Nie wiem. Szczerze, to... nie czuję się zbyt pewnie z tym rozdziałem. Jak już wspominałam, poprzednie cztery były napisane z rok, a może nawet dwa lata temu. Wdrożyć się nagle w ten sam świat z podobnym stylem pisania, to... hmmm. Nie lada wyzwanie. Rozdział średnio mi się podoba, ale mam nadzieję, że Wam przypadnie do gustu. Kończą mi się ferie, więc notki będą wstawiane zdecydowanie rzadziej. Pozdrawiam <3
POPRAWIONE [07.05.17]
Tak sobie czytałam to, co napisałam wyżej i... ten rozdział nie był wcale taki zły. Jak się go trochę podrasowało to okazał się całkiem miły!
***
–
Nieudany podryw?
Chłopak
prychnął głośno i założył ręce na piersi jak obrażony dzieciak. Swoje blade
usta wydął w kaczy dzióbek, który stanowił idealny wzorzec dla nastolatek
pragnących iść z nurtem nowych trendów zdjęciowych.
–
Stary, spotkałem właśnie najgorszą dziewczynę na świecie – pożalił się – to się
chyba nawet nie uśmiecha. Blade takie, pyskate, wredne i nazywa się Laura –
powiedział nieprzyjemnie niskim głosem wzbogaconym o nutkę irytacji.
Dołączył
do swojego kolegi, który uśmiechnął się pobłażliwie na boku. Cały Nathiel.
Widział tylko wady innych i nigdy nie zwracał uwagi na swoje własne przywary.
Myślał, że jest idealny w każdym swoim egoistycznym calu. Nie mógł zrozumieć,
że to on był przodownikiem kłótni, który rozpalał ogień furii w swoich
rozmówcach. Tylko prawdziwa oaza spokoju była w stanie kroczyć u jego boku. Padło na Sorathiela.
–
Spójrz na to z innej strony – odezwał się spokojny jak zawsze blondyn. – Ona też
cię teraz wyzywa w myślach. Kto normalny wpada do klasy z kijem baseballowym i
mówi, że chce zabić demona?
–
Ja – odpowiedział bez chwili namysłu Nathiel. – I jestem całkiem normalny. – Wzruszył
ramionami.
Od
samego początku miał na pieńku z tą całą Laurą. Nie była brzydka, miło patrzyło
się na jej twarz, ale na tym zalety się kończyły. Zwyczajne dziewczyny albo
przed nim uciekały – gdy latał za kimś z kijem, nożem lub innym niebezpiecznym przedmiotem
(oczywiście nigdy nie krył się z zamiarem zabicia kogoś, dlatego często odbywał
kulturalną rozmowę z policją), albo najzwyczajniej w świecie zachwycały się
jego urodą, gdy kogoś z tym nożem nie gonił. Ta mała, blada licealistka
postąpiła zupełnie inaczej. Sprzeciwiła się mu, nakrzyczała na niego i
zachowała się tak, jakby to ona zwyciężyła w tej walce. Ostra panna, nie ma co,
chętnie by ją naprostował.
–
Dziwnie się uśmiechasz – zauważył towarzysz Nathiela. Zazwyczaj szalone
uśmiechy jego przyjaciela nie zapowiadały niczego dobrego. Można było z niego
czytać jak z otwartej księgi. Mógł się założyć o to, że w tym momencie jego
umysł wyśnił słodką zemstę, którą dokonałby na dziewczynie, gdyby znowu ją
spotkał na swojej drodze, a jest to niewątpliwie możliwe – w końcu była
przyjaciółką Deaniala, którego młody Auvrey tak uparcie ścigał.
–
Naprawdę? – spytał bezbarwnym głosem Nathiel, mierząc wzrokiem przechodzące
obok nich dziewczyny. – Świetny tyłek – powiedział cicho, jak w transie
wpatrując się w tylny aspekt osobowości nieznajomej brunetki. W końcu nie na co
dzień miał okazję spacerować w okolicach szkoły, gdzie znajdowało się tak wiele
ładnych rówieśniczek. Czasami żałował, że ominęła go ta młodzieńcza część życia
tycząca się publicznej edukacji.
Sorathiel
powstrzymał się od przewrócenia oczami.
–
Może przynajmniej powiesz mi, co planujesz.
–
Zagładę – mruknął Nathiel, dalej skupiając się na niesamowitych, nastoletnich
krągłościach. Jego zapatrzenie mało nie wprowadziło go na pobliskie drzewo.
–
Nathiel.
–
Co? – spytał wyraźnie poirytowany chłopak, w końcu odrywając wzrok od
roześmianych pannic, które zwróciły na niego uwagę.
–
Może byś mi w końcu przedstawił swój wielki plan zagłady. – Blondyn spojrzał na
niego znacząco.
–
Ach, tak. Zagłada. – Przerwał na moment i zmarszczył czoło, zamyślając się nad
swoim istnie złym planem, którego zaledwie zalążki narodziły się w jego
szaleńczym umyśle. – Widzisz, drogi przyjacielu... – mówiąc to, uśmiechnął się
w jawnie diabelski sposób i włożył ręce do kieszeni. Łatwo było odwrócić jego
uwagę od przedstawicielek płci pięknej. Wystarczyła odrobina sprytu i zainteresowanie
go nowym tematem. To działało na takiej samej zasadzie jak z dziećmi. Kiedy nie
chciały tracić zainteresowania danym zjawiskiem, trzeba było odwrócić ich uwagę
jakimś cennym przedmiotem, znaleziskiem, słowami czy obietnicą. Nathiel w
pewnym sensie był jeszcze dzieckiem – jego umysł zatrzymał się na poziomie
niesfornego dziesięciolatka.
–
Myślę, że skoro najwięcej tych ścierw jest w liceum, w którym znajduje się
teraz Deaniel, to może warto... – Chłopak stanął gwałtownie miejscu. Wyglądał,
jakby właśnie doznał olśnienie. – Ty...
–
Ja. – Sorathiel uniósł pytająco brew.
–
Dużo masz hajsu?
–
Wystarczająco dużo.
–
No, to szykuj się na ostrą jazdę z demonami – powiedział Auvrey, śmiejąc się
tak głośno i przeraźliwie, jakby był zbiegiem ze szpitala psychiatrycznego.
Dziewczęta, które wcześniej zwróciły na niego uwagę teraz oddaliły się od
dwójki chłopaków na dostatecznie bezpieczną odległość, szepcząc pomiędzy sobą,
że nie należy ufać przystojniakom.
Niektórzy
z nich mogli się okazać niebezpieczni.
***
Nathiel
Auvrey. Specyficzne imię i specyficzny sposób bycia. Nie znałam go zbyt długo,
ale nie wzbudził mojej sympatii nawet w najmniejszym stopniu. Ba, byłam tak
zdenerwowana i roztrzęsiona tym spotkaniem, że jeszcze nigdy nie widziałam
samej siebie w takim stanie.
Skąd
on się urwał? Czego chciał od Deaniela? Był niebezpieczny czy stroił sobie
żarty z tego, że chce zabić mojego przyjaciela? A może to psychopata? Znałam
tylko jedną osobę, która mogła na te pytania odpowiedzieć...
–
Laura! – dosłyszałam znajomy głos. Miałam ochotę rzucić się na jego właściciela
– sama nie wiedziałam czy z pięściami, czy z zamiarem przytulenia go. Byłam
dziwnie rozdarta i nie rozumiałam jak jedna nieznajoma osoba mogła aż tak
niepozytywnie wpłynąć na moje opanowanie. Pierwszy raz w życiu miałam ochotę dać upust swoim emocjom – zazwyczaj tłumiłam
je w sobie i pozwalałam na powolne wymarcie gdzieś w głębi własnej świadomości,
teraz cudem powstrzymywałam się od wbicia pazurów w przypadkowego przechodnia,
zupełnie jakbym była krwiożerczą bestią, żądną krwi niewinnych ludzi.
Nim
jeszcze Deaniel do mnie dotarł, zaczęłam podenerwowanym głosem:
–
Kto to jest?!
Mój
wyjątkowo spokojny kolega zatrzymał się gwałtownie w miejscu, jakbym przeraziła
go swoimi krzykami. Bardzo rzadko zdarzało mi się wyrażać oburzenie
podniesionym tonem głosu. W chwilach względnej irytacji stawałam się chłodna i
przeszywałam ludzi lodowymi odłamkami słów, nigdy nie krzyczałam, myślałam, że
nie potrafię tego robić, że skutecznie oduczył mnie tego mój ojciec-tyran. Jak
widać – w każdym z nas tkwiła furia.
–
Co za Nathiel?! Skąd on się urwał?! – krzyczałam dalej.
Deaniel
po chwili głębszego zastanowienia i niepewności, postanowił do mnie podejść.
Kroki stawiał ostrożnie i nieufnie, jakby bał się, że zaatakuję go nie tylko
słownie, ale również fizycznie. Wystawił przed siebie ręce i otworzył buzię,
jakby chciał mi coś wytłumaczyć. Oczywiście nie dałam mu dojść do słowa.
–
Dlaczego cię goni? Co ty mu zrobiłeś?
–
Laura... – Matthers próbował mnie uspokoić, ale nie bardzo wiedział jak się do
tego zabrać. Zastygł w bezruchu jak zalany woskiem.
–
A może to ty jesteś jakimś utajonym kryminalistą?!
–
Laura, proszę...
–
Demony! To w głowie się nie mieści! Gościu się chyba za dużo filmów naoglądał!
Jakieś chore fantazje się go trzymają!
–
Laura...
–
Przecież nawet gdyby demony istniały to nie mógłbyś nim być! Jesteś na to za...
–
Laura! – wykrzyknął podenerwowany już Deaniel, co na chwilę zdołało mnie
uciszyć. Brak spokoju u mojego przyjaciela był dla mnie takim samym powodem do
zdziwienia, jak moje okrzyki bojowe dla niego.
–
Ja jestem demonem i nie chcę cię już dłużej okłamywać!
Oniemiałam.
Nie, nie z tego powodu, że mu uwierzyłam, tylko dlatego, że trafiłam dzisiaj na
kolejnego wariata, który mówił coś o demonach. Ludzie święci, co się działo z
tym światem? Doczekałam się jakiegoś wczesnego prima aprilis? A może wrobili
mnie w ukrytą kamerę? Jeszcze chwila i moja furia mogłaby się zmienić w
szaleńczy śmiech przepełniony pogardą do świata. Przyjaciół mi się zachciało!
–
Uspokój się i usiądźmy, dobra? – spytał głosem dziecięcego psychola Deaniel,
chwytając mnie za ramię i prowadząc do pobliskiej ławki. Moje nerwy znalazły
ujście w tym delikatnym i ostrożnym geście. Wystarczyło tylko wziąć głęboki
wdech i byłam gotowa na rozmowę z kolejnym szaleńcem.
Gdy
już usiedliśmy, spojrzałam milcząco na Deaniela. Nie wiedziałam, co mogę
powiedzieć. Wszystkie pytania, które jeszcze przed chwilą gromadziły się we
mnie jak burza, teraz nagle ucichły i schowały się w szarym kącie, czekając na
zapomnienie.
„Hej,
może mi opowiesz jak było w psychiatryku i dlaczego stamtąd uciekłeś?”
–
Więc – zaczął niepewnie chłopak.
Stresował
się. Zaciśnięte pięści trzymał na kolanach. Uparcie wpatrywał się w ziemię,
jakby to tam chciał odnaleźć swoje nienadchodzące tłumaczenie. Postanowiłam
wspomóc go swoim sarkazmem, który bywał nieposkromiony.
–
Więc jesteś demonem, tak? – zakpiłam.
Deaniel
spojrzał na mnie zawiedziony.
–
Nie wierzysz mi, prawda?
–
Nie wierzę. Niby dlaczego miałabym wierzyć w taką niedorzeczność?
–
Mam ci to udowodnić?
–
A co, przywołasz tu trzygłowego, szatańskiego psa?! A może wciągniesz mnie do
piekła, przedstawisz Szatanowi i razem pójdziemy do baru opijać zło?!
Pomimo
poważnej sytuacji Deaniel nie mógł powstrzymać się od głupiego uśmieszku.
Spróbował zakryć go dłonią i odwrócić głowę w drugą stronę, ale nie udało mu
się ukryć rozbawienia. Nie przed największą obserwatorką tej szkoły.
–
Bawi cię to? – spytałam posępnie. – Świetnie.
–
Przepraszam, po prostu za bardzo poniosła cię wyobraźnia. – Chłopak uśmiechnął
się do mnie łagodnie. Jak w takiej sytuacji mogłabym go uznać za demona? Nikt
nie był tak świetnym aktorem, a już szczególnie nie Deaniel, który emanował
naturalną szczerością.
Wszystko
kryło się w oczach ludzi. Wystarczyło dokładnie się im przyjrzeć, żeby poznać
całą prawdę, wystarczyło nie być zaślepionym czułymi słówkami innych. Sztuka
racjonalnego patrzenia w dusze.
Uspokoiłam się, choć nie na długo. Serce
stanęło mi w miejscu, kiedy mój przyjaciel wyjął z kieszeni nóż. Moja uległość
szybko przerodziła się w przerażenie. Zesztywniałam. Gdyby Deaniel chciał
ujawnić teraz swoją mroczną stronę, łamiąc zasadę naturalnej szczerości, bez
problemu zadźgałby mnie tym ostrzem. Nie planował jednak mojej śmierci. Rzucił
krótkim „patrz”, a potem z pełnym opanowaniem i powagą odznaczającą się w jego
łagodnych rysach twarzy, wbił sobie nóż prosto w wewnętrzną część dłoni.
–
Co ty robisz?! – Pisk, który wydobył się z moich ust zabrzmiał nienaturalnie.
–
Patrz – powtórzył raz jeszcze.
Poczułam
się jak marionetka, która kierowana jest przez słowa obcych ludzi. Zgodnie z
jego wolą spojrzałam na dłoń, na której nie pojawiła się nawet odrobina krwi. Zamiast
niej z rany unosił się ciemny, syczący dymek. Nawet nie wiedziałam, jak to
wytłumaczyć. To był jakiś chory sen.
–
Widzisz? To właśnie mój dowód – stwierdził z westchnięciem. – I nie, nie
kumpluję się z Szatanem, ani nie przywołuję trzygłowych psów – uśmiechnął się
pobłażliwie. – Nie czynię również zła. Demonem jestem tylko z gatunku, jeśli
tak to mogę nazwać.
Wpadłam w dziwny trans. Przez dobre kilka
minut nie mogłam oderwać wzroku od czegoś, co powinno być krwią, a przypominało
szary dym uciekający z komina. To na pewno jakaś iluzja. Wyjątkowo wymyślna i
niesamowicie skomplikowana iluzja. A może to jakiś porąbanie realny sen?
Nie
wierzyłam w żadne duchy, potwory i demony. To były tylko i wyłącznie zmory
dzieciństwa, teraz byłam już na tyle dorosła, że nie wierzyłam w nieczyste
siły, które kryły się pod moim łóżkiem i tylko czekały aż będą miały okazję
wciągnąć mnie do swojego świata. Jak miałam jednak wytłumaczyć istnienie nieposiadającego
krwi człowieka? Tacy ludzie nie istnieli, a jeśli już – to nie byli ludźmi.
Spojrzałam
w twarz Deaniela pozbawioną jakiejkolwiek złej, groźnej lub niebezpiecznej
rysy. Miał takie łagodne, orzechowe oczy. Mogłam się w nie wpatrywać godzinami.
Gdy się uśmiechał, cała jego postawa ukazywała szczerą radość, a przy tym i
niezmąconą złem niewinność. Nigdy nie zrobił mi krzywdy. Był moim ukojeniem,
moim promykiem w pochmurny dzień, odmianą w codziennej rutynie, która nie
zachwiała mojej prostoty. I niby on miałby być demonem?
–
Nie musisz nic mówić. Rozumiem, że czujesz się zawiedziona i...
–
Nie – przerwałam mu spokojnie, ale gwałtownie, wystawiając przed siebie dłoń.
Przez chwilę milczałam. Wzięłam kilka głębokich wdechów i przygotowałam się na
odpowiedź. – Zapomnijmy o tym. Jesteś człowiekiem, nie demonem. Cokolwiek byś
zrobił, cokolwiek powiedział, i tak ci nie uwierzę. Koniec o demonach. Nie chcę
nic o nich słyszeć. Ani słowa. – Obdarzyłam go spojrzeniem bez wyrazu. Chłodna
Laura powróciła do pustego ciała bez duszy.
Chciałam
od tego uciec. Jak zawsze, gdy przytrafiało mi się coś, co niszczyło moje
spokojne, rutynowe życie. Nie lubiłam zmian. Nie lubiłam być zaskakiwana.
Zawsze działałam jak żołnierz w wojsku – według z góry ustalonych rozkazów,
które sama sobie narzucałam.
–
Zacznijmy od początku. – Wzięłam głęboki wdech i przymknęłam na moment powieki.
Musiałam się uspokoić i zacząć znów trzeźwo myśleć. – Jestem Laura Collins. – Rzeczywiście,
niesamowicie trzeźwo zaczęłam. – Niezbyt wysoka, przepełniona sarkazmem
siedemnastolatka. Ty jesteś Deaniel Matthers, mój rówieśnik, zwyczajny
człowiek. Uśmiechnięty, całkiem spokojny i miły. Cieszę się, że cię poznałam. –
Spojrzałam na niego, wystawiając w jego stronę dłoń. Zachowywałam się jak
ostatnia wariatka na świecie. Za dużo było wokół mnie autentycznych świrów.
Oszołom Nathiel musiał rzucić na mnie klątwę bezmózgich szaleńców. Postępowałam
wbrew sobie.
Deaniel
spojrzał na mnie z nieskrywaną bezradnością. Widziałam, że ani trochę mu się to
nie podobało. Naprawdę nie chciał mieć przede mną tajemnic. Myślał, że mu
uwierzę, ale zapomniał o tym, że oprócz pesymizmu wtórnego, przemawiał przeze
mnie również realizm.
Cieszyło
mnie to, że nie uznał mnie za wariatkę z nagłą amnezją. Przyjął moją dłoń z
cichym westchnięciem, ale nie skrzywił się jak podczas tych nielicznych wypraw
na miasto z przebojowymi znajomymi Amy. Wszystko dążyło do upragnionej
normalności.
–
Cześć Lauro, miło mi cię poznać – odpowiedział i obdarzył mnie naturalnie
łagodnym uśmiechem, który pozbawiony był zawodu. Od razu zrobiło mi się lepiej.
Pozwoliłam iść słowom swoim własnym tokiem. Pierwszy raz odsunęłam na bok
racjonalizm.
–
Wiesz, Deanielu, na początku naszej cudownej znajomości moglibyśmy się gdzieś
przejść i chyba nawet wiem gdzie. – Wzięłam głęboki wdech i skorzystałam z
pierwszej lepszej myśli, która nawinęła mi się na taśmę mowy. – Pewien gość z
naszej szkoły organizuje imprezę. Amy, moja przyjaciółka, chciała mnie na nią
zaciągnąć. Odmówiłam, bo na pewno straszliwie bym się nudziła, ale z tobą
chętnie się na nią wybiorę. Zawsze to jakaś odmiana, nowi ludzie, doznania...–
kontynuowałam, czując, że mówię od rzeczy.
Co
za bzdury. Ja i imprezy. Błagam. To nie szło ze sobą w parze. Przez moment
czułam się tak, jakbym zatraciła gdzieś swoją osobowość. Jak wiele byłam w
stanie zmienić w swoim zwyczajnym życiu, żeby zapomnieć o tym, co niedawno
zobaczyłam?
–
Niech będzie, Lauro. Chciałbym cię bliżej poznać. – Deaniel uśmiechnął się
szeroko jak dziecko. Był wyraźnie rozbawiony. Przynajmniej mu było do śmiechu.
Ja wciąż byłam roztrzęsiona.
–
Tak więc widzimy się jutro wieczorem – powiedziałam sztywno, prawie wyskakując
do góry jak kangur. Ponownie wystawiłam w jego stronę przyjacielską dłoń.
–
Wolałbym cię przytulić – szepnął niezadowolony Deaniel. Wymówione zdanie najwyraźniej
go zawstydziło. Zaraz spojrzał w bok i podrapał się nerwowo w tył głowy. Jego
polików nie zalały jednak szkarłatne rumieńce. No, tak, zważając na dymne
sztuczki, które mi wcześniej zaprezentował, jego twarz powinna się teraz
zmienić w jedną, wielką, ciemną plamę.
–
Dopiero się poznaliśmy – stwierdziłam z głupia, choć moje serce waliło jak
młotem.
Deaniel
uścisnął delikatnie moją dłoń. Nie starał się ukryć tego, że jest zawiedziony.
Jego twarz mówiła: „a może tylko jeden, przyjacielski uścisk?”. Nie. Nie
tuliłam się, kiedy nie musiałam tego robić. Dostęp do tego typu czułości miała
tylko moja własna matka. Nawet Amy nie była mile widziana w moich ramionach. To
ponad moje siły.
–
Więc... – zaczął powolnie chłopak, zerkając niepewnie w bok.
–
Więc… do zobaczenia – dokończyłam za niego, odwracając się na pięcie. Nie dałam
mu dojść do słowa. Popędziłam przed siebie jak wiatr. Nie przejęłam się nawet
tym, że czekało mnie jeszcze kilka lekcji. Potrzebowałam odpoczynku, ucieczki
od chaosu, chwili refleksji, a przede wszystkim mentalnego przygotowania się do
zakrapianej imprezy dla nieletnich. Czego to się nie robiło dla przyjaciół?
Przyłożyłam
zwiniętą dłoń do piersi.
Czyżbym
właśnie poczuła coś do tego szatańskiego chłopaka?
rozdział przypadł mi do gustu i to bardzo :) mam nadzieję, że za niedługo wstawisz nowy rozdział. Koniecznie mnie poinformuj jestem ciekawa jak dalej akcja się rozwinie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny
Aqua
Ojej
OdpowiedzUsuńTo było... no, słowami tego nie opiszę.
"Hej, może opowiesz mi jak było w psychiatryku i jak stamtąd uciekłeś?"
A może wciągniesz mnie do piekła i razem z Szatanem będziemy opijać zło?
Rozwaliło mnie to <3
Rozumiem twój ból: moje ferie też się kończą :ccc
Czekam, czekam, osłodź mi te nudne, szkolne dni ♥
Pozdrawiam ^______^
"-A co, przywołasz tu trzygłowego, szatańskiego psa?! A może wciągniesz mnie do piekła, przedstawisz Szatanowi i razem pójdziemy do baru opijać zło?!"
OdpowiedzUsuńhahhahaha popłakałam się ze śmiechuxdd czekam na następne notki :D
Rozdział jak zawsze świetny. :)
OdpowiedzUsuńOdważna ta Laura. Ja jakbym dowiedziała się, że mój przyjaciel jest demonem i zobaczyła bym to co ona uciekała bym gdzie pieprz rośnie. :P
A ona została z nim.
Coś czuję, że Nathiel i Sorathiel nieźle namieszają w liceum i w życiu dziewczyny.
Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Pozdrawiam. :)
Na początku coś, co mi nie pasuje- po zdaniu w dialogu, przed myślnikiem nie stawia się kropek (Graham Cię tego nie nauczył? :D Nie sięgnę po niego, nie przepadam za horrorami).
OdpowiedzUsuńA teraz część główna. Już pierwszy akapit wywołał u mnie uśmiech i myślę sobie: "A co tam, teraz to rozwalę te zadania z ekonomii" :D.
Dziewczyno, co Ty bierzesz??? Podziel się! :D
Każdy kolejny rozdział lepszy od poprzedniego! Och, wzmianka o psychiatryku wywołuje u mnie dziwny uśmiech (w moim małym miasteczku znajduje się taki zakład), bo sama siebie chętnie bym do niego wysłała na badania.
Nathiel chce zagłady??? Hahahhahahhahahahahahahaha.... :D
Laura i Deaniel? Hmm, byłoby ciekawie, DEMONICZNIE :D
Och, ale mam dobry humor po przeczytaniu tego cuda.
Jest wspaniały i wiem, że kolejne też takie będą ;)
Czekam na nn ^^
P.S '94 RZĄDZI!
Jest świetny
OdpowiedzUsuń"-Spójrz na to z innej strony. Ona też cię teraz wyzywa w myślach.- odparł.- Kto normalny wpada do klasy z kijem baseballowym i mówi, że chce zabić demona?" - to tekst, po którym od razu na moich ustach pojawił się uśmiech. To tak na początek:)
OdpowiedzUsuńUbóstwiam Laurę! Jej teksty praktycznie spowodowały, że spadłam z krzesła:) Takiego czegoś potrzebowałam, po męczącym dniu:)
A ty! Jak ty to robisz? Skąd ci przychodzą takie pomysły do głowy? Podziel się:)
A zapomniałabym o Deanielu! Pomału się w nim zakochuję:) Jest tak inny, od reszty. No i poza tym jest demonem:)
Czekam na rozdział. Żądam, byś go dodała:)
I jakbyś mogła nie ignorować chorej fanki:)
Pozdrawiam!
[moj-romeo.blogspot.com]
Jest mi tak niezmiernie miło, że do mnie zawitałaś:) Bardzo się cieszę, że polubiłaś "staruszkę" Emmę, bo jeszcze nie raz się pojawi:)
UsuńDodaję twojego bloga do zakładki "Czytam" i ponownie przesyłam zniecierpliwiony wzrok, który ma wymusić na tobie kolejny rozdział:D
Rozdzial super, jak zawsze z reszta.
OdpowiedzUsuńNie mam jak sie rozpisac, bo jestem na telefonie a bardzo bym chciala.
Tak czy tak, rozdzial super extra :D
Pozdrawiam i czekam na kolejny,
Elfik Elen
PS. Zapradzam do siebie na cudem dodany rozdzial
http://www.in-the-circle-of-secrets.blogspot.com
Dopiero czwarte zdanie, a już umieram ze śmiechu... "To się chyba nawet nie uśmiecha. Blade takie, pyskate, wredne i nazywa się Laura." BEST EVER! :D
OdpowiedzUsuń"I jestem całkiem normalny." nie, nie jesteś. :) jesteś psychopatą! :)
"Zazwyczaj szalone uśmiechy jego przyjaciela nie zapowiadały nic dobrego." kolejny dowód na to, że jesteś psychopatą, Nathielu. Twoje argumenty są inwalidami :3
"-Zagładę." spoko, spoko. Zaraz znajdę więcej! Ha! :D
"-No, to szykuj się na ostrą jazdę z demonami." na pół dowód, a na pół kopiuję, bo mam skojarzenia i wyobraziłam sobie Nathiela ujeżdżającego Deaniela :O najgorszy widok w mojej wyobraźni dzisiaj... ;_;
" A może to psychopata?" grrr, słuchaj mnie w końcu! Tak, to JEST psychopata i właśnie dlatego go lubię :/// co z tą Laurą! Hahah, ale reaguje dokładnie jak ja, gdy się złoszczę. Co mi do tego, że chcesz coś powiedzieć. To JA tutaj wrzeszczę, nie masz prawa głosu haha :D
"Ja jestem demonem i nie chcę cię już dłużej okłamywać!" a może to nie demon... może to psychopata? ;_;
"Hej, może mi opowiesz jak było w psychiatryku i dlaczego stamtąd uciekłeś?" ja się mogę rozwinąć, ale pewnie zdechniesz z nudów, Naff, gdy będziesz to czytać hahah :D ale w sumie jest wiele powodów. Ah, takie teksty o psychiatrykach to miód dla oczu... :3
"Zamiast niej z rany unosił się ciemny, syczący dymek." on paruje :o jak mój zepsuty czajnik, na czarno. Wtf, czajniku. Ale w sumie dobry motyw dla osób z wolno krzepnącą krwią :D jak wbiją sobie nóż w rękę, to się tylko oddymią z tego smogu zassanego z miasta i nie umrą :3 chyba. swoją drogą zawsze mnie to zastanawia, skąd oni mają noże przy sobie. Nie tylko Deaniel, ale też chłopcy na randkach ;_; "sex, albo cię zadźgam, dzifko". tak, tak jest, strzeż się :D
"-Wolałbym cię przytulić...-" awwww, rzygam. tęczą. z cukierków.
"Czyżbym właśnie poczuła coś do tego szatańskiego chłopaka?" TAKKKKK! ZAWSZE MAM RACJĘ. Ha. dobra, nie zawsze, ale zdarza mi się często w opowiadaniach :P
Co tu dużo mówić... świetny rozdział. Nie wiem co bym zrobiła na miejscu Laury, ale chyba nie wypierałabym się tak prawdy. Trochę by mi zajęło oswojenie się z tą myślą, ale moje pierwsze pytanie byłoby: "a co potrafisz robić fajnego?" no wiesz, jakby umiał latać i przenosić pasażerów, to na taką znajomość z demonem bym się z chęcią pisała :D
Uhhuhu, lecę do szósteczki :D
Może i jest to wyzwanie, ale bardzo dobrze Ci się udało :) Szczerze mówiąc, to ten rozdział jest stylistycznie napisany dużo lepiej od poprzednich, wręcz idealnie ;) Poprzednie czytało się równie dobrze, ale ten jest nieziemski, przez ten czas musiałaś nabrać dojrzałości artystycznej ;)
OdpowiedzUsuńNo pomiędzy Laurą, a Deanielem powoli zaczyna się coś dziać, wyczuwam ostry romans, w wieku 17 lat to już mogą xD Zastanawia mnie jednak, jakie właściwie ma intencje Deaniel, dobre czy złe? Nadal nie jestem pewna ;)
No i nadal nie lubię Nathiala, sam jest niezła pupa czy jak on tam powiedział xD
świetne, pozdrawiam
Court.