarz.
Chłopak pokiwał głową.
Miałam własną teorię na temat
tego, co się z nami działo. Nie od dziś wiadomo, że demony przebywające w
Reverentii były do cna przesiąknięte złem. Nasza względna irytacja mogła być
spowodowana nagłą zmianą klimatu, a co za tym idzie – łączeniem się naszych
dusz z tutejszą aurą zła. O wiele więcej w tym temacie groziło jednak
Nathielowi, w końcu to on był pełnokrwistym demonem.
– Masz – usłyszałam.
Auvrey rzucił mi czarną maskę,
a ja chwyciłam ją w powietrzu. Zapewne musiał po południu obrabować jakiś sklep
z karnawałowymi gadżetami. Cieszyłam się, że to nie była maska z rodzaju tych,
które świeciły po oczach brokatem. Ta była skromna i nie rzucała się w oczy. Bez
dyskusji ją założyłam.
– Staraj się patrzeć w dół, żeby
nikt cię nie rozpoznał. Barwa twoich tęczówek od razu rzuci się innym w oczy.
Chyba chcesz przeżyć tą podróż, prawda?
Kiwnęłam głową.
– Wiesz gdzie mamy iść? –
zapytałam, przyglądając mu się z uwagą.
Chłopak wzruszył ramionami,
czym ani trochę mnie nie zdziwił. Przecież to jasne, że ten głupi, napalony
łowca demonów nie rozezna się w sytuacji i ruszy do działania bez konkretnego
planu.
Westchnęłam ciężko, potrząsając
bezradnie głową. Jak ja miałam z kimś takim współpracować?
Rozglądnęłam się, próbując odnaleźć
jakiś punkt zaczepu dla naszej podróży. Zbawieniem okazały się być cieniste
pokraki, które zmierzały w jednym kierunku. Nie były to co prawda wersje
ludzkie demonów, więc mogły nas zaprowadzić tak naprawdę na koniec Reverentii,
ale ufałam swojemu instynktowi, który wyraźnie podpowiadał mi, że powinnam iść
za tłumem. To było najlepsze i w sumie jedyne rozwiązanie, które nasuwało mi
się do głowy.
– Chodźmy za nimi –
powiedziałam.
Już bez słowa, stąpając po
poszarzałej trawie, ruszyliśmy przed siebie. Długi, czarny ogon od sukni
powiewał w górze, zdradzając mój pośpiech. Chciałam się stąd jak najszybciej
wydostać. Nathiel zrealizuje swój szaleńczy plan, a ja usunę się gdzieś w bok i
zerwę algeę lecznicą. Na szczęście Blazier wystarczająco dokładnie opisał mi
ten gatunek rośliny. Moje oczy zdążyły już wypatrzeć miejsca, w których się znajdowała.
Na szczęście nie był to gatunek deficytowy. Prawie pod każdym bordowo
zabarwionym drzewem znajdował się mały, turkusowy kwiat otoczony koroną z liści
przypominających kształtem i barwą nasze ziemskie liście konwalii. Przynajmniej
jedna rzecz w tej sytuacji zdążyła mnie pocieszyć. Nawet gdybym była zmuszona
uciekać, nie będę miała problemu ze zdobyciem algei. Świadomość tego zdołała
choć na moment poprawić mój iście wisielczy humor.
Ostatniej nocy przeprowadziłam
krótką rozmowę z Calanthe na temat potrzebnej jej rośliny. Dowiedziałam się
przy tym, że Reverentia, choć kojarzy się z diabelskim miejscem nie dla ludzi,
jest obfita w ogrom leczniczych roślin. Moja matka czasami sama odnosiła
wrażenie, że to miejsce nie powinno być zamieszkiwane przez demony, w końcu nie
tworzą oni przydatnych i pomocnych mikstur. Zamiast tego wolą się bawić w
tworzenie groźnych dla życia trutek. To dzięki Aidenowi Calanthe żyła. Mój ojciec
miał bowiem bardzo rozległą wiedzę na temat obydwu skrajnie różnych rodzajów
mikstur, którą w pełni jej przekazał.
– Patrz – usłyszałam szept
Nathiela.
Jego
spojrzenie padło na rysującą się w oddali kamienną budowlę przypominającą
zamek. Czyżby to było miejsce, w które zmierzaliśmy? Byłam tego niemalże w stu
procentach pewna. Reverentia nie była bowiem obfita w zbyt wiele budowli.
Zastanawiała mnie tylko jedna rzecz – gdzie w takim razie mieszkały demony?
Chodziły swobodnie po niezmierzonych granicach demonicznego świata, mieszkały w
szałasach czy będąc w Reverentii nie zażywały w ogóle snu i nie potrzebowały
miejsca na spoczynek? Czułam, że mojemu powrotowi będzie towarzyszyć wiele
pytań.
– Mam coraz większą chęć na
zabicie swojego ojca – usłyszałam.
Uniosłam brew do góry.
Zastanawiałam się, czy to kwestia samego przebywania w świecie demonów, a więc
powolnego wyzbywania się ludzkich uczuć, czy może niecierpliwość.
– Uważasz, że zemsta to dobry
pomysł? – spytałam, choć doskonale znałam odpowiedź.
Chłopak prychnął głośno,
pokazując tym samym swoje niezadowolenie.
– Mam gdzieś te moralne bujdy,
którymi karmi nas świat – mruknął. – Zemsta czy nie zemsta, kogo to obchodzi?
Nie chcę, aby świat był zatruwany przez takie osoby jak mój ojciec, a uwierz
mi, większego dupka w swoim życiu nie widziałaś.
Przez myśl mi przeszło, że
mógłby się dogadać z moim zastępczym ojcem – Edwardem Collinsem. Nawet nie był
demonem, a siał spustoszenie jak on.
–
Nie sądzisz, że to tylko twoje własne pobudki?
–
Być może. – Nathiel wzruszył beztrosko ramionami. – W końcu zabił całą moją
rodzinę.
Przemierzając
kolejne pola pełne granatowo-szarej trawy (a przynajmniej czegoś, co ją
przypominało) wkroczyliśmy w progi okrytego ciemnością lasu. Przybliżyłam się
nieznacznie do Nathiela. Chciałam chwycić go za dłoń, żeby dodać sobie otuchy,
ale nagle uniósł je do góry, przeciągając się jak człowiek, który dopiero co
podniósł się z łóżka. To sprawiło, że straciłam całą motywację i opuściłam
swoje ręce wzdłuż ciała. Czyżby los dawał mi jasny znak, że nie powinnam się z
nim zbytnio spoufalać? Cóż, w takim razie go posłucham.
Las przypominał sobą jeden z
tych, które można było spotkać w horrorach. Powykrzywiane, ciemne i wysokie
drzewa, których korony zlepiały się ze sobą, tworząc barwne plamy na niebie,
krzaki o różnokształtnych liściach poruszające się w powolnym rytmie głuchego
Waltza, grzyby i poszczególne rodzaje kwiatów świecące jak nafosforowane
błękitno-zielonym blaskiem, i głębia, w której można było dosłyszeć ciche
popiskiwania i różne, nieznane mi do tej pory dźwięki. Wszystko to sprawiało,
że na mojej skórze pojawiała się gęsia skórka.
Do tej pory nie widziałam tu
żadnego żywego organizmu z wyjątkiem cienistych pokrak przemieszczających się
między drzewami – na szczęście nie zwracały na nas najmniejszej uwagi.
Zastanawiało mnie, czy bytowały tu inne żyjątka. Początkowo nie chciałam o to
pytać na głos, cisza, która nas opanowała była jednak zbyt przytłaczająca.
– Jak myślisz, żyją tu jakieś
zwierzęta?
– Jeden zwierzak idzie obok
ciebie – powiedział chłopak, puszczając do mnie oczko.
Spojrzałam na niego spode łba,
pragnąc mu przekazać, że nie była to najodpowiedniejsza okazja do żartów.
– No, mówię przecież, że idzie –
dodał oburzony, wskazując palcem w okolice moich stóp.
Gdy spojrzałam na dół, podskoczyłam
do góry z głośnym piskiem. Pierwszy raz w życiu widziałam bowiem coś tak
dziwnego. Wyłupiaste, zezowate, złote oczy patrzyły na mnie z zainteresowaniem,
długi jęzor przypominający język węża fruwał w górze jak szalony, kolczaste
ciałko bez łapek toczyło się koło moich stóp, zupełnie jakby chciało mnie
zaatakować. Rozbawiony Nathiel pchnął to dziwne stworzenie butem. Stwór z
głośnym, nieludzkim piskiem potoczył się gdzieś w krzaki. W momencie, gdy
fioletowa macka objęła zwierzaka, zaczęłam mieć wyrzuty sumienia.
Do listy reverentyjskich nowości
dołączyłam jeszcze jeden fakt: to miejsce, gdzie nawet krzak mógł pozbawić cię
życia.
Od tamtej pory moje oczy
zaczęły zauważać coraz więcej dziwnych stworzeń ukrytych gdzieś za drzewami.
Fruwające w górze niebieskie ogniki, toczące się, kolczaste kule o złotej
powłoce, bordowe jaszczurki z czterema głowami, a nawet coś, co kształtem
przypominało ludzką dłoń bez paznokci spacerującą wśród podrygujących kwiatów.
Byłam przerażona tymi stworzeniami, a przecież to był dopiero początek naszej
podróży.
Zbawienie przyszło stosunkowo
szybko. Las prowadzący w nieznane zaczął się rozrzedzać. Spomiędzy ostatnich
krzywych drzew zaczął wyłaniać się ogromny, kamienny zamek. Z początku nie czułam
strachu. Poczułam go dopiero, gdy obok nas zaczęły wyrastać najprawdziwsze
ludzkie demony.
– Patrz w dół – szepnął
Nathiel, próbując ostrzec mnie przed zagrożeniem.
Uczyniłam tak, jak powiedział,
choć nie mogłam powstrzymać się od ukradkowego zerkania w ich stronę.
Wszystkie demoniczne pokraki
były ubrane w nieco podstarzałe stroje wizytowe, które w naszym świecie byłyby
już nie do przyjęcia. Każda część ich garderoby tonęła w czerni. Jedyne, co ich
wyróżniało wśród tej mrocznej scenerii to kolor włosów. Moja teoria na temat
demonicznej genetyki została potwierdzona. Róż, błękit, złoto, czerwień i biel
zaczęły migotać mi przed oczami jak niekończąca się tęcza, która pasowała swoimi
niezwykłymi kontrastami do otoczenia.
Spojrzałam ukradkiem na
Nathiela, który patrzył na zbierające się w budynku demony z niekrytym
zainteresowaniem. Uśmiechał się przy tym jak psychopata. Co mógł sobie myśleć w
tym momencie? „Jestem w demonicznym niebie, zaraz ich wszystkich zabiję”? „O,
tak! Mój fetysz na demony właśnie roni łzę szczęścia"?
– Błagam cię, Nathiel –
mruknęłam pod nosem – nie szalej. Chcę stąd wyjść żywa.
– Pewnie – powiedział oburzony
chłopak. – Mój cel to przecież ojczulek.
Oboje stanęliśmy przed szeroko
rozwartymi wrotami prowadzącymi do ogromnego zamku. Z jego głębi iskrzyły się słabe
płomienie woskowych świec. To całkiem zrozumiałe, w końcu prąd był wynalazkiem
ludzi. Raczej trudno byłoby zbudować elektrownię w takiej dziczy.
Liczne demony mijały nas
obojętnie, prowadząc przyciszone, niezrozumiałe dla nas dialogi. Czy nie
wyglądaliśmy dziwnie, stojąc we wrotach?
– Chodźmy – mruknął zielonooki,
ciągnąc mnie do środka.
Gdy już przekroczyliśmy próg
tajemniczego zamku, stwierdziłam kolejną rzecz: wszystko w Reverentii miało
swój własny, niepowtarzalny, choć nieco mroczny klimat. Sala, do której
trafiliśmy przypominała odrobinę średniowieczną salę balową. Wszędzie
porozstawiane były woskowe świece, gdzieś w tle rozbrzmiewała cicha muzyka,
która łączyła w sobie nietypowe nuty wybijane na klawiszach pianina, a na
szerokim stole stały puchary z bliżej nieokreślonym, szkarłatnym płynem. Nigdzie
nie widziałam jedzenia, wyłącznie trunki. Gdzieś w tle znajdywały się
nieruchome, marmurowe posągi, ususzone, reverentyjskie kwiaty i przerażające
obrazy w złotych ramach. Ten widok sprawił, że zaparło mi w piersiach dech. Jak
widać, w każdym mroku można było znaleźć odrobinę piękna.
– Zaszyjmy się gdzieś z boku –
powiedział Nathiel, który cały czas uważnie rozglądał się na wszystkie strony.
Pokiwałam głową i wraz z nim
oddaliłam się w cichy i ciemny kąt, gdzie powinnam pozostać niezauważona. Stąd
mogłam wypatrywać demony i notować w głowie, jak powinnam się zachowywać, by nie
zdradzić tego, kim byłam.
– Nathiel – powiedziałam cicho,
spoglądając na mojego towarzysza. – Jak wygląda twój ojciec?
Chłopak uśmiechnął się
diabelsko pod nosem. Nie spuszczał jednak oczu z otoczenia. Wiedziałam, że
wciąż go szuka.
– Ponoć to po nim
odziedziczyłem wygląd – mruknął, najwyraźniej niepocieszony tym faktem.
– A więc będzie twoją starszą
wersją – stwierdziłam.
– Coś w ten deseń. Na pewno go
poznasz, gdy się pojawi.
– Jak dawno go widziałeś?
– Ostatni raz, gdy zabijał moją
rodzinę.
Choć demony bardzo wolno się
starzały, wygląd jego ojca mógł ulec zmianie przez te trzynaście lat. Zresztą
było tu wiele demonów o kruczoczarnych włosach i szmaragdowych oczach. Jego
ojciec mógł być tak naprawdę każdym.
– Laura – szepnął
niespodziewanie Nathiel, pochylając się ku mojemu uchu.
Spojrzałam na niego pytająco.
– Oni wszyscy tańczą – burknął
niezadowolony. – Nie sądzisz, że wyglądamy dziwnie, podpierając ścianę?
Miał rację. Coraz większa
liczba demonów dołączała do dzikiego tańca w rytm nieokreślonej gatunkowo
melodii. Jeżeli dalej tak pójdzie i zostaniemy tu tylko my, rzeczywiście możemy
zacząć wzbudzać podejrzenia.
Spojrzałam ukradkowo w twarz
Nathiela, który uśmiechał się na boku tak, jakby coś knuł. Ironiczny śmiech sam
cisnął mi się do ust, wiedziałam bowiem, co zamierzał zrobić.
Nathielu Auvrey, jesteś w
najwyższym stopniu przewidywalny i niczym mnie już nie zaskoczysz.
Chłopak zrobił dokładnie to,
czego oczekiwałam. Stanął przede mną z pełną gracją krzyżując nogi, a potem z uwodzicielskim,
choć diabelskim uśmiechem na twarzy uniósł delikatnie moją dłoń. Gdy pochylał
się ku niej z zamiarem złożenia na niej pocałunku, nieprzerwanie wpatrywał się
w moje oczy.
– Czy zechce pani ze mną
zatańczyć? – spytał uwodzicielskim, choć nieco zabawnym głosem.
Uśmiechnęłam się pod nosem,
powstrzymując się od zbędnych, ironicznych komentarzy. Cóż, udawać to on
potrafił nieźle i pewnie w ten sposób porwałby w taniec niejedną kobietę, ja
jednak znałam go już na wylot.
Podejmując grę, uniosłam kąciki
mrocznej sukienki ku górze i pokłoniłam się mu z gracją. Starałam się, aby mój
uśmiech wyglądał równie diabelsko jak jego.
– Oczywiście – odpowiedziałam z
udawaną wyższością oplecioną nutką sarkazmu.
Nie miałam zbyt wielu
tanecznych wspomnień za sobą. Wirownie po parkiecie od zawsze było dla mnie
czymś dziwnym, niepotrzebnym i lekko zawstydzającym. Na wszelakich szkolnych
balach moja noga nawet nie stawała na parkiecie. Wolałam siedzieć gdzieś w
szarym kącie i czytać książki, z czego wszyscy się śmiali. Będąc szczerą ze
samą sobą, ani razu nie zostałam przez nikogo zaproszona do tańca – nie
liczyłam tu oczywiście Amy, która siłą starała się mnie zaciągnąć na parkiet.
Nathiel był pierwszą osobą, która to zrobiła i o dziwo nie czułam się z tym
źle. Wspieranie się na jego ramieniu i dotykanie jego dłoni nie było dla mnie
czymś nowym, jeżeli chodziło o naszą znajomość. Jedynie jego łobuzerskie palce,
które zsuwały się po moich plecach wprawiały mnie w lekki dyskomfort. Szybko
sobie z tym jednak poradziłam. Spoglądając chłodno prosto w oczy Nathiela,
nadepnęłam mu boleśnie na stopę. Chłopak skrzywił się znacząco.
– Och, przepraszam –
powiedziałam z nutką ironii w głosie.
– Jesteś prawdziwym diabłem –
mruknął Nathiel.
Nie odpowiedziałam, ponieważ
zdawałam sobie z tego sprawę. Musiał jednak pamiętać o tym, że to on dawał mi
powód do bycia złą. Czasami pozwalał sobie zdecydowanie na zbyt dużo.
– Wiesz co? – spytał nagle
chłopak, powracając do swojego diabelskiego uśmieszku. – Podobasz mi się w tej
sukience.
– Dobrze, że tylko w tej
sukience – mruknęłam, spoglądając gdzieś w bok na pogrążone w tańcu demony.
Miałam nadzieję, że nie wyróżniamy się zbytnio swoimi nieporadnymi krokami.
– Bez też byś mi się podobała.
Momentalnie spojrzałam na
Nathiela chłodnym, przeszywającym wzorkiem.
– W sensie, że w czymś innym –
dodał szybko Auvrey, próbując się ochronić przed zbliżającym się atakiem wypełnionym po brzegi sarkazmem.
– Oczywiście – mruknęłam,
ponownie spoglądając gdzieś w bok, byle żeby nie patrzeć w jego twarz.
– Laura – zaczął z
westchnięciem. – Czy musisz się zachowywać wobec mnie tak chłodno?
– Jestem taka na co dzień –
stwierdziłam bez emocji, wbijając spojrzenie w posadzkę.
Chłopak uniósł gwałtownie mój
podbródek i zmusił mnie do wpatrywania się w swoje demoniczne, błyszczące w
półmroku oczy.
– Nie jesteś, uwierz –
odpowiedział, uśmiechając się ironicznie. – Im bardziej się do ciebie zbliżam,
tym bardziej stajesz się zimna. Zupełnie, jakbyś celowo broniła się przed moimi
uczuciami.
– A jeśli rzeczywiście tak
jest?
– Naprawdę nic do mnie nie
czujesz?
To zatkało mi na moment usta.
Nie wiedziałam, co mogę mu odpowiedzieć, ponieważ wciąż nie wiedziałam, co do
niego czułam. Do tej pory była to tylko i wyłącznie przyjaźń, dziś ta relacja
stanęła jednak gdzieś w martwym punkcie na mapie, gdzie nie było żadnej tablicy
z mającym mnie pokierować znakiem. Podobał mi się? Może trochę, w końcu nie
należał do brzydkich. Byłam nim zaintrygowana? Całkiem możliwe. Zależało mi na
nim? W jakiś sposób na pewno. Byłam nim zauroczona? Raczej nie. Zakochana? Oby
nie. Pomimo określonych odpowiedzi, to wszystko wciąż było dla mnie niepewne.
– Laura. – Nathiel ciężko
westchnął. – Nie mam już siły. Cały czas czekam aż dasz mi jakąkolwiek
odpowiedź na to, co czujesz, ale ty milczysz, a gdy tylko się do ciebie
zbliżam, odskakujesz jak oparzona. Zrobiłem ci krzywdę? Boisz się mnie?
– Nie – zaprzeczyłam.
Otworzyłam usta, by coś dodać, ale milczałam.
– I tylko tyle masz mi do
powiedzenia? – W głosie Nathiela dało się słyszeć zaczątek irytacji.
– Nie wiem – mruknęłam na boku,
zgodnie z prawdą.
– Czy tak trudno odpowiedzieć
na pytanie, czy kogoś kochasz, czy nie? – spytał zirytowany.
Jego zdenerwowanie powoli
zaczynało się udzielać także mi.
– A jeśli nie czuję ani tego,
ani tego?
– To znaczy, że jesteś
cholernie niezdecydowana.
Wymieniliśmy gniewne spojrzenia.
– Może jestem niezdecydowana,
ale gdybym kogoś kochała, nie kazałbym tej osobie określać swoich uczuć natychmiastowo.
Dałabym jej czas.
– Nie umiem czekać, Laura.
Jestem cholernie niecierpliwy.
– To twój problem, nie mój.
Chłopak nachmurzył się,
marszcząc w złości czoło. Jego dłoń zacisnęła się niebezpiecznie mocno na moich
plecach, co lekko mnie zaniepokoiło. Czy aż tak wymagał ode mnie odpowiedzi? Naprawdę
nie mógł dłużej poczekać? Nie rozumiałam jego reakcji. Gdyby mi na kimś
zależało, czekałabym nawet i wieczność, żeby w końcu ta osoba zaczęła odwzajemniać
moje uczucia. A on? Niecierpliwy, denerwujący i niemożliwy demon. Powinien się
cieszyć, że nie powiedziałam mu wprost: „Nie kocham cię”. Myślę, że gdybym to z
siebie wyrzuciła, z pewnością przyznałabym swemu wnętrzu rację, ale... coś
wciąż mnie powstrzymywało przed wypowiedzeniem tych słów.
Spojrzałam prosto w oczy
Nathiela, próbując na siłę znaleźć w nich odpowiedź.
Co o nim tak naprawdę sądziłam?
Moje myśli były skrajne. Wszystko działało w mojej głowie na zasadzie
sprzecznych zestawień. Okropny – uroczy, głupi – całkiem zabawny, denerwujący –
ale kochany, piękny uśmiech – choć widywałam lepsze, lubiłam go – ale nie byłam
pewna tego, w jakim stopniu.
Nathiel bezustannie wpatrywał
się w moją twarz. Doskonale wiedziałam, że był na mnie zły. Chwilami
zastanawiał się nawet, czy nie zostawić mnie samej na środku parkietu. Miał
jednak świadomość tego, że możemy się zacząć aż nadto wyróżniać.
Zbawieniem okazały się być
demony zgromadzone wokół nas – muzyka wyraźnie przycichła, a one naturalnie
zaprzestały wirowania w niezrozumiałym dla nas tańcu, zaczynając ze sobą niezobowiązujące
dyskusje. Woskowe świecie zapłonęły mocniej, niczym poruszone magią. Miałam
wrażenie, że to zapowiedź czegoś ważnego, nie wiedziałam jednak czego.
Nathiel bez słowa puścił mnie i
oddalił się na bezpieczną odległość. Podobnie jak ja, zaczął się rozglądać po
sali w celu odszukania obiektu ciekawskich rozmów. Dopiero po chwili zaczął do
mnie dochodzić sens demonicznych słów. Mówili coś o jakiejś ważnej osobistości,
a ja chyba domyślałam się, kto to mógł być. Słowa mojego przyjaciela tylko to
potwierdziły.
– To on – usłyszałam tuż nad
swoim uchem.
Spojrzałam
na Nathiela, który zacisnął nerwowo pięści. Wyraz jego twarzy wskazywał na to,
że był piekielnie zły. Nie miałam wątpliwości co do tego, skąd pojawiła się u
niego taka reakcja. Jego słowa potwierdziłam, kiedy moje spojrzenie padło na
balkon, gdzie w blasku świec stanął nie kto inny, jak ojciec Nathiela.
Wstrzymałam
dech.
Gdybym
spośród miliona demonów miała wybrać ojca młodego Auvreya z pewnością
wybrałabym właśnie jego. Nathiel nie kłamał, naprawdę odziedziczył po nim
wygląd. Rzekłabym nawet, że na pierwszy rzut również zachowywali się w podobny
sposób.
Vail
Auvrey, bo tak zwał się ojciec Nathiela, podpierał się z wrodzoną nonszalancją
o balkon i pochylał ku dołowi z szatańsko-łobuzerskim uśmiechem, tak
charakterystycznym dla jego syna. Jedyne, co ich w tym momencie różniło to
spojrzenie. Nathiela było przepełnione łagodnością, jego – czystą nienawiścią.
Z
lekko rozwartymi ze zdziwienia ustami, spoglądałam prosto w jego twarz. W życiu
nie powiedziałabym, że był ojcem trójki dzieci. Wyglądał jak dwudziestolatek
mający całe życie przed sobą. Chciałam zrzucić całą winę na płomienie świec,
które oświetlały jego idealną twarz, ale zaraz potem dotarło do mnie, że
przecież wszystkie demony starzały się wolniej.
Chłodne oczy omiotły całą salę.
Może miałam przywidzenia, ale wydawało mi się, że to właśnie na nas dłużej
zatrzymał swój wzrok. Jego spojrzenie w jednej chwili zmieniło się z
beztroskiego na surowe. Teraz nie przypominał już dwudziestolatka, a dorosłego,
bezwzględnego mężczyznę, którego obchodziła tylko śmierć niewinnych istnień. W
przypływie emocji odwróciłam od niego wzrok i spojrzałam na Nathiela, który
niemal trząsł się z nadmiaru emocji. Jego twarz mogła mówić tylko jedno:
– Zabiję sukinsyna.
W ostatnim momencie złapałam go
za dłoń. Nie chciałam, aby zrobił jakieś głupstwo. Powinien go zaatakować, gdy
będzie już sam, nie na oczach wszystkich demonów, które w jednej chwili rzucą
się na niego i rozszarpią go na strzępy. Przecież ich zdaniem właśnie na to
zasługiwali zdrajcy, którzy uciekli do świata ludzi.
– Uspokój się, Nathiel –
szepnęłam. Spróbowałam rozplątać jego zaciśnięte w pięść palce. Pomogło. Już po
chwili ściskałam mocno dłoń mojego przyjaciela. To jednak niewiele pomogło. –
Pamiętaj, że jestem przy tobie – powiedziałam, choć zdawałam sobie sprawę z
tego, że mocno mogę tymi słowami zaryzykować. Jeżeli miało go to choć w
niewielkim stopniu uspokoić, a nam uratować życie, byłam skłonna nawet na
odważniejsze stwierdzenia.
Zadziałało. Nathiel wyraźnie
się wyciszył.
Mój niepewny wzrok znowu
powędrował w stronę jego ojca. Właśnie rozłożył ręce w dziwnym, przesadnym
wręcz geście otwartości. Wyglądał tak, jakby chciał objąć ramionami cały świat
i to nie w sposób, który wskazywałby na jego miłowanie, a raczej na przemożoną
chęć władania nad nim. Osobiście nie chciałabym się znaleźć w tych ramionach. Jego
diabelski wyraz twarzy przyprawiał mnie o dreszcze.
– Witajcie na dorocznym balu
upamiętniającym powstanie Departamentu Kontroli Demonów – powiedział swoim
donośnym, niskim głosem, który w żaden sposób nie przypominał wesołego
brzmienia Nathiela.
Serce na moment stanęło mi w
miejscu. Blazier nie wspominał, że to bal upamiętniający powstanie
departamentu. Czy to nie oznaczało dla nas podwójnego niebezpieczeństwa?
Przecież gdzieś tutaj mogli kryć się ich członkowie, w tym i mój ojciec, który
natychmiastowo by mnie rozpoznał.
– Niestety, dziś Departament
Kontroli Demonów nie mógł zaszczycić nas swoją obecnością – kontynuował Vail
Auvrey, zaczynając swoją powolną, stukoczącą w rytm butów przechadzkę po
balkonie. – Jako osoba blisko związana z samym departamentem mam zaszczyt
powiadomić obywateli Reverentii o zaistniałej sytuacji i wznieść toast za
pięćdziesięciolecie ich działalności.
Mężczyzna zaczął schodzić po
schodach z taką gracją, jakby był jakimś zapomnianym w świecie demonów
arystokratą. Wszyscy w milczeniu zaczęli się przed nim rozstępować.
– Robi się za gorąco – mruknęłam
do Nathiela, ciągnąc go dyskretnie w tył. Koniecznie chciałam uniknąć spotkania
twarzą w twarz z jego ojcem. Byłam niemalże pewna, że poznałby tego, którego
zostawił przy życiu, nawet jeżeli miał na twarzy maskę. Na szczęście ze względu
na ogólne poruszenie żaden z demonów nie zdołał się zorientować, dlaczego
przesuwamy się w tył. Na chwilę spojrzałam w stronę Nathiela, który wyglądał,
jakby był w jakimś dziwnym transie. Jego nienawistne spojrzenie wciąż było
skierowane w stronę ojca.
Vail Auvrey stanął na środku
sali przy szerokim stole zapełnionym złocistymi pucharami. Chwycił za jeden z
nich, wznosząc go do góry. Moje zaniepokojone serce i przyćmiony strachem umysł
zdążyły ogarnąć tylko kilka ze słów, którymi uraczył nas ojciec Nathiela. Dosyć
długo opowiadał o samym powstaniu Departamentu Kontroli Demonów i jego
stworzycielu – moim dziadku, który nazywał się Dante Vaux. Wspominał też o
kilku wcześniejszych członkach departamentu, których imiona i nazwiska niezbyt
mnie interesowały. Swoją opowieść zakończył wzniesionym do góry pucharem,
którego zawartość wypił do dna. W sali rozległy szumy i okrzyki wyrażające
zachwyt. To nie był jednak koniec.
– Departament Kontroli Demonów
radzi sobie znakomicie. Coraz mniej pełnokrwistych demonów ucieka z Reverentii
do świata ludzi ze względu na zaostrzone zasady. Coraz mniej półdemonów zatruwa
nasz świat. Łowcy cienia nie są dla nas problemem. W końcu to tylko ludzie –
podsumował, uśmiechając się w iście szatański sposób.
Kilka demonów zachichotało
złowieszczo, zgadzając się z tym faktem. Zupełnie innego zdania był Nathiel,
który ścisnął moją dłoń tak mocno, że prawie połamał mi kości. Powstrzymałam
się od wykrzywienia ust w bolesnym grymasie.
– Dziś, aby udowodnić, że
Departament Kontroli Demonów działa w taki sposób, jak powinien, przygotowałem
dla was iście zabójczą niespodziankę – mówiąc to, mężczyzna zaśmiał się
dźwięcznie. W tym śmiechu kryła się jednak nutka grozy.
Wymieniłam z Nathielem znaczące
spojrzenia. Coś mi podpowiadało, że ta niespodzianka nie będzie zbyt miła. Żałowałam,
że nie możemy teraz uciec, a właśnie to nakazywało mi moje serce, które ruszyło
do szaleńczego galopu.
– Chciałbym wam coś pokazać. –
Vail przerwał na moment, odkładając swój złocisty puchar na stół. Kroki
poniosły go przez sam środek demonów rozstępujących się jak mrówki na wszystkie
strony. Moje serce stanęło w miejscu. Vail Auvrey nie doszedł do miejsca, w
którym staliśmy. Udało nam się przesunąć prawie na koniec sali, w sam raz, by w
razie problemów uciec. – A mianowicie – kontynuował swoim głosem wyższości – co
robimy z nieproszonymi gośćmi w Reverentii – zakończył mrocznym tonem.
W jednej chwili oniemiałam.
Błagałam o to, abyśmy nie byli nieproszonymi gośćmi, o których mówił ojciec
Nathiela. Moja roztargniona dusza zaczęła składać modlitwy ku złemu niebu
Reverentii.
– Zdrajcami, którzy wyparli się
swego pochodzenia – zaczął wymieniać – a także półdemonami.
Wokół cienistych pokrak zaczęły
rozbrzmiewać konspiracyjne szepty. Widziałam ich spojrzenia, które wymieniali,
spoglądając między siebie. Zdążyłam tylko pociągnąć Nathiela w kierunku
zamkniętych wrót i oprzeć się o nie plecami. Demony zaczęły się rozstępować.
Vail Auvrey szedł w naszą stronę z powolną gracją i morderczym wyrazem kryjącym
się gdzieś w jego oczach. Gdy był już kilka metrów od nas, rozłożył ręce w bok
w geście niechybnego powitania, i rzekł:
– Witaj, drogi synu. Tak wiele
lat minęło!
Rezerwuję sobie miejsce.
OdpowiedzUsuńNa nadgarstku Nathiel, w Katowicach leje, mimo że już tu jestem, do pracy idę na 12. Szkoda, że nie mam kaptura.
Ja nie mam trumny dla Vaila! Mam wykopany grób i łopatę, by go nią ogłuszyć, a później zakopać.
Komentarz do treści wieczorem, ale zacznę sobie już czytać :3
Za tą długość to ja Cię chyba uściskam, jak się spotkamy :3
Usuń"Amy miała z nas niesamowicie wielki ubaw i od razu po naszej sesji stwierdziła, że bylibyśmy świetną parą. Świetną parą, jeżeli już nią nie jesteśmy." - już Ci w smsie dałam wyraz swojej ekspresji na ten temat. Masz rację, nie rozumiem Amy :3
Przepaść. Przecież to takie demoniczne.
Dlaczego przy słowie "lot" w mojej głowie pojawili się spadajacy Yato, Hiyori i Yukine? Za dużo Noragami, zdecydowanie za dużo.
"Otworzyłam gwałtownie oczy i nim wylądowałam boleśnie w jakiś bliżej nieokreślonych krzakach" - Mścisław?! :o
"Tuż obok mnie na prostych nogach wylądował Nathiel." - oczywiście, jako demon ladując na prostych nogach nie mógł ich sobie połamać. Gdyby Cleo skoczyła na proste nogi, nie zamortyzowała lądowania, właśnie miałaby gipsy na obu dolnych kończynach. Niesprawiedliwe to jest.
Mścisław! Witaj! Nareszcie mogę cię poznać, bardzo, bardzo, ale to bardzo miło mi cię poznać!
"Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że prawdopodobnie sam nigdy nie był w Reverentii" - czyli pierwszy raz Laury w świecie demonów to również pierwszy raz Nathiela w tym miejscu. God, znowu zaleciało Grey'em, mam zryty mózg.
Okay, to ja już nie chcę do Reverentii, nie chcę budzić swojej demonicznej natury.
"Przecież to jasne, że ten głupi, napalony łowca demonów nie rozeznał się w sytuacji i ruszył do działania bez konkretnego planu." - podsumowanie Nathiela w jednym zdaniu. I całkowicie się z nim zgadzam.
"tajemnicze, krzywe, cieniste pokraki, które zmierzały w jednym kierunku. Nie były to co prawda wersje ludzkie" - to co, entowie?
Laura idzie za rękę z Nathielem po szarej trawie. Dlaczego mnie ten obraz się tak strasznie podoba?!
Wisielczy humor, huehuehue.
Algea. Ładna nazwa. Prawdziwa?
Ziołolecznictwo tak bardzo :3
" - Uśmiechasz się jak prawdziwy Szatan - skwitował Nathiel." - pytanie w mojej głowie: skąd Nathiel wie, jak uśmiecha się sam szatan?
Vail Auvrey i Edward Collins mogliby podać sobie ręce i założyć jakąś morderczą spółkę.
"Współczułam mu z całego serca tak dramatycznych przeżyć w dzieciństwie i równocześnie podziwiałam go za jego siłę, upór w dążeniu do celu i optymizm" - mam takie same uczucia co Laura. Ale ja jestem tysiące kilometrów od Nathiela, a ona tuż przy nim. Dlatego się w niej zakochał. Buu. Sama siebie zdisowałam, damn it.
" - Patrz jaka magia! - powiedział podekscytowany chłopak - Normalnie jak w Harrym Potterze! Świecące grzyby w ciemnościach! Ja cię!" - ległam. Tu taka powaga, mowa o ojcu zabójcy, a tu grzyby. Mój mózg tego nie zniesie. A jeszcze dzisiaj w tv leci Avatar, a tam były takie latajace stworzonka... Och, zamknij się, mózgu!
" - Nathiel, są tu jakieś zwierzęta? - spytałam.
- Jeden zwierzak idzie obok ciebie - powiedział chłopak, puszczając do mnie uwodzicielskie oczko." - ŁOT DE FAK?! Nathiel, ogar sytuacyjny, proszę!
"Wyłupiaste, zezowate oczy patrzyły na mnie złotymi tęczówkami, długi jęzor przypominający węża fruwał w górze jak szalony, a kolczaste ciałko bez łapek, toczyło się koło moich stóp, zupełnie, jakby chciało mnie zaatakować. " - wyczuwam jakąś Gollumową rodzinę, nie wiem dlaczemu.
"Reverentia to miejsce, gdzie nawet krzak może pozbawić cię życia." - zapamiętać.
Usuń"coś, co kształtem przypominało ludzką rękę bez paznokci, spacerującą wśród kwiatów" - Pan Rąsia od Adamsów?! :o Witam, witam!
"Uśmiechał się przy tym jak psychopata" - jestem zdania, że Nathiel nie uśmiecha się jak psychopata tylko wtedy, gdy śpi. Albo gdy całuje Laurę. Choć w tym pierwszym przypadku mogę się mylić.
""Jestem w demonicznym niebie, zaraz ich wszystkich zabiję", "O, tak! Mój fetysz na demony właśnie roni łzę szczęścia!"?" - ległam po raz drugi! DUP!
Gotycki, mroczny klimat - I like it! <3
"Jak widać w każdym mroku jest odrobinę piękna." - wielbię tę sentencję.
" - Ponoć to po nim odziedziczyłem wygląd - mruknął, najwyraźniej niepocieszony tym faktem." - no tak, chromosom Y zwyciężył, więc podobieństwo musi być. Niech to szlag. Nienawidzę ojca chłopaka, któego kocham i który wygląda jak młodsza wersja tego pierwszego. Czy życie musi być aż tak skomplikowane?!
Taniec Lauriel? Ach ^___^
Nathielizm - puszczenie oczka przy uwodzicielskim pytaniu, zanotowane.
Pierwszy tak właściwie taniec w życiu Laury i do tego z Nathielem. To nie może być przypadek ;)
"Jedynie jego łobuzerska dłoń, która niewidocznie zsuwała się po moich plecach w dół, wprawiała mnie w lekki dyskomfort i irytacje. Szybko sobie jednak z tym poradziłam. Spoglądając chłodno prosto w oczy Nathiela, nadepnęłam go boleśnie na stopę. Chłopak skrzywił się znacząco.
- Och, przepraszam - powiedziałam z nutką ironii w głosie.
- Jesteś prawdziwym diabłem - mruknął Nathiel." - moja scena w tym rozdziale! :3 Kocham <3 A mój dialog to to: " - Wiesz co? - spytał nagle chłopak, powracając do swojego diabelskiego uśmieszku - Podobasz mi się w tej sukience.
- Dobrze, że tylko w tej sukience - mruknęłam, spoglądając gdzieś w bok na pogrążone w tańcu demony. Miałam nadzieję, że nie wyróżniamy się zbytnio swoimi nieporadnymi krokami.
- Bez też byś mi się podobała." - szczery Nathiel wywołuje u mnie lekkie rumieńce i chęć mordu.
Uwielbiam rozmowy w tańcu! Ta bliskość sprawia, że człowiek otwiera się na drugiego, ma szansę być szczerym przy poczucia pewności, że ta druga osoba tak łatwo nie ucieknie.
"Podobał mi się? Nie wiem. Byłam nim zaintrygowana? Nie wiem. Zależało mi na nim? W jakiś sposób na pewno. Byłam nim zauroczona? Nie sądzę. Zakochana? Raczej nie." - Laura, ja zadam inne pytanie: Czego w życiu jesteś pewna?
"- Witaj, drogi synu. Tak wiele lat minęło!" - This is awesome! Mimo że nienawidzę Vaila od pierwszego spoilera, jaki otrzymałam, to to, jakim autorytetetm się cieszy, jak zgrabnie operuje słowem i jak wszystko dostrzega jest godne podziwu. Mam dla niego szacunek. Ale jednocześnie mam grób i łopatę. Nienawiść nie odejdzie, oj nie.
Rozdział cudny! Pełen genialnych opisów, pojawił się Mścisław! <3 Opis Reverentii wprost cudowny! Idealnie oddałaś różnicę między światami. A opisy wewnetrznych rozterek Laury - kocham!
Może i Lauriel zaczęło się odrobinę kłócić, ale podoba mi się to :3 Zakończyłaś w idealnym momencie. Cóż mogę rzec? Chcę więcej!
Czekam na nn ^^
Yahoo. Tylko ja potrafię położyć się na chwilę z zamiarem odpoczęcia do oczu, a po obudzeniu zorientować się, że laptop się nie wyłączył, a ja miałam dwie godziny temu załatwić coś z nogą. I mieć obok siebie zamiast jednego telefonu dwa. Cudowne rozmnożenieeee! >D
OdpowiedzUsuńNajpierw zrobię to, co chciałam zrobić od południa. Skopiuję tekst i zobaczę, ile ma stron w Wordzie huehue.
To troszku dziwne, boooo ma 11 stron czcionką Times New Roman 12. :o Więc, hm, jest taki jak moja nowelka, nie ma źle! XD Nie jest taki w cholerę długi! Dla porównania 55 miał ich 9. Woooo. Więc nie wydawało mi się, że był długi!
OK! Lecimy, heuhue.
"Wiedziałam, że nie może się doczekać spotkania ze swoim ojcem. Naprawdę chciał się na nim zemścić, ale czy zemsta była dobrym rozwiązaniem? Tylko zdesperowani szaleńcy jej pragną."- Ale z drugiej strony... ojczulek zamordował całą jego rodzinę *ekhm* w sumie bez powodu. >D Nie, chwila, miał powód? Nie przypominam sobie. Więęęc mimo wszystko może pragnąć zemsty, bo boi się, że Vail *czy jak mu to było* przeszkodzi mu jeszcze w życiu teraźniejszym tak jakby o*a przeszkodzi*. No, ale mimo wszystko to jego ojciec. Ale... zabił rodzinę... Tyle uczuć. D:
"Nigdy nie lubiłam pozować, za to Nathiel czuł się na tej "sesji" jak ryba w wodzie. "- BUM! Kolejny dowód na to, że musi być wydawcą Demonboya! Jest stworzony do tej pracy!
A, i Astley nie mógłby sie w niej znaleźć, bo nie jest demonem. D: Ale możnaby zrobić dla niego wyjątek, huehue. Jako taki dodatek specjalny. Rozpali twe serce do bólu, huhu~
"Za każdym razem na jego twarzy widniał seksowny uśmiech, któremu towarzyszyło albo przymknięte oko albo wyraz twarzy w stylu: "chodź do mnie, maleńka". Do tego jego różne, wyzwolone pozy. "- Chodź maleńka? ;___; Ale tak wracając: będzie idealny na okładkę! O TAK!
"Gdy chciał zaś udać, że mnie całuje, robiąc dzióbka z ust, przytkałam mu rękę do twarzy. "- Ohhh, tak bardzo to widzę w myślach! Tak słodkooo~
" - Więc podwiń sukienkę i... - tu przerwał, pochylając się tuż nad moim uchem - Leć.
Nim zdążyłam zareagować, Auvrey pchnął mnie w przepaść. "- BUM! Mocne! Tak lubię!
"Otworzyłam gwałtownie oczy i nim wylądowałam boleśnie w jakiś bliżej nieokreślonych krzakach"- Krzaki, krzaki again. To byłby dobry tytuł na film. Krzaki. Krzaki 2. Krzaki apokalipsa. Przechodzę na krzakową emeryturę. Zagłada krzaków.
Hej, zastąp jedno słowo w filmie słowem krzak!
Dawca krzaków. Pisiont krzaków Greya. Wielki krzak. Krzak Lew. Krzak, Rosie. Igrzyska Krzaka. Jak ukraść krzaka. Seks w wielkim krzaku. Hobbit: Pustkowie Krzaka. Dary Krzaka. Krzaki z Madagaskaru. Zakrzakowani. Królewna Krzak. Oh, goat.... >D
" Podeszłam do jednego dziwnie ruszającego się krzewu i z ciekawości uklękłam przy nim. Był w kolorze jasnego fioletu, liście miał w kształcie odwróconych serc. Nie to mnie jednak zaniepokoiło. Z jakiegoś powodu w Reverentii nie było ani odrobiny wiatru, dlatego dziwiło mnie, że podryguje w dzikim tańcu."- AAAAAAAAA! MŚCISŁAW!!!!!!!!!! MŚCISŁAW! TU JESTEŚ! *wybuch radości, unosi soczek pomarańczowy* CHODŹ TU, POLEJĘ CI! MŚCISŁAW I TANIEC GODOWY DLA AUVREYAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! TAAAAAAAAAAAAK! TAAAAAAAAAK! *cisza, cisza*
WAIT! MAŁY GNIDO, JA JUŻ WIEM CO TY POTEM ZROBISZ! ZDRAJCA! GEJUCH! MIĘKKI ŁOKIEĆ! MŚCISŁAW, UEEEEEEEE, DLACZEGO MI TO ROBISZ?! ;______;
Usuń" - Ej, to się rusza - stwierdził odkrywczo Nathiel, kucając obok mnie.
Nim ja cokolwiek zdążyłam zrobić, on już sięgał dłonią w jego stronę. Krzew zareagował natychmiastowo. Z jego głębi wynurzyła się mała, fioletowa macka, która przyczepiła się do dłoni chłopaka. To zaskakujące wydarzenie sprawiło, że straciłam równowagę i wylądowałam na tylnym aspekcie osobowości."- No, oczywiście, że Mścisław się rusza, heuheu. Właśnie kulturalnie pocałował Nathiela w łapkę. Blurp.
" - Cholera! - wykrzyknął równie zaskoczony Auvrey, próbując wyrwać się z uścisku krzewowej macki. Gdy mu się to udało, wstał jak najszybciej z ziemi i oddalił się na kilka kroków w tył."- A- Ale Nathiel! Nie odrzucaj Mścisława! On potrzebuje miłości!
" Miałam już własną teorię na temat tego, co się z nami dzieje. Nie od dawna wiadomo, że demony przebywające w Reverentii stają się złe. Nasza względna irytacja mogła być początkiem zmiany nastroju, a także powolnym łączeniem się z demoniczną naturą. O wiele więcej w tym temacie groziło jednak Nathielowi."- WOOOOOOOOOOO! Zapomniałam o tym! Będzie ciekawie! *podjarka*
" Jego spojrzenie padło na rysującą się w oddali, kamienną budowlę przypominającą zamek. "- Hoho. Zamek. Tak bardzo średniowiecze! <3
" - Uśmiechasz się jak prawdziwy Szatan - skwitował Nathiel."- To musiał być naprawdę ładny uśmiech. C:
" - Jak się czujesz, będąc tutaj? - spytałam z ciekawości, pragnąc przerwać tą przejmującą ciszę.
- Jestem zirytowany i czuję coraz większą złość - mruknął zielonooki, marszcząc czoło - No i mam coraz większą chęć na zabicie swojego ojca."- Dlaczego mnie to cieszy, ueeeeee. Sadsystka ze mnie. D:
" - Nie sądzisz, że to tylko twoje własne pobudki? - spytałam, spoglądając na niego niepewnie.
- Być może - mruknął na boku - W końcu zabił całą moją rodzinę."- *chrząk znacząco pod nosem* WŁAŚNIE!
" - Patrz jaka magia! - powiedział podekscytowany chłopak - Normalnie jak w Harrym Potterze! Świecące grzyby w ciemnościach! Ja cię!"- HALUCYYYYYYYYYYYYNKI! XD
" - Nathiel, są tu jakieś zwierzęta? - spytałam.
- Jeden zwierzak idzie obok ciebie - powiedział chłopak, puszczając do mnie uwodzicielskie oczko."- BANG, podryw na Nathiela! Uhuhu! A wiesz, jaki jeszcze zwierzak tam jest? KRÓLIK! AHAAHAH!
" Reverentia to miejsce, gdzie nawet krzak może pozbawić cię życia."- Mścisław jest groźny, może pozbawić cię nie tylko życia, ale dziewictwa. *cisza* Nie, nic takiego nie powiedziałam.
" - Czy zechce pani ze mną zatańczyć? - spytał, dodając do tego nutkę nathielizmu - czytaj: puścił do mnie oczko."- Hohohohohohoohoh! *zachwyt*
"Jedynie jego łobuzerska dłoń, która niewidocznie zsuwała się po moich plecach w dół, wprawiała mnie w lekki dyskomfort i irytacje. Szybko sobie jednak z tym poradziłam. Spoglądając chłodno prosto w oczy Nathiela, nadepnęłam go boleśnie na stopę. Chłopak skrzywił się znacząco.
Usuń- Och, przepraszam - powiedziałam z nutką ironii w głosie.
- Jesteś prawdziwym diabłem - mruknął Nathiel."- Nathieeeeeeeeeel, powoli! Jeszcze będziesz miał czas, hoho!
" - Wiesz co? - spytał nagle chłopak, powracając do swojego diabelskiego uśmieszku - Podobasz mi się w tej sukience.
- Dobrze, że tylko w tej sukience - mruknęłam, spoglądając gdzieś w bok na pogrążone w tańcu demony. Miałam nadzieję, że nie wyróżniamy się zbytnio swoimi nieporadnymi krokami.
- Bez też byś mi się podobała.
Momentalnie spojrzałam na Nathiela chłodnym, przeszywającym wzorkiem.
- W sensie, że w czymś innym - dodał szybko Auvrey, próbując się ochronić od zbliżającej ironii."- BUM! Przypomina mi się scena z Kaichou wa maid- sama! Gdzie Usui stwierdził, że Misa wyglądałaby najlepiej w przezroczystym stroju heuhue.
Tak w ogóle to tak strasznie mi się podoba ten rozdziaaaaał! Przypomniał mi się jeden, jedyny, wolny taniec jaki tańczyłam. O dziwo z chłopakiem. Huehue.
" - Nie jesteś, uwierz - odpowiedział, uśmiechając się ironicznie - Im bardziej się do ciebie zbliżam, tym bardziej stajesz się zimna. Zupełnie, jakbyś chciała się bronić przed moimi uczuciami.
- A jeśli rzeczywiście tak jest? - spytałam.
- Naprawdę nic do mnie nie czujesz? - odpowiedział pytaniem na pytanie, unosząc do góry brew."- Takie troszku smutegowo- urocze to. Rozpływam się. ;_____;
" - Nie umiem czekać, Laura. Jestem cholernie niecierpliwy.
- To twój problem, nie mój."- Poważna rozmowa Lauriel. W pełni poważna. W pewien sposób lubię takie o.
"Uroczy - okropny, głupi - całkiem zabawny, denerwujący - bywał kochany, miał piękny uśmiech - choć widywałam lepsze, lubiłam go - ale nie byłam pewna w jakim stopniu. "- WOOOOO. To mi sie podoba strasznie. <3
" - To on - usłyszałam tuż nad swoim uchem."- OJCZUUUUULEK!
"Vail Auvrey, bo tak zwał się ojciec Nathiela, podpierał się w iście oswobodzonym geście o balkon i pochylał ku dołowi z szatańsko-łobuzerskim uśmiechem, tak charakterystycznym dla jego syna. Jedyne, co ich w tym momencie różniło to spojrzenie. Nathiela było przepełnione łagodnością, jego - czystą nienawiścią."- ;_______; Na razie mi brak słów. D:
" W życiu nie powiedziałabym, że był ojcem trójki dzieci. Wyglądał jak 20-latek mający całe życie przed sobą. "- Demony *znaczące spojrzenie*
" - Zabiję sukinsyna - mruknął chłopak, stawiając krok do przodu."- Kurdę, powoli. Powoli. >D
" Mężczyzna zaczął powolnym krokiem schodzić po schodach w dół. Demony zaczęły ustępować mu miejsca."- Osz ty kurdę, mam to zaraz przed oczami. <3 Tak świetnie!
" - Dziś, aby udowodnić, że departament kontroli demonów nie śpi, przygotowałem dla was iście zabójczą niespodziankę - mówiąc to, zaśmiał się mrocznie."- *wstrzymuje oddech*
" - A mianowicie - kontynuował swoim głosem wyższości - Co robimy z nieproszonymi gośćmi w Reverentii - zakończył mrocznym tonem."- *pojarka, uśmieszek*
Usuń" Demony zaczęły się rozstępować, a ojciec Nathiela iść w naszą stronę z powolną gracją i morderczym wyrazem twarzy. Gdy był już kilka metrów od nas, rozłożył ręce na bok w geście powitania i rzekł:
- Witaj, drogi synu. Tak wiele lat minęło!"- BUM! I w tym momencie rzuciłam myszką, podniosłam laptopa, żeby go odłożyć, po czym się rozmyśliłam, ręce w górę w dziwnym geście, po czym dup w poduszki i hug jedną do siebie, żeby zasłonić obraz. I odsłonęłam trochę, żeby zerknąć. BUM! BUM! BUM! Aż mnie z Internetem rozłączyło! Dlaczego mi sie tak bardzo to podoba!
Na razie Vaila lubię, ale nie lubię. >D Mam co do niego mieszane uczucia, no. Bo z jednej strony morderca i psychopata, który zabił własną rodzinę, ale z drugiej strony... ma szacunek i zdobył mnie swoją... eh... przemową. Kurdę. I to zdanie na końcu. BUM! BUM! NIEEEEEEE! JA NIE WYTRZYMAM DO KOLEJNEGO ROZDZIAŁU, ŻĄDAM WIĘCEJ SPOILERÓW!
Uwielbiam ten rozdział. Te opisy... <3 I Vail. Hoho. Wprowadził trochę bum. Czuję, że następny rozdział będzie świetny. Bo lubię sadyzm w powieściach. Lubię psychopatów w powieściach. Jestem dziwna. ;_____; Chociaż jak sobie przypomnę, co zrobił, toooo... Szykuję ząbki i poduchy. *nie, wcale nie idę spać, huehue*
Nie wytrzymam do następnego, ueeeee! Idę po noża. ;_____;
Królik! Zryłaś mi filmy zastąpieniem jednego słowa w tytule słowem "krzak". God, już nawet wspominanie "Love, Rosie" nie obejdzie się bez widoku Mścisława. Dup!
UsuńMścisław jest jak Olaf - on też potrzebuje ciepła! Ciepła miłości! *mózg zryty do granic możliwości*
"Mścisław jest groźny, może pozbawić cię nie tylko życia, ale dziewictwa. " - ległam (chciałam napisać coś innego, ale musiałaby być cenzura).
"Przypomina mi się scena z Kaichou wa maid- sama! Gdzie Usui stwierdził, że Misa wyglądałaby najlepiej w przezroczystym stroju heuhue. " - dzięki, Królik, teraz sama to widzę. I to spojrzenie Usui'a, ach... *__*
Naff, masz tu małe grono fanek sadyzmu i psychopatów. Królik, przybij piątkę!
A teraz wracam do oglądania Slumdoga. Dup!
Mój faworyt to "Seks w wielkich krzakach" BANG XD! Leżałam na tym!
UsuńCleo, tyle, że ja ostatnio też zostałąm fanką sadyzmu i psychopatów ;____;
To jest nas trójka :3
Usuń