Tytuł z "Jak poznałam Nathiela" zmieniony na "Nathiel Auvrey", bardziej dosadnie. Chyba nareszcie zaczynam czuć to opowiadanie :D! Powracają wspomnienia.
***
Minął
miesiąc odkąd poznałam Deaniela Matthersa. Początkowo nie mogłam się do niego
przyzwyczaić. Chodził za mną krok w krok, udając, że ma kiepską orientację w
terenie i potrzebuje nieustannej pomocy w dojściu do poszczególnych miejsc.
Całą winę zrzucał na skomplikowany rozkład szkoły, ale prawda była taka, że w
nowo wybudowanym budynku nie mogło być niczego skomplikowanego. Został
skonstruowany tak, aby nikt nie miał prawa narzekać na swoją orientacyjną
ułomność.
Wielokrotnie
próbowałam być dla niego niemiła, dosadnie przekazywałam mu informacje, że
wcale nie potrzebuję towarzystwa, ale koleś trzymał się mnie jak rzep. Nieraz
patrzył na mnie błagalnie, kiedy na zajęciach musieliśmy połączyć się w pary,
żeby wykonać jakieś ćwiczenie. Nie potrafił nawiązać kontaktu z innymi ludźmi i
uczepił się kogoś, kto był w podobnej sytuacji jak on. Tyle, że Deaniel to nie
typ samotnika, po prostu był kimś zupełnie nowym w szkolnym środowisku i wiele
osób podchodziło do niego ostrożnie, próbując go wybadać. Raz powiedziałam mu,
że jeżeli chce się z kimkolwiek kumplować, nie powinien za mną bez przerwy
łazić, bo ludzie za mną nie przepadają i wcale mu to nie pomoże w zdobywaniu
nowych przyjaźni. Zaskoczył mnie swoją odpowiedzią. Stwierdził, że nie ma we
mnie niczego takiego, czego mógłby się wstydzić wśród innych ludzi. Gdybym
została jego przyjaciółką, chwaliłby się mną na prawo i lewo. Jeżeli inni nie
dostrzegali we mnie niczego dobrego to świadczyło o ich płytkości. Po prostu
nie chcieli patrzeć dalej niż było widać. Może to głupie, ale mocno tym u mnie
zapunktował. Przestałam być dla niego niemiła i nawet zaczęłam dobrowolnie
spędzać z nim przerwy. Początkowo nie byłam może jakoś nadmiernie rozmowna,
traktowałam go prędzej jak obcego człowieka, z którym raz na jakiś czas mogłam
zamienić kilka prostych słów, ale już po kilku tygodniach ze zdziwieniem
spostrzegłam, że… po prostu go polubiłam. Tak. Ja, Laura Collins, lat
siedemnaście, polubiłam jakiegoś chłopaka. Jak Boga kocham – a niestety nie
kocham – po raz pierwszy.
Co
takiego było w Deanielu Matthersie, że mnie do siebie przyciągnął? Przede
wszystkim nie przejmował się tym, co ludzie wkoło niego mówią. Był neutralny,
całkiem zwyczajny i miły. Idealny materiał na dziewczęcego przyjaciela, z tym,
że w książkach najczęściej się okazywało, że tacy chłopacy są gejami. Deaniel
nie był, a przynajmniej tak mi się wydawało. Pomimo emanującej od niego
normalności, czasem zachowywał się naprawdę tajemniczo. Po dzień dzisiejszy
niewiele wiedziałam na temat jego sytuacji rodzinnej, dlatego nie zdziwiłaby
mnie jego odmienna orientacja.
Pomimo
tego, co szeptali pomiędzy sobą nasi rówieśnicy w klasie, nie łączyło nas nic
więcej niż przyjaźń. Deaniel był dla mnie kimś z kim mogłam porozmawiać na każdy
temat, czasem się pośmiać – co było u mnie dosyć niespotykane – a czasem nawet
pospacerować i pobawić się w obserwatorów świata przepełnionego kretynami. Był
również moim ukojeniem podczas spotkań z Amy i jej grupką przyjaciół, która i
tak zawsze uznawała mnie za dziwaka. Razem z Deanielem było mi raźniej i
najwyraźniej nie tylko ja tak uważałam.
Z
uśmiechem zarysowałam na marginesie zeszytu patyczkowatego ludzika.
Właśnie
trwała przerwa. Mój nowy kolega poszedł do stołówki po dwa kartony z mlekiem
truskawkowym i kanapki z kurczakiem i majonezem – jedyną potrawą w naszej
szkolnej jadalni, którą dało się przełknąć i przy tym nie zwymiotować. Byłam
tak zamyślona, że podskoczyłam na krześle, kiedy do mnie podszedł i szturchnął
mnie zimnym kartonem w policzek. Wydawał się być rozbawiony moją reakcją.
–
O czym tak myślisz? – spytał wesoło. Spojrzałam w jego uśmiechnięte usta i
płonące ciekawością orzechowe oczy. Jak zwykle próbował mnie zaczarować, choć
zdołałam się już przekonać, że nie robił tego celowo. Deaniel był po prostu
charyzmatyczną osobą. Dzięki temu w ciągu całego miesiąca zdołał do siebie
przekonać wszystkie dziewczęta w klasie i zjednać sobie męską część naszego
rówieśniczego społeczeństwa. Co najdziwniejsze – nikomu nie przeszkadzało już
to, że się ze mną zadaje.
–
O niczym szczególnym – odpowiedziałam, wzruszając lekko ramionami. Przecież nie
powiedziałabym, że myślałam o nim, mógłby coś sobie zacząć wyobrażać, a ja
ewidentnie nie szukałam miłosnych wrażeń. Chciałam mieć spokój od uciążliwych
romansów, które przeżywały wielokrotnie nastolatki. Chciałam ominąć ten aspekt
dorastania i trafić prosto w dorosłość z czystym sercem i otwartym umysłem.
Deaniel
zrobił minę, która świadczyła o tym, że nie bardzo mi wierzy, ale postanowił to
przemilczeć. Podał mi mój lunch i usiadł na krześle obok.
Mieliśmy
teraz przerwę obiadową. Wszyscy wyszli na dwór, żeby nacieszyć się ostatkami
wrześniowych, ciepłych promieni słońca. Tylko my przebywaliśmy teraz w klasie,
gdzie miały się odbyć kolejne nasze zajęcia. Zdecydowanie wolałam spokój od
szkolnego zgiełku.
–
Masz dzisiaj czas? – spytał znienacka Deaniel, przegryzając kanapkę.
Bez
zastanowienia kiwnęłam głową.
–
Zawsze mam czas, myślałam, że już to wiesz –
mruknęłam. Wbiłam rurkę do kartonu i pociągnęłam z niej solidnego łyka
mleka.
–
Pytam z grzeczności, nie chciałbym się narazić prawdziwej królowej mrozu –
zaśmiał się chłopak. Nie naśmiewał się ze mnie, naśmiewał się raczej z ludzi,
którzy mnie tak nazywali. Cóż, uważałam, że mimo wszystko to dosyć trafne
określenie mojej osoby.
–
Gdzie tym razem chcesz mnie zabrać? – zapytałam.
–
Tajemnica.
Uwielbiałam
kiedy to mówił. Uwielbiałam też jego niespodzianki i niesamowitą znajomość
okolic tego miasta. Nie raz, nie dwa prowadził mnie w takie miejsca, o których istnieniu
nawet nie miałam pojęcia, a które wielokrotnie zaskakiwały mnie swoim urokiem.
Dziwiło mnie tylko jedno: jakim cudem znał to miasto, skoro twierdził, że tu
nie mieszkał? Na dodatek nigdy nie wspomniał gdzie znajduje się jego dom. Wyjątkowo
mało mówił na swój temat. Czyżby skrywał w sobie jakąś mroczną tajemnicę? Tak
naprawdę nigdy go nie spytałam, dlaczego ten oszołom z nożem go gonił. To
wspomnienie zostało przyćmione przez inne wydarzenia, których głównym bohaterem
był ostatnio Deaniel.
–
A co z Amy? – spytał nagle mój kolega.
No
tak, Amy. Wcale nie dziwiła mnie jego niepewność. Odkąd poznałam go z moją
przyjaciółką, uganiała się za nim bez opamiętania – zdążyła już odsunąć na bok
kapitana drużyny koszykarskiej. Zawsze gdy Deaniel przechodził obok niej
rumieniła się soczyście i zaczynała bełkotać coś bez sensu pod nosem. Dziwiło
mnie to, ponieważ moja przyjaciółka zazwyczaj nie miała problemu z
nawiązywaniem znajomości. Była szczególnie otwarta na mężczyzn. Bałam się, że
naprawdę mogła się w nim zadurzyć, a przecież Deaniel nie darzył jej jakąś
szczególną sympatią. Tak naprawdę nigdy nic złego o niej nie powiedział, ale w
jego oczach widziałam niechęć, ilekroć się przy nim pojawiała. Ten brak
zainteresowania i pobłażliwość, którą obdarzał każdego, przypadkowego
człowieka, czy nawet klasę, z którą mimo wszystko dosyć dobrze się dogadywał. Był
to sposób, w jaki nigdy nie patrzył na mnie. Chwilami odnosiłam śmieszne
wrażenie, że obydwoje jesteśmy istotami innego gatunku, które rozumieją tylko
siebie. Zabawne.
–
Po szkole wybiera się gdzieś ze znajomymi – odpowiedziałam spokojnie. – Spędzimy
czas we dwójkę.
Matthers
z tym samym, czarującym uśmiechem co zwykle, przybliżył swoją twarz do mojej. Z
przerażenia mało co nie spadłam z krzesła. Nie zdążyłam się przyzwyczaić do
jego otwartości i tego, że nie miał pojęcia czym była przestrzeń osobista.
–
Tylko we dwoje? – spytał tajemniczym, wręcz uwodzicielskim tonem głosu.
Może
nigdy się nie rumieniłam, ale muszę przyznać, że w tym momencie zrobiło mi się naprawdę
gorąco, zupełnie jakby ktoś rozlał po moich wnętrznościach niezidentyfikowany
płyn w przesadnie wysokiej temperaturze.
–
Nie żartuj sobie – burknęłam, kładąc dłonie na jego policzkach i oddalając go
od siebie. – Wiesz co miałam na myśli.
–
Oczywiście. – Deaniel zaśmiał się głośno, a ja westchnęłam. Miałam nadzieję, że
w stosunku co do mnie nie będzie miał jakichś dziwnych, kochliwych zapędów. Nie
zniosłabym tego. Od dziecka byłam sama i zamierzałam się tego uparcie trzymać.
Nikt nie przedrze się do mojego serca. Nie dało się stopić lodu, który je
spowijał. Wystarczyło, że Amy wraz z moją mamą lekko go nadtopiły.
–
Dlaczego zawsze spędzamy wolny czas w pustej klasie? – spytał nagle zamyślony
chłopak.
–
Może dlatego, że w klasie jest spokojniej niż na stołówce – podsumowałam
obojętnie.
A
przynajmniej było, aż do dnia dzisiejszego.
Wywołałam
wilka z lasu, kracząc jak wrona. Zdążyłam już zapomnieć o tym, że los bywa
przewrotnym gnojkiem, który pchał swoje lepkie rączki do pechowych wypowiedzi i
ludzi będących życiowymi ofiarami, takimi jak ja.
Do sali z rozmachem wparował pozornie
zwyczajny chłopak. To, co różniło go w tym momencie od pozostałych uczniów,
skupiało się na kiju baseballowym, który trzymał w ręku – zaczął nim miarowo
tłuc o rozwiniętą, lewą dłoń, jakby chciał kogoś stłuc na kwaśne jabłko.
Zaczęłam rozglądać się po sali z nadzieją, że to nie my będziemy ofiarami jego
psychopatycznych zapędów, ale próżno szukałam kozła ofiarnego.
Zachciało
mi się śmiać. Przecież to głupie. Byliśmy w szkole, tu nic nam nie groziło.
Może ten koleś wcale nie miał złych zamiarów, tylko nad czymś się zamyślił albo
czegoś szukał? Może ten piekielny uśmieszek wystający spod czapki baseballowej
wcale nie zwiastował niechybnej śmierci spowodowanej uderzeniem kija w czaszkę?
Jedyna
myśl, która trzymała moje czarne wizje na wodzy, dotyczyła ubioru obcego chłopaka.
Jego czarna koszulka z białym napisem „Such a lovely day” i jaskrawo-niebieska
czapka sprawiały raczej wrażenie, jakbyśmy mieli do czynienia z klaunem
baseballistą, a nie prawdziwym sportowcem.
Oczekując
równie rozbawionej postawy spojrzałam na Deaniela. Jego mina była jednak
przeciwnością rozbawienia. Wyglądał, jakby właśnie zobaczył ducha.
–
Deaniel? – spytałam cicho, lekko zdezorientowana.
Chłopak
nie odpowiedział. Zerwał się z ławki i cofnął do tyłu. Jego brązowa skóra stała
się teraz przerażająco blada.
Uniosłam brew do góry. Miał jakąś dziwną
traumę po klaunach baseballistach, czy jak?
–
Znalazłem cię – odezwał się niepokojąco wesołym głosem nowoprzybyły chłopak.
Wyszczerzył swoje białe zęby w piekielnym, rekinim uśmiechu i wystawił kij do
góry, jakby chciał nim trzasnąć mojego kolegę. – Tym razem mi nie uciekniesz.
Mój
przyjaciel prawie potknął się o krzesło, gdy stawiał kolejny krok w stronę
okna.
–
Laura –wypowiedział moje imię. Zabrzmiał tak, jakby chciał mi przekazać tysiąc
słów tłumaczenia w tym jednym, znamiennym dla mnie słowie. Kręcił głową z
przerażeniem w oczach i otwierał usta, najwyraźniej pragnąc mi coś przekazać,
ale nie mógł. No, tylko mi nie mówcie, że jest jakimś utajonym mordercą i
właśnie przyszedł po niego członek FBI przebrany za baseballistę. Tego bym nie
przeżyła.
Nim
zdążyłam się zorientować, co się dzieje, kij z głuchym trzaskiem uderzył w
ławkę tuż przed Deanielem, który w ostatniej chwili uskoczył w bok. Nie
wiedziałam co zrobić, dlatego zareagowałam jak każdy zdezorientowany człowiek,
który chciał ratować swojego przyjaciela. Podniosłam z ławki książkę i rzuciłam
nią w niebezpiecznego chłopaka ukrytego za czapką.
–
Uciekaj! – krzyknęłam zniecierpliwiona do przyjaciela, który patrzył się na mnie
zesztywniały z przerażenia. Nie podejrzewałam, że będzie w stanie zostawić mnie
samą w takiej sytuacji, ale… zrobił to. Wyskoczył przez okno i popędził przed
siebie, nawet się nie oglądając. Groźny osobnik także chciał to zrobić, ale
stanęłam mu na drodze.
Świetnie,
Lauro! Jesteś niesamowicie odważna! Tylko… co dalej?!
–
Zejdź mi z drogi, ty... – Chłopak urwał w połowie zdania, spoglądając na mnie
głęboką zielenią swoich oczu. Zrobił zdziwioną minę, podobnie jak ja. Nie
spodziewałam się, że to będzie ten sam oszołom, którego poznałam miesiąc temu,
gdy spokojnie wracałam do swojego domu, z drugiej strony: mogłam się domyślić,
że to on będzie chciał zrobić Deanielowi krzywdę.
–
To ty – burknął nieznajomy, uśmiechając się kpiąco pod nosem. – Aż tak mnie...–
zaczął, ale nie dałam mu skończyć. Niestety nie byłam jedną z tych uległych dziewcząt.
–
Co ty robisz?!– wykrzyknęłam walecznie, przerywając jego monolog. Nie lubiłam
ckliwości i wspominania starych dobrych czasów. – Chcesz zabić Deaniela?!
–
Tak – odparł niczym niezrażony chłopak, wzruszając obojętnie ramionami. Na jego
twarz wstąpił ten niezwykle irytujący, pewny siebie uśmieszek. Miałam ochotę
odkleić mu te wąskie usta z tej przystojnej gęby albo przynajmniej złamać mu
nos, żeby już nie był taki idealny, na jakiego wyglądał.
Odpowiedź
wcale mnie nie zdziwiła. Prędzej to, że mówił to z taką lekkością w głosie.
Wzięłam
głęboki wdech i spróbowałam opanować nerwy. Chłopak tymczasem oparł luzacko kij
o podłogę. Bezustannie patrzył się w moją twarz. Ta sytuacja wyraźnie go
bawiła. Mnie trochę mniej.
–
Deaniel to zwykły nastolatek, jest niewinny i…
Chłopak
parsknął irytującym śmiechem i złapał się za brzuch, udając, że rzuciłam
niezwykle zabawnym żarcikiem, który mało nie sprowadził go do poziomu
tarzającego się radośnie po podłodze psa.
–
Deaniel? – prychnął. – Deaniel człowiekiem? – wybuchnął tak nagle, że
zesztywniałam. Teraz po jego wesołości nie było nawet śladu, w jego miejsce
pojawił się gniew. – Proszę cię! To demon z krwi i kości! W każdej chwili może
sprawić, że umrzesz – zakończył z krzywą miną.
Od
momentu, w którym go spotkałam, wiedziałam, że jest z nim coś nie tak. Z jakiej
on się bajki urwał? Czy może raczej: z jakiego szpitala psychiatrycznego.
Demony
nie istniały. Nawet jeżeli jego niezwykle wybujała wizja miała jakieś
odzwierciedlenie w świecie rzeczywistym, to czemu akurat Deaniel miałby być tym
demonem? Nie wyglądał jak on – to po pierwsze, po drugie był zwyczajnym
chłopakiem, który nie czynił nikomu większych szkód. Zdążyłam go już poznać na
tyle, żeby wiedzieć, że wszystko jest z nim w jak najlepszym porządku. Może
miał swoje dziwne tajemnice, ale spójrzmy prawdzie w oczy – każde je miał,
nawet ja.
–
Żarty sobie ze mnie stroisz? – spytałam z wrednym uśmiechem, odzyskując odwagę,
którą zabrał mi niedawny wybuch obcego chłopaka. Założyłam ręce na piersi i
przerzuciłam ciężar ciała na lewe biodro. Zapewne wyglądałam, jakbym rzuciła mu
wyzwanie.
–
Wy ludzie nigdy nie wierzycie w to, że demony istnieją – burknął niezadowolony
nastolatek, zerkając na mnie groźnie spod czapki.
–
Skąd, ja akurat w nie wierzę – prychnęłam. – Jeden z nich stoi przede mną.
Reakcja
nieznajomego była nie do przewidzenia. Chwycił mnie gwałtownie za ramiona,
przyparł do ściany i przybliżył swoją twarz niebezpiecznie blisko mojej. Jego spojrzenie
nie nawiązywało do tych namiętnych scen w romansach filmowych, od których po
sali kinowej rozlegały się marzycielskie westchnięcia i piski zadowolenia.
Wręcz przeciwnie – ten oszołom wyglądał na naprawdę zdenerwowanego, zupełnie
jakbym poruszyła jego czuły punkt.
Napięłam
mięśnie ramion i wstrzymałam dech. Chłopak zablokował mnie w taki sposób, że
nawet gdybym chciała się wyrwać, miałabym z tym problem. W tym momencie byłam
zdana tylko na jego łaskę, a raczej jej brak.
–
Cofnij to – syknął, mrużąc groźnie oczy.
–
Cofam to. – Starałam się brzmieć obojętnie, choć nie miałam pewności, że mi się
udało. Do tego przewróciłam ostentacyjnie oczami, żeby pokazać mu, że tak
naprawdę się go nie boję. W głębi duszy czułam jednak niepokój.
–
Jeżeli chcesz dowodu, draśnij go nożem.
Co
on do mnie właśnie powiedział? Naprawdę sądził, że będę kaleczyć własnego
przyjaciela, który zaraz by uciekł, uznając mnie za psychopatkę? Mylił się. I
to bardzo. Byłam normalna. Dobrze, w miarę normalna. Nie bawiłam się w
bezcelowe ranienie ludzi nożem.
–
Nie mam pojęcia kim jesteś, nie mam pojęcia po co ci Deaniel i dlaczego chcesz
mu zrobić krzywdę. Nie chcę wiedzieć, co będzie, kiedy drasnę go nożem. Nie
chcę wiedzieć, co siedzi w tym twoim małym móżdżku. Nie obchodzi mnie to –
powiedziałam głosem przepełnionym jadem. Prędzej mnie zdenerwował niż przeraził
swoimi nierozumnymi rozkazami.
–
Idiotka – mruknął chłopak, zakańczając swoją krótką wypowiedź głośnym, kocim
prychnięciem. Wyglądał, jakby miał mi za chwilę przywalić kijem baseballowym,
ale ku mojej uldze odsunął się ode mnie i skierował w stronę drzwi. Włożył ręce
do kieszeni pragnąc mi udowodnić, że wcale nie wytrąciłam go z równowagi.
Oszust. Widziałam, że był piekielnie zły. Nie potrafił trzymać nerwów na wodzy.
–
Mam imię – burknęłam na boku. Nie chciałam, żeby mnie usłyszał, a jednak ta
wiadomość dotarła do jego uszu. Zatrzymał się, ale nie obrócił w moją stronę,
zaledwie zerknął na mnie przez ramię z podejrzanie zadowolonym uśmieszkiem. Czy
to możliwe, żeby jego gniew tak szybko wyparował?
–
Nie znam go – odpowiedział.
–
Laura – powiedziałam to tak głośno i wyraźnie, żeby zapamiętał sobie moje imię.
Nie przejmowałam się tym, że użyje moich danych osobowych w jakimś niecnym
celu, wydawało mi się, że miał na to zbyt ograniczone zasoby inteligencji. –
Laura Collins.
–
Nathiel. Nathiel Auvrey – odparł zgodnie z moimi oczekiwaniami.
Cóż,
tak jak podejrzewałam – chętnie podzielił się ze mną swoimi danymi osobowymi. O
to właśnie mi chodziło.
–
Bardzo mi miło – odpowiedziałam tak sarkastycznie, jak tylko potrafiłam. Miałam
nadzieję, że nie uzna tego za komplement. W końcu chciałam zrobić mu na złość.
Zielonooki
nastolatek, który przedstawił mi się jako Nathiel, spojrzał na mnie z dziwnie
uwodzicielskim uśmiechem. Chciał mnie do siebie zachęcić czy jeszcze bardziej
zniechęcić? Opcja druga na pewno mu wyszła.
–
Czas pokaże, czy będzie to miła znajomość – dodał na zakończenie, po czym
zgrabnym krokiem wyszedł z klasy.
Brońcie
mnie istoty niebieskie od takich ludzi.
Idioci.
Idioci wszędzie.
"Brońcie mnie istoty niebieskie od takich ludzi. Idioci. Idioci wszędzie." Haha, genialne! Czasem sama mam chęć tak powiedzieć.
OdpowiedzUsuńAle jakoś wierzyć mi się nie chce że Deaniel jest demonem, no nie dociera to do mnie. Taki miły i fajny, a demony takie nie są! Wiem coś o tym, bo i w moich opowiadaniach się pojawiają... Ale każdy wyobraża je sobie inaczej... DOBRA! Ja tu gadu gadu o głupotach a ty zapewne czekasz na ocenę rozdziału...
Według mnie rozdział, jak zwykle, był bardzo dobry, wręcz idealny. Czekam na kolejny <3
Pozdrawiam,
Elfik Elen
PS. Zapraszam do siebie
http://in-the-circle-of-secrets.blogspot.com/ oraz http://kingdomofspells.blogspot.com/
Kocham <3
OdpowiedzUsuńhttp://paranormalkryminal.blogspot.com/
nie ma to jak seksiasty obrońcaxdd Yeyyy wreszcie się spotkali! muahahhah przetnie go nożem? czekam na następną notkę bo bardzo mi się podobają dotychczasowe ^^
OdpowiedzUsuńBrak słów.
OdpowiedzUsuńNormalnie brak słów, takie to było niesamowite ♥
Dobre akcje (wszyyystkie) i sytuacje (o, rymło mi się XD)
Pisz następny rozdział jak najszybciej :)
Pozdrawiam i życzę weny, jak najwięcej
Ps. Można prosiç o button? :>
Nathiel, mi numero uno! ^^ <3
OdpowiedzUsuńJuż jest moją ulubioną postacią ;)
Przypomina mi trochę Jace'a Waylanda.
Deaniel zwiewa, aż się kurzy :P
"Brońcie mnie istoty niebieskie od takich ludzi. Idioci. Idioci wszędzie."- warto przeczytać rozdział, by dotrzeć do tego. Świetne podsumowanie ;)
Laura i jej sarkazm- jedyna skuteczna broń na idiotów )wiem, co mówię :D).
Czekam na nn ^^
P.S. Maturą się nie martw, ja się na serio do niej uczyłam po zakończeniu roku szkolnego, raptem kilkanaście dni, a zdałam na tyle dobrze, by się dostać na UJ ;)
Powodzenia życzę :)
Super rozdział! Czekam z niecierpliwością na kolejny ;) Informuj mnie o nowych ♥
OdpowiedzUsuńUrzekłaś mnie *.*
OdpowiedzUsuńTak, absolutnie się zakochałam w Nathanielu i Deanielu ^^ Nie wiem, w którym bardziej :D
Hmm... możesz mi zrobić button na bloga, którego zaczęłam od nowa i dzisiaj wstawię pierwszy rozdział. (http://jak-dokonac-niemozliwego.blogspot.com/ - BTW, zapraszam XD)
Laura... ma fajny charakter. W tym rozdziale, jak ją opisywałaś to było tak: No i cóż, jej imię mi się nie podoba. Kiedyś je kochałam, potem przeczytałam książkę (CHERUB "Rekrut", "Kurier"... 15 części, polecam ♥ jedna z moich ulubionych serii, FF podany na górze jest też o niej... ) i tam była Laura, którą najmniej lubię i zamierzam zabić - tak, żeby zginęła wpadając pod samochód czy coś. Uczynię jej chłopaka najbardziej nieszczęśliwym dzieckiem na świecie, ale cóż... ;) - ale nie o tym piszę. XD
Collins to nazwisko też jednej z bohaterek :P
No cóż, spadam, bo Cię zanudzę na śmierć :D
Pozdrawiam, czekam na nn :*
....
UsuńUcięło mi komentarz.
tam jest taki kawałek:
"jak ją opisywałaś to było tak:" i teraz moja część, ta ucięta: <Nie mogę, ona jest piękna! Chciałabym tak wyglądać. nasfjuklnfdikcal... (niedokładny cytat)...nie wiem, co we mnie widzi... (koniec niedokładnego cytatu) Pff.. ona oszalała. Niech się zgłosi do psychologa.
No cóż, jeszcze raz pozdrawiam ;)
http://aquasenshi.blogspot.com/2014/02/rozdzia-6.html Zapraszam na nowy rozdział :P
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Zaciekawiłaś mnie. :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na nowy rozdział u mnie :)
http://nieodkryta-kraina.blogspot.com/
To jest świetne!!!
OdpowiedzUsuńOo... a widzisz, coś tak czułam, że się zaprzyjaźnią! Badum i nagle Laura i Deaniel się lubią. Ja się tutaj doszukuję wątku romantycznego, ale to, że są dla siebie bliscy jak na razie mi wystarcza. D:
OdpowiedzUsuń"Jakim cudem znał to miasto, skoro twierdził, że tu nie mieszka?" gugl maps :D
"Mam nadzieję, że w stosunku co do mnie nie będzie miał jakiś dziwnych, kochliwych zapędów." z bólem serca, Lauro, muszę Ci powiedzieć, że po raz pierwszy od kiedy zaczęłam czytać to opowiadanie się z Tobą NIE zgadzam. Mam wręcz odwrotną nadzieję :D
"właśnie przyszedł po niego członek FBI przebrany za baseballistę..." ja wiem, że to scena pełna napięcia i zgrozy, ale zaczęłam chichrać się jak głupia. Jest sobie macz baseballa i nagle jeden zawodnik wpada na trybuny "tu FBI! Jesteś aresztowany!". Hahahh, rany ><
" rzuciłam nieznajomego pierwszą lepszą książką." -w- uciekło! przestraszyło się tego bezczeszczenia książek! ;'<
"- Chcesz zabić Deaniela?!
-Tak." - krótko, prosto i na temat. Szkoda tylko, że NJE przez J! :///
Lubię Nathiela, miał takie genialne wejście rodem z "lśnienia" haha, uwielbiam psychopatów, a ten na takiego wyszedł :P tylko Deaniel stchórzył ;_; ja też nie sądziłam, że może zostawić ją samą... kurczę, zaskoczyłaś mnie :D
Nie, Lauro! To nie idiota! To psychopata! Gdzie ja takich znajdę? ;__; gdzie ta akcja się dzieje? Rany, może wejdę do tego opowiadania i będę gonić Nathiela jak Amy Deaniela! Tak, wejście tutaj jest rzeczywiście genialnym pomysłem. Może trochę a-wykonalnym, ale genialnym. Okay, może mi ktoś portal tutaj otworzyć? ;__;
Na Twoje drugie opowiadanie z chęcią wpadnę, ale chyba najpierw skończę to, żeby nie mieszać się tak w Twoich pięknych historiach :D
Genialny rozdział, nic dodać nic ująć. Masz mnie całą, przez to genialne wejście Nathiela. Uwielbiam psychopatów *dopóki nie chcą mnie zabić...*!
Biegnę na piąteczkę ^w^
No cóż, ciekawe, może Deaniel jest taki miły dla Laury, bo chce ją zwyczajnie zabić albo opętać, albo coś w tym rodzaju? ;P Może wbrew pozorom tak naprawdę to Nathiel jest tym dobrym? Nie wiem, ale zasiałaś w mojej głowie mnóstwo wątpliwości, z każdym rozdziałem pojawia się ich coraz więcej, fabuła jest bardzo intrygująca i bardzo ciężko przewidzieć, co będzie dalej, dlatego człowiek wciąż ma ochotę na więcej ;) Z każą chwilą ;)
OdpowiedzUsuńStylistycznie dobrze ;)
No i można się było spodziewać, że Deaniel nie będzie przepadał za Amy, bo skoro wszyscy faceci za nią biegają, to on musi być inny ;P
pozdrawiam
Court.